Skocz do zawartości
Nerwica.com

refren

Użytkownik
  • Postów

    3 901
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez refren

  1. Wyobraź sobie, że je czytałam. Nie przekonują mnie. Ale to nie jest argument za tym, że oko samo się zaprojektowało. Co do kodu DNA, to nie jest prawdą, że kod w komputerze powstał na jego podobieństwo, choć to tym bardziej by przemawiało za inteligentnym stwórcą, że jego projekty są tak dobre, że istotom inteligentnym łatwiej jest je skopiować niż napisać. Nikt nie uczył mnie w szkole, że kod DNA może sam się napisać, Ciebie też nie, bo nikt nie zna metody, jaką sam mógłby powstać ani w ogóle metody jaką powstał. Więc uczymy się tylko o kodzie, a nie o jego powstaniu (nie mamy takiej wiedzy). Naukowcy mają dużo więcej pokory wobec tego szyfru niż Ty, może dlatego, że rozumieją jego działanie. Bardziej prawdopodobne jest, że posty na Nerwicy powstały bez udziału inteligencji niż że taki program się sam napisał. To Ciebie odsyłam do nauki czym jest kod DNA. Działa jak zamek otwierający klucz, to znaczy określone nukleotydy kodują określony aminokwas, a tylko właściwa sekwencja aminokwasów może dać białko, które decyduje o właściwościach człowieka (np. kolorze oczu). Wystarczy że jeden elemencik nie działa i całość przestaje działać - klucz nie pasuje -więc takie coś jak może być dziełem ewolucyjnego rozwoju? http://www.rp.pl/artykul/984958.html http://pl.wikipedia.org/wiki/Kodon http://www.biologia.net.pl/genetyka/kod-genetyczny.html Mówisz, że to nielogiczne, że kod DNA musiał ktoś napisać. To bzdura. Zobacz przykłady kodów: Kod Aikena Kod ASCII [aski] (ang. American Standard Code for Information Interchange) – przypisujący 7-bitowej liczbie (128 kombinacji) znaki pisarskie Kod autoryzujący (ang. Auth-Info Code) unikalny kod generowany dla każdej domeny kod bajtowy Kod Baudot Kod bezpieczeństwa – składa się z liter IP i dwóch do czterech znaków, z których pierwszy oznacza odporność na penetrację ciał stałych, a drugi na penetrację wody kod binarny i kod Graya Kod EBCDIC (ang. Extended Binary Coded Decimal Interchange Code) – rozszerzony dziesiętny zakodowany dwójkowo kod wymiany kod genetyczny Kod Golda kod Hamminga Kod Huffmana, tj. optymalny (najkrótszy) kod prefiksowy otrzymany za pomocą algorytmu Huffmana kod językowy kod kreskowy ... Wszystkie kody powstały przy użyciu inteligencji, więc bardzo logiczne, że jedynie kod genetyczny powstał sam... http://pl.wikipedia.org/wiki/Kod -- 27 lut 2015, 21:15 -- To słuszna uwaga (poza przypisywaniem Bogu złych intencji, rzecz jasna i partaczeniem ). Być może najpierw powstało "ciasto", z którego powstały wszystkie organizmy (aminokwas?) Nie zaprzeczam też logicznej ciągłości stworzenia, dla mnie to nie wyklucza inteligentnej ingerencji, wręcz przeciwnie, jeśli Stwórca już miał płaza, to dlaczego miałby gada projektować od zera? Rozwinął tylko koncepcję :) Albo miał ją od początku i puścił w ruch. Takie fenomeny jak "uśpiony" gen zęba u ptaków albo genom dziobaka pokazują, że wraz z ewolucją materiał genetyczny wcale nie wzbogacał się, tylko być może kręgowce na wcześniejszym etapie ewolucji miały już geny "doskonalszych" stworzeń, które tylko się wyselekcjonowały. Przypadeg?? -- 27 lut 2015, 21:16 -- http://wiadomosci.dziennik.pl/nauka/artykuly/125045,i-ty-masz-geny-dziobaka.html
  2. Spoko, spoko, zacznie się wiosna, to zaczniemy być pobudzeni, zaczną się stany mieszane i skończy się sezon depresji Yhy, a ja jestem wagonikiem. slow_down, piszesz że się naciąłeś na dziewczynie, a potem że z zaburzeniami się nie da normalnie żyć. Przecież jedno nie ma związku z drugim. Ale rozliczyłeś. (Ja się w życiu nie dotknęłam do pita. To nie ma związku z chorobą.) Skąd wiesz, że jakbyś był zdrowy, to byś nie narobił błędów?
