Skocz do zawartości
Nerwica.com

Peter_Pan

Użytkownik
  • Postów

    66
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Peter_Pan

  1. Masakra jakaś. Niby wiedziałem, że to nastąpi ale... Ojciec właśnie wrócił po 2 latach z więzienia z trzeciej odsiadki za znęcanie. A ja od razu stanąłem jak sparaliżowany. Jeszcze wpadła siostra i mieliśmy nadzieję, że może jednak nie wróci bo miał być jakoś w zeszłym tygodniu, tylko się gdzieś wyniesie, a tu w tym momencie otwierają się drzwi i wchodzi... Mówcie co chcecie, ale momentalnie poczułem się jakby stracił kilkanaście lat, od razu ogromne ciśnienie, ból brzucha i głowy, trzęsące ręce. Odeszła mi ochota do czegokolwiek. Nie wiem czy to tym razem przeżyję. Nie mam sił już. Wszedł i niby od razu wyszedł, ale wróci, on zawsze wraca.
  2. Schodzi ze mnie entuzjazm, który myślałem pomoże mi coś zmienić o czym pisałem tu zaczynam-walczy-o-siebie-t43832.html Chyba się skończy jak zawsze krok do przodu i dwa kroki do tyłu. Jak żyć?
  3. Peter_Pan

    Samotność

    mark123, No widzisz,a ja w sumie potrzebuję tu i tu. Choć jak widać skoro w wirtualu z tym ciężko, to co dopiero mówić o realu. Owszem czasem przy jakiś wyjściach w realu pojawiają się lęki, ale zwykle perspektywa spotkania z kimś pomaga mi je przezwyciężyć. Najbardziej mnie wkurza jednak to, że to ja zwykle wychodzę z inicjatywą takich spotkań. Zawsze jest miło, rozmowa, itp. i na tym się zwykle kończy. Potem zero odzewu od takiej osoby, dopóki znów ja się nie odezwę i nie wiem czy to przez to, że ze mną coś nie tak, czy ta osoba ma mnie w nosie, czy za dużo wymagam.
  4. Peter_Pan

    Samotność

    Człowiek ma tyle znajomych, ale co z tego jak żaden się nie odezwie, no chyba że czegoś w danym momencie potrzebuje... Zawsze starałem się podtrzymywać z każdym kontakt na ile to możliwe, ale to chyba powinno działać w dwie strony? No chyba że za dużo wymagam? Człowiek tyle lat z wieloma przeżył, a tu zero odzewu, a wydawało się, że tacy dobrzy znajomi... Nigdy tego nie zrozumiem co za problem się do kogoś odezwać czy na fb czy sms i zapytać co tam słychać i pogadać. Człowiek się garnie do ludzi, a ludzi mają Cię w nosie. Brakuje mi takich osób z którymi bym mógł pogadać o byle czym, wyjść na spacer, pojechać gdzieś i coś przeżyć. Zauważyłem, że poza paroma naprawdę bliskimi osobami to nikt się ze mną nie kontaktuje z własnej inicjatywy, zwykle to ja robię pierwszy krok, ale ileż można. Bezsensu to wszystko.
