Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nastia

Użytkownik
  • Postów

    381
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Nastia

  1. Cześć:) Czy mogę coś zrobić, aby w opcji "moje posty" wyświetlały się one tj. kiedyś jako fragmenty wiadomości, a nie wątki, w których się ostatnio udzielałam? Niestety nie mogę znaleźć takich ustawień...
  2. W ostatnia opcje nie wierze jakos. A dlaczego od razu gora lodowa ? Jak to zazwyczaj w terapii bywa, zwłaszcza analitycznych/psychodynamicznych . Miałam na myśli to, że może nie chodzi tylko o certyfikat, ale ogólnie o kwestię zaufania, watpliwości, podważania kwalifikacji, może złość na nią. Bo pamietam, ze jeszcze jakiś czas temu pisałaś, ze terapeutka super i robisz postępy, a potem wiele z nas miała urlopy, no i cos sie może u Ciebie zmieniło w stosunku do niej, albo jej do Ciebie? Bo jakby było ok, to pewnie to by nie przykuło tak Twojej uwagi, ten brak pieczątki. Oczywiście Ty sama czujesz najlepiej, to takie moje luźne skojarzenia:)
  3. Przyznam, że też nigdy wcześniej nie natknęłam się na informację o odnawianiu certyfikatów... ale ale - faktycznie, w PTP odnawia się co 5 lat z tego, co czytam (inne towarzystwa to nie wiem). Brak pieczątki też by mi się rzucił w oczy patrząc z boku - może jest w trakcie odnawiania albo zamierza w najbliższym czasie, a może faktycznie po prostu przestała podbijać, skoro nie trzeba i tyle. W każdym razie ten temat to pewnie wierzchołek góry lodowej.
  4. Tak ma chyba większość osób Niestety najlepsze riposty przychodzą chyba dopiero na chłodno, po fakcie Taaaak. I to jest takie wkurzające! Człowiek się boi sobie zbytnio nagrabić i ponieść tego konsekwencje, więc głupieje A potem, gdy konfrontacja już minie i się jest samemu, to do głowy przychodzi to, COJA BYM JEMU/JEJ POWIEDZIAŁ! Są to albo wiązanki pełne najgorszych wulgaryzmów, albo dyplomatyczna, błyskotliwa riposta powalająca na kolana w swej skuteczności, odbierająca przeciwnikowi wszelkie logiczne argumenty Oczywiście moja samoocena przez to leży, bo co z tego, że w głowie jestem taka mądra Btw, pamiętam, że to zjawisko ma bardzo ładną nazwę, ale nie mogę sobie przypomnieć, jaką.
  5. To jest prawda. Wiem, że tak robię, a zarazem już tego nie chcę, bo szczęśliwa się tak bynajmniej nie czuję. Tylko jak myślę o miłości inaczej i odpycham stare sposoby, to pojawia się pustka, rozczarowanie i lęk przed osamotnieniem. Chociaż obiektywnie rzecz biorąc są w moim życiu ludzie mi życzliwi. Ale chciałabym też w odpowiedzialności za siebie widzieć (czuć) bardziej zaletę niż straszny ciężar i tu następuje zderzenie się ze ścianą. Bo w sytuacjach, gdy zadbanie o mój komfort równoznaczny jest z dezaprobatą bliskiej osoby i jej złością na mnie to znowu przegrywam, 0 - 1 dla lęku i uległości. Bo się boję, że tak robiąc (stawiając granice) nagrabię sobie z całym światem :/ taka apokaliptyczna wizja.
