Skocz do zawartości
Nerwica.com

NemesisDivine

Użytkownik
  • Postów

    60
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez NemesisDivine

  1. Zaczęłam pisać o kontaktach z innymi ludźmi, o tym co na ten temat sądzę i zaczęło mnie "brać".. jestem tępy łeb jeżeli o to chodzi, rys osobowości unikającej.. a próbowałam napisać coś mądrego.. udawanie, pozowanie, wstrętne, plugawe oszustwo.. przeintelektualizowanie głowy.. Teraz to się już nie obejdzie bez kibla.. dołożyłam sobie do pieca ostatecznie...
  2. NemesisDivine

    Skojarzenia

    strata kasy - debet na koncie
  3. każdy krok, który robimy mimo wszystko dla siebie, bo chociaż na daną chwilę wydaje się nam słuszny, jest wartościowy.. witaj na forum
  4. moyraa Nie wydaje mi się, żeby Twoje odczucie co do tego zrozumienia, hymm współodczówania, było błędne. Zauważyłam, że osoby z "problemami" naprawdę bardzo dobrze się rozumieją, tak jakby istniała między nimi jakaś transcendentna więź. Czasem wyłapują swoje nastroje, swoje wahania.. Oczywiście nie wszyscy w jednakowym stopniu tak mają, nie wszyscy umieją też ubierać te odczucia i myśli w słowa, ale coś takiego jest. Znów przytoczę historię z ośrodka, bo tam zobaczyłam to ze zdwojoną siłą. Podczas terapii grupowych często słyszałyśmy po naszych wypowiedziach "mam tak jak ty", "myślę tak samo" etc., nie wspominając już o tym, że żadna nie umiała zwieść drugiej miną, ani udawanymi pozytywnymi słowami- prawie zawsze, jak nie porównując, psy, wyczuwałyśmy na odległość swoje dołki i wahania..
  5. NemesisDivine

    Skojarzenia

    kształtowanie osobowości- okres błędów i wypaczeń
  6. moyraa Myślę, że sama wiesz, co to tak na prawdę jest- to szukanie argumentów do tego, żeby nic nie zmieniać, podskórny lęk...takie chciałabym ale boję się, więc ładnie sobie to zracjonalizuję, uargumentuję i mogę tkwić w ciepłym bagienku, które tak dobrze znam.. ale cholera przecież jednocześnie wiem, że to nie jest dobre, że muszę z tym walczyć, nawet chcę, chcę szczególnie wtedy, kiedy (co za przewrotność) jestem najsłabsza, kiedy spadam na sam dół.. To jest mechanizm choroby, lęk przed pustką- pustką tą, która może pojawić się, kiedy choroba mnie opuści, kiedy zacznę żyć normalnie.. przecież nawet nie wiem, co to naprawdę jest ta normalność, mam na nią jakiś model, jakiś idealny wzór i on też przez swoją idealność jest chory i niemozliwy do osiągnięcia..Od prostych spraw, jak- co będę robić nie myśląc o jedzeniu?, po trudniejsze- kim będę, jeżeli nie będę miała możliwości określenia się przez chorobę- ja bulimiczka/anorektyczka.. Choroba skleja teraz wszystko, nadaje rytm, męczący, wycieńczający, ale zapewniający zabójcze bezpieczeństwo. Zabójcze- właściwie to jakie zabójcze- mnie śmierć nie dotyczy.. to wszystko, te opowieści o zgonach przy kiblu, wypadających zębach i innych tragediach są daleko, nie boli mnie to, nie straszy, mówię o tym jedynie jako inteligentna dziewczyna, która to wie, ale nie czuję tego na własnych plecach.. Ciągła walka między rozumem a sercem, tym co wiem a tym, co czuję..albo inaczej, taki niedostatek- wiem coś, racjonalizuję to, ale nie czuję tego "jako swoje", gdzieś pojawia się gruby niewidzialny mur między tymi sferami.. Jednocześnie obawa przed tym, że Ktoś zapyta, co Ty tam robisz- zapatrzenie w oczy innych, życie dla odbijania się w oczach innych.. Nie pytam czego ja chcę, ważne jest to żeby na zewnątrz było ok, żebym wszędzie pasowała, żebym była "na miejscu", żeby to wszystko miało sens, że zasługuję na taką a nie inną pozycję..ciągłe sprawdzanie czy się nadaję, czy jestem tego warta.. nawet tu- czy jestem wystarczająco chora, tak jakby wystarczająco zdrowa żeby móc sobie pomagać..