  5. Od dłuższego czasu mam problem z porannym wstawaniem, którego za nic nie mogę wyeliminować, choć bardzo bym chciał. Zawsze byłem rannym ptaszkiem, który wszystko robił z rana bo wtedy miałem czysty umysł i jakoś mi to lepiej szło. Poza tym nieraz nie miałem warunków za dobrych np. do nauki i musiałem wstawać wcześniej i wtedy się tym zajmować. Lubiłem też wstać o 6 rano a następnie pójść na basen i tak praktycznie co drugi dzień jak nie częściej. O tej porze byłem wsypany i mi się chciało, a od pewnego momentu jest wręcz przeciwnie. Wiem, że zmiana nastąpiła 2 lata temu w wakacje jak zabrali ojca do więzienia i poczułem się nareszcie choć na chwilę wolny, aż tu któregoś dnia znów przyszło wezwanie do sądu (tym razem z jego strony) i ścięło mnie momentalnie. Pomyślałem, że nigdy się od tego nie uwolnię i coś pękło. Od tamtej pory ile bym nie spał to rano jestem niewyspany. Mam taką pracę w której jest dość dużo wolnego i w tym roku miałem sporo na popołudnia więc to też nie pomagało mi się zmobilizować. Codziennie mam praktycznie ustawiony budzik na 7 i rozpoczynam rytuał przestawiania go co kilkanaście minut aż zwlekam się z łóżka po 9. Wtedy mam wrażenie, że już dzień mam zmarnowany bo nie jestem w stanie go dobrze wykorzystać i skontrolować, chyba nerwica natręctw tu się kłania. W sumie nie byłoby problemu gdyby nie to, że śpię powiedzmy 10 godzin i wstaję niewsypany choć sen raczej mam spokojny i nie mam problemów z budzeniem się w nocy czy zasypianiem. Owszem chodzę spać później niż kiedyś tzn. ok 23-24, ale nawet jak próbowałem wcześniej to i tak wstawałem niewyspany. Może ktoś coś poradzi? Próbowałem wstawać jakoś zgodnie z tymi cyklami i też to nic nie dało. Zastanawia mnie też, czemu to wezwanie tak na mnie wpłynęło. Robię z igły widły, czy coś można na to zaradzić?
  6. Tu jest łatwiej jakoś. Z psychologiem czułem od początku, że to nie ma sensu i to krępowało mnie. Przede wszystkim wkurzyłem się bo liczyłem na coś więcej, tzn. przede wszystkim na częstsze spotkania, a tu raz na dwa tygodnie, raz na miesiąc, sporadycznie raz na tydzień. Wiadomo od darmowej pomocy nie można za wiele wymagać, ale jednak liczyłem na więcej... Poza tym wydawało mi się, że tego typu spotkania powinny polegać głównie na rozmowie i doprowadzaniu jej do jakiś rozwiązań, a tak to siedziałem z kartką i opracowywałem jakieś abecadło emocji, jak nie na terapii to w domu "na zadanie" i tak wkółko.
  7. Ze mną problem jest taki, że ja nie potrafię nikomu zaufać i powiedzieć wszystkiego co mi leży na sercu. W związku z tym chyba taka wizyta u specjalisty nie ma sensu skoro i tak mu nie powiem wszystkiego, a tak na pewno będzie. Poza tym tak jak pisałem, liczę że przełamując się z tą wyprowadzką (jeżeli uda mi się to doprowadzić do końca) trochę wyrwę się z tego błędnego koła i wtedy powinno mi być łatwiej. Być może nawet dojdę do tego, że bez pomocy kogoś z zewnątrz się nie obejdzie. Dzięki za życzenia i pozdrawiam.
  8. Cześć :) Dopiero teraz zauważyłem Twoją odpowiedź, ale lepiej późno niż wcale. Ja wiem, że powinienem zacząć jakąś terapię, ale coś mnie póki co powstrzymuje. Na razie jestem na etapie uwolnienia się od ojca o czym pisałem już w innym wątku i znalezienia własnego konta. Już nawet to mi sprawia wiele problemów bo lęki dają znać o sobie. Ja jestem jakiś dziwny. Czuję ogromne napięcie i niepokój jak mam coś załatwić, np. w urzędzie, o coś zapytać itp. Nawet przez głupi telefon nie jestem w stanie bez tego niepokoju porozmawiać z kimś obcym. Nie wiem pod co to się kwalifikuje, ale jest ciężko. Póki co w głowie mam tak poukładane, że muszę spróbować się wyprowadzić, a potem zobaczę. Ojciec wraca za 2-3 dni więc muszę się spieszyć.
