Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sonka_85

Użytkownik
  • Postów

    60
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Sonka_85

  1. Widzę, że nie tylko u mnie wróciły TE myśli. Właściwie to nie wróciły, a są ze mną już od kilku tygodni. U mnie to już podchodzi pod jakąś obsesje. Nadal jednak to odkładam na później - wiem, że to zrobię, tylko czekam na odpowiedni moment...
  2. Ja walczę 4 lata i końca nie widać. To podziwiam za wytrwałość. Mam pytanie: a jak wygląda Twoje codzienne życie? Skoro nasze Wegetowanie składa się z dołów i normalnego życia (oczywiście, jeśli można TO nazwać "normalnym"). Pracujesz? A jeśli tak,to jak sobie radzisz? Ja straciłam już jedną pracę, przez pierwszy epizod, niedawno podjęłam nową pracę, ale jeśli potrwa to dalej, to i tę stracę. Masakra. Czuję, że znowu wszystko zawaliłam...
  3. A co zrobic z nawrotem depresji?? Długo walczyłam i okłamywałam samą siebie, że to nie TO, to przecież niemożliwe. Mnie to nie spotka po raz kolejny... Ale jednak. Wczoraj nie poszłam do pracy, siedzę i płaczę. Wczoraj coś we mnie pękło. Wiem, że to nadchodziło od tygodni. Czułam to, ale się okłamywałam.... Powróciło z całym zestawem, te myśli, które mnie prześladowały są już codziennością. Po wczorajszym załamaniu zadzwoniłam do mojego lekarza, ale jest na chorobowym, więc chwilowo odesłał mnie do lekarza rodzinnego. I chyba się poddałam bo poszłam. Ale nie wiem, czy mam siłę walczyć. Jeszcze lekarz rodzinny mnie nastraszył, że nawroty są gorsze. Boję się, bo nie mam nikogo z kim mogłabym porozmawiać...
  4. Nie, to nie przez niego. Nigdy nie mogłabym tak powiedzieć, nawet chyba pomyśleć. Raczej za wszystko obwiniam siebie: to przeze mnie nie możemy mieć dzieci, i właśnie teraz dopadły mnie wyrzuty sumienia, a tylko o tym potrafię teraz myśleć. Ciągle krąży mi to w głowie, najpierw upokarzające badania, później diagnoza,i razem nie mogliśmy tego unieść. JA nie potrafię o tym rozmawiać, nie potrafię go na siłę zmusić, żeby podjął deecyzję. Widzę, że nie chce o tym rozmawiać. A ja coraz bardziej zamykam się w sobie, nie potrafię tak żyć, nie potrafię być idealna, ciąle coś mi nie wychodzi. Zawiodłam wszystkich, bo nie potrafię być taka, jak ode mnie oczekują. Mam takie dni, kiedy wydaję mi się, że nie ma niczego innego niż śmierć przede mną. I Czasami chcę od niego odejść, bo przecież jemu też należy się szczęście, niech znajdzie je gdzieś indziej. Mam ochotę wyjechać i nie wracać, po prostu zacząć wszystko od nowa, może do następnego zaangażowania, nie wiem...
