Skocz do zawartości
Nerwica.com

AndreDA

Użytkownik
  • Postów

    43
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez AndreDA

  1. Jakie by moje życie nie było, to jednak rodzinę mam normalną i niezmiennie mnie dziwi jak czytam o takich zachowaniach. Jak matka może nie wspierać dziecka i mówić mu takie rzeczy? No chore. Ale co ja się dziwię, ile razy będąc na spacerze widzę matki krzyczące na kilkuletnie dzieci. Sfrustrowane jakieś. Dziecko się bawi patykiem albo gdzieś biegnie to zaraz taka wściekłość zamiast spokojnie wytłumaczyć. Niektórzy ludzie kompletnie się nie nadają do dzieci. Wielu którzy by się nadawali dzieci mieć nie chce albo nie ma z kim mieć. Trudno nie mieć doła na twoim miejscu, ale są dobrzy ludzie na świecie. Może ich znajdziesz, może nawet tutaj. Samotność to wyrok śmierci, jeśli się z nią pogodzisz, założysz że zawsze będziesz sama i przestaniesz próbować to po tobie. Nie możesz jednak być naiwna i musisz mieć szacunek do siebie. Z tego co pisałaś o swoim podejściu do tego faceta wynika, że jasne było, że jesteś zdesperowana i "przykleiłaś" się do niego w nadziei, że będzie rycerzem w lśniącej zbroi, który cię uratuje.
  2. Celem Islamu jest podbój świata i eliminacja wszystkich niewiernych, więc jeśli nie przyjdą tu teraz na socjal i gwałty, to przyjdą za jakiś czas zbrojnie, jak już przejmą zachodnie kraje. Czujesz się wobec innych wyjątkowy, w wyniku czego bez przerwy kogoś osądzasz. Nie potrafisz odseparować emocji od faktów, stąd później wychodzą spod Twojej klawiatury argumenty ad personam i błędy generalizacji. Możliwe, że nazwiesz mnie hipokrytką, jednak mam na celu ukazanie Tobie, że jesteś bardzo zacietrzewiony w swych przekonaniach i wypowiadasz się z pozycji mędrca. O belce pisałam w odniesieniu do Twojego osądzania. Być może w tym, co piszesz, jest dużo prawdy, jednak mało wniosków. Pominę milczeniem Twoje subiektywne odczucia. Widzisz tylko jedną stronę medalu. Szukasz winnych temu stanowi rzeczy, nie biorąc pod uwagę faktu, że ludzie ulegają wpływom z zewnątrz. Problem wynika z ogólnego poczucia braku akceptacji, zatracenia duchowości i nieumiejętności panowania nad swoją sferą emocjonalną. Swoje uczynił konsumpcjonizm, czyniąc człowieka maszyną do zarabiania i wydawania pieniędzy. W takim świecie nie ma miejsca na moralność, gdyż dzięki relatywizmowi i różnorodności może istnieć szeroko zakrojony handel. Mnie to zupełnie nie dziwi, biorąc pod uwagę dzieje ludzkości - zwłaszcza najnowsze - gdzie wielu ulegało barbarzyńskim ideologiom. To świadczy o ich niedojrzałości oraz o potrzebie przewodnictwa paternalistycznego. Wcześniej stosowano mniej wyrafinowane metody, obecnie wodzi się ludzi za nosy potrzebą posiadania. To zupełnie wywraca system wartości do góry nogami, ponieważ powoduje całkowite skupienie na osiągnięciach kosztem życiowej mądrości. Jednostki, które chcą być, a nie posiadać, są spychane często na margines. Traktuje się je niczym trędowatych, niedostosowanych do życia. Nieraz przylepia im się łatkę schizofreników. One przeważnie podążają własną ścieżką, lecz większość niepewnych i nieświadomych siebie ludzi nie ma i nie będzie miało nawet możliwości spojrzenia na rzeczywistość z innej perspektywy niż ta odgórnie narzucona. Pamiętajmy, że kanony normalności wyznacza większość, a wyłamanie się z tłumu bywa bardzo bolesne. Ruchy ideologiczne i związane z nimi wydarzenia wołające o pomstę do nieba, są wyłącznie efektem zmian, które nastąpiły w świadomości ludzkiej. Z powodów pewnych deficytów emocjonalnych właściwie nie istnieje polubowne rozwiązywanie kwestii szczególnie problematycznych. Na akcję jednej strony druga reaguje agresją i tak się zamyka błędno koło nienawiści i wzajemnych oskarżeń. Szkalując innych, sam tkwisz w tym błędnym kole. To, co napisałam, to tylko część przyczyn. Problem jest dużo bardziej złożony. Nie bardzo rozumiem. Zaczęłaś tak jakbyś miała zamiar się ze mną spierać, a potem napisałaś posta, w którym w zasadzie potwierdzasz, że mam rację w tym co pisałem, powtarzasz to samo o społeczeństwie. Tą drugą stroną medalu ma być to, że ludzie są ofiarami? Jednostki ofiarami mas? Gadanie, że ciężko się wyrwać, odrzucić z góry narzucane normy mnie nie przekonuje. Głupota, ślepota czy naiwność to nie są wymówki. Zgadzam się, że wiele tych materialistek, hedonistek, kobiet