  9. Hmm nie wiem co Ci poradzić. Nie ma się co faszerować jakimiś lekami na uspokojenie bo w takich sprawach wypada polegać na sobie w 100%. Nie wiem jak u Ciebie, ale ja miałem największy stres nie podczas samej rozprawy, ale gdy musiałem na to czekać, ojciec obok i nikogo poza nami. Jak masz podobnie to spróbuj się napić melisy przed rozprawą i wziąć sobie coś do posłuchania - muzyka, audiobook i jakąś odtwarzajkę, żeby starać się przenieść na to uwagę. Nic innego mi niestety nie przychodzi do głowy.
  10. Niepotrzebnie go w takim razie obsmarowywałeś ale nie ma co płakać teraz nad rozlanym mlekiem tylko ponieść konsekwencje swoich czynów. Wiem, że nieraz człowieka aż kusi by komuś wygarnąć ale trzeba albo to robić umiejętnie albo w ogóle. Jak nie poszalałeś za bardzo to się powinno skończyć na niewielkiej grzywnie lub jak sąd uzna że to tamtego wina rozejdzie się po kościach. A teraz co do tych ataków paniki i stresu to chyba normalne, zwłaszcza jak ktoś ma problem ze stresem i bez tego. Powiem Ci, że ja w swoim życiu przeszedłem już kilkanaście rozpraw i przed każdą byłem równie zestresowany. Za każdym razem miałem okropny ból brzucha i cały się trząsłem. Tyle, że u mnie to wyglądało trochę inaczej bo wszystkie rozprawy były związane z moim ojcem. Musiałem na nich opowiadać jaki on jest i nie to było najgorsze (choć też mnie kosztowało wiele) tylko potem powrót do domu i czekanie aż wypije i mi wygarnie co nieco. Na twoim miejscu bym się aż tak nie stresował bo i tak Twoje ataki paniki w niczym nie pomogą i nie mają wpływu na przebieg rozpraw. Mogę nawet Ci przeszkodzić w zeznaniach. Staraj się podejść do tego na spokojnie i dobrze zbierz dowody tego oszustwa, żeby mieć dobry argument w sądzie.
  11. Dzisiejszy wypad na rower i pogoda :)
  12. Proszę jakim optymizmem zaleciało w tym temacie :) Takie wzajemne wsparcie może się przydać w trudnych momentach :) Dziś miałem trochę na głowie i nie załatwiłem za wiele, ale dowiedziałem się, że sąsiadka wynajmowała coś kiedyś, a teraz to mieszkanie jest chyba puste więc jutro ją odwiedzę i od tego zacznę bo zawsze będzie może coś taniej i pewniej. Trochę też pomyślałem i zacząłem się zastawiać czy nawet nie wziąć kredytu i coś kupić na własność. Mam dość marne zarobki, a tego co dorobię nie wliczą mi do nich, ale może udałoby się coś dostać z banku zwłaszcza, że mam trochę odłożone kasy, więc potrzebuję ok. 2/3 kwoty. Jutro mam zamiar odwiedzić jakiś bank i popytać. Bardzo ciekawie też zapowiada się ten program http://mieszkaniedlamlodych.com Póki co niby ma obejmować tylko nowe mieszkania, ale są szanse, m.in. dzięki PIS i PSL, że obejmie też rynek wtórny. Dużo by to pomogło, ale do 1 stycznia nie mam zamiaru czekać, więc do tego czasu bym mógł coś wynająć, a potem kupić. Na fali entuzjazmu powoli ustalam też następne cele, a mianowicie, wzięcie się za siebie, tzn. powrót do sportu bo ostatnio nie miałem motywacji, a więc od jutra mam zamiar, pfu, zaczynam! basen i rower (częściej niż do tej pory). W między czasie muszę też skupić się na rozwoju intelektualnym, który przyda mi się w pracy. Do tego załatwianie mieszkania o czym już wiecie. Jak to mi się uda to pod koniec lipca mam już wstępnie ugadane pierwsze w moim życiu prawdziwe wakacje. Jeżeli finansowo jakoś to zgram i ogarnę (dużo od mieszkania zależy) to od października chciałbym zacząć studia podyplomowe z informatyki. No i wreszcie znaleźć muszę jakąś drugą połówkę jak już uwolnię się od ojca. To są moje cele na najbliższy czas. Ojciec wraca chyba za 3 dni więc zwłaszcza z mieszkaniem muszę się spieszyć bo długo z nim nie wytrzymam pod jednym dachem. Na szczęście mam wakacje więc mam czas na spokojnie to ogarnąć. Będę się starał o tym pisać bo powiem Wam, że daje mi to jakąś satysfakcję, zwłaszcza, że nie pisze w eter i ktoś to czyta. Też dajcie znać jak Wam idzie walka o siebie :)
  13. Dzięki. Tobie też życzę żeby wyszły na dobre. Ja jutro zaczynam rozglądać się za jakimś mieszkaniem do wynajęcia. Mam nadzieję, że coś znajdę i szybko się tam zaaklimatyzuję.
