Skocz do zawartości
Nerwica.com

Rosallie

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia Rosallie

  1. Ja juz mam tego serdecznie dosyc! chyba najwyzszy czas zapisac sie do psychiatry... Musze z tym walczyc inaczej zwariuje kompletnie. Mam 21 lat a mam przeczucie jakby zostal mi tydzien zycia, a rodzinie jeden dzien. Co za cholerstwo...
  2. Nie byłam z tym u żadnego psychiatry z braku środków na wyłożenie 200 złotych za jedną wizytę (słodkie życie studentki). Uważasz, że mogą to być objawy schizofrenii? Nie słyszę żadnych głosów ani nie widzę nic nierealistycznego, jedynie ten lęk przed mordercami I innymi zwyrodnialcami. No I jeszcze to poczucie bezsensu zmieszane z lękiem przed czymś nieznanym w ciągu dnia...
  3. Witam was. Piszę tu by powiedzieć o czymś czego nie rozumiem i boję się tego lęku. Otóż gdy zaczyna się robić ciemno I wychodzę z psem na spacer (a dodam że mieszkam na odludziu tuż przy lesie) boję się, że za chwilę wyjdzie z krzaków ktoś kto będzie chciał mnie zabić. Popędzam psa by móc jak najszybciej wrócić do domu. Zasłaniam wszystkie okna I zapalam jak najwięcej świateł. Towarzyszy temu wciąż ten dziwny lęk. Przyznam,że cierpię również na nerwicę lękową - boję się mówić do większej publiki, boję się pająków, oraz budzę się z obawą przed czymś niezrozumiałym, aż uciska mnie w klatce.. boję się, że to jest jakaś choroba psychiczna.. przecież to nie jest normalne..
  4. Ja dzisiaj niestety nie mialam zbyt dobrego dnia. To uczucie leku przed czyms nieznajomym. Budze sie rano i momentalnie zaciska mi sie w piersiach. Mam juz dosc ale potem na szcescie wieczorem bylam na imieninach u dziadka, wiec troche chociaz usmiechu bylo wsrod bliskich. Boje sie jednak troche o dziadka, mowi o swoich problemach zdrwotnych ech. Czy wy tez macie takie uczucie leku przed czyms czego nie rozumiecie rankiem i w ciagu calego dnia?
  5. Tak, jest taka jedna osóbka z dobrym serduszkiem, tylko w niej znalazłam oparcie, ale w moim przypadku to nic nie daje, bo nikt za mnie nie stanie przed publiką i zmierzy się z ciszą wyczekującą mojej inicjatywy do zainteresowania ludzi. Potem poszłam na inną lekcję metodyki, by to zaliczyć i może udało mi się dotrwać do końca, ale I tak usłyszałam z ust wykładowczyni przed całą grupą obcych mi kompletnie osób, że dziś wyszło lepiej, ale I tak powinnam pomyśleć o innym fachu. Po tym dodała dygresję o architekcie - którego byście wybrali, najlrpszego czy niedouczonego? ... Nienawidzę tej kobiety I przez nią pogłębiły się moje problemy. Niestety mój lęk przed publiką zaczął sprawiać, że pojawiły się nowe lęki - przed wysokością, przytyciem, ciemnością, jedzeniem przy innych ludziach. Zaczyna mnie to martwić. Nie chcę tego, ale nie potrafię z tym walczyć...
  6. Wystąpienia publicznego, które miałoby na mnie taki wpływ, nie pamiętam, wręcz przeciwnie - w podstawówce podczas różnych przedstawień czułam się swobodnie. Nawet w kontakcie z rówieśnikami nie miałam problemów. Pamiętam jednak parę sytuacji z przedszkola i w czasie podstawówki. W przedszkolu zdarzyło się na zajęciach z angielskiego, że nie słuchałam i dostałam w twarz od przedszkolanki za to, że nigdy nie potrafiłam się skupić na zadaniach. Druga dotyczy separacji mojej mamy I taty. Mama wyjechała do swojej mamy, by się odstresować, zostawiając mnie samą z ojcem. Wrócił w nocy spity i siedział przy biurku jak nieżywy. Dla tak małego dziecka jakim w tedy byłam to gorszy obraz od horrorów. Mówiłam do niego i w końcu wstał, ale zacząl się przewracać, więc pobiegłam do kuchni, chowając się pod stołem z telefonem domowym w ręce i dzwoniąc do mamy. Inne wspomnienia