  3. Hitman, zawsze jak ktoś ma wątpliwości co do teorii ewolucji, to zamiast argumentów zarzuca mu się niedouczenie. Ale z moich rozmów z tymi, co mocno wierzą w tę teorię zwykle wynika, że to oni są niedouczeni, to znaczy sami nie rozumieją, co mówi ta teoria (wykładają się na własnym gruncie), jak dokładnie działa ewolucja, nie umieją się konkretnie odnieść. Nie będę nikomu wytykać, ale często to widziałam i na tym forum. Analogia z pączkami jest o tyle dobra, że pokazuje, że w pewnym momencie jest albo-albo i nie ma wyjścia "obiektywnego". Jeśli zakładasz, że nie ma inteligentnego Stwórcy, to przyjmujesz, że np. podobieństwo DNA musi świadczyć, że jedne formy pochodzą od drugich. Rozważając jednak wszystkie możliwości logiczne jest też możliwość, że to podobieństwo wynika z tego, że jest jeden twórca (autor programu "dzieło stworzenia" posługujący się kodem DNA). Tam gdzie są kody (szyfry), tam logiczne jest, że może za tym stać inteligencja. Gdybyśmy kod DNA odebrali jako "szumy" z kosmosu, to zaraz byłaby afera, że jest inteligencja w kosmosie. Możliwość istnienia Stwórcy nie jest naukowa, bo tak ustalono paradygmat naukowy, że nie mieści się w nim działanie sił nadprzyrodzonych, ale jednocześnie jest to możliwość logiczna, oparta na logicznych przesłankach. I tu jest właśnie haczyk i pułapka (dla nauk o początku świata i życia, że odrzucają tę możliwość). Z biologii miałam piątkę, podobnie z antropogenezy na studiach. -- 27 lut 2015, 15:36 -- O, jak miło, admin wrzucił do szerszego wątku (choć ja bym to wrzuciła do wątku "Bóg..", bo ten z tytułu jest bardziej o praktykach religijnych). No ale skoro nie trzeba już tylko o piekle, to mam takie pytanie. Czy naprawdę trzeba być katolikiem, w dodatku niedouczonym, żeby być sceptycznym co do tego, że człowiek i trawa mają wspólnego przodka?
  4. jetodik, rozumiem, że nie podoba Ci się ten Bóg i Kościół, ale nic na to nie poradzę, nie mam innego. Może protestanci albo buddyści? Przykazania to Bóg dał akurat za pośrednictwem Mojżesza, z którym się skontaktował bezpośrednio, według naszego mitu. Co do determinacji - masz skłonność moim zdaniem do jej postrzegania wszędzie i wyolbrzymiania, to dosyć typowe na tym forum. Spróbuj być wolnym, tak się najszybciej przekonasz, że można. Sam nadajesz sens swojemu życiu.
  5. Według mojego mitu Bóg stworzył człowieka wolnym, objawił mu się, stale pokazuje swoją obecność, dał mu przykazania, przysłał swojego Syna, dał nam Kościół. Przypadkowo trafiłam na taką wypowiedź, podoba mi się: Jest faktem, iż piekło istnieje, przecież Jezus by nas nie okłamał, gdyby ono nie istniało. My sami mamy wolę ułomną, słabą i często upadamy w naszej walce z naszymi słabościami. Jeśli my to dostrzegamy – to i Bóg to dostrzega. A jeśli my to widzimy, to nic nam nie grozi. Groźna jest taka sytuacja, kiedy człowiek własną ułomność i grzeszność uważa za zaletę i rzecz, wobec której sam Bóg musi się ugiąć. -- 27 lut 2015, 02:37 -- refren, Twoja metoda doszukiwania sie luk w ewolucji to: czegoś jeszcze w szczególe nie wiemy, czegoś co było miliony lat temu przykładowo czy owadowi na skutek mutacji wyrosło najpierw trójkątne skrzydełko czy owalne, choć znamy naturalne mechanizmy ewolucji, które tłumaczą to, że skrzydełko wyewoluowało, nie wiemy jednak tego szczegółu, więc umieśćmy tam ingerencje supernaturalną. nie wiem jak z czymś takim dyskutować Moja metoda polega na uświadamianiu, że te mechanizmy ewolucji, które niby znamy i obserwujemy, nie mają możliwości utworzenia tylu różnorodnych gatunków z jakiegoś prostego organizmu. Z tych, które znamy nie wynika, żeby miały one aż takie znaczenie i możliwości. To tak, jakby uważać, że ocean można przepłynąć kajakiem bez wioseł. Genetyka jest przeciwko ewolucji. Mówisz, że ja zakładam siłę nadnaturalną (zakładam, bo wierzę Biblii), ale Ty z kolei wpadłeś w pułapkę samouzasadniania się teorii ewolucji, czyli wiemy, że wyewoluowało, bo wiemy, że wyewoluowało. Kiedyś robiłam pączki, pierwszy wyszedł mały i trochę przypalony, drugi większy i bardziej zbliżony do kuli, niedopieczony, trzeci optymalny. Ewolucjonista powie: te pączki musiały wyewoluować jeden z drugiego, bo nie możemy zakładać, że stworzyła je inteligencja (to nienaukowe). Mają taki sam skład, są do siebie niezwykle podobne i widać rozwój - mamy formy przejściowe. Ewolucja. -- 27 lut 2015, 02:38 -- jetodik, sorry, nie dałam Ciebie jako cytat i nie mogę już poprawić.
