Skocz do zawartości
Nerwica.com

thompson93

Użytkownik
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez thompson93

  1. Czy za dziecka byłeś poddawany jakimś traumom lub regularnemu stresowi?
  2. Jeżeli nikt w pracy nie jest mizofonikiem, to i tak nie wezmą na poważnie takich uwag, powiedzą, że masz się uspokoić albo nie przesadzać, bo nie wiedzą że to naprawdę może kogoś niszczyć. Ja zawsze mówię "Weź ku**a nie smarkaj" albo "Wypluj gumę bo mnie wk***iasz" :) z resztą kulturalniej się nie da słysząc dźwięk na który jest się uczulonym.
  3. Twój przypadek nie pasuje do mizofonii, jesteś uczulony na pewne dźwięki bo ci się przejadły, jesteś wykończony przez ich nawał i dlatego kojarzysz je negatywnie i tak na nie reagujesz, bo twój umysł ma dość i obsesyjnie domaga się odpoczynku. To bardziej pasuje do nerwicy. Gdybyś był mizofonikiem, na pewno byś tyle nie wytrzymał - u nas granica obłędu to kilka do kilkunastu sekund słuchania dźwięku, na który jesteśmy uczuleni, potem panika, zaciskanie pięści do krwi, wyskakiwanie z samochodu w czasie jazdy lub zrobienie krzywdy "źródłu" dźwięku. Nie jesteś mizofonikiem i bądź za to wdzięczny. Radziłbym zbadać się pod kątem nerwicy, bo to początki załamania nerwowego, które we współczesności są rzeczą powszechną.
  4. Coś w tym jest. U mnie podobnie. Nie zgadzam się. Synetezja ma bardzo wiele typów i rodzajów rozległości i nie jest jeszcze dokładnie spenetrowanym i opisanym zjawiskiem. Według mnie synestezją jest jakiekolwiek odbieranie bodźca przeznaczonego dla jednego zmysłu większą ich ilością. Jeżeli ktoś nie rozróżnia co wchodzi jakimi zmysłami jest to najgłębszy znany jej rodzaj - zapewniam, że jest wiele innych typów. Ja odróżniam bodźce od siebie i mimo to nie znam nikogo takiego jak ja, z takim światem kolorów i mimowolnych skojarzeń różnych zmysłów. Polecam zapoznać się z prezentacją pod tym linkiem: http://prezi.com/kdvhzwa0hipv/synestezja/ Nieprawda, nie każdy. Też tak myślałem, dopóki pół roku temu nie zapytałem kolegi z jakim kolorem kojarzy pewną piosenkę. W odpowiedzi usłyszałem "A z jakim niby ma mi się kojarzyć?" Potem po zapoznaniu się z tematem odkryłem, że jest to coś niezwykłego. Ja w swoim dość szerokim gronie znajomych nie spotkałem jeszcze osoby, która umiałaby sobie wyobrazić takie połączenia, synestetycy rodzą się statystycznie bodajże raz na 20 000, toteż niełatwym jest znaleźć na żywo partnera do tego tematu. "Normalni" ludzie nie wyobrażają sobie jak może to wyglądać, my natomiast rodząc się z tym nie możemy sobie wyobrazić, jak to jest tego nie mieć. Widzimy świat inaczej, dla nas nie kojarzyć bodźców z kolorami to jak nie mieć rąk. PS chyba trzeba założyć oddzielny temat o synestezji, bo podobne wątki zaczynają się powielać :)
  5. Niezupełnie. Tłum i podobne dźwięki nie ruszają mnie, natomiast gdy ktoś mlaszcze, to w moich myślach lecą w niego siekiery. Po 5-8 sekundach dochodzi się do granicy obłędu. To nie jest zdenerwowanie, to jest momentalna ku*wica. Natomiast piski i płacze małych dzieci chyba każdego wyprowadzają z równowagi. Pamięć mam słabą, ale mam bardzo głęboką i rozległą wyobraźnię, do tego jestem synestetykiem. Ponoć często zdarzają się połączenia mizofoników i synestetyków, którym na przykład ja swoiście jestem.