  6. Inga, w przypadku osób, ktore mam na myśli, demaskowanie nie działa kompletnie. Rzecz w tym, że te osoby nie są w stanie sobie uświadomić własnych motywów (no przeciez chcą we własnych oczach uchodzić za dobre ,a nie za kontrolujące ) wiec wtedy wprawianie w poczucie winy osiąga jeszcze mocniejszy kaliber (to niesprawiedliwe wpieranie im czegos, nie docenianie, niewdzięczność, oskarżanie ich o złą wolę, gdy mają dobrą, itd). Teksty są, Przyznam, tak sprytne, ze nie raz głupieję i brakuje mi języka w gębie. Dlaczego? Problem w tym, ze kocham te osoby, wiem, ze serio same nie sa świadome tego, co "czynią" i nie chce zrywać kontaktów, chce po prostu nauczyć sie to ucinać, takimi ripostami, ktore bedą w zgodzie ze mną i nie wchodzić w dalsze przepychanki, ktore nie prowadzą do niczego. Ciagle tego nie umiem, bo tj. napisałam - zależy mi na zainteresowaniu, na tym, co dobre, przejmuje sie tym, co pomyślą (niestety), chce sie czuć kochana - a to jedyny sposób, jaki znam... Jeśli chodzi o osoby obce, o telemarketerów, natrętów, dalszych znajomych, to jestem mistrzem asertywności bo to nie są bliskie mi osoby.
  7. Pewnie, ze to przemoc psychiczna. Ale jednak różnica miedzy ewidentna fizyczna przemocą istnieje duża, chodzi mi o ta formę podania, która wywołuje charakterystyczny chaos - no bo ktoś deklaruje, ze chce dobrze, chce dawać, dawać, dawać, interesuje sie, przejmuje sie (zamiast mieć gdzieś)., jest pomocny, milutki. Myśle, ze problem polega tu na tym, ze oprócz złego jest i dobre, tylko jego ilośc powoduje, ze to jest złe tak pokrętnie, ale ta pokretnosc właśnie tak bardzo zwodzi. No ale. Problemem dla mnie,jak pisałam, jest to, ze to mnie wkurza i irytuje, ale... gdy sie od tego odgradzam, to nie czuje, ze jestem przez kogokolwiek kochana :/ taka pustka. Tak bardzo mi sie zakorzeniło w głowie, ze miłość to taki bardzo bliski kontakt i ciagle przejmowanie sie druga osoba, jej potrzebami, bytem itd.. A inaczej to brak miłości i olewka... Czuje sie mocno rozdarta.
  8. Po co będziesz po ćmoku szła - jeszcze zajdziesz.... Moja odpowiedzią jest, ze w takim razie po godz. 16 zima nie powinnam sie ruszać w ogóle w domu..? Wtedy chwilę zmieszanie, nie wiadomo, co logicznego odpowiedzieć ale zaraz "no dobrze. To w takim razie jak tylko wrócisz to zadzwoń, dobrze? ŻEBYM SIE NIE MARTWIŁA, ZE COS CI SIE STAŁO". (w domyśle - nieprzespana noc, zawał, zdenerwowanie starszej osoby..). Na odmowę "Czyli chcesz, abym sie denerwowała, tak..? Cos ci sie stanie, ze dasz znać? To przeciez tylko krotki telefon, a ja będę spokojna.." Niby sie wie, ze to szantaż, ale kurczę... Jednak ciagle nie czuje sie w porządku, gdy tak nie zrobię! Zaraz mam myśli "no faktycznie, ale po co ona ma sie denerwować, to tylko krotki telefon. Mi sie nic nie stanie jak zadzwonię, a ona nie będzie sie trząść". To takie trudne nie brać za to odpowiedzialności... A zarazem boje sie niestety utraty takiego "zainteresowania" , tak jakby to była utrata miłości... Tak, jakby inni mieli w dupie to, czy wrócę cała do domu czy nie.