  6. Zarzuciłam temat do sieci ("grzech przeciw duchowi św") i już chyba pierwsza odpowiedź jest moim zdaniem dla Ciebie dobra: http://mateusz.pl/pow/011206.htm Widać tutaj, że nie chodzi o jakąś pojedynczą myśl i bluźnierstwo typu przekleństwo, obraza, tylko o postawę i trwanie w niej. Na wszelki wypadek wyłowiłam najważniejszą myśl (gdybyś przeoczyła): Ponieważ niezmiernie trudno popełnić grzech przeciwko Duchowi św. więc nie trzeba tak naprawdę przejmować tym, iż taki grzech istnieje
  7. INTEL 1, pytasz skąd brać siłę. Z nadziei, że będzie lepiej. Nie ma innej drogi. Są stany psychiczne, z którymi nie można się pogodzić. To znaczy trzeba zaakceptować w tym momencie, że nic się nie może i że jest do dupy, czasem trzeba się przestać szarpać i przeczekać. Ale nie można tego rozciągać na przyszłość. Zawsze jest jakaś nadzieja. To nie jest choroba, w której niszczeją jakieś narządy wewnętrzne i nie można ich odbudować. Brak równowagi w mózgu jest odwracalny, inaczej bym nie żyła. Piszesz że próbowałeś różnych leków. Ale z tego co przeczytałam w Twojej książce, wiele z nich szybko skreśliłeś. Przykładowo aminotryptylina zaczęła działać, a potem według Ciebie „przestała”, a fakty są takie, że miałeś wtedy niewyobrażalny stres, wkraczałeś, że tak powiem, na ścieżkę, która Cię teraz sprowadza do sądu, jazda samochodami – człowiek zdrowy jak koń by się posypał. Podobnie ketrel, wiem że już nic Cię do niego nie przekona, ale pierwszy efekt może być silnym zjazdem i czymś w rodzaju śpiączki, a potem przechodzi. To że brałeś już jakiś lek i nie działał albo przestał działać, to nie znaczy, że nigdy Ci już nie pomoże. Byłaby to prawda, gdybyś go zawsze brał w dokładnie takim samym stanie psychicznym i okolicznościach zewnętrznych. Mam doświadczenie z lekami, które brałam kilka razy w życiu i za każdym razem działały inaczej, bo ja za każdym razem byłam w innym stanie. A może lamotrygina wcale nie jest taka cudowna, mnie też stabilizuje, ale w depresji - przedtem nie miałam nigdy takiej długiej. Jednocześnie to jest dogorywanie, a nie absolutny zjazd. Wiem, że nie wierzysz, że gdybyś nie miał stresu, to byłbyś zdrowy, ale przy takiej chorobie, która jest maksymalnie zależna od stresów życiowych, chciałbyś chodzić do sądu, bać się wyroku i dobrze się czuć? Dobrze że masz dość udawania, że wszystko jest ok, bo potrzebujesz odpoczynku i miejsca, gdzie będziesz mógł się spokojnie czuć źle. Pogódź się z tym, że chwilowo nie działasz. Szpital może być jak urlop. Piszesz, że byłeś 4 razy w szpitalu, ja 6. Że byłeś 3 lata na terapii, ja co najmniej 7, pierwsze 3 lata niewiele dały, bo to nie była dla mnie dobra metoda i dobry terapeuta. Jest jeszcze działanie czasu. Organizm ma skłonność do samoistnego wracania do równowagi. Kiedyś nie było leków i cześć schizofreników po iluś latach nieleczenia wracała sama do zdrowia. Mówisz, że brak używek niczego nie polepsza. Ale jak siedziałeś w areszcie i miałeś odwyk, a potem wyszedłeś, to było całkiem nieźle. Powiesz, że to dlatego właśnie, że wyszedłeś, ale nie musiało tak być.
  8. Hitman, piszę, że naskakujesz na mnie, bo wierzę w piekło, a Ty mi mówisz że odczytuję wszystko jako uprzedzenie do mojej osoby. Gdyby tak było, to bym powiedziała, że naskakujesz na mnie, bo to ja, a nie za to, co piszę. Na mnie to nie robi wrażenia, ta agresywność, ale zwracam Ci uwagę, żebyś się mógł nauczyć trochę kultury. Ale chyba nie możesz. Piszesz mi, że nie obchodzi Cię, co mi się wydaje i że tworzę własne teorie niezgodne z doktryną, a potem piszesz, że mam teorie wyuczone z katechizmu. Nazywasz moją wiarę patologiczną, piszesz że jest chorobą, diagnozujesz mnie (to znaczy tak Ci się wydaje), piszesz, że nie obchodzi Cię moje zdanie na jakiś temat i że mam wyprany mózg. Mnie już też nie obchodzi co tu piszesz i gdziekolwiek, bo Twoje wpisy nie zasługują na to, żeby na nie odpowiadać. Są po prostu chamskie.
