Hej,
jestem studentką na drugim roku anglistyki na module nauczycielskim. Chciałabym w przyszłości uczyć w podstawówce i liceum. Jednak ostatnio na ćwiczeniach Metodyki nauczania, mieliśmy przedstawić przed naszą grupą próbną lekcję przedstawiającą jakiś czas (np. present simple). Wybrałam Present Perfect. Z gramatyki jestem dobra, rozumiem każdy szczegół. Jednak gdy zostałam wywołana przez wykładowczynię do przedstawienia mojej lekcji tak jakbym omawiała ją przed dzieciakami, traktując moich kolegów z grupy jako uczniów podstawówki, zrobiło mi się czarno przed oczyma. Stanęłam przed tablicą, kartki trzepotały mi w dłoniach. Spojrzałam na kolegów oraz koleżanki i zobaczyłam na paru twarzach ironiczny uśmieszek. To jeszcze bardziej mnie zdenerwowało. Straciłam kontrolę nad sobą, w głowie mi się kręciło, ciężko mi było nawet przełknąć, bo nie miałam czym. Wiedziałam jednak, że muszę to zaliczyć. Zaczęłam od przedstawienia się i powiedzenia jaki czas mam zamiar im wytłumaczyć. W trakcie tłumaczenia, wzięłam marker i zaczęłam zapisywać na tablicy zdania przykładowe z Present Perfect. Stres urósł do tego stopnia, że zaczęłam zapominać najprostszych zasad w angielskim. Gdy zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam co oznacza zdanie "I have been to America", czy oznacza że pojechałam i wróciłam, czy pojechałam i nie wróciłam, wszystkie mięśnie stały się tak sztywne, że miałam wrażenie, że za chwilę się przewrócę i nie będę w stanie oddychać. W końcu stwierdziłam, że muszę strzelić, bo nie pamiętam, że to jest niemożliwe, dlaczego zapomniałam, dlaczego tu jestem, co ja tu robię. Strzeliłam niepoprawnie, powiedziałam, że pojechałam i nie wróciłam. Wykładowczyni wydarła się na mnie, że to jest jakiś cyrk. Zabrakło mi tchu. Nie byłam w tanie nawet spojrzeć na moich znajomych, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że patrzą na mnie i śmieją się po cichu. Nie rozumiałam, że TEN stres potrafił nawet odebrać mi całą wiedzę jaką uzbierałam w ciągu moich 21 lat. Wykładowczyni kazała mi usiąść i przyjść na inne zajęcia z inną grupą, której nie znam, by to przedstawić jeszcze raz. Dodała potem, że tak lekcja nie powinna wyglądać i, że jestem niedouczona i powinnam zastanowić się nad "lżejszą" karierą. Gdy wyszłam z zajęć, wszyscy na korytarzu zdawali się patrzyć na mnie, jakby wiedzieli, że strzeliłam taką gafę. Miałam ochotę odebrać sobie życie, byłam już blisko zaakceptowania, że muszę odejść z tego świata, gdy wyobraziłam sobie ból mamy, taty, dziadka, mojego chłopaka po mojej śmierci. Tylko to mnie powstrzymało. Nie wiem co mam robić. Jestem taka przybita. Nienawidzę teraz tej wykładowczyni za to, że nie spytała się, jaka była przyczyna, zamiast ośmieszać mnie jeszcze bardziej przed całą grupą. Nie wiem co mam robić...