  5. Dobrze Cię rozumiem, też tak miałam. Przeciez trzeba ratować pijaków - -którzy mimo demolowania oddziału należy im się cały pakiet badań, a dla innych nawet psychologa na miejscu nie mają. Sama mam kryzys od kilku dni, wiem że w mojej szufladzie jest dużo leków, przeważnie nasennych, które nieświadomie chomikowałam - może gdybym wzięła je wszystkie to nie stałabym przed wyborem, co mam zrobić gdy mnie jednak odratują. Nie wiem, gdzie mam szukać pomocy, niby mogę iść do lekarza, nawet zadzwonić do niego, ale co dlaej? Mam się przyznać, że znów wszystkich zawiodłam, nie potrafię tak żyć.. Nie wiem już co mam robić... Wiem, że wielu się zastanawia, co takiego widziałam w mężu, że się za niego wyszłami gdzie miałam oczy. Nie wiem. Nie wiem, gdzie je miałam. Może bałam się samotności, a może czułam, że tak trzeba
  6. Zaczął się czerwiec i moje lęki znów powrociły, szczególnie te dotyczące śmierci. Jakoś tak mam, że jak zaczyna się czerwiec, to we mnie coś umiera - inni się cieszą, że ciepło, słonko, kolory, a ja coraz bardziej zapadam się w sobie. Mimo zmniejszania leków i jakieś nadziei na zakończenie kolejengo ataku depresji, to w mojej głowie rodzą się kolejne mysli samóbojcze: teraz wiem, że to zrobię, nie wiem tylko kiedy coś we mnie pęknie. Jakoś zawsze moje próby samobójcze wypadały w czerwcu, nie wiem, co w tym miesiącu jest Boję się powiedzieć lekarzowi, że te myśli mnie przerażają, bo są coraz silniejsze, że mam szufladę pełną tabletek, które znów zaczynam chomikować. Chyba nie mam w nikim oparcia: mąż nie widzi niczego poza swoją pracą, nawet nie wiem, jak mam z nim rozmawiać. Dobija mnie to, że nie mogę mieć dzieci, a to jedyne co mi chodzi po głowie, mogę myśleć tylko o tym, i tak kółko się zamyka. Czasami mam ochotę powiedzieć mu, że pozwalam mu odejść, niech znajdzie szczęście gdzie indziej. Może o to chodzi, żebym wyszła i zaczęła wszystko od nowa, może w tym jest sens. Przepraszam, że tak się rozpisałam, ale nie mam z kim pogadać.
  7. Witajcie. Od ośmiu miesięcy brałam Efevelon SR, w sumie dawki doszły do 300mg dziennie. Na szczęście depresja zanikła, czuję się już nieźle i według zaleceń lekarza mam od dzisiaj zmniejszać dawki - najpierw do 225 mg dziennie. Wiem, że zmniejszanie dawek musi trwać, ale czuję się fatalnie. Mam zawroty głowy, boli mnie brzuch, wszystkie kolory mam dziwnie wyostrzone, do tego mdłośći. Wiem, że przy zwiększaiu dawek organizm musi się przyzwyczaić, ale i przy zmniejszaniu?? Miał może ktoś z was coś podobnego, i czy coś działało? Czy po prostu muszę czekać na dostosowanie organizmu?
  8. Dziękuje za odpowiedzi. Ostatnim razem doszło u mnie do poważnego podrażnienia przełyku, doszło do tego, że wymiotowałam krwią, miałam wyrzuty sumienia kiedy zjadłam coś więcej niż zaplanowałam. Jak już napisałam wcześniej potrafiłam przeżyć dwa dni na mandarynce, a jak przeczytałam, że jedna mandarynka ma ok. 50 kalorii, to potrafiłam ją sobie rozdzielać. Borzu, tyle lat minęło, a ja nadal to pamiętam... I te straszne skurcze mięśni, do teraz je pamiętam... Później przyszła pierwsza depresja i myśli samobójcze. W końcu nie wytrzymałam i popełniłam pierwszą próbę samobójczą. Kilka dni przeleżałam w śpiączce. Tak szczerze, to do teraz mam żal, że mnie odratowali... madeline1111 dziś czuję się lepiej, wczoraj znów miałam napady. ale dziś walczę ze sobą
  9. Dziękuję za odpwiedzi. Przyspieszyłam wizytę, bo się po prostu boję, że to się znów zaczęło. Pamiętam, jak to się skończyło ostatnio. Tylko nie wiem, czy lekarz mnie nie wyzwie, że wcześniej nie powiedziałam mu o tym, że kiedyś miałam z TYM problemy... Madeline1111, już wcale taka młodziutka nie jestem. A przynajmniej czuję się, jakbym miała z 1000 lat...