  9. Nie istnieją takie prawa. Piszesz o czymś najgorszym i najokrutniejszym co człowiek jest sobie w stanie wyobrazić i dajesz uśmieszek na końcu. Religia zdemoralizowała cie i wyprała ci mózg albo trafiła na podatny grunt. Można z czystym sumieniem powiedzieć, że zawładnął tobą szatan i odebrał ci resztki empatii. Wieczne piekło nie może istnieć jeśli istnieje sprawiedliwy i wszechmogący Bóg. Biblia mówi wyraźnie, że karą za grzechy jest śmierć i dlatego przyszedł Chrystus żeby umrzeć za nasze grzechy i nas zbawić. Piekło to dogmat wyłącznie katolicki i przeczy on metafizycznym prawom profanując wszystkie pozostałe nauki katolickie. Skoro wiara w piekło oznacza według Ciebie demoralizację, to trochę nas jest, tych zdemoralizowanych. Zdemoralizowani ludzie pracują w hospicjach, z niepełnosprawnymi, na misjach w Afryce i starają Cię uchronić od piekła, w które wierzą, na różne sposoby. Jeśli w nie nie wierzysz, to nie masz się co tak oburzać, skoro to dla Ciebie tylko mit, a czytając Twój komentarz mam wrażenie, że chcesz mnie wgnieść w ziemię za to, że w ogóle o nim mówię. Uśmieszek jest odnośnie mojego sformułowania "prawa metafizyczne", bo nie wiem czy to dobry trop i zręczne określenie. Co do Biblii, Jezus mówi "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle.", więc za śmierć uważa śmierć duszy i pobyt w piekle. Najpierw piszesz, że zawładnął mną szatan, a w tym samym komentarzu piszesz " Szatan nie może zawładnąć człowiekiem, który ma wolną wolę" i że ja mam wolną wolę. A potem piszesz, że nie istnieje żaden szatan i że to symbol. I to podobno ja piszę jak schizofrenik. Tak, ta religia nazywa się satanizm. A Tobie życzę dużo zdrowia, na pewno się przyda. Może, na mocy wyborów właśnie tej wolnej woli, wybierając zło i przywiązując się do niego, zbliżamy swoją wolę do woli diabła. Ale oczywiście człowiek przez to że ma wolną wolę przez całe życie może zawrócić, bo ma też w sobie pierwiastek dobra a Bóg wybacza. Ale wydaje mi się, że są przypadki, kiedy człowiek już za życia staje się jakby portretem szatana i nie ma ani grama dobra - ktoś, kto jak Hitler uśmiercił miliony niewinnych ludzi, oddaje się praktykom spirytystycznym (czczącym w istocie szatana), chyba już nie ma takich władz w sobie, żeby się nawrócić, podobnie jak sam szatan nie może się już nawrócić. Choć z drugiej strony Augustyn mówi, że wszystko co istnieje, ma choć odrobinę dobra, inaczej by nie mogło istnieć (o ile dobrze pamiętam). Jak widzisz nie mówię o jakimś magicznym zawładnięciu, jeśli ktoś zaczyna zabijać za pieniądze i "kocha ten sport" to sam upodabnia się do szatana, który uwielbia zadawać bezsensowną śmierć i cierpienie. Bóg każdego sądzi indywidualnie, biorąc pod uwagę jego możliwości, świadomość zła. Ale też każdemu w życiu daje milion szans do nawrócenia i nie wierzę, żeby ktoś wykazał Mu, że go nigdy nie wołał. Tworzysz własne teorie religijne. Zanim zmądrzałem byłem niestety katolikiem znającym dobrze doktrynę i nigdy nie obiło mi się o uszy pojęcie "stężenie szatanowości" No co Ty, a ja myślałam, że wszyscy używają tego określenia Może niektórym należałoby na okrągło tłuc katechizm, ale chyba też takie rozmowy są po to, żeby pokazać jakieś swoje osobiste ścieżki myślenia. A poza tym napisałam tak, żeby było zrozumiałe, co mam na myśli. To zdanie świadczy o chorobie psychicznej. Nerwica eklezjogenna? To że wierzę w Boga (i piekło) i nie jestem bezrefleksyjnym pantofelkiem nie oznacza, że mam nerwicę eklezjogenną. Utożsamiasz chyba wiarę z chorobą, to nie świadczy o Twoich szerokich horyzontach. To normalne, że mam świadomość, że kiedyś będę musiała zdać sprawę ze swojego życia i się nad tym zastanawiam. Wizja piekła nie spędza mi snu z powiek, choć nawet jakby spędzała, to też mogłoby to dla mnie być dobre i lepsze niż błogi nihilizm. Chciałam w tym zdaniu zawrzeć myśl, że "jaką miarą sądzicie, taką wam będzie odmierzone." Więc jeśli np. piszesz, że nie mam empatii, to obyś sam miał jej więcej niż ja, bo jeśli masz tyle co ja, to Bóg Ci może powiedzieć, że to jest nic
