Nie sądziłam że do tego kiedyś dojdzie ale cóż, muszę się wyżalić gdziekolwiek/komukolwiek.
Nie wiem czemu co rano w ogóle wstaje i próbuję coś z siebie wykrzesać. Zawsze sobie wmawiam, że to dla mojego dobra a bezczynność nie poprawi mojej sytuacji. Tylko że nic się nie poprawia. Tak jak dzisiaj. Najpierw płaczę trzy godziny z bezsilności. W ostatniej chwili zbieram sie w sobie i wychodzę do ludzi, bo przecież noc muzeów, tyle ciekawych rzeczy do zobaczenia. Co z tego, że w pokoju obok mieszka osoba, której myślałam że moge zaufać. Jak zwykle nie ma dla mnie czasu. Co z tego że wie, iż leczyłam się wcześniej. Parę godzin włóczenia sie po mieście tylko bardziej mnie przygnębia- wszyscy zajęci swoimi sprawami, wszędzie zadowoleni ludzie, w grupach, parach. A ja jak zwykle sama. Najgorsze że jest coraz gorzej, coraz częściej mam ochotę po prostu przepaść. Jeszcze dwa tygodnie muszę czekać do wizyty u lekarza. Znowu zapisałam sie za późno. Na dodatek boje sie że cos pójdzie nie tak i zamiast pomocy będę się męczyć bardziej.
To by było na tyle