  10. Bardzo długo zastanawiałam się czy napisać, i czy w ogóle piszę w dobrym dziale. W razie czego proszę o przeniesienie. Od roku leczę się z depresji i nerwicy lękowej. Na ostatniej wizycie u lekarza, zdecydowaliśmy że mogę już odstawić jeden lek. Czuję się nawet lepiej, ale jedno nie daje mi spokoju. Zaczełam mieć napady niechamowanego jedzenia a zaraz potem prowokuję wymioty. Czasami jest to silniejsze ode mnie. Po prostu czuję PRZYMUS jedzienia, a zaraz potem PRZYMUS wymiotowania. Do tego doszło uporczywe mycie rąk... Jest kilka dni, kiedy wszystko jest ok, a później mam dzień, żę mogę jeść i wymiotować po kilka razy dziennie. Ostatnią wizytę u psychiatry miałam w październiku, nastepna dopiero w grudniu. Nie wiem, czy powinnam przyspieszyć tą wizytę, boję się że mnie wyśmieje, że z takimi problemami do niego przychodzę... Wstydzę się tego, bo nie jestem już nastolatką i chyba nie powinnam mieć takich problemów. Dodam, że od 20 do 23 roku życia chorowałam na jakiś rodzaj bulimii, nie wiem nawet czy to była prawdziwa bulimia, bo wstydziłam się o tym komukolwiek powiedzieć. Poitrafiłam wtedy przeżyć dwa dni na jabłku i mandarynce, a kiedy nadszedł przymus jedzenia potrafiłam zjeść mase rzeczy i sprowokować wymioty. Wtedy też nie układało mi się w życiu i tłumaczyłam sobie, że robie TO żeby nad czymś panowac. Teraz tez mam rozsypane życie i boję się, że nad niczym nie potrafię zapanować. Proszę o radę. Może ktoś wie, gdzie mam się udać i poprosić o pomoc. Jestem z Poznania. Może ktoś miał podobny problem i chciałby się podzielić, jak z tym sobie poradzić. Sońka
  11. Ja mam od jakiegoś czasu. Wiem, że nie jest to kaprys... Już kiedyś próbowałam się zabić, wzięłam taką porcję leków nasennych, że słoń mógłby się obalić, a mimo to nadal tu jestem. Przeleżałam trzy dni w śpiączce, ale mnie odratowali... Teraz znów zrobiłam się taka zgorzkniała, jak wtedy. Czuję się taka pusta w środku, jakbym już nic nie była w stanie czuć... Tylko ten ciężar w klatce piersiowej, od pierwszej sekundy przebudzenia. Gdyby nie leki, to bym nie jadła, nie piła, nie spała... Wiem jedno, że gdybym miała taką milionową pewność, że już się nie obudzę, to zrobiłabym to. Ale gdyby jednak znów mi nie wyszło, to nie mogłabym spojrzeć w ich zawiedzione oczy. Masakra... Czasami myślę, żeby gdzieś wyjechać. Tylko ja. Zostawić wszystko i zacząć od nowa, albo podjąć tę jedną jedyną decyzję, bo czasami mam wrażenie, że moje życie sprowadza się tylko do tej jednej decyzji, nic innego się nie liczy.
  12. Czy jeśli jeszcze nie spotykałam się z wami to mogę dołączyć?? Zastanawiam się nad tym od pewnego czasu. To znaczy, jeśli dam radę wyjść z domu, bo właśnie jestem w trakcie kolejnego ataku paniki, kiedy mam wyjść z domu. Nie mówiąc już o poznawaniu nowych ludzi...
  13. Dziękuję bardzo za odpowiedzi. I w ogóle za potraktowanie mojego dziwnego pytania. Wiem, że wiele rzeczy mogĺam inaczej zrobić, ale już teraz za późno. Wystarczy, że musi mi wypełnić kaźdy dokument, jaki jej zostawię. Dzięki
  14. Witam, potrzebuję pomocy, bo już nie daję rady. Chciałabym się ubiegać o świadczenie rehabilitacyjne, ale od 8.08 nie pracuję już - wcześniej byłam na zwolnieniu 182 dni z powodu depresji. Szefowa zmusiła mnie żebym się zwolniła, odmawia jakiejkolwiek informacji, dobrze że chociaż świadectwo pracy wydała (masakra). Jakie formularze oprócz druku N-9 muszę okazać w ZUSie? Wystarczy tylko druk Z-10, czyli taki o roszczenie o zaświadczenie rehabilitacyjne po ustaniu stosunku pracy? Może ktoś był w takiej sytuacji i pomoże? Z góry dziękuję.