  6. Ja mam takie nierozgarnięcie, to często zaczyna się po jakichś traumach, gdzie człowiek jest osłabiony psychicznie. Ja w wieku 11 lat miałem tragedie rodzinną i od tamtej pory postrzegałem świat jakbym był za niewidzialną ścianą. Niby nie ma zmian, wszystko widzisz, słyszysz, rozumiesz, a jednak to nie to, coś jakby było między mną a resztą. Jakby 1% mnie gdzieś nie było. Ale teraz po 10 latach już tak się to wszystko pozacierało, że w sumie nie wiem, czy postrzegam świat tak jak powinienem czy nie. Nie pamiętam jak to było przedtem, więc dla mnie to już żadna różnica. Jak się o czymś zapomina, to to przestaje dla nas istnieć.
  7. To że robisz to czasem ot tak, bez gniewu, to brak powodu na świadomym poziomie. Specjalista pomoże dotrzeć do podświadomości, która nie daje się łatwo rozpoznać, do tego nie lubi zmian. To zapewne jakiś gniew albo żal zakodowany tak głęboko, że nie jesteś nawet świadoma jego istnienia.
  8. Po zaznaczeniu wszystkich odpowiedzi, wciąż "nie zaznaczyłem wszystkich odpowiedzi". Sorry, próbowałem.
  9. Dzięki temu tematowi wiem jak patrzeć teraz na swoją postawę - ja też po wielu zawodach, byciu wykorzystanym, okłamanym lub olanym stałem się nerwowy i dobrze mi jest z samym sobą. Gdy do pokoju wchodzi ktoś z rodziny nawet nie interesuje mnie co chce, od razu chcę tylko, by wyszedł. Ludzie dookoła denerwują. Nerwowe reakcje na rzeczy, które do tej pory nie wyprowadzały z równowagi. Jednak mnie odróżnia to, że nie przeszkadza mi spotykanie się ze znajomymi, choć wiele razy lubię siedzieć samemu i nie widzę w sobie fizycznych zaburzeń. Mam pełno marzeń i jest mi ze sobą dobrze i widzę świat kolorowo, a doły to chwile zwątpienia, które szybko mijają. Jednak zmiany w moim zachowaniu są wyraźne, jeszcze rok temu nie dało się mnie wyprowadzić z równowagi. Czy też szukać u siebie początków nerwicy?
  10. Nie wiem czy nie podchodzi to pod niewielkie natręctwa - ale to raczej zwyczajne "nawyki". Wiele osób tak ma, że "ulubia" sobie pewne rzeczy. Gust muzyczny, ulubiony kolor, styl ubierania się. Tak samo jest z gustem w liczbach, że preferuje się jedne nad drugimi, np. szczęśliwa cyfra. Tak więc każdy ma też i swoje ulubione kombinacje liczb, wynika to z gustu - u mnie na przykład głośność radia musi być 1,2,3,5,8,10,12,15, inaczej czuje się niekomfortowo. Unikam jak ognia liczby 4, gdy ściągam piosenki, muszę pobrać mniej lub więcej niż 4. Trochę mniej unikam 16. Jak na złość, liczba 4 i tak codziennie mnie dopada A to są 4 rzeczy na liście zakupów, zaliczę coś na 4.0, albo coś zdarzy się o 4 godzinie, itd. W ubiorze unikam koloru czarnego, bo czuję się niekomfortowo. Każdy ma indywidualne preferencje, i ma to raczej charakter powszechny.