  10. jetodik, przeczytałam o wici właśnie na tej stronie wiki, więc nic nowego na niej raczej nie znajdę :) Nie odnosisz się do tego, co piszę, tylko wrzucasz mi całe, trochę chyba przypadkowe, strony, na których są rzeczy związane i niezwiązane z tym, co piszemy. Nie mówiłam jak na razie o "nieredukowalnej złożoności", a Ty mi wrzucasz polemikę z tym. Nie mam ochoty dyskutować ze stroną wikipedii. Nie próbuję na siłę wyszukiwać luk, one po prostu są, wielkie i stałe jak nasza dziura budżetowa. Co do niesprawiedliwości piekła - wielu o tym mówiło, są teologowie, którzy twierdzą tak jak Ty, że nie może istnieć wieczne potępienie, bo człowiek nie wyrządza nieskończonego zła, a Bóg nie byłby dobry, gdyby komuś to zgotował, poza tym taka kara nie ma żadnego wymiaru "resocjalizującego". Myślę, że problem w tym, że patrzymy na to z punktu widzenia kodeksu karnego, a tu idzie o coś innego - o prawa metafizyczne :) Człowiek staje się nieskończenie zły, kiedy w stu procentach zawładnął nim szatan- jego wolą, czynami, pragnieniami - wszystkim. Pytanie czy taki człowiek mógłby się nawrócić. Spotkałam się z takim zdaniem, że kiedy szatan się zbuntował, myślał, że w razie niepowodzenia będzie mógł wrócić, ale nie wziął pod uwagę, że jeśli odrzuci całkowicie Boga, to już nie będzie w stanie - nie będzie mógł nawet tego zapragnąć, bo czuje do Boga już jedynie nienawiść. Ktoś, kto daje szatanowi porządzić w swojej duszy, coraz bardziej przyjmuje jego wykrzywioną optykę - Boga uważa za zło i zaczyna go nienawidzić, a szatan wydaje mu się dobry. Dopóki "stężenie szatanowości" nie osiąga 100-u procent, może jeszcze wrócić. Ktoś kto w momencie śmierci ostatecznie odrzuca Boga, zyskuje właśnie te 100 procent (więc w niebie nie czułby się szczęśliwy). W piekle chyba nikt nie może się nawrócić, słychać podobno tam same złorzeczenia wobec Boga. Z drugiej strony, jakby każdy po iluś tam milonach lat cierpień miałby być zbawiony, to każdy by był "skazany" na Boga i nie byłoby wolności. Jeśli ktoś wybrał sobie za swojego pana diabła, oddycha nim i z niego się składa, brnie w pychę, to widocznie muszą być konsekwencje. Jeśli coś zniszczysz, to już tego nie ma, widocznie jeśli zniszczysz w sobie całe dobro, to już nie możesz go odzyskać. Każdego przeraża myśl o wiecznych cierpieniach, mnie też (nic nie może być gorszego). (Teraz na przykład wyobrażam sobie, jak Bóg na sądzie ostatecznym wyciąga tę moją wypowiedź i mam przechlapane - bo skoro niby wszystko wiedziałam, to czemu się nie nawracałam?) i też bym chciała, żeby każdy miał jeszcze szansę po śmierci trafić do nieba (po stosownej pokucie) i mam jakiś promil nadziei, że może jednak kiedyś piekło będzie puste. Ale nie postawiłabym na to swojego życia. Skoro Bóg (m.in przez wielu mistyków i w przerażających obrazach) ostrzega przed piekłem, to nie po to, żebyśmy sobie to lekceważyli. Bóg nie odrzuca nikogo, kto się do niego zwraca (patrz "dobry" łotr), więc po co szukać czegoś innego? Potępienie nie jest jedynie karą za złe uczynki, na podstawie uczynków nikt by nie był zbawiony. Niebezpieczne jest odrzucanie Boga, radość z tego że się grzeszy właśnie z tego powodu, że się grzeszy, nie podejmowanie żadnej walki z grzechami, nie szukanie pomocy Boga, nie korzystanie ze spowiedzi. Jest masa rzeczy, które wynagradzają grzechy i są łatwo dostępne. O tym się za dużo nie mówi, nie wiem czemu, może dlatego że ma to posmak przekupywania Boga i działania mechanicznego - odpusty cząstkowe. Ale to nie działa mechanicznie, tylko działa, jeśli płynie z wnętrza, pokory, a nie tylko automat. Ktoś żyjący z Bogiem robi te rzeczy sam z siebie, często nawet nie wiedząc, że to wynagradza jego grzechy (choć modlitwa zbliża do Boga i wsącza mu w serce nadzieję na zbawienie). Dobre uczynki także mają moc wynagradzającą za grzechy. Odpusty cząstkowe: http://www.antoni.kuria.lublin.pl/dtd/odpusty_czastkowy Umieszczone tu opinie nie są skróconą nauką Kościoła i mogą mieć charakter subiektywny.W razie potrzeby skonsultuj się ze spowiednikiem lub /i katechizmem
  11. jetodik, a więc wierzysz, że pewnego dnia zaszła mutacja w genie i efektem tego powstał "gen opiekuńczości" :) To jedź do Fukushimy, napromieniuj się i może jakiś gen Ci zmutuje i będziesz np. bardziej towarzyski. Co do chmur. Jeśli ugotujesz wodę, to będzie wrzątek. Jeśli para wodna się skropli, to powstaje deszcz. Zjawiska fizyczne. Teoria ewolucji. Wić bakteryjna jest efektem zduplikowania genów. Występuje duża zmienność wici u bakterii. (możemy zamiast tego wstawić dowolny przykład mutacji). Wniosek - z bakterii mogły ewoluować wszystkie istniejące gatunki, nie wiemy właściwie jak, ale miały czas, miliardy lat, to czemu by się miało nie udać. Jest pewna różnica. :)