  7. NemesisDivine

    przy-po-witanie

    Witajcie! W swej ogromnej spostrzegawczości dopiero po kilku dniach bytności na forum zauważyłam dział stricta "do przywitań" z innymi użytkownikami.. chyba muszę dopisać do swoich przypadłości zaburzenia widzenia..ale mniejsza o to. Banalnie acz poważnie- dlaczego tu jestem- bo jest "chujowo ale stabilnie". Aktualnie przerabiam etap, w którym potrzebuję kontaktu, potrzebuję mielenia głowy, potrzebuję silnego psychologizowania się.. i zajęcia czasu. Ucieczka od pustki. Całe szczęście od czego jest internet... Każdy dźwiga swój krzyż, jak to się pięknie i poetycko ujmuje.. moim drzewem są zaburzenia odżywiania, dokładnie diagnoza anoreksji bulimicznej w turbomixie z borderlinem .. Poza tym jestem neurotyczną historyk sztuki. Wszystko co jest lub chciałoby być artyzmem leży w granicy moich fascynacji- od obrazu po słowo pisane.. Do tego przetrawiam dość sporo zagadnień z kulturo- i religioznawstwa, psychologii, psychiatrii, parapsychologii i okultyzmu..
  8. freya nie ma się co bać, a wręcz przeciwnie, jeżeli czujesz, że to ten moment, to skumuluj w sobie resztkę sił i chociażby podtrzymując się nosem pojedz tam... jeszcze raz powtórzę pytanie do Ciebie, bo zniknęło gdzieś w wirtualnej przestrzeni znaków- planujesz ośrodek we Wrocławiu, Malawie czy ten nowy w Poznaniu?
  9. Nic D. Bieńkowskiego na przemian z Uważność. Trening pokonywania codziennych trudności R. D. Siegel`a... Pierwsza pozycja plasuje się gdzieś w kategorii "fajna/ciekawa", utrzymana w moim ulubionym realistyczno-dosadno-ironicznym tonie; druga... tego typu książki ciężko jest lubić, to jest raczej narzędzie..
  10. takie typowe dla R+ .. 7/10 tylko dlatego, że ogólnie lubię, choć kawałek "dupy nie urywa".. anonus to nie był żart
  11. moyraa Z tym ośrodkiem jest pewna pułapka. Moim zdaniem trzeba naprawdę chcieć się tam znaleźć, bo inaczej efekty będą nikłe..co prawda opowiadali nam o dziewczynach, które były tam np. praktycznie z przymusu, jednak po pewnym czasie odkrywały same z siebie "to coś", jednak osobiście jakoś średnio wierzę w takie cudowne nawrócenia..Potrzebne jest takie prawdziwe chcenie, a często chcenie chceniu nierówne.. Nie wiem jak jest u Ciebie, tak po prostu odnoszę się ogólnie :) Z drugiej strony, ja bardzo chciałam i wiedziałam, że to "ten czas", a teraz jak sama widzisz zastanawiam się nad "rozliczeniem" tego etapu, nie wiem na ile to pomogło, czy zmieniło we mnie coś prawdziwie, czy wystarczająco etc. To wszystko jest takie niejednoznaczne.. Leczenie jego przebieg i efekty są na równi popiepszone co choroba.. No ale w końcu to poroniony świat psychiki..