  11. Ręce ci się trzęsą? Weź się wyluzuj. Sny bywają totalnie abstrakcyjne. Mi kiedyś się śniło, że zadzwonił do mnie agent ABW i kazał mi kupić w media markcie uszczelki za 9000 zł. Jeżeli na jawie nie wyobrażasz sobie zrobienia czegos takiego to wszystko z toba w porzadku. A czy w życiu masz kogoś, kto wyrządził ci krzywdę lub go nienawidzisz? To moze byc reakcja podswiadomosci na jakis uraz, ktory w sobie tlumisz.
  12. thompson93

    Niepojęte zachowanie

    No normalnie niepojęte, szok, psychoza... masz takie problemy, że trwoga gardło ściska. Chciałbym żeby wszyscy mieli tylko takie problemy, jak ty. Świat byłby lepszym miejscem dla wszystkich. Z każdą taką rzeczą piszesz po forach? To znaczy że jesteś kompletnie nieporadna - powiedziało się to się powiedziało, każdy coś walnie bez przemyślenia czasem i nie ma w tym żadnej choroby, dobry Boże, z jakimi tematami tu się wyjeżdża. Jak się kłócicie o takie pierdoły to ten związek nie ma szans, widać za mało dojrzeliście by z kimkolwiek się wiązać. Wzięłaś leki rano, wieczorem popiłaś winkiem i tragedia - to po co piszesz mu jakieś idiotyzmy o popełnieniu prawie samobójstwa? Nie dziwię mu się, że się wnerwił, jak go tak straszysz. Jak będziesz wychodzić do szkoły to powiedz mu jeszcze, że prawie rzuciłaś się pod autobus, bo szłaś sobie spokojnie chodnikiem a to przecież zaraz przy ulicy. Albo że igrałaś ze śmiercią obierając ziemniaki ostrym narzędziem, prawie podcinając sobie żyły. To jest skrajna histeria, moja rada - niech ci lekarz przepisze coś mocniejszego niż ten xanax, bo nie pomaga. Najpierw przeczytaj, jakie prawdziwe problemy mają na tym forum niektórzy ludzie, a potem się zastanów czy rzeczywiście masz tak źle. Może się pogniewasz za tę surową krytykę, ale wychowano mnie tak, że walę prosto z mostu bez ogródek i jako użytkownik mam prawo wyrazić swoje zdanie.
  13. Hej, Marzycielu - nie jesteś jedyny z tym. Przede wszystkim jest to spowodowane nieciekawymi elementami z twojej przeszłości. Dręczyło cię wiele rzeczy, przez co przez lata wykształciłeś sobie sposób na odcięcie się i odstresowanie - jest to właśnie to nadmierne rozmarzenie i rozmyślanie, odchodzenie w inny, bardziej pasujący ci świat. A także powodem jest ilość niewykorzystanych w przeszłości możliwości, stąd też marzysz (podtekstem umysłu jest "Co by było, gdyby"). Chyba każda osoba po pewnych przejściach, którym jest poddawana, wykształca sobie coś takiego. Mam identycznie (rodzice choć się kochają, kłócili się kiedyś co 2 dni), do tego ciężkie gimnazjum, itp. Właściwie ja też od najmłodszych lat borykam się z nadmiernym rozmyślaniem, tworzeniem i fantazjowaniem. I jest to po czasie już mimowolne, silniejsze od woli. Przez lata nazbierało się tego multum (mam 20 lat) dobytek mojej fantazji jest niespotykany, nawymyślałem się takich rzeczy, jakich chyba nikt by ogarnął - potrafię wejść w "inne światy" gdziekolwiek, na nudnej lekcji, za kółkiem, w domu, na spacerze, mogę wyobrażać sobie co chcę i jak chcę, tworzyć historie, scenariusze. Szczegółowość niektórych wyobrażeń zaskakuje jeszcze bardziej - grając np. w różne gry (GTA, Tony Hawk, FPP, RPG) miałem swoich własnych bohaterów, grając tworzyłem ich charaktery, przygody, relacje, rzeczywistości, potrafiłem je mieszać, sklejać i rozdzielać, wymyślać alternatywy itp. dodawać coś od siebie, wyobrażać sobie