Asembler, bez "moralizatorów" nie ma wspólnoty, jest totalny indywidualizm i aksjologiczna anarchia. Z kolei bez "marksistów i libertynów" nie ma fermentu w kulturze, jest tylko powielanie dawnych schematów z ich wartościami i błędami. Moim zdaniem grunt to znalezienie złotego środka między tymi dwoma skrajnościami.
P.S. Wydaje mi się, że to obowiązuje nie tylko w kulturze, zbiorowości. W kontekście jednostki jest bardzo podobnie. Mamy w sobie jedną i drugą skrajność, przynajmniej ja.