  9. Kto z Was zna z autopsji podobne teksty? "Jaka kontrola, ja tylko jestem ciekawa, bo cię kocham.." "Powiedz mi konkretnie, o co chodzi, no dla siebie to będziesz zatrzymywać..?" "No weź, zjedz, przecież każdy potrzebuje zjeść" " myślałam, ze miło spędzimy czas, a ty sobie chcesz iść..?" " inni ludzie cię tak nie zaakceptują, jak ja" "Facet to facet, zawsze może odejść i cię zdradzić, to nie sa trwałe więzi. a matka zawsze będzie matka" "Skoro sama tego nie zrobisz, to ja muszę. Jakim prawem? prawem matki. Bo mie pozwolę, anys popełniła taki błąd. Bo jak widać nie myślisz teraz, wiec trzeba ci pomoc" "po co będziesz po ciemku szła, jeszcze cos ci sie stanie..." Nie chcę, aby ten wątek był tylko od narzekania, ale mam taki pomysł, aby wpisywać zdanie, z którym najtrudniej nam sie uporać we własnej głowie lub w konfrontacji w 4 oczy i może wspólnymi siłami forumowymi zastanowimy się nad mądrymi, zdrowymi odpowiedziami na takie teksty lub reakcjami. Aby sie w końcu rozprawiać z tym poczuciem winy i chaosem w duszy... Może też poprzez humor? Proponuje na pierwszy ogień tekst: "Ale co złego w tym, ze sie interesuję, co robisz..? To źle? " (w tonie głosu SMUTEK lub zdziwienie)
  10. Tak, Misery! Myślę, że ten film dobitnie ukazuje, co może być złego w "dobrym". W nadmiernej opiece, uwielbieniu, dbaniu do przesady, życiu dla kogoś. Trudno takiej osobie uświadomić, że jej rzekomy altruizm to egoizm do potęgi, a jej dbanie to krzywdzenie. Znacie pewnie takie zagrywki: "Co złego jest w tym, że chcę Ci dać to i to...?" "To źle, że się o ciebie martwię..? To mam być obojętna?" " To już o nic cię zapytać nie moge? Źle, że się interesuję..?" "Jaka kontrola, ja tylko jestem ciekawa, bo cię kocham.." "Powiedz mi konkretnie, o co chodzi, no dla siebie to będziesz zatrzymywać..?" "No weź, zjedz, przecież każdy potrzebuje zjeść" " myślałam, ze miło spędzimy czas, a ty sobie chcesz iść..?" " inni ludzie cię tak nie zaakceptują, jak ja" "Facet to facet, zawsze może odejść i cię zdradzić, to nie sa trwałe więzi. a matka zawsze będzie matka" "Skoro sama tego nie zrobisz, to ja muszę. Jakim prawem? prawem matki. Bo mie pozwolę, anys popełniła taki błąd. Bo jak widać nie myślisz teraz, wiec trzeba ci pomoc" Ktoś cos doda? XD
  11. Moja t. ma własną stronę internetową, na której jest wszystko czarno na białym, doświadczenie, certyfikaty, nawet skany dyplomów, kodeks etyczny terapeuty, Informacje na temat psychoterapii. Oprócz tego sprawdzałam po różnych forach, co piszą o niej pacjenci (paranoicznie myśląc, że pewnie wszystko sobie sama o sobie napisała - bo kto wie?). Bez tego researchu, tak całkiem w ciemno nie poszłabym do niej, bałabym się
  12. Historia prawdziwa czy nie - zbulwersowała mnie. Skrajny egoizm, okaleczenie człowieka, zawłaszczanie wręcz jak przedmiot (nawet zwierzę się lepiej traktuje) i to jeszcze pod płaszczykiem dobra. No bezczelne. Matka mocno zaburzona, egocentryczna. Jej trudna przeszłość nijak nie usprawiedliwia zgotowania takiego losu swojemu dziecku, i to jeszcze tak świadomie... Cudem w takiej sytuacji jest, gdy człowiek posiada choćby namiastkę poczucia własnej tożsamości i niezależności. Problemem nie jest tylko wyrzucenie z siebie gniewu czy żalu i uporanie sie z poczuciem winy, ale zbudowanie siebie i nauczenie sie od podstaw relacji z człowiekiem w dorosłym już wieku. Trudno, bardzo trudno naprawiać konsekwencje takiej więzi, tak wiele rzeczy jest do odwrócenia.. Przypomniał mi się film na podstawie książki Stephena Kinga, o psychopatycznej pielęgniarce, która miała obsesję na punkcie sławnego pisarza, którego uwięziła u siebie w domu, w izolacji od innych ludzi. I była taaaaka dobra, kochana, opiekuńcza, do rany przyłóż (nomen omen, bo przyłożyć to potrafiła... Problemy się zaczęły, gdy facet próbował się uwolnić spod "opieki" swojej wielbicielki...