zniszczonych jest w pewnym sensie ofiarami, ok. Tak czy inaczej są winni. Rodzice, szkoła. A od pewnego wieku także same te kobiety, bo nie są już dziećmi i powinny to odrzucić, zmienić się, dorosnąć. Może łatwo mi mówić, bo niemal od początku odrzuciłem społeczeństwo i jego chore wartości i zasady i zacząłem wykształcać w sobie inny światopogląd. Ciężko mi zrozumieć ludzi, którzy są "normalni", którzy żyją w ten sposób. Którzy nawet o tym nie myślą. Którzy nie duszą się, nie cierpią w tej toksycznej szarości, codzienności. Chodzą po sklepach, po imprezach. Śmieją z łatwością. Rozmawiają o najnowszych hollywodzkich blockbusterach. Dla mnie to są jednostki stracone. Są momenty, że potrafię współczuć tych chichoczącym idiotkom w krótkich spódniczkach, na szpilach, z gołym brzuchem i kurewskim makijażem, ale przez większość czasu potrafię tylko gardzić. Sam byłem kiedyś o wiele większym idiotą niż dziś, nawet w moim ograniczonym życiu popełniłem wiele głupot, błędów. Ale zawsze wyciągałem z nich wnioski i uczyłem się, poznawałem siebie. Dzisiaj rozumiem siebie, znam siebie, swoje zachowania. Jestem w takim miejscu, światopoglądowo, psychicznie. A są ludzie w moim wieku, którzy nadal tam chodzą po ulicach wgapieni jak zombie w swoje iphony. Praca, jedzenie, seks, impreza, film, samochód. Konsumpcja, rozrywka, przyjemność, ucieczka, ignorancja. Można użyć argumentu, że cierpienie rozwija człowieka i takie osoby jak ja, my, mające takie życie są inne, bo rozwinęło nas to cierpienie. Rozumiemy więcej/inaczej. A "normalsi" nie cierpią więc nadal są w takim samym stanie psychicznym jak naiwne dzieci. Ja to odrzucam, bo dla mnie samo życie w takim świecie, społeczeństwie jest cierpieniem. Jeśli ktoś potrafi tam funkcjonować nie cierpiąc to coś jest z nim nie tak. Może jest lepiej rozwinięty ewolucyjnie, potrafi się przystosować do swojego środowiska, nie wiem. Ale do życia w gułagu też pewnie niektórzy potrafili się przystosować. To nie jest godne podziwu, a pogardy. Ale również trochę zjechaliśmy na bok z tematu. Żeby kompletnie odrzucić współczesne społeczeństwo i jego chore wartości trzeba pewnie przejść długą drogę męki i rozmyślań. Nie trzeba jednak aż tyle, żeby odrzucić standardy obecnej kobiecości. Do tego wystarczy być inteligentną dziewczyną z szacunkiem do siebie. Ja po prostu nie potrafię kupić tych wymówek. Np. wpadnięcie w złe towarzystwo. Gdy byłem mniejszy to w szkole i na podwórku też było wielu moich rówieśników, którzy byli już skorumpowani, wulgarni, agresywni, głupi, materialistyczni, mieli kontakt z pornografią itd. Po prostu się z nimi nie zadawałem, czułem się wśród nich źle. Tak samo przyzwoita dziewczyna powinna odrzucać automatycznie, wewnętrznie towarzystwo swoich wulgarnych, puszczalskich, tępych, materialistycznych rówieśniczek zamiast desperacko chcieć być zaakceptowanym do stada.
  3. Piszesz, że masz 40+ i dorosłe dzieci. Powiem ci, że kilka miesięcy temu osoba z mojej dalekiej rodziny popełniła samobójstwo, dorosła kobieta z dorosłymi dziećmi. Reakcja była straszna, cała rodzina przez to cierpi, a ta najbliższa została po prostu zniszczona psychicznie. Jeden syn wył na cały głos jak ją znalazł wiszącą, inny nie był w stanie na pogrzeb przyjść. I ta kobieta właśnie miała prawdziwe, obsesyjne myśli samobójcze. Zanim jej się udało to miała 5 prób samobójczych, była hospitalizowana, nic z tego. Nic do niej nie docierało, z nikim nie chciała rozmawiać, nic nie chciała robić tylko umrzeć. Każdą możliwą okazję wykorzystywała by spróbować się zabić, nic nie dało się zrobić, bo przecież nie przywiążą jej do łóżka pasami do końca życia. Z tego co piszesz to raczej po prostu jesteś zmęczona życiem, chcesz mieć spokój. Wiele osób tak ma, że fantazjuje nieco o samobójstwie, bo kuszące jest nieistnienie. Też tak miałem lata temu. Oczywiście działa to tylko u ateistów. Tak czy inaczej, takie fantazje o śmierci w stylu "wreszcie będzie spokój, wreszcie sobie odpocznę, niech to się już skończy" to jedno, a rzeczywistość to drugie. Śmierć jest przerażająca tak jak życie. Z życiem masz kontakt na co dzień i je odrzucasz, ze śmiercią nie masz i o niej fantazjujesz. Ale po bliskim kontakcie z nią wiele osób ją również odrzuca. I tkwi tak w zawieszeniu, przerażeniu, niezdolna ruszyć ani w jedną, ani w drugą stronę.