  12. A możesz rozwinąć myśl?
  13. Buka, ale z Ciebie egoista. Tylko samemu się dobrze ustawić, a znajomi do piekła...
  14. 1234qwerty, nie taką akatyzję mam na myśli, ale nie ma co drążyć tematu. Myślę że wiara w Boga (i piekło) niejednego uchroniła od samobójstwa, bo jeśli się wierzy, to oczekuje się pomocy z Góry w każdej sytuacji i nie chce się ryzykować cierpienia, które się nigdy nie skończy. Gorzej, jak jest tylko ten drugi element, lęk przed piekłem, bez wiary że Bóg pomaga, może być neurotyczny.
  15. To drugie się nie kończy. -- 24 lut 2015, 03:47 -- Też uważam, że za życia można doświadczyć, czym jest piekło. Jest to akatyzja po pewnym specyfiku zapisywanym przez psychiatrów.
  16. Chyba trzeba by zrobić oddzielny wątek pod tytułem "teoria ewolucji" albo "refren a teoria ewolucji" czy "całe forum przekonuje refren do teorii ewolucji" W każdym razie zeszło z tematu piekła (choć moim zdaniem tylko pozornie) jetodik, znam ten artykuł. Poza tym, że zaciemnia (jak każdy tekst próbujący rozmyć fakt, że konsekwentni zwolennicy samoistnego powstania życia w istocie wierzą, że dalekim przodkiem człowieka była bakteria), ma też pewne zalety: - odróżnia zjawisko ewolucji od teorii ewolucji (tylko na pierwsze są niezbite dowody, ale nie pokazują, żeby to zjawisko miało spektakularny charakter) - mówi o tym, że nie udało się jak dotąd stworzyć drabiny(drzewa) pokazującej, jak z bakterii powstały wszystkie inne gatunki aż do człowieka - mówi o tym, że koncepcja powstania życia z materii nieorganicznej nie należy do zjawiska ewolucji (czyt. nie ma na to dowodów i nie wchodzi ona w wąską "naukową część" ewolucji, a nie ma dowodów bo jest to raczej spekulacja naukowa próbującą uspójnić teorię braku Boga) - pokazuje, że w istocie to, co wiemy, to tyle, że istnieje w przyrodzie pewna międzypokoleniowa zmienność form różnych gatunków - zawiera dość widoczne niekonsekwencje, z czego najistotniejsza jest według mnie taka, że z jednej strony autor się zarzeka, że ewolucja to nie to samo co doskonalenie i że ewolucja jest przypadkowa i nie tworzy "drabiny", ale jednocześnie mówi o wspólnym pochodzeniu wszystkich gatunków od najprostszego organizmu - i w tym nie ma być doskonalenia. Autor mówi "kozica nie jest lepsza od ryby", niech dokończy "człowiek nie jest lepszy od bakterii". Najprawdziwsze zdanie w tym tekście to według mnie <> Szczytu ewolucji faktycznie nie ma, bo nie ma uzasadnienia pogląd, że każdy gatunek (w tym człowiek) musiał powstać z jakichś poprzedzających go etapów. Największym kłamstwem według mnie jest natomiast zdanie: "Ewolucja wyjaśnia zmienność życia i jego niezwykłą różnorodność. Wyjaśnia mechanizmy powstawania tych zmienności." Jest dokładnie na odwrót. Teoria ewolucji nie wyjaśnia tej różnorodności. Gdyby mechanizm ewolucji opierał się tylko na doborze naturalnym, to upierając się, że wszystkie organizmy mają tego samego przodka, musiałby ten przodek zawierać wszystkie możliwe geny i warianty - bo dobór naturalny nie produkuje nowych genów tylko selekcjonuje. (Chyba że coś źle rozumiem). Ponieważ to nie ma sensu, ewolucjoniści dorzucili mutacje- czyli zmiany w genach spowodowane błędem w kopiowaniu kodu genetycznego. Tylko że nie znamy takich i tylu mutacji, które spowodowałyby taką różnorodność gatunków ani takich, które by to czyniły