  14. Muszę się gdzieś wypisać, a to jedyne miejsce gdzie może ktoś mnie zrozumie :) Otóż dzisiaj być może jest jeden z bardziej przełomowych momentów w moim życiu. Postanowiłem wypłynąć na szerokie wody i choć pewnie najgorsze przede mną to grunt, że pierwszy krok zrobiłem. Mój ojciec wraca z więzienia na dniach, a ja po raz 4 nie mam już sił przeżywać tego co się będzie działo po jego powrocie (awantury, nieprzespane noce, wieczne życie w zamknięciu) dlatego postanowiłem się nareszcie wyprowadzić. Z różnych względów do tej pory tego nie zrobiłem. Jest to naprawdę złożona sprawa, ale dziś się przemogłem i poinformowałem o tym mamę. O dziwo przyjęła to dość spokojnie. Martwi mnie, że chce zostać z katem pod jednym dachem, a nie iść ze mną, ale wiem, że chodzi jej o mieszkanie i nie odpuszczanie po tylu latach walki. Będzie mi pewnie trudno ją zostawić, ale powoli dochodzi do mnie, że nie mogę całego życia poświęcać tylko i wyłącznie jej. Musze zacząć walczyć o swoje życie. Wystarczy, że najlepsze lata w dużym stopniu jej poświęciłem. Zawsze będzie mogła znaleźć u mnie miejsce i wtedy próbować eksmitować ojca oraz liczyć na moją pomoc bo postaram się znaleźć coś w okolicy. Trochę się martwię jak to będzie, zarówno psychicznie jak i finansowo, ale wierzę, że mi się uda. Trzymajcie kciuki bo to dopiero początek, a nerwica lękowa mi łatwo nie odpuści. Wkrótce dam znać o moich kolejnych planach na wyjście z dołka w którym tkwię od lat. Liczę na wasze wsparcie.
  15. deader, Ja bardzo żałuję, że moi dziadkowie pomarli jak byłem mały bo też chciałbym ich spytać o wiele spraw. W sumie pamiętam tylko dziadka, którego wywieziono do Niemiec na przymusowe prace. Pewnie by miał mi sporo do opowiedzenia. Kiedyś z kolegą planowaliśmy nawet, że zajmiemy się zbieraniem opowieści ludzi starszych o tamtych czasach, ale jakoś skończyło się na planach... Fajnie, że masz od kogo usłyszeć takie historie. Moja rodzina istnieje chyba tylko na papierze. Praktycznie 0 rodzinnych wspomnień ;/ Nawet na wspólnych wakacjach nigdy nie byłem z rodzicami... Ale to nie temat na wylewanie żalów. Co mi sprawiło radość? Wczoraj wyrwałem się z domu i byłem na koncercie z przyjaciółmi, a potem tradycyjna posiadówka. Ja nie wiem czy bym tutaj dziś pisał gdyby nie oni. Chociaż to mi się udało :) Dzisiejsze popołudnie trochę mizerne miałem, ale na szczęście na wieczór znalazłem fajną nutę. Polecam wszystkim. Chociaż trochę powiewu optymizmu.