  4. AndreDA

    Pedofil

    Na pierwszy rzut oka takie stwierdzenie wydaje się naiwne, ale po zgłębieniu tematu nie jest. Nie mówię tutaj o psychopatach. Wielu przestępców, którzy robili okropne rzeczy czuje empatię w stosunku do dzieci i zwierząt. Zresztą, pedofile są w więzieniach katowani na śmierć, zawsze. Kto to niby robi i dlaczego, jeśli nie inni kryminaliści, dla których skrzywdzenie dziecka jest czynem zasługującym na wyrok śmierci? Historia raczej prawdziwa, zdarzyło się to w UK. Bardzo możliwe, że facet, który dzwonił był roztrzęsiony i użył jakichś niefortunnych tekstów typu "nie wiem czy dam radę się kontrolować" i inne takie, co sprawiło, że osoba z tej linii już kompletnie spanikowała. Tak czy inaczej, chodzi o to, że pedofile nie bardzo mają się gdzie zwrócić. Większość osób oferujących pomoc czy specjalistów, psychologów, psychiatrów nie wie jak sobie radzić z tym tematem, do tego strach się ujawniać komukolwiek jak widać. Co do paranoi to ja ją rozumiem, nawet jeśli pogłębia problem. Gdybym miał dziecko to byłbym absolutnie przerażony widząc jakie jest czyste i niewinne i porównując to z moralnym bankructwem, złem i korupcją świata na zewnątrz. Pisałem już o tym na forum, problemem współczesnej psychiatrii jest to, że przy ocenianiu czy ktoś jest chory, czy jakieś zachowanie jest zaburzeniem nie biorą pod uwagę stanu społeczeństwa i tego jak wygląda dziś codzienne życie. Wiele "chorych" reakcji jest tak naprawdę zdrowych, naturalnych wobec tego co się spotyka, widzi i doświadcza. Ale ci ludzie są pouczani i "leczeni", za normę, do której należy dążyć jest uznawana powszechna apatia i konsumpcjonizm. Dużym problemem jest też to, że jakakolwiek akceptacja pedofilów może w czasach dzisiejszej chorej poprawności politycznej doprowadzić do tego co jest u homoseksualistów. Też zaczęło się niewinnie i wydawałoby się racjonalnie - "my też jesteśmy ludźmi, przestańcie nas prześladować, nie jesteśmy źli". To było kilka dekad temu. Dziś mogą brać ślub i adoptować dzieci. Ludzie się boją, że jakakolwiek akceptacja czy dyskusja o problemach osób z tymi zaburzeniami mogłaby na dłuższą metę doprowadzić do pełnej społecznej akceptacji tych ludzi. Nie jest to scenariusz nierealny, spójrzmy na powszechną akceptację pedofilii w świecie islamskim. Oczywiście można powiedzieć, że muzułmanie to barbarzyńcy, nie to co my, ale obecny stan zachodniego społeczeństwa sprzyja temu by rozwijały się wszelkie patologie, parafilie. Nie tak dawno nie do pomyślenia były parady równości (w praktyce faceci w łańcuchach wymachujący dildami), operacje zmiany płci i inne takie. Zresztą, jak tak dalej pójdzie to nie tak długo wszyscy będziemy musieli sobie dywaniki modlitewne załatwiać, żeby nie stracić głowy. Jeszcze jedno - warto odróżniać pedofilię od efebofilii. To większy problem w Stanach gdzie wiek zgody do współżycia to dopiero 18 lat (u nas 15) i wiele osób nazywa pedofilami ludzi, którzy zarywają do 16 latek. Jest to może społecznie niepożądane, ale jak najbardziej naturalne. Dziewczyny w tym wieku są rozwinięte fizycznie, ba, wiele często osiąga szczyt swojego piękna w tym okresie.
  5. Najlepsze, że kobiety właśnie jak widać lecą na takich drani, bo lecą głownie na pewność siebie i wygadanie, a tacy aroganccy, narcystyczni kolesie traktujący kobiety jak zabawki właśnie to mają. Pruje przez życie jak walec, zagada, zamąci w głowie, da poczucie przygody. Nie rozumiem dlaczego tyle kobiet, także wiele naprawdę fajnych, mądrych wydawałoby się, jest tak naiwnych.
  6. Niechęć do życia i zmęczenie nim nie równa się myślom samobójczym, takim poważnym, obsesyjnym. Zabić się nie tak łatwo, wiem po sobie, bo swego czasu stanąłem oko w oko ze śmiercią i nigdy nie byłem tak przerażony. A żyć nie potrafię i też cierpię, jestem zmęczony. Nie wiem jak jest u ciebie, ale bardzo możliwym jest żyć w takim stanie długie lata, choć co to za życie?
  7. Niepotrzebnie zeszliście na temat gwałtów, nie rozumiem czemu to zrobiłeś Req. Cała dyskusja wykolejona, na dodatek tak o nich napisałeś, że w sumie sprowadziłeś to co pisałem ja wcześniej do popędu fizycznego, a przecież całe moje posty były o tym, że obsesja na tym punkcie zniszczyła społeczeństwo. No i dałeś argument babkom do obrony, bo teraz wszystkie przylecą, i w sumie mają rację, gadać o tym, że kobiety nie wolno zgwałcić choćby nawet szła naga w nocy przez park. I na koniec odtrąbią sobie zwycięstwo, tyle że zmiotą ciebie w twoim własnym mini-temacie, na który cholera wie czemu zboczyłeś, podczas gdy miałem je postawione w postawie defensywnej pod ścianą i mogła być naprawdę ciekawa i poważna dyskusja o płciach i społeczeństwie.