  13. Działać działa, ale na nerwy I powoduje zmiany nie do końca takie, jak oczekiwałam... z tym, że ja miałam bardzo nierealistyczne oczekiwania, jak się okazuje. Odczucia w związku z tym są na ten moment re-we-la-cyj-ne
  14. Ego, na przykład od tego, abyś doświadczyła, co Cię właściwie blokuje albo dlaczego dotychczasowe rozwiązania nie dają skutku. W towarzystwie osoby, która nie będzie Cię oceniac, dyrygować Tobą, ani matkować - być może pierwszy raz poczujesz, ze ktoś traktuje Cię tym samym poważnie, a nie jak kalekę? I praca nad tymi blokadami i przyczynami tego nie radzenia sobie samodzielnie, która m.in. polega na tym, aby nauczyć się używać swojego mózgu do owocnego reflektowania, a nie "panie, zrób coś z tym! Jak żyć? Daj mi to i tamto!" takie prośby to ewentualnie do Boga można zanieść, jak ktoś akurat wierzy. A w terapii cóż.. Gotowych rozwiązań od t. brak. T. zadaje na sesji pytania, często takie, jakich człowiek sam by sobie nie zadał, a pacjent klient wraca do domu i myśli nad swoimi odpowiedziami. I profesjonalny terapeuta, jak dobry rodzic, nie będzie Cię wyręczać w odpowiedziach, tylko stworzy takie warunki, abyś powoli sama je sobie udzielała. Czyli uczysz się nowej umiejętności, dostajesz wędkę, a nie ryby. Oczywiście są tacy, co tylko chcą ryby szamać, a wędką pogardzą, bo tego trzeba się nauczyć... łowić... uzbroić się w cierpliwość.. Czasem w deszczu stać.. wybór bezsprzecznie jest.
  15. Co niby t. miałaby zmienić lub zrobić? T. to nie lekarz, który powie, że musisz zażyć lek X trzy razy dziennie, a lek Y dwa razy, leżeć w łóżku i biernie czekać na poprawę zdrowia. To także nie trener, który wyznaczy Ci plan działania, który masz wykonywać, aby rozbudować mięśnie ani nie mechanik samochodowy, któremu płacisz, oddajesz auto i przyjeżdżasz na zrobione. Niestety...Tu nie leczysz przedmiotu czy samego ciała, a przede wszystkim umysł i Twoje życie, leczeniem w tym przypadku jest pomoc Tobie w samodzielnym myśleniu i decydowaniu, a mówienie Ci, co masz robić, byłoby zaprzeczeniem tego. Zgadza się, że terapeuta powinien naświetlać problem, ale zarazem przyjąć taka postawę, abyś z czasem na swoje problemy znalazł SWOJE rozwiązania i miał odwagę podjąć samodzielnie działania, ktore bedą wynikały z Twoich przemysleń z rozmów z t. Powinien być cierpliwy i niczego Ci nie narzucać. Chyba nie chcesz być typem maminsynka, który wymaga, że ktoś będzie mu mówił, co ma robić i stałe dopingował..?
  16. Problemem jest niedziałająca terapia . Jak można wychodzić z sesji bardziej rozwalonym niż przed ? To ma być pomoc ? Oj, można wychodzić bardziej rozwalonym! A przy zaburzeniu osobowości to można i nawet na oddział zamknięty trafić w trakcie terapii... i to nie raz. I wcale to nie musi świadczyć o nieskuteczności terapi, a odwrotnie, taki paradoks niby, ale jak się głębiej zastanowić, to ma to sens. Terapia ma na celu zmianę, a ta przeraża. Porusza się też tematy trudne, które bolą - no to jak wychodzić szczęśliwym po takiej rozmowie? To by dziwne było dopiero Więcej poczytaj jak chcesz w linku, który zapodaję poniżej: post40007.html#p40007