  15. Sonka_85

    18 pytań

    1. Ulubiony kolor : OSTATNIO TURKUSOWY 2. Ulubione zwierzę: PIES 3. Ulubiona pora roku: JESIEŃ 4. Ulubiony gatunek muzyczny: ROCK, PUNK 5. Ulubiony muzyk/zespół: LINKIN PARK I WIELE INNYCH 6. Ulubiony gatunek filmowy: PRZYGODOWE, FANTASY 7. Ulubiony pisarz: STEPHEN KING 8. Ulubiona potrawa: NALEŚNIKI, ZUPA POMIDOROWA, PIEROGI RUSKIE (OSTATNIO PRZEZE MNIE BOJKOTOWANE ;-) ) 9. Ulubiony napój: KAWA, DUŻO KAWY... 10. Ulubiony sport: BIEGANIE, SIATKÓWKA 11. Rasa psa: JAMNIK 12. Tytuł filmu: WYSPA TAJEMNIC, BĘKARTY WOJNY, WŁADCA PIERŚCIENI, HOBBIT, GRA ENDERA 13. Książka: DZIEŃ ODRODZENIA – BRENDANA DE BOIS (CZYTAM KILKA KSIĄŻEK NA RAZ I NEI MOGĘ SIĘ ZDECYDOWAĆ) 14. Najlepszy i najgorszy przedmiot w szkole: NAJLEPSZY – ANGIELSKI, NAJGORSZY - MATEMATYKA 15. Ulubiony dzień tygodnia: ---------- 16. Ulubiona pora dnia: WIECZÓR 17. Gra komputerowa: NIE GRAM CZĘSTO, ALE BARDZO LUBIĘ GRY Z SERII LEGO :) 18. Batonik: TWIX, ZŁOTE PRINCE POLO I KIT KAT, MOGŁABYM SIĘ TYM ŻYWIĆ
  16. "Moja" depresja trwa już od stycznia. Lekarz mówi, że to całkiem normalne, że każdy jest inny. Że u mnie idzie pomału ku lepszemu, bo zaczynam się już wyciszać. Szukałam też trochę w internecie, jak długo to trwa u innych, czy tylko ja jestem jakimś ciężkim przypadkiem. Zastanawia mnie to, czy epizod depresji może trwać aż tyle... wcześniej trwało to u mnie 2 - 3 miesiące bez specjalnego leczenia. A jak to jest u Was, długo już Was "trzyma"? Zaczynam się pomału przyzwyczajać, że choroba będzie mi prawdopodobnie towarzyszyć bardzo długo, może nawet całe życie. Choć kiedy skręciłam kostkę tydzień temu i lekarka w przychodni zapytała, czy biorę jakieś leki i na coś choruje, to najcichszym szeptem powiedziałam, że biorę leki antydepresyjne. Miałam wrażenie, że wtedy wykrzyczała na całą przychodnię: "Czyli choruje pani na depresję??!!" Chyba w życiu nie byłam tak czerwona na twarzy, jak wtedy... Czy Wasze rodziny wam jakoś zaprzeczały, że chorujecie? Ja usłyszałam, że "mam się wziąć w garść i nie wymyślać" - chyba sobie to wytatuuje :)
  17. Moja depresja nie odpuszcza od stycznia. Trzyma i trzyma i mam przeczucie, że pewnie ja się pierwsza poddam, niż ona odejdzie. Ale nie, ja się nie dam... J. wyczytał w internecie, że na depresje dobry jest ruch i wpadł na pomysł, żeby wciągnąć mnie w bieganie. A ja postanowiłam, że postaram się ją wybiegać, choćbym miała przebiec 1000 kilometrów... Nadal nie potrafię odczuwać radości, kiedy depresja przydusza zwijam się w kłębek tak boli... Ale po całym dniu leżenia w łóżku, gapienia się w sufit, to jedyna rzecz na jaką czekam w ciągu dnia. Może taka terapia pomoże... Ktoś jeszcze postanowił wybiegać chorobę? Pomaga z czasem? Pozdrawiam
  18. Trzecia wizyta u psychiatry i nadal nic nie wiem. Leki nie działają, myśli samobójcze atakują niespodziewanie, ot takie impulsy mnie przechodzą i taka niemoc mnie bierze... Czasami pojawiają się myśli, żeby to wszystko porzucić i wyjechać, może i tak zrobię... Lekarz już coraz poważniej bierze pod uwagę, że moja depresja nie jest zwykłą depresją, może to chad, delikatnie zaproponował wizytę w szpitalu, ale to dopiero wtedy, kiedy nowe zestawienie leków nie pomoże. I kolejna bezsenna noc...