prawdopodobnym. To według mnie tak, jakby ktoś z faktu, że jakaś koszulka wyblakła, wyciągał wniosek, że za miliard lat będzie z niej stolik. No i mu się mówi "nie obserwujemy, żeby z koszulki robiły się stoliki", a on "bo mamy za krótki czas obserwacji, przez miliard lat wszystko się może zdarzyć". Co do tego oka - każda zmiana od receptora do złożonego oka musiałaby wynikać z nowej mutacji. Tymczasem nie obserwujemy tylu rodzajów i takich mutacji, a prowadzą one zwykle do jakichś dysfunkcji. W artykule jest: "Dalej u jakiegoś osobnika pojawił się jakiś dziwny przejrzysty galaretowaty paproch, który o dziwo umożliwił lepszą wizję otoczenia, bo zaczął pełnić funkcję soczewki." Inny opis tego paprocha: < Znajduje się w przedniej części oka, między tęczówką, a ciałem szklistym, umocowana jest na więzadełkach i mięśniach. U człowieka ma kształt dwuwypukłego krążka o promieniu około 0,5 cm. U kręgowców wodnych jest kulista. W centrum soczewki znajduje się jądro soczewki (łac. nucleus lentis). Otoczone jest ono korą soczewki (łac. cortex lentis) która zbudowana jest z wydłużonych (10 mm x 10 µm) komórek pochodzenia nabłonkowego — włókien soczewki (łac. fibrae lentis), ułożonych równolegle do powierzchni, w kształt litery V, od krawędzi soczewki poprzez równik do krawędzi. Komórki te, zwykle pozbawione organelli (czasem posiadają jądra), wypełnione są krystaliną Komórki te otacza torebka soczewki (łac. capsula lentis) cienka struktura, zbudowana z błon zbudowanych z proteoglikanów i włókien kolagenowych. Na przedniej powierzchni soczewki, między torebką soczewki a włóknami soczewki znajduję się nabłonek soczewki umożliwiający odnowę soczewki za sprawą zdolnych do podziałów komórek z okolicy równika. Soczewka zawieszona jest na włóknach, zwanych obwódka Zinna, które ją umocowują do pierścieniowatego ciała rzęskowego. Jej podstawowe zadanie to umożliwienie ostrego widzenia obiektów położonych w różnej odległości za sprawą zmiany przedniej krzywizny - akomodacja. Nieprawidłowy kształt soczewki jest przyczyną astygmatyzmu.>> Można wierzyć, że wszystko to powstało małymi etapami, z których każdy był efektem przypadkowego błędu w kopiowaniu DNA. Można... Fakt tej wiary jest dowiedziony :) Co do uczuć wyższych-mówisz, że powstają przez przypadek, a potem się utrwalają. Czyli np. przypadkowo ktoś zaczyna być opiekuńczy. I co teraz? Cecha ma szansę przetrwać, bo osobniki opiekuńcze najlepiej zadbają o swoje potomstwo i najwięcej przetrwa potomstwa osobników z tą cechą? Ale dlaczego potomstwo ma odziedziczyć tą "przypadkową" cechę i jak to się ma do genów? A jeśli ta cecha już wcześniej była w genach, to jak mogła powstać przypadkowo? Nie rozumiem tego.
  17. Jest odwrotnie, refren wysyła czasem znaki, żebyś wysłuchał Tego z góry. Ale jeśli zacznie Ci się wydawać, że cały świat wysyła Ci znaki, to wiesz co robić... Tutaj moje myślenie szło bardziej w kierunku "ciekawe czy często natręctwa przechodzą w zaburzenie chadopodobne i czy to ma jakiś związek z osobowością." Poza tym tak się zwyczajnie uśmiechnęłam, bez planów krucjaty.
  18. O, a u mnie lekarz że pomiędzy spektrum CHAD a CHADem II. Też biorę 200 serty i lamo (200) a jako trzeci lek kwetę. Jakże podobnie! Tylko u mnie problemy z koncentracją, głównie z wyrażeniem myśli i zapominanie słów. Ciekawe czy to lamo.