mam już z późniejszego okresu, sinegające do czasów liceum, ale już w tedy byłam taka zamknięta w sobie. Dotyczyły one chorego związku z pewnym chłopakiem. Nie wiem skąd wziął mi się ten lęk przed ludźmi. Chwila! Przypomniałam sobie jeszcze jedną sytuację. Majcmoże t, moja ciocia poznała pewnego faceta. Mieszkała ze swoją siostrą i babcią. Ta siostra ma syna, czyli dla mnie jest kuzynem. Pewnego wieczoru będąc u nich, ciocia przyszła razem z obecnym wujkiem iz kuzynem założyliśmy się, jak to małe dzieci mają czasem głupie pomysły, że zaczepię ówczesnego chłopaka cioci i ucieknę. Zrobiłam to, ale nie zdążyłam uciec, bo wziął mnie pod pachy i przytwierdził do ścany, syknąwszy, że nigdy więcej tego już nie zrobię. Poryczałam się tak mocno jak w tedy gdy widziałam ojca w "nienaturalnym"stanie.
  7. Hej, jestem studentką na drugim roku anglistyki na module nauczycielskim. Chciałabym w przyszłości uczyć w podstawówce i liceum. Jednak ostatnio na ćwiczeniach Metodyki nauczania, mieliśmy przedstawić przed naszą grupą próbną lekcję przedstawiającą jakiś czas (np. present simple). Wybrałam Present Perfect. Z gramatyki jestem dobra, rozumiem każdy szczegół. Jednak gdy zostałam wywołana przez wykładowczynię do przedstawienia mojej lekcji tak jakbym omawiała ją przed dzieciakami, traktując moich kolegów z grupy jako uczniów podstawówki, zrobiło mi się czarno przed oczyma. Stanęłam przed tablicą, kartki trzepotały mi w dłoniach. Spojrzałam na kolegów oraz koleżanki i zobaczyłam na paru twarzach ironiczny uśmieszek. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Straciłam kontrolę nad sobą, w głowie mi się kręciło, ciężko mi było nawet przełknąć, bo nie miałam czym. Wiedziałam jednak, że muszę to zaliczyć. Zaczęłam od przedstawienia się i powiedzenia jaki czas mam zamiar im wytłumaczyć. W trakcie tłumaczenia, wzięłam marker i zaczęłam zapisywać na tablicy zdania przykładowe z Present Perfect. Stres urósł do tego stopnia, że zaczęłam zapominać najprostszych zasad w angielskim. Gdy zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam co oznacza zdanie "I have been to America", czy oznacza że pojechałam i wróciłam, czy pojechałam i nie wróciłam, wszystkie mięśnie stały się tak sztywne, że miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę i nie będę w stanie oddychać. W końcu stwierdziłam, że muszę strzelić, bo nie pamiętam, że to jest niemożliwe, dlaczego zapomniałam, dlaczego tu jestem, co ja tu robię. Strzeliłam niepoprawnie, powiedziałam, że pojechałam i nie wróciłam. Wykładowczyni wydarła się na mnie, że to jest jakiś cyrk. Zabrakło mi tchu. Nie byłam w tanie nawet spojrzeć na moich znajomych, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że patrzą na mnie i śmieją się po cichu. Nie rozumiałam, że TEN stres potrafił nawet odebrać mi całą wiedzę jaką uzbierałam w ciągu moich 21 lat. Wykładowczyni kazała mi usiąść i przyjść na inne zajęcia z inną grupą, której nie znam, by to przedstawić jeszcze raz. Dodała potem, że tak lekcja nie powinna wyglądać i, że jestem niedouczona i powinnam zastanowić się nad "lżejszą" karierą. Gdy wyszłam z zajęć, wszyscy na korytarzu zdawali się patrzyć na mnie, jakby wiedzieli, że strzeliłam taką gafę. Miałam ochotę odebrać sobie życie, byłam już blisko zaakceptowania, że muszę odejść z tego świata, gdy wyobraziłam sobie ból mamy, taty, dziadka, mojego chłopaka po mojej śmierci. Tylko to mnie powstrzymało. Nie wiem co mam robić. Jestem taka przybita. Nienawidzę teraz tej wykładowczyni za to, że nie spytała się, jaka była przyczyna, zamiast ośmieszać mnie jeszcze bardziej przed całą grupą. Nie wiem co mam robić...
×