  19. Piękne słowa. Sama to chciałam napisać, tylko nie umiałam tego w słowa ubrać. Ten obezwładniający ból psychiczny jest nie do opisania. Ciągnie się za mną od kilkunastu tygodni, nie mogę pracować, jeść, żyć... Dobry nastrój pojawia się na kilka sekund, czasami godzin i znika... Czasami mam wrażenie, że to jedyne wyjście, ale chciałabym to zrobić tak, żeby nikt nie cierpiał z tego powodu. Ciężko wytłumaczyć ludziom, że beze mnie będzie im lżej, nie będą musieli patrzeć na moją bezsilność, jak się taplam w tym bagnie. Coś mnie jeszcze trzyma, sama nie wiem co, może jakaś iskierka nadziei, że może tym razem... Ale co miesiąc załamuję się jeszcze bardziej. Przeraża mnie też to, że jestem już po jednej próbie s. i wiem, że to nie boli, ale wiem też, ile potrzeba odwagi żeby to zrobić, i nie piszę tego by się wytłumaczyć. Pamiętam, że po wszystkim, kiedy już wróciłam do domu byłam zła, że mnie odratowali. Nie mogłam tego zrozumieć, do teraz nie mogę, przecież nie zrobiłam tego, żeby zwrócić na siebie uwagę, czy coś w tym stylu. Po prostu chciałam przestać istnieć, bo ten ból był nie do zniesienia... Niestety ludzie, zasłaniając się hasłem "miłość", odbierają nam szansę dokonania wyboru. Nikt nie rozumie, że czasami to jest jedyne wyjście, żeby ulżyć w naszym cierpieniu i do tego wszystkiego, co czujemy dochodzą jeszcze jakieś wyrzuty sumienia. Tak jak chorym, którym doskwiera ból fizyczny podaje się morfinę i wprowadza się prawo eutanazji, tak i dla nas powinno być jakieś wyjście, kiedy nie pomagają leki... Może się ktoś ze mną nie zgadzać, ale tak to widzę....
  20. Myśli samobójcze wróciły, są ze mną już od rana. Znów będe obsesyjnie szydełkować, żeby je zagłuszyć. Jeszcze daję radę, ale jak długo. Muszę się za siebie wziąć, a nie mogę, może wyjdę z domu i nie wrócę, i będzie spokój. Jutro muszę zdzwonić do psychiatry. A jeśli pozna moje myśli? Powiedział, że jeśli "TE" myśli wrócą, to mnie wepchnie na oddział, żeby mnie chronić. Dobrze, że chociaż tutaj mogę się wygadać, bo tak chybabym już wybuchła, przez te emocje. Nikt chyba tak naprawdę nie wie, jak bardzo jestem chora, jak bardzo cierpię, każdego dnia. Ale zamiast bólu fizycznego gnębi mnie ból psychiczny, który czasami jest tak silny, że zginam się w pół i nie mogę oddychać. Nawet chyba sama nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo potrzebuję pomocy
  21. marwil, wiem, że wszystko się pamięta. Też pamiętam tą euforię (szczerze, to wolałabym to czuc cały czas, niż tą beznadziejność, która jest teraz), i co robiłam, nie pamiętam tylko czy spałam. Dla siebie nazwałam ten stan amokiem, bo rzeczywiście chciałam robić miliardy rzeczy w jedne sekundzie. Dopóki nie uwierzę, że jestem chora, albo lekarz nie potwierdzi tej diagnozy, wolałabym do tego nie wracać.