  8. AndreDA

    Pedofil

    Jakiś czas temu właśnie sobie myślałem, że jak się mówi pedofil to wszyscy myślą, że krzywdzi dzieci, podczas gdy to nazwa na sam pociąg a nie czyn. Swego czasu regularnie przeglądałem duże anglojęzyczne forum psychologiczne, które wyróżniało się na tle innych tym, że w dziale o parafiliach pozwolono udzielać się pedofilom i było ich tam naprawdę mnóstwo (prawie wszystkie tematy w dziale były o tym), także kobiet. Wielu z nich nikogo nigdy nie skrzywdziło, było też kilku po więzieniu. Co czytając ich rzucało się w oczy to to, że takie osoby pomocy nie są w stanie otrzymać przez to jak widzi ich społeczeństwo, przykład był nawet taki, że jeden zadzwonił na linię wsparcia z budki telefonicznej o tym pogadać to osoba która odebrała telefon zadzwoniła jednocześnie na policję, ci go namierzyli i w tej budce aresztowali, w sumie za nic, bo co, za samą skłonność? Tego typu zachowanie społeczeństwa jest zrozumiałe, na swój sposób nawet dobre, ale czytając tych ludzi widziałem, że sprawia, że wielu nie szuka pomocy i jest z tym samych, dusi to w sobie, czuje się źle. Wtedy rośnie ryzyko, że pewnego dnia pękną i coś zrobią. Doszło nawet do tego, że wykształcili przekonanie, że sami są trochę ofiarami i odreagowywali nienawiść społeczeństwa agresywną obroną, np. gdy na forum wypowiedział się ktoś o tym, że jego sąsiad był pedofilem i molestował jakiegoś chłopca to się na niego rzucili, że zadzwonił na policję zamiast spróbować mu pomóc, tzn. sąsiadowi, tzn. nie w molestowaniu chłopca tylko radzeniu sobie ze sobą Narzekali także na to co robi się z pedofilami w więzieniach. Nie rozumiem czemu osoby z tymi skłonnościami mają niby taki problem, żeby się opanować. Jest np. wielu mężczyzn, którzy nigdy nie byli z kobietą, ale nie myślą obsesyjnie o tym, żeby jakąś porwać i zgwałcić, to się niemal nie zdarza, to jest jakiś ułamek procenta. Nikt z nich (nas) nie boi się być sam na sam z kobietą, bo "boi się, że nad sobą nie zapanuje". To tak jakby każdy prawiczek chciał się rzucić na każdą ładną kobietę, chore. Czemu taki pedofil ma mieć tak wielki problem z życiem w celibacie? Zwłaszcza, że te skłonności przypadają ludziom wydawałoby się losowo, jak homoseksualizm. Więc trafiają głównie na ludzi w miarę przyzwoitych a nie potwory, większość ludzi to idioci, ale nie skrzywdziliby nigdy w ten sposób dziecka. Sadyzm wobec niewinnych dzieci to jedna z najgorszych rzeczy jakie może człowiek zrobić i zrobiłby to tylko potwór. Normalny człowiek mający pociąg do dzieci nigdy by tego nie zrobił, nie przełamał tej bariery, nie kusiłoby go nawet, nie myślałby o tym. Wiec pytanie, czy pedofilów jest dużo tylko o tym nie mówią i większość z nich właśnie nigdy nic nie robi, czy też jest ich tak niewielu jak się wydaje, ale te skłonności zmieniają ich z czasem w potwory? Rozumiem frustrację, samotność z tymi skłonnościami, nie rozumiem gadania o tym, że ktoś nie wie czy da radę się kontrolować. Rozumiem, że pedofile mają mniej ujść dla swoich potrzeb, bo nie powinni korzystać z pornografii dziecięcej (która jest przecież tworzona krzywdząc dzieci, więc jej oglądanie podchodzi pod wspieranie tego krzywdzenia) ani nawet masturbować do fantazji o dzieciach. No ale kurcze, trudno, wstań rano, zrób to szybko, mechanicznie, w ciągu minuty żeby tylko się spuścić i po sprawie, masz spokój na pół dnia conajmniej. Nie rozumiem tego. Widzisz dziecko i myślisz, że jest ładne, tak jak facet myśli, że kobieta jest ładna. Trudno, rozumiem. Ale nie rozumiem myślenia, żeby to dziecko porwać i skrzywdzić. Nie rozumiem czemu to tak wielki problem w pedofilii, a nie ma go u innych orientacji. A tacy homosie też przecież mogą być nieźle wygłodzeni fizycznie i samotni, żyjący w ukryciu. Argumentu, że to dlatego, że dzieci są bezbronne nie kupuję, bo to powinno działać odwrotnie. Jest wielu ludzi, kryminalistów, którzy robili i robią okropne rzeczy ludziom dorosłym a nigdy nie skrzywdziliby dziecka. Ciekawostka - dział o parafiliach na wcześniej wspomnianym forum zamknięto, bo odkryto, że grupa jego użytkowników wysyłała sobie na pw pornografię dziecięcą.