rzeczywistość jako mnóstwo alternatywnych biegów zdarzeń historii. Albo jak wyglądać będą filmy lub gry czy piosenki, które kiedyś stworzę, mam setki wersji mnie w przyszłości, mam stworzone w wyobraźni nawet inne planety i wszystko o nich - jak wygląda cywilizacja, klimat, miasta, dzielnice, mapy, pojazdy, służby, technologia, polityka, moda, problemy, wydarzenia historyczne, ważne postacie, jaki jest rok i co się w każdym działo, mam własnych bohaterów z charakterami i ich znajomymi, generalnie miliardy rzeczy. To i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Tak jakbym w głowie miał swój własny, ogromny wszechświat i ja jestem jego bogiem. Mamy obaj wyćwiczony taki "odmienny stan świadomości", który składa się z marzeń, fantazji i ogólnie świata nierzeczywistego. Nie wiem jak w twoim przypadku, ale u mnie jest on po prostu potężny, ale skoro masz 24 lata jestem przekonany, że twój jest również rozmaity i rozbudowany. Wiele osób jest takich - i ja nie nazywam tego schorzeniem, tylko darem. Może nie powinieneś tego zwalczać, a postarać się to wykorzystać i nauczyć się z tym żyć - masz nieprzeciętny potencjał, który daje ci wyćwiczony w wyobraźni umysł i jest to ogromny as w rękawie na całe życie - możesz tworzyć muzykę, filmy, rysować, pisać scenariusze, itd. Ja np. tworzę komiks, mam super pomysły na fabułę, humor, nauczanie. Może właśnie te zdarzenia w przeszłości miały miejsce, bo miałeś taki się stać? Może masz w tym kierunku się rozwijać, by w przyszłości coś osiągnąć? (pamiętaj, żaden wybitny twórca/artysta nigdy nie miał w życiu łatwo) Wykorzystaj to - zacznij coś tworzyć. Z początku będzie szło słabo, ale twórczość rozwija i z czasem będziesz stawał się coraz bardziej doświadczonym artystą, w czym się tylko zajmiesz - rozwijasz świat wyobraźni myśląc. Tworząc - rozwijasz zdolność przenoszenia tego do rzeczywistości, co z całego serca ci radzę ćwiczyć - ja sam idę taką drogą. Zobaczysz, jakimi za***stymi za parę lat będziesz sypał pomysłami albo żartami. Twórczość rozwija wszechstronnie i jest ona najlepszą drogą dla takich jak my. Zgaduję, że jesteś też bardzo związany z muzyką, jak ja. A czy jesteś może synestetykiem? (widzenie dźwięków i liter na kolorowo, itp?) Ja tak.
  14. Wtedy uznaliby ją za tchórza. List to do d... wyjście. Generalnie facet sam był sobie winny swojego losu i tego, że ludzie się od niego odwrócili w życiu. Niepojętym jest, jak w ogóle mogłaś związać się z ćpunem, jaki koniec sobie wyobrażałaś wchodząc w taki smród? Na słowo wierzyłaś, wiedziałaś cokolwiek o problemie narkotyków, że uwierzyłaś w szczęśliwy związek? Śmiech na sali. Tylko zabrało ci najlepsze lata. Winny jest sobie sam i nie Twoim powołaniem jest ponosić winę za czyiś życiowy idiotyzm. Że jest ci go szkoda i współczujesz rodzinie to normalna reakcja, ale z jakiej racji o jakiejś winie tu mówimy? Z resztą, czy poprawiło mu się cokolwiek w czasie waszego związku? Jeżeli nie, to gdybyś była z nim do końca, i tak nic byś wielce nie zmieniła. Dobrze zrobiłaś że odpuściłaś, bo tylko byś sobie szkodziła tym chorym związkiem, a i tak byś go nim nie wyleczyła. Poza tym nie jesteś zobowiązana do porzucania własnego życia na ratowanie kogoś, kto sam sobie nawarzył piwa, a na pustyni nie mieszkamy i nie jesteś jedyną osobą zdolną komuś pomóc. Niczemu nie jesteś winna i za dużo "a co gdybujesz".