  12. nie do słuchania na codzień, jak dla mnie typowa podkładówka.. 4/10
  13. Wrzucę coś na początek..dobry, czy raczej niezachęcający, to się okaże.. Pisańsko nie pierwszej już świeżości, gdzieś w inspiracji cyklem Archipelagi, z reminiscencją Stasiuka, ze słownictwem podwórkowym.. Ranek. Na dworze szaruga. W domu cisza, wszyscy śpią. Otwieram okno, z paczki wyciągam papierosa, odpalam. Tytoniowy dym zlewa się z mokra mgłą. Mieszają się doskonale i nie wiadomo już nawet, co jest co. Przed blokiem siedzi pies, zwykły kundel, czarny z jasnym podpalaniem. Jest niespokojny, ciągle drapie szyje. Musi mieć pchły. Obserwuje go bezwiednie. Chude to, żebra odstają nawet spod gęstego futra. W głowie totalna pustka, wynik wczorajszego przepicia. Stan nieświadomości na jawie, nadprzestrzeń odrzuconej grawitacji i ciągów przyczynowo skutkowych. Mam kontrole nad ciałem, ale nie mogę opanować oczy i uszy. Widzę i słyszę sennie. Tak działa kodeina dnia powszedniego. Zbyt duża dawka codzienności powoduje osłabienie zmysłów niezdatnych już do najmniejszego wysiłku. Dźwięki same dochodzą do mnie- szelesty na podwórku, oddechy śpiących w mieszkaniu. Spokojnie przepływają przez uszy, czy też wcale w nie nie wchodząc, opływając ich delikatne płatki oprawione w cienka skórę. Nie szukam ich, same przychodzą i same dla siebie są celem. Kończę papierosa, niedopałek wylatuje przez okno. W pokoju duszno. Powietrze wciąż gęste wczorajszą atmosferą. Bo była wódka i nawet na zagryzkę przynieśli domowy placek. Wcale niczego sobie impreza. Chłopaki wesołe i chętne. Ten, co niedawno wyszedł to był pierwszy chojrak, pewny siebie i hardy, że niby taka recydywa. I przycisnęło go też bardzo, łap przy sobie utrzymać nie potrafił. Zbych patrzył na to spode łba. On nie lubi jak ktoś bez jego zgody ciągnie do jego kobiety. Pili i dyskutowali o robocie, o tym, co i jak skołować, żeby zarobić na lewo. Oni teraz wszyscy pracują na budowie. Mówią, że robota ciężka, po dziesięć godzin, bo terminy i kierownik, choć swój chłop, goni ciągle. Chrapanie za ścianą podrywa mnie z parapetu. Jak porażona podbiegam do szafy, szukam ubrań. Cały marazm zniknął gdzieś niespodziewanie, jak by odcięty ostrym świszczącym dźwiękiem. Dziwną niemoc paraliżującą jakąkolwiek czynność zastępuje potrzeba działań. Paląca, ogromna, z mocą równa wcześniejszemu poczuciu głębi bezcelowości atakuje teraz, przywołując do euforycznej aktywności ciało i myśli. Zbycha nie ma w domu. Poszedł wczoraj z tamtymi doprawić na mieście i jeszcze nie wrócił. On może tak długo. Jak złapie smak i towarzystwo, to i kilka dni go nie ma. Wraca potem bez pieniędzy, z pomiętą nieogolona twarzą i czerwonymi oczami. Nie pytam o nic, bo i po co, schemat znam bardzo dobrze. Balowali po knajpach, jak zabrakło gotówki to bunkrowanie na meliny, bo tam zawsze znajdzie się taki, co przyniesie flaszkę. W końcu i to chlanie się kończy, trzeźwieją i przypominają sobie o robocie, że ten szef, co to krzyczy o terminy, to z pewnością wypierdoli na zbity pysk jak się nie pojawią. Zbych wtedy zawsze do domu wraca, nic nie mówi, tylko myje się i do łózka, żeby odespać i sił do harówy nabrać. Ubrana siedzę na rozścielonej kanapie. Z resztą ona nigdy nie jest zasłana, jedynie co nakryta puchatą kapą. Lubię tę miękką narzutę. Czasem kładę się na niej i wbijam palce między długie sztuczne włókna. Pozorne poczucie bezpieczeństwa i ciepła ogarnia ciało, zaczynając od dłoni, wolno przechodzi na ramiona i tułów. Dziecinna lekkość bycia. Wyobrażenie rzeczywistości bardziej pełnej i czystej od tej realnej. W moim świecie nie ma miejsca na rzewne czułości, jest twardo i szybko, zawsze celowo. Każdy krok może okazać się błędem, więc i wszelkie namysły i wahania są zbędne. Żyje się odruchami, popędem płciowym, głodem, rządzą pieniędzy czy wódki. Skarlało sumienie, żeby móc żyć zastąpił je relatywizm. Aniołowie stróże wymarli na kiłę, albo gniją w