  9. Oczywiście, że generalizacja, ale też trochę słabe jest, że teraz pewnie każda normalna kobieta na forum przyleci klepać, że nie mam racji. Jakbym pisał to do niej osobiście. "A ja wcale nie". Ty nie, a inne tak. Nie pisałem też wcale o skrajnych przypadkach z tym materializmem i hedonizmem i innymi zachowaniami. To jest obecne masowo, skrajne przypadki to już kompletna patola, ale jest to obecne w większości dziewczyn. O ile te spory nie są o samą kobiecość, jej naturę, potrzeby i wymagania, ani o społeczną rolę i zachowania kobiet to nie gryzie się to z tym co napisałem. Tyle że mężczyźni mają rację odpowiadając krytyką, bo jak napisałem standardy są jakie są. Kobiety mają bezlitosne, mordercze standardy i wymagania wobec mężczyzn jednocześnie nie mając często absolutnie nic poza ładną buzią, która z wiekiem przeminie. Chodzi mi o to, że jeśli już jakaś kobieta zwróci uwagę na to o czym piszę to robi to z powodów typu zazdrość, frustracja i kompleksy. Ona uważa, że to złe tylko dlatego, że sama czuje się poniżej standardów. Czy też jednego standardu - wyglądu. A więc sama jest częścią problemu. Oprócz tego jedyne dyskusje o tym są w środowiskach radykalnych feministek gdzie oczywiście winni są źli mężczyźni. Jako rozwiązanie proponują oczywiście jeszcze gorsze wypaczenie naturalnych ról płciowych. Słabi, zezwierzęceni, szukający zaspokojenia swoich impulsów. Nikt jednak tych prostytutek nie szanował, ba, nawet nie widział jako ludzi tylko jako zabawki. Jak automat z grami do którego wrzucasz monetę. One były w ich życiu przez godzinę gdy byli młodzi i głupi, albo w złym środowisku/towarzystwie. Oczywistym jest, że prostytucja istniała i istnieje z powodu mężczyzn, ale dzisiaj cała "gra" między kobietami i mężczyznami sprowadziła się do pewnej nowej formy prostytucji. Oczywiście, że musiał. Ale wtedy kobiety też wiele musiały. Teraz mężczyzna nadal musi być mężczyzną, podczas gdy kobiety odrzucają wszystkie naturalne i kulturowe zasady i podstawy kobiecości. Wyzwolenie kobiet było tylko i wyłącznie wyzwolniem od odpowiedzialności, ucieczką przed podstawowymi prawami życia i natury. Wyzwolenie kobiet doprowadziło do zniszczenia i upadku tradycyjnej rodziny. Dzisiaj, po pół wieku takiego społeczeństwa faceci też już mają dosyć, z czego wynika tyle tych problemów? Polecam spojrzeć na statystyki, bo są bezlitosne. Od lat 60 statystyki depresji, samobójstw, wszelkich tego typu problemów poszybowały w górę. Ilu jest dzisiaj mężczyzn, którzy sobie nie radzą, o tym się nie mówi. Dyskryminacja, równouprawnienie? Szkoda, że w sprawie samobójstw o to feministki nie walczą, bo tam faceci rzeczywiście mają gigantyczną przewagę. Młodzież NEET, kto to jest jak nie głównie faceci? Człowiek tak patrzy i w sumie też by się najchętniej wyzwolił od bycia mężczyzną. "Wyzwolenie" zachodnich mężczyzn z kolei doprowadzi do upadku całej cywilizacji. Bo to też wyzwolenie od odpowiedzialności, obowiązków, natury. To co się dzieje na zachodzie, mam na myśli islamizację, to jasno pokazuje, że obecne społeczeństwo jest słabe, umierające, chore a przetrwa to tradycyjne, konserwatywne. Białe kobiety nie chcą rodzić dzieci, biali mężczyźni nie chcą walczyć. Cała zachodnie społeczeństwo od pół wieku cierpi na kolektywną depresję. Każdy jest zmęczony, chce tylko pójść albo ze znajomymi się gdzieś rozerwać, albo do domu film obejrzeć. Wszystko tylko, żeby się oderwać od rzeczywistości, temu służą wszelkie współczesne rozrywki. W starożytnym Rzymie aktorzy byli niżej od prostytutek, dzisiaj to najbardziej gloryfikowany zawód świata. Moim zdaniem to psychicznie chorzy są "normalni" ludzie dzisiaj, funkcjonowanie w obecnym społeczeństwie wymaga zaawansowanej choroby cywilizacyjnej. Wiedziałem, że ktoś tak napisze. Umyj się, uczesz, ubierz skromnie i z klasą, lekki makijaż. To wystarczy. Wszystko ponad to, jeśli nie ma specjalnej okazji, jest przesadą i oznaką próżności. Przy czym dziś doszło do tego, że większość przypadków jest skrajnych jeśli idzie o makijaż. Określenie "tapeta" jest chyba dość nowe. To jest popęd zastępczy, męski popęd fizyczny w takiej sile i przy tak negatywnych emocjach wynika z zagubienia i samotności. On chce głębokiego, wartościowego kontaktu z płcią przeciwną, ale społeczeństwo i standardy są takie, że sprowadza to do stosunku płciowego. Sam popęd fizyczny nie jest dla nikogo problemem, od tego jest masturbacja. Stosunek