  15. Lekarzem nie jestem, ale objawy podobne do niektórych odmian padaczki lub narkolepsji. Neurolog miałby tu do powiedzenia znacznie więcej.
  16. Ja jednak czegoś nie rozumiem. Jakie problemy miał ten chłopak? Ciężka sytuacja w życiu czy problemy psychiczne? Bo z tego co piszesz nie można obiektywnie wywnioskować pewnych rzeczy, za mało szczegółów, wszystko tak na szybko-desperacko.
  17. 15-16 lat to jeszcze nic, to dopiero początek dojrzewania. Nie uważaj się bezprecedensowo za dojrzalszą od rówieśników, bo uważasz tak przez swój narcyzm i masz zaburzony obiektywny osąd, w rzeczywistości może być zupełnie inaczej. Wiele osób w Twoim wieku ma w dzisiejszych czasach różne problemy (przez kulturę masową, chore trendy, patologie, brak możliwości brania przykładu i ogólne globalne zdebilnienie i wszechobecne robienie wody z mózgu młodym ludziom). Poprzednie pokolenia tak nie miały, bo świat i wychowanie było jeszcze na zdrowych torach. Dzisiaj wiele rzeczy jest temu winnych i osób takich jak Ty wyskakuje jak grzybów po deszczu. Zastanawiam się, jak pomóc w Twoim przypadku - jeśli chodzi o utożsamianie się z innymi postaciami, to trzeba poradzić się fachowca. Spróbuj najpierw u pedagoga/terapeuty szkolnego i poproś o zaufaną rozmowę. Jeśli chodzi o narcyzm i próżność - to życie Cię ustawi. Spotkasz w przyszłości na swojej drodze ludzi, którzy nie pozwolą się poniżać ani być pozbawianymi wartości, niejeden zacznie przerastać Cię i dojrzałością i mądrością, aż sama zobaczysz swoje błędy (pewnie wtedy będzie już za późno) Jeżeli dalej taka będziesz, to przewiduję Tobie długą serię bardzo bolesnych kopów w tyłek od życia i innych ludzi, którzy wpoją Ci z powrotem prawidłowe wartości. Bo tak przez życie jak teraz iść się nie da a świat i ludzie nigdy nie będą tacy, jak sobie zażyczysz - jak się ma 15-16 lat, dorośli kryją tyłek i nikt nie zwala na was poważnej odpowiedzialności, to może i jest wygodnie. W przyszłości zapomnij. Nikt z otoczenia sobie na to nie pozwoli i albo zostaniesz sama jak Jaś Fasola, albo narobisz sobie masę wrogów, którzy za nic nie dadzą ci spokoju. Z takim podejściem zapomnij też wkrótce o przyjaciołach, ludzie nie będą mieli żadnej przyjemności zadawać się z samolubem, który pozjadał wszystkie rozumy. A bez obcowania z ludźmi nie poradzisz sobie z niczym w życiu, bo nie będziesz umiała z nikim postępować. Może i teraz wydaje Ci się to błahe, ale w rzeczywistości będzie to koszmar na jawie ("Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie, kto cię stracił") Wizje nie są różowe i piszę Ci to, żebyś poważnie zastanowiła się nad sobą i zasięgnęła pomocy, póki jest czas, dojrzewasz i masz możliwość wszystko odkręcić. Praca nad sobą w tej chwili powinna być priorytetem.