  17. Cyklopka, ale komu sie postawić i po co..? Rodzicom?
  18. kaja123, oczywiście, że żyje się tu i teraz, de facto nie ma innej opcji a już najlepiej o tym wiedzą buddyści zen - przeszłość i przyszłość to stany umysłu. No ale do osiągnięcia tego w praktyce wielu ludziom daleko, mnie na pewno. Ja właśnie jestem w psychoterapii :) To miałam na myśli pisząc, że pracuję nad sobą. I moje podejście jest jej wynikiem, no i autopsja oczywiście - u siebie zauważyłam tę zależność, że im lepiej radzę sobie z obecnymi relacjami, tym rzadziej się lękam o przyszłość i tym mniej uciekam w fantazje i świat nierealny. Czyli to wybieganie w przyszłość u mnie nie jest przyczyną, ale objawem trudności, obroną, gdy stan obecny jest zbyt trudny do przyjęcia, ogarnięcia, do skoncentrowania się -o ktorym piszesz. Jest wiele złotych myśli, rad i metafor - pięknych, mądrych, a także truizmów - problem zaczyna się wtedy, gdy mimo usilnych prób nie udaje nam się wcielić tych mądrości w życie i korzystać z tego, co dobre, z własnych zasobów, człowiek się blokuje, strach paraliżuje itd. I tu wg mnie jest właśnie miejsce na terapię:)
  19. Ja sobie nie radzę z teraźniejszością - z moimi OBECNYMI uczuciami, z obecnym chaosem w mojej głowie w związku z tym, co się TERAZ dzieje, z obecnymi relacjami. Np. wyobraź sobie, że uczucie radości i zadowolenia wywołuje we mnie TU I TERAZ lęki. Mam też tu i teraz trudność ze znoszeniem i radzeniem sobie z innymi emocjami, z panowaniem nad sobą, albo z zaufaniem, itd. Wynika to z tego, że w przeszłości tak a nie inaczej było i nagle nie zacznę ufać isię cieszyć tym tu i teraz, zwłaszcza, że jak na ironię boję się cieszyć, boję się odnosić sukcesy i doceniać to, co mam w życiu (a obiektywnie rzecz biorąc mam sporo -i na tym tragizm polega, że rzeczy dobre nie cieszą lub przerażają). I właśnie nad tym pracuję. Skad wiesz, jak byłoby u autorki wątku..? U mnie akurat przyjemne rzeczy powodują lęk. Życzliwość ludzi i ich empatia, ciepło -także (choć zarazem tego chcę). Bywa, że i autoagresją reagowałam. W przyszłość też wybiegam, w sensie boję się jej i śmierci bliskich, bo sama w sobie jeszcze nie zbudowałam oparcia. Jak zbuduję i im lepiej będę sobie radzić z tu i teraz, tym mniej się będę niepokoić, że kiedyś odejdą. To analogicznie jak z małym dzieckiem -im lepiej sobie radzi z rzeczywistością tym mbiej się boi, że mamie coś się stanie:) moze sie spokojniej bawic z kolegami i na tym skupiac, a nie nerwowo rozgladac za mama i trzesc ze strachu.
  20. kaja123, piękna myśl, żyj i ciesz się teraźniejszością.. tylko przecież sedno problemu zazwyczaj tkwi w tym, że właśnie z tą teraźniejszością człowiek tak bardzo nie umie sobie poradzić. Z uczuciami w ogóle, z żałobą, małżeństwem, chaosem w spadku po bolesnym dzieciństwie, co sprawia, że nie umie się tego szczęścia tu i teraz odnaleźć i ucieka się w fantazjowanie i ciągle boi się śmierci, w tym bliskich zwłaszcza, gdy się w sobie samym oparcia i równowagi nie umie stworzyć to te obawy są zrozumiałe. Dobre rady i złote myśli tu raczej nie pomogą... choć można to zadowolenie z tu i teraz obrać jako cel swojej pracy nad poukładaniem swojego wnętrza. Wierząc, że to zadowolenie z tu o teraz i oparcie w sobie złagodzi kiedyś te obawy o przyszłość. Ja tu widzę do terapii problem straty i poczucia odrębności..