kancerze, nie troszcząc się już wcale o swych podopiecznych sprowadzonych w zupełności do sfer profanum. Chrześcijański grzech, poczucie winy i postanowienie poprawy już dawno straciły tu racje bytu, a nawet jeżeli ktokolwiek je deklaruje, robi to jedynie w przypływie bardziej niż zwykle ludzkich uczuć, by za chwilę znów powrócić do tego co było. Ty to mądrze nazywasz i głęboko odczuwasz, bo jesteś baba, tak mówi Zbych zawsze, kiedy próbuje z nim o tym rozmowy. Mimo wszystko on wcale nie jest taki zły. Jak był młodszy to nie pił, bo mówił, że on nie chce jak inni, pieniądze przechlewać i łapę do kobiety ciężką mieć, ale jak na robotę poszedł, pierwsze prawdziwe nerwy, to i się złamał. Za złe mu tego mieć nie można. Teraz to i pociąg do kieliszka ma i do bicia zapęd, ale dalej, nie to co inny, on bardziej delikatny, taki, jakby zdradzony przez los idealista. Przystosował się bo musiał, jak wszyscy tutaj. Jak ja na robotę idę, to Zbychu tylko zęby zaciska i nic nie mówi, poważnieje, a gul to mu skacze.. Ciężko jest, to i wyboru nie ma. Przy tym ja mam z tego nienajgorsze pieniądze. Czasem zawiany, obiecuje, że kiedyś zabierze mnie z ulicy na dobre i już nie puści, dobrze, że to mu paruje ze krwi wraz z procentami. Mieszkamy na sublokatorce u takiej jednej starej. Z nią jeszcze syn z żoną. Oni zajmują jeden pokój, my drugi. Młodzi pracują w szkole, on geografii, ona polskiego uczy, ale bieda u nich jak i u nas. Stara już z domu nie wychodzi, tylko siedzi w kuchni, radia słucha albo z sąsiadkami herbatę pije. Lubią ją i często na plotki przychodzą. Ona to i gadać nie ma dużo o czym, więc siedzi, słucha i tylko przytakuje. Taka cicha, nie narzuca się nikomu, ale o każdym w domu wie wszystko. Teraz stara znów postękuje w swoim pokoju. Coraz ciężej jej wstawać. Zastanawiam się, czy nie iść pomóc, ale nie mogę się zdecydować ostatecznie. Kobieta ma takie zimne błękitne oczy, takie, za którymi z pewnością nie jeden chłopak wzdychał urzeczony. Jak wojna wybuchła ona zaciągnęła się do AK jako sanitariuszka. Wtedy napatrzyła się na śmierć, dziesiątki rannych konały na jej rękach, setki w polowych szpitalach, gdzie pracowała. Wtedy jej oczy musiały zgasnąć. Z płynnego błękitu przeszły w krystaliczny akwamaryn. Teraz kiedy patrzy na człowieka, nie wiadomo tak naprawdę, co o nim myśli. Jeżeli oczy są zwierciadłem duszy to jej umarła, tam, na ulicach powstańczego miasta.
  14. freya ośrodek Malawa czy Wrocław? moyraa Nie wiem na ile pomogło, na pewno przyczyniło się do zrobienia ze mnie przez te lata teoretycznego eksperta od ed.. Jako leczenie samo w sobie bezpośrednio działa tylko ośrodek specjalistyczny, tu na prawdę zaczęłam ruszać z miejsca i bardzo silnie to odczuwałam, widziałam, uświadamiałam sobie.. Oddziały psychiatryczne to porażka sama w sobie- przynajmniej tam gdzie ja byłam i te o których słyszałam od dziewczyn- leczenie tuczenie, brak jakiejkolwiek psychoterapii, nie wspominając o podejściu personelu i lekarzy.. jedyny z nich plus to to, że mogą zadziałać jak "straszak".. Terapie indywidualne- trudna sprawa, kiedyś chodziłam na nie na odczep, bardziej dla zasady; później nawet bardziej dla siebie, jednak to nie był "ten etap" żebym umiała się przełamać na tyle aby dały pozytywne efekty.. Najlepszą indywidualną w wersji extrim miałam w ośrodku i myślę, że jest to dla mnie wzór tego, jak powinno się to odbywać..wzór niedościgniony, no bo teraz wiadomo, warunki zupełnie inne i intensywność o wiele mniejsza, ale próbuję.. Czasem mam wrażenie, że to wszystko to czekanie na cud i zabawa w udawanie, jakobym cokolwiek robiła, a czasem czuję cholerne zmęczenie pracą nad sobą..nie wiem gdzie tu jest środek i prawda..
  15. w sumie nie wiem jak Ci odpowiedzieć..mam za sobą kilka terapii indywidualnych, pseudorodzinną, hospitalizację i pobyt w ośrodku dla ludzi z ed..aktualnie też jestem na indywidualnej, ale nie wiem czy jej nie przerwać..