  18. Gdybyś zdawała sobie sprawę z tego perfekcyjnie, nie pytałabyś czy trzeba się tym martwić. Każda próba samobójcza to dowód na słabą odporność psychiczną i niewystarczające zahartowanie umysłu. Próżność i narcyzm wynika z niezdawania sobie sprawy z wielu rzeczy, ludzi, świata albo w wyniku dużej niedojrzałości albo w wyniku zaburzeń. A ile masz lat i jaka byłaś zanim się taka stałaś?
  19. Możesz do mnie napisać, w Szczecinie urodziłem się i umrę :)
  20. Dokładnie, sam w wieku 11 lat miałem nerwicę po stracie dwóch dziadków. Człowiek zadręcza się myślami, a młodzi ludzie bardzo często milczą i zostają z problemem sami. Ignorowanie natręctw przychodzi z czasem, a dużo łatwiej jest, gdy ma się wsparcie bliskich (wytłumaczyć rodzicom, poprosić o pomoc). Wtedy zauważa się błahość problemu i dużo łatwiej przychodzi go ignorować. Jedynym skutecznym lekiem na natręctwa jest bardzo głęboki mamtowdupizm.
  21. Nie odbieraj tego źle, ale odpowiadając ostro pojadę, bo uważam tu stanowczość za konieczność. Jest to kolosalnym powodem do zmartwień, bo nie ma dwóch identycznych osób na świecie i każdy jest inny od twoich wymyślonych wzorców. Jeżeli taki ktoś nie ma dla ciebie wartości, to masz bardzo poważny problem (nie uznawać wartości czyjegoś człowieka z powodu pierdoły to silny kompleks i sku***ństwo wobec drugiej osoby), niedługo zostaniesz całkiem sama i nie będziesz widziała w tym nic złego, aż pewnego dnia w przyszłości targniesz się, bo dotrze do ciebie, że jesteś sama i nikogo nie obchodzi co z tobą się dzieje. Przykro mi, ale z tym jak najszybciej do specjalisty, bo niszczysz sobie nieświadomie całe życie i wszystkie znajomości, a inni ludzie na pewno niczego dobrego sobie o tobie nie pomyślą. Moja rada? Nie pozwól po sobie poznać, jaka jesteś, dopóki nie rozwiążesz tego problemu - dzięki temu może oszczędzisz niektóre znajomości i czyjeś nerwy. P.S. A czy jest to związane z osobą, którą odgrywasz? Np. ktoś, w kogo się wcielasz stroni od ludzi czy jest to drugi, niezależny problem? P.P.S Jaki był powód próby samobójczej? Bo mi twoja przypadłość pachnie niską samooceną, nieprzyznawania się do siebie. Podświadomie chcesz stać się kimś innym, byleby nie być sobą i nie odgrywać samej siebie. Niska samoocena sprawia, że nisko i krytycznie zaczyna się oceniać innych. Wydaje mi się, że zanalizowanie samej siebie będzie dobrym pierwszym krokiem w leczeniu.
  22. Nie powstrzymasz lunatykowania na siłę. Część ciebie, której chce się lunatykować, musi się po prostu wyszaleć, co czasem trwa wiele lat. Im bardziej będziesz się przeciwstawiać, tym cięższą walkę będziesz staczać i ciągle to przedłużać. Jednak ja mam dowód, że po dobroci jednak można sobie pomóc - miałem wśród swoich znajomych przypadek lunatykowania i rozwiązany został dość niekonwencjonalnie. Chodził do psychologów-srogów i kupę kasy na tym stracił, każdy gadał mi coś innego, aż któregoś dnia stracił wiarę w medycynę i zwyczajnie pomodlił się - tu jego cytat "Miałem dość, więc po prostu uciekłem do sfery duchowej, która zawsze mnie wspierała - poprosiłem mocno boga, anioła stróża i swoją duszę, by lunatykowanie przeszło, bo nie widziałem już żadnego wyjścia". Sam jestem świadkiem, że lunatykowanie ustąpiło. Taki jeden przypadek, ale coś pokazał. Wiem, że to brzmi antymedycznie i antynaukowo, ale akurat wiara i sfera duchowa zadziałała, gdy cała wiedza tego świata nie pomogła.