nie kusi pochwą a bliskością, intymnością. Znowu, jest to rozwiązanie zastępcze, ale łatwo to sobie w głowie pomylić, tak samo jak jesteśmy smutni to chcemy żeby ktoś nas przytulił fizycznie. Nad popędem fizycznym można panować, nad głębokim poczuciem niespełnienia jako mężczyzna nie można. To spełnienie nie polega na wytrysku w kobiecie tylko na życiu w zgodzie z własną naturą, z poczuciem bycia na swoim miejscu, bycia docenianym, kochanym. Nie wierzę, że taka frustracja jaką przejawia autor tematu jest frustracją zwykłego kolesia, który chce "zamoczyć". To jest o wiele głębsze. Męska sfera uczuciowa, to jakie mamy potrzeby, jak czujemy miłość, o tym się nie mówi za bardzo. Większość współczesnych mężczyzn jest nie mniej zniszczonych wewnętrznie niż współczesne kobiety, na zewnątrz przejawia się to jednak w inny sposób. Człowiek rozumny w pewnym momencie zaprzestaje. I dopiero wtedy uderza prawdziwa rozpacz i samotność jeśli idzie o kontakty z płcią przeciwną. Znaleźć partnerkę do założenia rodziny o wiele trudniej niż kobietę co rozłoży nogi. Przejdź się do galerii handlowej, albo latem po ulicy. Nie tak dawno w ten sposób ubierały się tylko prostytutki. Dzisiaj na studenckiej imprezie i pod latarnią stoją tak samo ubrane dziewczyny, mogłybyby się zamienić miejscami i nikt by nie zauważył większej różnicy. Ogólnie niepotrzebnie się wypowiadałem w tym temacie, bo pewnie się wwiązałem w jakąś dłuższą kłótnię. Nie mam do tego nerwów ani nie obchodzi mnie to przesadnie. Chciałem tylko napisać, że rozumiem frustrację autora. Koleś po prostu pękł i to "wykrzyczał" na forum. Powtarzanie, że kobiety to dziwki to oznaka kompletnej porażki, zgorzknienia, nienawiści. Wszyscy mu odpisywali w taki sposób jakby jego przypadek był odosobniony a on jeden biedny miał strasznego pecha, że trafił na złe kobiety. Postanowiłem napisać moje przemyślenia, że moim zdaniem to jest problem ogólny, całego społeczeństwa, a w ogóle się o tym nie mówi. Tak na spokojnie, analitycznie. Może na spokojnie się nie da. Tzn. ja jestem spokojny, ale już widzę oczyma wyobraźni jak wpada tutaj do tematu w bojowym nastroju jedna z drugą na mnie naskoczyć, że jestem jakimś skrajnym konserwatystą, zamordystą i dewotem albo sam sfrustrowanym samcem, którego żadna nie chce.
  10. Kobiety mają popyt wśród mężczyzn, bo mężczyźni są wzrokowcami. Jeśli jednak nie ma nic poza wyglądem to nie może być rodziny, no chyba, że znajdzie sobie taka jakiegoś łysego Sebka z golfem i się zaczną rozmnażać... Odpowiedź taka jakbyś odebrała to co napisałem osobiście. Kobiety ogólnie są strasznie drażliwe jeśli ktoś skrytykuje ich płeć jako całość. Osobiście tylko bym przytaknął gdyby ktoś napisał trafną ocenę współczesnych zachodnich mężczyzn. Również hedonizm i materializm, do tego brak jaj, zniewieścienie. Większość traktuje kobiety skrajnie, albo jak zabawki, albo jak księżniczki, których pierdy pachną jak kwiaty. Jedno i drugie kobiety odczłowiecza. Mógłbym tak kilka akapitów walnąć o mężczyznach, ale nie o tym tutaj gadamy w tej chwili. No chyba, że o tej belce to było o mnie osobiście a nie o mężczyznach ogólnie. Wszystko co napisałem o kobietach jest prawdą. Większość jest ładnych na zewnątrz a w środku albo pustych albo odrażających. Tak, nie? To samo można powiedzieć o mężczyznach, tyle że kobiety lecą najpierw nie na wygląd a na pewność siebie, asertywność i pieniądze. Tak jak facet poleci na ładną idiotkę, tak kobieta poleci na pewnego siebie, mającego "gadane" i dobry status materialny drania. Jeśli idzie o krytykę. Mężczyźni krytykują się nawzajem, tak jak ja mężczyzn ogólnie wyżej, z powodu idealizmu albo w gorszym wypadku dumy. Kobiety krytykują się nawzajem głównie z zazdrości i innych tego typu "małych", żałosnych pobudek. To jeśli idzie o jednostki, bo jeśli idzie o kobiety ogólnie to złego słowa, nie ma żadnego idealizmu i samokrytyki, standardów. Jest tylko kobieca solidarność i wspólna linia obrony przed brutalną prawdą. Kobieta jest skrajną materialistką, robi karierę, nie zakłada rodziny? Dobrze, silna, wyzwolona kobieta. Kobieta jest prostytutką, aktorką porno? Wyzwolona seksualnie, jej prawo ty draniu. Kobieta się puszcza na lewo i prawo, imprezuje, szmaci? I co w tym złego, ma do tego prawo, jakoś jak mężczyzna zalicza laski to jest bohaterem a nie kurwą, podwójne standardy. Kobieta chce zabić swoje nienarodzone dziecko? Jej ciało, jej prawo ty