  16. w sumie nie wiem jak Ci odpowiedzieć..mam za sobą kilka terapii indywidualnych, pseudorodzinną, hospitalizację i pobyt w ośrodku dla ludzi z ed..aktualnie też jestem na indywidualnej, ale nie wiem czy jej nie przerwać..
  17. Co do "tematu głównego"..mam kilka spostrzeżeń na ten temat.. Taki lęk może mieć swoje podłoże gdzieś w sferze, którą nazwę sobie za przysłowiem ludowym "kto z kim przystaje, takim się staje"- podświadomie myśli się o tym, że przebywanie z grubymi osobami stwarza sytuacje, które zagrażają naszym "dietą cud"..no bo w końcu, jaki jest najprostszy schemat myślowy, kiedy mówimy o osobach z dużą tuszą- obżera się to i tyje, na pewno cały czas siedzi w kuchni, prowadzi niezdrowy tryb życia, je słodycze.. etc. itp. itd. No więc jak ja, chudzinka mam z takim przebywać, jeżeli on tylko w kuchni siedzi, mówi i myśli tylko o tym, co zjeść, wszędzie wokół niego są góry pączków i schabowych.. Boimy się, że szukając relacji z kimś takim, będziemy musieli przejąć jego domniemany tryb życia, a przynajmniej okazjonalnie go zakosztować.. Inna sprawa, może po części zazdrościmy takim osobom tego, że mimo tej tuszy, często są szczęśliwe, radosne i umieją żyć ze sobą samym..a przebywanie w otoczeniu osób, którym lepiej się wiedzie, nigdy nie jest komfortowe.. I nie chodzi o to, o to, że zazdrościmy im tuszy, czy nawet swobody jedzenia, tylko pewnego stanu umysłu, pewnej wolności, którą odebrało ed..normalności, która tak skrajnie kontrastuje w takim zestawieniu Rzecz jasna, wszystko to są moje wolne hipotezy
  18. Co do "tematu głównego"..mam kilka spostrzeżeń na ten temat.. Taki lęk może mieć swoje podłoże gdzieś w sferze, którą nazwę sobie za przysłowiem ludowym "kto z kim przystaje, takim się staje"- podświadomie myśli się o tym, że przebywanie z grubymi osobami stwarza sytuacje, które zagrażają naszym "dietą cud"..no bo w końcu, jaki jest najprostszy schemat myślowy, kiedy mówimy o osobach z dużą tuszą- obżera się to i tyje, na pewno cały czas siedzi w kuchni, prowadzi niezdrowy tryb życia, je słodycze.. etc. itp. itd. No więc jak ja, chudzinka mam z takim przebywać, jeżeli on tylko w kuchni siedzi, mówi i myśli tylko o tym, co zjeść, wszędzie wokół niego są góry pączków i schabowych.. Boimy się, że szukając relacji z kimś takim, będziemy musieli przejąć jego domniemany tryb życia, a przynajmniej okazjonalnie go zakosztować.. Inna sprawa, może po części zazdrościmy takim osobom tego, że mimo tej tuszy, często są szczęśliwe, radosne i umieją żyć ze sobą samym..a przebywanie w otoczeniu osób, którym lepiej się wiedzie, nigdy nie jest komfortowe.. I nie chodzi o to, o to, że zazdrościmy im tuszy, czy nawet swobody jedzenia, tylko pewnego stanu umysłu, pewnej wolności, którą odebrało ed..normalności, która tak skrajnie kontrastuje w takim zestawieniu Rzecz jasna, wszystko to są moje wolne hipotezy
  19. dzięki dziewczyny za powitanie :) (nawet uśmiech wstawiam hoho pozytywy) tak sobie pomyślałam o tym, że pisane o pozytywach często nie ma głębszego sensu, bo wiadomo, mamy tendencję do widzenia tego, co złe i umniejszania pozytywów, i nawet kiedy próbujemy wyciągać to, co jest "na plus", robimy to raczej sztucznie.. bo tak trzeba, bo psychologowie tak zalecają, bo coś tam, coś tam.. tak jakbym chciała widzieć świat pozytywnie, ale mam blokadę, którą znoszę tylko powierzchownie, kiedy w głębi wyję z beznadziei..