  23. Witajcie, jestem tu nowy i w końcu widzę, że trafiłem na odpowiedni temat. Mnie także całe życie prześladuje alergia na niektóre dźwięki. Pierwszy raz o mizofonii usłyszałem przeglądając niedawno Faktopedię, zgłębiłem temat i wreszcie dopasowałem swoje objawy do sklasyfikowanej przypadłości. W odruchu solidarności opiszę swój przypadek, może wniesie to coś nowego, przydatnego dla reszty. Czytając można zauważyć, że u każdego mizofonia różni się stopniem i rodzajem uczulonego dźwięku. Oto i moja historia - w moim domu mój ojciec tak przypadło, jest mistrzem w wydawaniu wszelkiego rodzaju odgłosów (mlaskanie, chrapanie, smarkanie, plucie, bekanie), rodziny się nie wybiera. Przez wczesne dzieciństwo byłem już świadom tego, jednak uznawałem to za coś zabawnego i niecodziennego, jak to dzieci mają, nie drażniło mnie to, było to po prostu dźwięki takie jak inne. Gdy miałem jednak już z 7-8 lat, mimo że nic się przy stole nie zmieniło, zaczęło mnie to denerwować i z biegiem lat coraz ciężej wytrzymać było takie warunki. W wieku późnej podstawówki te same odgłosy (mlaskanie, chrapanie) zaczęły mnie drażnić u innych ludzi (brata, babci), i tak coraz gorzej. Dziś mam prawie 21 lat, wszystkie święta spędzam w zatyczkach i nauczyłem się czytać z ruchu warg (by nikt przy stole nie zorientował się, że nic nie słyszę), wspólne posiłki u nas w domu nie istnieją. Najbardziej dramatycznym skutkiem mizofonii jest mój minimalny kontakt z ojcem (nawet przy zwykłej rozmowie potrafię wysłyszeć najmniejszy "nietaki" ruch językiem, przy usłyszeniu którego nóż się w kieszeni otwiera), a mój tata nie wie nawet, dlaczego tak jest, a ja nie mam jak tego wytłumaczyć, bo każdy mówi że nic się nie dzieje i nie rozumie, w związku z czym zostałem sam ze swoim problemem. Lata lecą a moje relacje z niektórymi bliskimi wyglądają jak z nielubianym współlokatorem w akademiku. Przestaje się lubić daną osobę i ma się jej dość, co powoli eliminuje cierpiącego z części życia społecznego/rodzinnego. Według mnie na mizofonię narażeni są ci, którzy poddawani są pewnym odgłosom konkretnej osoby przez lata, aż wytwarza się jakiś "mechanizm", który zmusza umysł do postawy obronnej i przenosi się ona też wobec innych ludzi, którzy wcześniej nam nie przeszkadzali. Albo po prostu niektórzy rodzą się z podatnością zachorowania na nią i gdy poddawani są od dziecka jakimś odgłosom, mizofonia uaktywnia się już na dobre, jak u mnie. Mówi się "nie przesadzaj", "opanuj się". Nie da rady. Całe życie próbowałem się przyzwyczaić, a jest coraz gorzej. To odruchy bezwarunkowe, na które nie ma się żadnego wpływu. Gdy słyszę mlaskanie lub inną niechlujną akustykę, wulgaryzmy wypełniają wszystkie myśli i albo chcę rzucić w p***u wszystko i wybiec, albo gorzej - organizm działa jak w ostatniej fazie stresu, gdzie podejmowana jest decyzja o ucieczce lub eliminacji czynnika stresogennego. Uwalnia się w jednej sekundzie cała dzikość, jaką Matka Natura dała. Lub po chłopsku mówiąc - k**wica człowieka strzela. Z zewnątrz potrafię to jako tako ukryć, ale w myślach