  16. Wiesz co nie przejmuj się tak bardzo bo stres i lęk może zrobić z człowiekiem różne rzeczy. Nie wybrałaś sobie łatwego fachu. Wiem, bo sam przez niego przechodziłem i nawet nieraz sam przeżywałem jak cholera każdą prezentację na forum, a mieliśmy tego sporo. Widziałem nie takie zachowania, grunt, to starać się podczas takich prezentacji choć trochę wyłączyć myślenie. Każdemu zdarza się zapomnieć nawet podstawy. Martwią mnie tu jednak dwie rzeczy. Po pierwsze podejście wykładowcy bo naprawdę powinien podejść ze zrozumieniem, zwłaszcza jak wykłada metodykę, do takich spraw. Choć w sumie może coś z nimi jest nie tak bo u mnie też taki jeden doprowadził koleżankę na zajęciach przy prezentacji gramatyki do łez, tak, że ta wyszła z zajęć trzaskając drzwiami i bardzo to przeżywając. Ale co gorsza, nie podoba mi się zachowanie Twoich kolegów/koleżanek z grupy. W takich sytuacjach warto mieć w nich oparcie i powinni się postawić na Twoim miejscu, a nie strzelać ironicznymi uśmieszkami. Głowa do góry na pewno przez I rok udowodniłaś i pokazałaś skoro jesteś na drugim, że na to zasługujesz. Na pewno sobie poradzisz tylko nie myśl o tym za dużo bo się zaczniesz nakręcać i przed każdą taką prezentacją, a na specjalności nauczycielskiej jest tego trochę, będziesz miała problemy. Grunt to jako takie nastawienie do tego wszystkiego i poszukaj też większego wsparcia w grupie, na pewno się ktoś znajdzie.
  17. Peter_Pan

    Samotność

    Samotność towarzyszy mi od zawsze i co gorsza z własnej winy. Nigdy nie byłem w związku choć były ku temu okazje, ale zawsze odkładałem to na "lepsze czasy" Teraz tego żałuję bo naprawdę zmarnowałem kilka okazji na naprawdę fajne życie z kimś kogo mógłbym kochać. Zawsze byłem strasznie nieśmiały w relacjach damsko-męskich. Pewnie temu, że u mnie w domu jako tako nie miałem okazji doświadczyć tego, żeby moi rodzice się kochali. Niestety z wiekiem coraz mniej okazji na poznanie kogoś, brakuje takiej spontaniczności, która by mi ułatwiła pierwszy krok ponieważ nieśmiałość dalej mnie paraliżuje, a zwykło się przyjmować, że to facet powinien zrobić właśnie ten pierwszy krok. Choć nie powiem w tym roku mam jeden sukces za sobą, choć w sumie nie do końca, a mianowicie na początku roku, a właściwie pod koniec poprzedniego szukałem kogoś na sylwestra by chociaż raz pobawić się na jakiejś zabawie, a nie balować z kumplami w męskim gronie. Nie znam za wiele wolnych dziewczyn, które by mi się podobały poza jedną na którą padł wybór. Oczywiście nieśmiałość dała znać o sobie i walczyłem z sobą, żeby się odważyć ją zaprosić. Nawet nie wiecie ile mnie to kosztowało, w końcu pomimo najróżniejszych lęków się zmobilizowałem chcąc zacząć ten rok inaczej. Zawsze mi się ona podobała. Niestety odpowiedź była negatywna, a koleżanka zamiast zabawy ze mną wolała spędzić sylwestra z bratem i jego dziewczyną. Powiem wam, że wcale mnie to nie dobiło, tzn. nawet poczułem się dobrze, że mam jasną sytuacją i że się odważyłem bo tak bym się cały rok, ba całe życie dręczył pytaniem - a co by było gdyby. Niestety nic nie zapowiada póki co, żebym znalazł swoją drugą połówkę i zaczyna mnie to boleć coraz bardziej...