ociemniały średniowieczny dewocie. W zasadzie odnoszę wrażenie, że kobiety chcą być wyzwolone przede wszystkim od jakiejkolwiek krytyki i odpowiedzialności za swoje czyny i sposób życia. Reagują wścieklizną na krytykę jednocześnie mając wygórowane standardy wobec mężczyzn. Wynika to znowu z tej powierzchowności. Im jest ładniejsza tym ma wyższe standardy. Można się spierać, że to wina facetów, że kobiety mają od małego prane mózgi lalkami o figurach modelek, modelkami w czasopismach, wyglądem gwiazd muzyki i filmu, półnagimi kobietami w reklamach, na billboardach. Ale przyczyna nie zmienia faktu, że to co napisałem jest prawdą. Nie rozumiem czemu kobiety nie są w stanie tego przyznać i rozmawiać o tym problemie, o tym jaka jest większość współczesnych dziewczyn. Znowu, większość kobiet, które o tym mówią robi to tylko i wyłącznie z zazdrości, frustracji czy kompleksów, a więc same też są tak płytkie i powierzchowne, po prostu mają "gorsze" geny. Tak naprawdę narzekają na skupiających się na wyglądzie mężczyzn, a nie na same kobiety. Kiedyś zasady tej "gry" i standardy wyznaczali mężczyźni. Od kobiet wymagano skromności, niewinności i wierności a mężczyźni szukali żon i matek. Historia jasno pokazuje czego chcą i potrzebują faceci. Od około 50 lat zasady i standardy wyznaczają kobiety. I nagle mamy rozbite rodziny, rozwody, niski przyrost naturalny, hedonizm, obsesję na punkcie seksu i wyglądu. Dlatego zmiana musi wyjść od kobiet. A kobiety są głuche na krytykę i każdego dnia powielają te chore zachowania. Nawet 70 letnie babcie malują sobie oczy i usta przed wyjściem do warzywniaka. Na dzień dzisiejszy mężczyzna wchodzący w życie musi wszystko, być silny, pewny siebie, asertywny, odważny, zaradny, bogaty itd. Dźwiga wszystko na swoich barkach. A kobiety podchodzą do tego tak, że wystarczy, że po prostu są. W lustro fizycznie patrzą codziennie, ale w lustro na swoje wnętrze, zachowania, wymagania nigdy. Standardy męskości są brutalne i bezlitosne. Standardy kobiecości zaczynają i kończą się na "wyglądaj ładnie i bądź w miarę dyskretna jeśli się puszczasz". Mężczyźni mają was zdobywać, zwalać z nóg i nieść przez życie. I być dozgonnie wdzięczni, że jesteście. Może ktoś rzucić argumentem, że ze względu na mój tryb życia nie mogę się wypowiadać. Otóż mogę. Ba, z boku, mając swoje własne standardy i kompletnie odrzucając społeczeństwo to dopiero pewne rzeczy wyglądają śmiesznie. Z mojej, rzeczywiscie dość innej perspektywy, to jest jednocześnie śmieszne i żałosne. Makijaż, bez makijażu broń boże nie można się pokazać. Tutaj pazurki, tutaj fryzurka. Jak papużka strosząca piórka na gałęzi w dżungli. Ubieranie się jak prostytutka. Po galeriach handlowych to kto głównie chodzi godzinami oglądać ciuszki i błyskotki? Zastanówcie się nad tym i nad sobą. Nikt was do niczego nie zmusza, robicie to stadnie, bo inne robią. Na wychowanie nie można tego całe życie zwalać. Na standardy i oczekiwania społeczeństwa tym bardziej, wręcz jednostki inteligentne powinny te standardy w pewnym momencie skrajnie odrzucać. Ja autorowi tematu współczuję, bo jako mężczyzna ma silny fizyczny popęd do ładnych dziewczyn jak i silną potrzebę spełnienia się płciowo, a urodził się w czasach gdy większość kobiet jest szalonych, w stanie agresywnego buntu przeciwko nawet tak podstawowym dla kobiecej natury rzeczom jak rodzenie dzieci, które dziś jest widziane jak jakiś heroiczny czyn nielicznych odważnych a nie coś tak naturalnego i normalnego jak oddychanie czy zmiany pór roku. Brzmi jak sfrustrowany, zdesperowany człowiek i to dlatego, że nie może się zaspokoić, a nie dlatego że nie może znaleźć dobrej żony. Bo te wszechobecne wytapetowane, roznegliżowane kobiety także mężczyzn bardzo zniszczyły, tutaj dochodzi jeszcze pornografia, która sprzedaje wulgarność i przemoc jako normalny stosunek. I teraz rzeczywiście nawet faceci jak fantazjują o kobiecie to o nagiej z rozłożonymi nogami, a nie życiowej partnerce, osobie którą się darzy głębokim szacunkiem, żonie, matce. Jakakolwiek dyskusja w tym temacie bez dyskusji o tym co poruszyłem w tym i poprzednim poście nie ma sensu, bo z tego wynikają takie problemy i frustracje, prowadzące w skrajnych przypadkach do nienawiści jak widzimy. Na koniec - kobiece wnętrze ma potencjał by wyciągnąć z każdego mężczyzny to co najlepsze. Kobiecy wygląd ma potencjał by doprowadzić mężczyznę do szaleństwa i zezwierzęcić.