to biję po gębach i rozwalam stoły czyimiś głowami, pięści zaciskają się same (raz nawet do krwi), ma się ochotę albo rozwalić całą kuchnię, albo przywalić głową w mur i stracić przytomność i jest to nie do opanowania. Cały organizm i mózg chcą zrobić wszystko, żeby uzyskać spokój, niezależnie od ceny. Nieopanowane - panika, agresja i strach w jednym. Gdy się na to cierpi, rzeczywiście zdaje się, jakby wszyscy podświadomie inni o tym wiedzieli i specjalnie robią wszystko, żeby dostarczyć nam niemiłych wrażeń. Ojciec włazi do pokoju i coś żre (jakby nie mógł w kuchni przy stole!), idziesz się z kimś spotkać i akurat ciamka gumę, strzela focha i nie chce jej wypluć po zwróceniu uwagi, chcesz komuś się z tego zwierzyć, a ten nie traktuje cię poważnie, itp. Najgorzej było kilka lat temu, jak jechałem z tatą z KFC i zachciało mu się jeść kurczaków za kierownicą. Opis tego pominę, bo nie ma takich słów w żadnym języku świata, które oddałyby mój stan w tamtej chwili. Pierwszy raz w życiu stykam się z tym, że ktoś inny też może tak mieć i że nie jestem sam, a na moją przypadłość jest już nazwa - zawsze to jakiś postęp, a dla mnie przełom w życiu. Sposobów na wyleczenie tego nie oszukujmy się, też nie ma - można wymyślać jedynie te na ucieczkę. Całe szczęście, że moja mizofonia ograniczona jest "tylko" do mlaskania (każdego, czasem denerwują nawet i czyjeś ruchy ust), chrapania i smarkania (większość), plucia, spania i bekania (tylko pewne osoby). Inne dźwięki są ok, a muzyka to mój duchowy partner, który zawsze mi pomaga i ukaja. Zawsze neutralizuję nią kilkuminutową "traumę" po usłyszeniu jakiegoś nielubianego odgłosu. Proponuję Wam podzielić się wszystkim sposobami, jakie na przestrzeni lat wymyśliliśmy żyjąc z tą chorobą. Ja na przykład wymyśliłem, że gdy wiemy, że będziemy zmuszeni do siedzenia z kimś mlaskającym przy stole, zawsze warto mieć przygotowaną paczkę płatków (Chocapic, jakaś tam Frutina) i jeść. Nasze chrupanie skutecznie zagłuszy mlaskanie intruza Ja tam czasem muszę jeszcze spuszczać wzrok, bo denerwuje mnie czasem sam widok czynności jedzenia takiej osoby. Wyczytałem ponadto taką małą ciekawostkę - ponoć mizofonia jest w jakiś sposób połączona ze zjawiskiem synestezji - synestezja to zjawisko, gdzie łączymy automatycznie doznanie jakiegoś zmysłu z doznaniem innego zmysłu, np. kolorowe słyszenie - każda piosenka lub dźwięk kojarzy nam się z jakimś obrazem lub kolorem, obrazy lub dźwięki przywołują zapachy czy wrażenia termiczne, cyfry kojarzą się z kolorami, kolory lub dźwięki ze smakami, itp. Podobno osoby mizofoniczne często są też od urodzenia synestetykami. Sam też nim jestem, i to bardzo zaawansowanie. Ale synestezja to w sam raz same dobre rzeczy - mnóstwo miłych doznań, niesamowita wyobraźnia. No, ale drugi biegun jest minusowy - jak opisywałem wyżej :| Dobra, to już cały mój wywód :) sorry że taki długi, ale pierwszy raz w życiu mam szansę zostać potraktowany poważnie opowiadając o swojej przypadłości. Co sądzicie? Jakie macie swoje wymyślone na przestrzeni lat sposoby? :)
×