  18. vifi, Karolin_a, Dzięki za odzew :) Wiem, że pomoc by mi się przydała bo w sumie z nikim nie mogę na ten temat do końca nawet porozmawiać. Boję się komuś zaufać, bo wiem, że z ludźmi różnie bywa. Trochę też mnie lęki paraliżują przed jakąś terapią, a już przed rozmawianiem z kimś na jakimś spotkaniu DDA to już w ogóle. Niby wiem co powinienem w pierwszej kolejności zrobić. Muszę się po prostu wyprowadzić. Wynająć coś i spróbować żyć na własną rękę. Mama jak będzie chciała, to może iść oczywiście ze mną. Jeśli nie to trudno, nie mogę całego życia wszystkich decyzji podejmować patrząc na nią. Szkoda trochę mieszkania, bo to naprawdę nasz jedyny wspólny majątek, a ojciec albo go zamelinuje, albo zadłuży. Kolejny etap poszukiwanie dodatkowego zajęcia bo 1500zł z mamą bez dochodu ciężko będzie wyżyć. Tyle teorii. Gorzej z praktyką. Z jednej strony nie mogę zaakceptować, że to my musielibyśmy w takiej sytuacji uciec. tyle lat broniliśmy tego mieszkania i żeby było gdzieś żyć, a teraz mamy to zostawić ojcu i całe te lata pójdą na zmarnowanie? Z drugiej strony to ciągłe życiowe "wycofywanie" spowodowało, że takie decyzje jestem w stanie podejmować dopiero jak mam nóż na gardle. Dopiero jako trzeci etap uznałbym terapię, żeby sobie poukładać co nieco w głowie. Decyzję o wyprowadzce muszę podjąć sam, choć łatwo nie będzie.
  19. Coś z tym wycofaniem jest bo odkąd pamiętam odkładam sporo czekając na "te lepsze czasy". Te lepsze czasy to u mnie czas kiedy zabraknie ojca. Naprawdę to by sporo rozwiązywało... Uwolniłbym się od myślenia o mamie i mógłbym zacząć żyć. Niestety ostatnio doszedłem do wniosku, że prędzej ojciec mnie przeżyje niż to się stanie. Na psychiatrę jednak nie jestem chyba jeszcze gotów, a leków nie chcę bo wiem, że jakbym zaczął brać to już bym się z tego nie wyrwał. Wbrew pozorom, wydaje mi się, że mam w sobie jakieś pokłady siły, tylko one się obudzą jak uwolnię się od ojca i będę mógł spać spokojnie, że mojej mamie nic się nie stanie.
  20. Problem w tym, że dopóki się nie wyrwę z domu to nawet nie mam co zaczynać terapii czy czegoś w tym stylu. Muszę się jakoś przełamać i podjąć w tej kwestii decyzję. Mam jeszcze ok miesiąc na powrót ojca. Najgorsze jest to, że czuje się jak spętany kajdanami. Moja mama jakoś nie myśli o opuszczeniu mieszkania i to mnie też pewnie hamuje.