  19. skąd się wzięło, jako przypadek, który później się utrwalił bo sprzyjały temu warunki, proste. przecież dobór naturalny doskonale tłumaczy obecne organizmy jako coś bardzo złożonego pomimo tego, że ewolucja to ślepy proces. ale ja wiem, kreacjoniści powtarzają ten argument, że np.: "spróbuj rzucić klocki i czy ułożą się one przypadkowo w samolot" jak mantrę, a pokazują tylko, że w temacie ewolucji są niedouczeni. Kreacjoniści są niedouczeni, za to Twoja koncepcja co do poczucia sprawiedliwości ma głębokie podstawy naukowe...Tylko że nic nie wiemy o genie odpowiedzialnym za poczucie sprawiedliwości, poza tym nie jest tak, że rodzice zyskują nową właściwość i przekazują ją potomstwu. To jakiś absurd. Poczucie sprawiedliwości nie powstaje przez przypadek, tylko w wyniku wychowania i wpływu otoczenia(alternatywnie możliwe że każdy się rodzi z takim naturalnym poczuciem, a wychowanie i wpływ otoczenia mogą je zepsuć i stłumić bądź rozwinąć). To nie ma nic wspólnego z ewolucją i dziedziczeniem. Jest dokładnie na odwrót, dobór naturalny dotyczy przetasowania istniejących już genów (ich wariantów), więc nie tłumaczy jak z formy prostej mogłaby powstać bardziej złożona. To była luźna wypowiedź, a nie żadne oficjalne stanowisko czy wypowiedź ex cathedra, więc nie można powiedzieć, że Kościół coś uznał. Kościół zresztą nie zajmuje się weryfikacją teorii naukowych, poza tym teoria ewolucji może znaczyć bardzo różne rzeczy, więc nie wiadomo co JP2 miał na myśli (ale z pewnością darzył naukę szacunkiem). Wcześniej Pius 12 natomiast w encyklice Humani generis (ex cathedra) potępia fałszywe uogólnienie teorii ewolucji czyli światopogląd, który powstał wokół niej. Owszem, teoria ewolucji jest udowodniona o tyle, że rzeczywiście powstają nowe gatunki jako odmiany już istniejących, ale do tego dodaje się jakąś fantastyczną nadbudowę. To wyjaśnij mi, czemu ten argument nie ma sensu, chętnie się douczę.
  20. Albo zyskiwał, bo miał mniej skrupułów. Albo wszystko jedno, bo przetrwali tylko wyżsi. Fascynuje mnie elastyczność zwolenników ewolucji do uzasadniania nią wszystkiego, co tylko można powiedzieć o człowieku, redukcja człowieka do najdoskonalszego zwierzęcia ( z jednoczesnym twierdzeniem, że ewolucja to nie doskonalenie tylko przypadek). -- 18 lut 2015, 22:04 -- Poza tym to, że hipotetycznie przetrwali ci, co mieli poczucie sprawiedliwości nie tłumaczy tego, skąd ono się wzięło.
  21. Ponieważ pojęcia takie jak np. sprawiedliwość zostały wymyślone przez Człowieka. To nie jest coś co istnieje w naturze, przyrodzie albo kosmosie, poza naszą cywilizacją. Już małe dzieci mają poczucie sprawiedliwości i mają żal, jeśli zostaną niesprawiedliwie potraktowane, np. ukarane za coś, czego nie zrobiły. To jest uniwersalna ludzka potrzeba, potrzeba sprawiedliwości. Nie bardzo rozumiem co ma do tego przyroda, są cechy i potrzeby właściwe tylko ludziom, to znaczy że nie istnieją? Czy realne jest dla Ciebie tylko to, co ma podłoże fizjologiczne?
  22. Nie chcę sobie radzić w tym temacie, bo nie będę mówić innym dlaczego cierpią i jaki to ma sens. Choć wielu ludzi potrafi zobaczyć osobisty sens swojej drogi, ze wszystkimi trudnościami, więc może nie jest to absurdalne, nieraz jest to spojrzenie wstecz, kiedy się przeszło jakiś etap, a akceptacja swojej przeszłości to mądrość, która w pełni rozwija się dopiero pod koniec życia (nie każdy to osiąga). Szukanie sensu w cierpieniu innych czy nawet ogólnie to zła droga, bo nie mamy się z tym godzić, tylko pomagać innym, więc musimy dostrzegać przede wszystkim zło cierpienia. Podoba mi się to, co napisał na_leśnik, bo ten sposób myślenia zmienia perspektywę. Zamiast egocentrycznego niezadowolenia z siebie oraz rozpatrywania strat wyrządzonych przez cierpienie, podaje akceptację swoich ograniczeń i możliwość bycia z innymi ludźmi. Czyli nie muszę ciągle ze sobą walczyć, żeby siebie ulepszyć, jestem taka, jaka miałam być, mogę dawać i brać, to czego mi brakuje zbliża mnie do innych (i odwrotnie). Nie muszę wszystkiego osiągać sama. -- 18 lut 2015, 02:18 -- PS. jetodik, mówisz zaginać...
  23. Podoba mi się ta myśl, jakoś mnie to pociesza.
×