  20. dzięki dziewczyny za powitanie :) (nawet uśmiech wstawiam hoho pozytywy) tak sobie pomyślałam o tym, że pisane o pozytywach często nie ma głębszego sensu, bo wiadomo, mamy tendencję do widzenia tego, co złe i umniejszania pozytywów, i nawet kiedy próbujemy wyciągać to, co jest "na plus", robimy to raczej sztucznie.. bo tak trzeba, bo psychologowie tak zalecają, bo coś tam, coś tam.. tak jakbym chciała widzieć świat pozytywnie, ale mam blokadę, którą znoszę tylko powierzchownie, kiedy w głębi wyję z beznadziei..
  21. Hej wszystkim..Właściwie jestem tu nowa i powinnam zacząć od przedstawienia się, ale szczerze rzecz ujmując, nie mam pomysłu jak to zrobić. Logowałam się tu z myślą- ot, poczytam sobie o takich jak ja, może coś napiszę, może coś doradzę, może sama otrzymam jakieś pozytywne bodźce..i między tym, a pierwszym postem, gdzieś podczas przeglądania wpisów załapałam dołka..w sumie typowe, labilność uczuciowa.. albo świadomość marności..świadomość nieuniknionego.. Bo co, gdy znów nie mam sił na walkę, nie mam na nią chęci, nie czuję tego ogromnego napalenia na zmiany. 8 lat, 9 może nie być.. najlepszy ośrodek w Polsce, psychoterapia, dietetyk..nadzieje, walka, praca tytaniczna.. a teraz jednak waga w dół, a w głowie, już sama nie wiem.. nie dobrze, ale nie najgorzej, z pełną świadomością bycia w chorobie, gdzieś między życiem a śmiercią, gdzieś w epitecie "anorektyczka-bulimiczka".. A może to jest normalne, może tak wygląda życie, którego ja nie znam, i powolne wychodzenie z choroby ku.. no właśnie, życiu.. i tylko za mało ekstremalnie, za zwyczajnie, zbyt powoli żebym mogła to tak postrzegać; bo w zachłanności swojej chcę tylko pełne, okrągłe stany choroby lub zdrowia a nie życia pomiędzy, nijakości, bylejakości.. Szlag, wszystko mi się pomieszało.. i ani moja samoświadomość, ba, nawet chorobliwa omnipotencja nic tu nie pomogą... Czas na poznanie stanu niepoznawalnego, pogodzenie się z "nieogarnianiem" i oswojenie pustki.. Może bytność tutaj, chociażby w słowach, nieco mi w tym pomoże..
  22. Hej wszystkim..Właściwie jestem tu nowa i powinnam zacząć od przedstawienia się, ale szczerze rzecz ujmując, nie mam pomysłu jak to zrobić. Logowałam się tu z myślą- ot, poczytam sobie o takich jak ja, może coś napiszę, może coś doradzę, może sama otrzymam jakieś pozytywne bodźce..i między tym, a pierwszym postem, gdzieś podczas przeglądania wpisów załapałam dołka..w sumie typowe, labilność uczuciowa.. albo świadomość marności..świadomość nieuniknionego.. Bo co, gdy znów nie mam sił na walkę, nie mam na nią chęci, nie czuję tego ogromnego napalenia na zmiany. 8 lat, 9 może nie być.. najlepszy ośrodek w Polsce, psychoterapia, dietetyk..nadzieje, walka, praca tytaniczna.. a teraz jednak waga w dół, a w głowie, już sama nie wiem.. nie dobrze, ale nie najgorzej, z pełną świadomością bycia w chorobie, gdzieś między życiem a śmiercią, gdzieś w epitecie "anorektyczka-bulimiczka".. A może to jest normalne, może tak wygląda życie, którego ja nie znam, i powolne wychodzenie z choroby ku.. no właśnie, życiu.. i tylko za mało ekstremalnie, za zwyczajnie, zbyt powoli żebym mogła to tak postrzegać; bo w zachłanności swojej chcę tylko pełne, okrągłe stany choroby lub zdrowia a nie życia pomiędzy, nijakości, bylejakości.. Szlag, wszystko mi się pomieszało.. i ani moja samoświadomość, ba, nawet chorobliwa omnipotencja nic tu nie pomogą... Czas na poznanie stanu niepoznawalnego, pogodzenie się z "nieogarnianiem" i oswojenie pustki.. Może bytność tutaj, chociażby w słowach, nieco mi w tym pomoże..
×