  21. Witam wszystkich i od razy piszę z czym mam problem bo zabieram się za tego posta już któryś raz i nie bardzo mi to wychodzi. Otóż pozwoliłem, żeby moje życie zostało zawładnięte przez różnego rodzaju lęki, które od wielu lat nie pozwalają mi się cieszyć życiem. W sumie od kilku lat jestem świadom tego, że tak jest, ale nie bardzo jestem w stanie coś zmienić. Odkąd pamiętam wszystko starałem się przesadnie analizować, szukając różnego rodzaju wymówek. Każda większa sytuacja powodowała u mnie duże napięcie, dlatego na siłę próbowałem unikać wszystkiego co może takie napięcie spowodować. Niestety wpadło mi to w taki nawyk, że zacząłem z coraz większej liczby rzeczy w życiu po prostu rezygnować, wszystkiego się obawiać. Wycofanie stało się dla mnie jedyną drogą na przeżycie. Czasem też z byle pierdoły potrafiłem zrobić nie wiadomo jaką sprawę byle tylko po jej minięciu poczuć się lepiej. Niestety ciągle mam z tym problem i nie jestem w stanie z tym normalnie funkcjonować. Teraz chociaż jestem dorosły to nie jestem w stanie podjąć kluczowych decyzji ponieważ lęki hamują jakiekolwiek ruchy z mojej strony. Jestem dorosły, a czuje się jakbym wciąż był dzieckiem. Do tego moja sytuacja rodzinna jest tak skomplikowana że mógłbym napisać książkę. Ojciec alkoholik - niedługo wraca z więzienia po raz 3 i za każdym razem wraca coraz gorszy, życie z nim na 40m2 jest gorsze niż męka. Do tego dochodzi schorowana mama, która sporo wycierpiała, ale która nigdy nie potrafiła wziąć swojego życia we własne ręce tylko mnie obarczyła zbyt dużo odpowiedzialnością od małego za siebie samego i za nią. Kocham ją, i ona mnie, aż za bardzo chyba, ale przez to nie mogę się od niej, a co za tym idzie od niego uwolnić bo muszę się nią opiekować i ją chronić przed nim i tak od małego, a mam 26 lat i chciałbym wreszcie zacząć żyć swoim życiem. Wychowała mnie na dobrego człowieka, ale ciężko było sprostać jej wymaganiom w tych warunkach. Większość moich decyzji była uwarunkowana moja sytuacją rodzinną. Musiałem studiować coś w swojej miejscowości bo nie było pieniędzy na nic, a nawet jeśli to nie mogłem zostawić mamy z ojcem. Zawsze byłem nadodpowiedzialny nawet za siebie i wszystkich dookoła i starałem się sprostać wygórowanym wymaganiom mamy i otoczenia. Udawało mi się, ale chyba nikt nie wie jakim nakładem sił. Teraz czuję się tym wszystkim zmęczony bo myślałem, że nie potrwa to aż tyle lat. Do tego przez te sprawy rodzinne, alkohol ojca, brak normalnej rodziny od zawsze jestem samotny. Nigdy nie miałem dziewczyny bo czekałem aż się uporam z tymi sprawami w pierwszej kolejności, a te zamiast znikać, stale się piętrzą. Jestem strasznie nieśmiały i choć potrafię łapać szybko kontakt z ludźmi, to jedynie na płaszczyźnie przyjaźni. Ogólnie ojciec i ta cała sytuacja zniszczyły mnie strasznie, a mogłem naprawdę sporo osiągnąć. W życiu niby funkcjonuję normalnie, mam pracę, którą lubię i cieszę się że póki co chociaż w niej jestem wolny od lęków chociaż niestety kokosów w niej nie zarobię. Ludzie na około nie mają pojęcia, w tym moi przyjaciele z iloma problemami się zmagam od lat. Zgrywam pozę wesołka i duszę towarzystwa, a tak naprawdę w środku jestem często wrakiem. Na pewno od razu ktoś mnie zapyta czy szukałem pomocy u specjalisty? Byłem kiedyś u jednego psychologa, ale to nie dla mnie póki co. Ktoś napisze, że nie można się zrażać po pierwszym razie, ale ja wychodzę z założenia, pewnie mylnego, że muszę sam się z tym uporać. Powiedźcie mi tylko jak wy to widzicie jeśli ktoś to w ogóle przeczyta. Będę wdzięczny i mam nadzieję rano coś tu przeczytać. Witam jeszcze raz.
×