Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hatifnatow5

Użytkownik
  • Postów

    108
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Hatifnatow5

  1. ale napisałaś, że niektóre osobowości schizoidalne są przyjmowane na oddział. to znaczy, że jedne są, a inne nie, i chodzi mi o to, od czego to zależy. bo to wszystko co zacytowałaś to wiem.
  2. ala1983, wiesz może, jakie przyjmują, a jakie nie? czym się musi taki człowiek wyróżniać?
  3. getmeoutofhere, ja też nie usłyszałam nic nieprzyjemnego, ale z drugiej strony nie usłyszałam konkretnego powodu, dla którego mnie nie przyjęli. i mimo, że minęło już parę miesięcy od tamtej pory, to nadal mi z tym dziwnie. wolałabym wiedzieć, że nie, bo to i to. no ale nic, będę żyć w niewiedzy w takim razie.
  4. ja byłam na paru wizytach, oprócz tego, że taka nawet dość przyjemna (w każdym razie nie nieprzyjemna), to chodziłam zbyt krótko, żeby powiedzieć coś o skuteczności.
  5. ale po co chcesz czekać na konsultację lekarską tam? poproś swojego lekarza o skierowanie na tamtejszy oddział, będziesz miał konsultację z psychologiem prowadzącym grupę (czekałam... 1.5 tygodnia?) i w następnym tygodniu już mogłam się stawić na oddział. może trafiłam na dobry moment, że akurat nie było kolejek, ale warto spróbować, hm?
  6. Lemon, a który oddział dzienny? bo np. w pro-psyche mnie przyjęli od ręki.
  7. kogoś dobrego od zaburzeń osobowości...? Bartosz Puk?
  8. może czas pomyśleć o zmianie pracy? możesz też spróbować podjąć psychoterapię i popracować nad swoją samooceną, radzeniem sobie ze stresem, asertywnością. na NFZ skierowanie może wystawić Ci lekarz psychiatra lub lekarz POZ. na same leki w takiej sytuacji nie ma co za bardzo liczyć, to nie działa jak dotknięcie czarodziejskiej różdżki. może trochę pomóc, ale w tej sytuacji szukałabym innego rozwiązania.
  9. może, dlaczego nie? zab. osobowości to nie jest jakiś ścisły szablon, że jak coś poza tym występuje, to już nie jest tym zaburzeniem. zaburzenie swoją drogą, a wszystko co współwystępuje - swoją...
  10. teraz mi się wydaje, że jakikolwiek temat rozmowy jest bez sensu i nudny. no każdy jeden. moje relacje to w większości właśnie te relacje zawodowe i rozmowy dotyczą niemal wyłącznie rzeczy pracowych, o wszystko inne już ciężko, jest wymuszone, "bo tak powinno być"... lukk, masz jakąś terapię? czy sam pracujesz?
  11. cyklopka, mam podobne doświadczenie z tymi tematami rozmów - normalnie jakbyś siedziała gdzieś koło mnie, kiedy one się toczą. tylko ja idę za tym, lepszy taki temat do rozmowy niż żaden, zwłaszcza, kiedy faktycznie czujesz, że trudno by było o czymś innym porozmawiać. ale gdzieś tam od czasu do czasu zdarzają mi się wyjątki, kiedy mogę pogadać o książce, filmie, ale to nie są jakieś trwałe relacje, raczej takie ad hoc. od relacji, które mają widoki na zrobienie się trwalszymi uciekam w podskokach... no nie daję rady i koniec.
  12. lukk79, pewnie masz rację. tylko nie wiem jak to ugryźć. wydaje mi się, że dość dobrze funkcjonuję w takich podstawowych rzeczach, od niedawna pracuję, czyli podstawowa potrzeba bezpieczeństwa zapewniona (przez całe życie tego nie było). tylko ta izolacja właśnie, takie z jednej strony poczucie, że jest się gorszym, innym, a z drugiej, jak to kiedyś pani psycholog określiła, że uznaję ludzi za głupich i płytkich. strasznie mnie męczą relacje, kontakt z ludźmi. ale taka izolacja też nie jest dobra.
  13. wiem, rozumiem. nikt za bardzo nie wie. ponoć trzeba bardzo chcieć, ale ja nawet nie wiem w którą stronę się kierować.
  14. wariuję już od tego. nie wiem jak się ratować, nawet nie ma z kim pogadać, bo izolacja nie do przełamania...
  15. no tak, wiem. tylko nie potrafię jakoś...
  16. tak, ale bardziej boję się zależności, symbiozy, tego, że zatracę siebie, swoją przestrzeń... nie wiem, to jakaś masakra jest. żyję w zupełnej izolacji.
  17. nie udało mi się. musiałabym być w dobrej relacji terapeutycznej, a taka też póki co nie miała miejsca. tzn. lubiłam terapeutę i wszystko wydawało się być okej, ale widać to za mało. nie mogę o tym myśleć bo się boję.
  18. jak myślę, że miałabym być w związku to wpadam w panikę. nawet na myśl o relacji terapeutycznej. zostaje takie pieprzone egoistyczne życie. słabo trochę.
  19. ale akurat to zaburzenie... nie wiem, zawsze mi się tak wydawało. a może wypieram, że moje przeżycia były złe. jak czytam opis zaburzenia, to mi się wydaje, że osoby schizoidalne są przedstawiane jako roboty, bez emocji, potrzeb. nie jestem robotem. szczerze, chciałabym, ale nie jestem.
  20. chciałabym usłyszeć, że to jest do ogarnięcia, że da się z tego wyjść, że ktoś mi pomoże. ale niet. co ciekawe, nie miałam żadnych drastycznych przeżyć...
  21. u mnie żaden bliski związek nie wchodzi w grę... -- 20 lip 2014, 17:38 -- u mnie żaden bliski związek nie wchodzi w grę...
  22. no dobra, staram się nie panikować, choć dobrze to wszystko nie wygląda. jutro mam wizytę u psychiatry, ale za wiele się nie spodziewam, bo i z jakiej okazji? cyklopka, skoro czujesz, że możesz wiele zaoferować, to myślę, że tak właśnie jest. dobrej terapii :) ala1983, czasem mi szkoda tego szpitala, ale z drugiej strony fakt, że zaczęłam pracę i ustabilizowała się moja sytuacja życiowa działa na mnie wybitnie dobrze. 1/3 problemu się rozwiązała. teraz została kwestia emocji i relacji...
  23. ala1983, no ja wiem, że to jest typowe działanie osoby schizoidalnej, ale... jak mam tego nie robić? to jest wszystko chore... jedyne, co mogę zrobić, żeby wyprostować trochę zaburzenie, to podjąć terapię. ale terapii nie podejmę/nie dokończę, bo jestem zaburzona. zajebiście. jak Ci się teraz układają relacje i w ogóle te wszystkie sprawy po terapii w szpitalu? cyklopka, tak, wychodzi, że nikomu nie zależy. ale wtedy pytam siebie: "niby z jakiej okazji ma zależeć, skoro nic nie potrafię z siebie dać?" i mam odpowiedź...
×