  22. Nienawidzę takiej pogody, jaka jest teraz, nienawidzę, kiedy wiosna budzi się do życia, bo to mi przypomina, że powinnam mieć siłę, by coś zmienić. A nie mam jej. Zamykam drzwi, żeby nie słyszeli, jak płaczę, w nocy wyję- mam nadzieję, że tylko we śnie. Nie mam z kim pogadać, traktują mnie jak obcą i na każdym kroku przypominają, że nie jestem u siebie... Nienawidzę moich zmiennych nastrojów, pustki w głowie, zapominania słów, moich obsesji...
  23. Nie wiem, czy to pytanie już się pojawiło, w razie czego proszę o skierowanie mnie na taki temat. Czy pamiętacie swoje ataki manii? Czy jest coś, o czym dowiadujecie się po czasie, że nabroiliście? Ja na przykład nie pamiętam, czy spałam, podczas tego dziwnego ataku, kilka tygodni temu, o którym wspominałam kilka postów wyżej. Kiedy lekarz mnie zapytała, czy spałam odpowiedziałam, że nie pamiętam. Mówił, że to możliwe, że można czegoś nie pamiętać. I jak się nad tym zastanawiam, to z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie pamiętam tego.
  24. No i, proszę państwa, mam podobieństwo CHAD, pięknie prawda? Mogę sobie tylko pogratulować, do czego mnie to doprowadziło. Lekarz chciał mnie nawet dać do szpitala, ze względu na obecne myśli samobójcze, ale udalo mi się go przekonać, że będe do niego dzwonić co parę dni i konsultować z nim mój stan. Jak coś mi się pogorszy, to wtedy porozmawiamy o leczeniu szpitalnym
  25. Mam pytanie, mam nadzieję, że piszę w dobrym temacie, jeśli nie proszę o przeniesienie. Czy sami zaczęliście podejrzewać u siebie chad? Czy zrobił to lekarz? Niepokoi mnie to, że biorę leki już od miesiąca, wiem, że nie zaczynają one działać ani po jednym dniu, ani po miesiącu. Ogólnie cierpię na różne lęki, depresję i ogólną "niemoc". Ostatnio zastanowiło mnie to, że dostałam nagły zastrzyk energii, przez trzy dni przewróciłam dom do góry nogami, chciałam go nawet sama wymalować, ale nie to mnie najbardziej martwi. Kiedy wyszłam z domu, taka nabuzowana, to wydałam połowę wypłaty w dwie godziny, na zupełnie niepotrzebne rzeczy, byłam gotowa się nawet zadłużyć na pięć sukienek, które mi się spodobały, a nie byłam w stanie zdecydować się na jedną. Zupełnie nad sobą nie panowałam, jakbym wpadła w jakiś amok... Nigdy taka nie byłam.Zawsze byłam oszczędną i rozsądną osobą, a tu nagle wydałam 600 zł na torbę ciuchów. A po tych trzech dniach przyszedł dół. Mój nastrój każdego dnia jest gorszy, doszły myśli samobójcze i chęć okaleczenia ciała... Nie mam siły się myć, jeść, z trudem zmuszam się do ubrania i zjedzenia leków... Koszmar jakiś... Czy ja tylko sobie coś wmawiam, czy mam wspomnieć o tym incydencie lekarzowi??????? Pomocy...
×