  21. To w sumie koleżanka miała rację, że JEST nierówność, idąc Twoimi kategoriami. To raz, a dwa - być może syn poczuł, że dostaje od Was mniej emocjonalnie i stąd ta skarga do kogoś obcego na nierówność, a rower to tylko wierzchołek góry lodowej? Może generalnie się czuje zazdrosny o młodszego? Albo z komunikacją u Was na bakier, stąd pośrednio to wyraża przez koleżankę? Może brakuje mu granic, jasności zasad itp. Także warto na sytuację popatrzeć z perspektywy szerszej, biorącej pod uwagę wszystkie strony, całą relację, a nie z punktu widzenia tylko Ciebie-rodzica, ani tylko syna, czy tylko pacjenta tj. w temacie. Zarówno Twoje podejście tutaj opisane, jak i podejście autora wątku jest jednostronne, choć u kogoś nam łatwiej wyhaczyć, prawda? -- 12 sty 2015, 01:42 -- Poza tym, autor wątku nie pytał o namiary, ani nie pisał, że jest z okolic Wołomina..
  22. Ja trafiłam na terapeutkę, która pamięta niemal wszystko. Ciągle mnie to zaskakuje. To ona mi czasem przypomina, co jej mówiłam kiedyś tam.. Potrafi mi przypomnieć sen sprzed roku, ze szczegółami, pamięta imiona moich znajomych, sytuacje z mojego dzieciństwa.. mimo, że na sesjach nie notuje, za to czuję, że autentycznie słucha. Nigdy nie miałam wrażenia, że jest myślami gdzie indziej albo udaje, że słucha, przeciwnie. Tylko kilka razy w ciągu ponad 2lat terapii prosiła, abym jej coś przypomniała, bo nie była pewna, ale nie dotyczyło to podstawowych kwestii. Wiem, że notuje po sesji. Kiedyś miałam do czynienia z terapeutką, która np. myliła imię mojego ówczesnego partnera mimo, że wiele razy je wymawiałam. To i kilka innych rzeczy sprawiło, że nie umiałam się przed nią otworzyć. Gdyby taka sytuacja miała miejsce tylko raz, to na pewno dużo bym o tym z t. rozmawiała i wiem, że moja byłaby otwarta na omówienie takiej sytuacji. Mimo wszystko na pewno czułabym się zdezorientowana i zaniepokojona..
  23. Hahaha. Pachnie, a raczej śmierdzi narcyzem i lękiem przed oceną kogoś mądrzejszego.
  24. Nastia

    wątpliwosci

    Tak, jk najbardziej mi się wszystko układa w całość. W sensie łączenia tego, co mi jest z moimi wczesnymi doświadczeniami w relacjach, w sensie rozumienia po co coś robię, dlaczego, co właściwie czuję. Co do orientacji nie mam już w sumie wątpliwości ani też nie jest to już dla mnie problematyczna kwestia w sensie rozeznania tego czy akceptacji. Natomiast realne związanie się z kimś i sfera seksu to dalej kwestia na dobrych parę lat dalszej terapii.. niestety Sama muszę ze sobą dojść do ładu, bo co dam drugiej osobie..? Chaos, depresje, odpychanie i zabójczą huśtawkę..? Już to przerabiałam. Nie mam silnego poczucia, że będę mogła zbudować kiedyś satysfakcjonujący związek, ale mam jakąś nadzieję, że może być lepiej. Kiedyś. Dzieci nie wchodzą w rachubę jeśli się nie pozbieram. Czuję się tak bardzo nieszczęśliwa z tym wszystkim, gdy docierają do mnie kobiece pragnienia, to boli. Jak widzę przystojnych mężczyzn to też mi się serce rozpada na milion kawałków.. Ale co ja mogę? Mogę się leczyć w terapii i to robię..
×