  11. Rozumiem frustrację autora tematu. Większość współczesnych kobiet to hedonistki i materialistki. Nie mają kompletnie nic do zaoferowania mężczyźnie poza swoim wyglądem więc jak mogą się dziwić, że tylu facetów traktuje je tylko jak lalki do zabawy? Tracą dziewictwo jeszcze w gimnazjum, imprezują, piją, palą, są wulgarne, nie mają klasy. Nie dorastają, w wieku 20 paru lat nadal są dziewczynkami. Zero zaradności. Nie chcą założyć rodziny, nie chcą mieć dzieci, bo nie chcą odpowiedzialności. Właśnie hedonizm i materializm, chcą tylko przyjemności i wygody. Najgorsze, że wśród "normalsów" nie można nawet tego powiedzieć, bo utarło się, że kobieta o ile nie jest prostytutką ma być szanowana. Za samo bycie kobietą. Nie rozumiecie, że mężczyźni nie szanują kobiet, które nie mają szacunku do samych siebie. Swojego ciała i swojej duszy. Chciałyby rycerza z bajki, przystojnego i bogatego, ok, a jakby się pojawił to co wtedy? Do czego potrzebny, jak znowu nie do karmienia waszego hedonizmu i materializmu? Przyjemność w łóżku, szpan się z nim pokazać + kasa na przyjemności i rzeczy. Pustka, moralne bankructwo. Czarna, obrzydliwa dusza. Jako że żyjemy w Polsce to większość kobiet na ulicy jest ładnych. Ale gdybyśmy mieli magiczne okulary, które pokazywałyby ludzkie wnętrze to widzielibyśmy prawie same upiory, gnijące, trędowate. Co taka przeciętna współczesna dziewczyna ma do zaoferowania mężczyźnie poza rozłożeniem nóg? Większość nie chce rodziny, nie urodzi ci potomka, nie ma w sobie już prawie wcale tej kobiecej niewinności, czułości i ciepła, które by na ciebie czekały w domu. Jedyne czego nie rozumiem u autora to tekstu o cnotkach niewydymkach. Odrzuca "kurwy", odrzuca dziewice, które chcą męża i rodziny, to czego ty chcesz od niej? I tak źle i tak niedobrze. Bo jednak kobiety dobre są, niewiele, ale są. Ale nie licząc środowisk katolickich czy innych wolontariatów to spotyka się je przez przypadek. U nich nie znajdziesz rozbudowanych kont na facebooku i instagramie, bo nie są próżne i cenią prywatność, nie pokazują się w sieci. Mijasz je na ulicy i nie mają wielkiego dekoltu i krótkiej spódniczki, makijaż lekki albo wcale. I nie, nie wyglądają brzydko. Po prostu przyzwyczajono nas do tego, że większość kobiet na ulicy ubiera się i wygląda dziś tak jak jeszcze kilka dekad temu wyglądały prostytutki pod latarnią. Zastanów się czym się kierujesz przy szukaniu kobiety, czego oczekujesz. I gdzie i jak ty ich szukasz. Nie chodzi o to, że znaleźć dobrą jest łatwo, bo bardzo trudno. Bardziej o to, że piszesz, że jesteś raz po razie krzywdzony. Więc wchodzisz ciągle w kontakt z tymi złymi i zastanawiam się z jakiego powodu. Nie widzisz na starcie jaka ona jest, nie umiesz ocenić? Czy może masz takiego pecha, że na początku rzeczywiście wydaje się, ze fajna dziewczyna a po jakimś czasie wychodzi, że to tylko maska. Bo to, że nie ma dobrych nie znaczy, że musisz się zadawać z jakąś za przeproszeniem szmatą. Bo kończy się to tak jak u ciebie.
  12. AndreDA

    Kim jestem?

    Może nie urodziła się aspołeczna, ale wrażliwa, a aspołeczność po prostu wynika z tej wrażliwości, odrzucenia toksycznego społeczeństwa? Ja rozumiem, mam podobnie, też chciałbym żyć, ale strasznie boli. Wrażliwość, problemy w głowie. Odrzucanie codziennego życia w szarosci, niechęć do niego. Są na świecie dobrzy ludzie i dobre rzeczy. Mało ale są. Jak gwiazdy świecące w ciemności.
  13. AndreDA

    Nie lubie życia

    Zajmowanie się rzeczami, na które ma się wpływ prowadzi do poprawy aspektów własnego życia. Praca nad sobą wewnętrznie i praca nad własnym życiem pod względem praktycznym. Oczywiście łatwo powiedzieć, ale w teorii to słuszne. Brak ciągłego rozmyślania o wielkich sprawach nie musi od razu oznaczać bycia mrówką robotnicą. Takie zamartwianie się rzeczami odległymi nie ma sensu. To tak jak ci idioci, którzy płaczą nad głodnymi dziećmi w Afryce albo uchodźcami mimo że w ich własnym mieście, pod ich nosem też są ludzie głodni, biedni, samotni, którym mogliby pomóc. Tak samo zamiast próbować ciągle poznać sens istnienia, świata można skupić się przede wszystkim na poznaniu najpierw samego siebie. Choć połowę z tego czasu gdy myślimy o tym "dlaczego tu jesteśmy" przeznaczyć na pytania typu "kim jestem" albo "dlaczego to zrobiłem". Potem spojrzeć na innych i zadać te same pytania, empatia.
  14. AndreDA

    Nie lubie życia

    Tyle, że tu właśnie chodzi o to, że zastanawianie się nad sensem do niczego nie doprowadzi. Byłem w tym samym miejscu, też o nim ciągle myślałem. Chodzi o to, żeby nie zamartwiać się przesadnie rzeczami, na które nie ma się wpływu i zamiast tego skupić uwagę, intelekt, siły na tym na co mamy wpływ. Stoicyzm.
  15. Ja często, zbyt często łapię się na tym, że się właśnie zamartwiam światem , złem. A to pedofilia, gwałty, handel ludźmi, a to trwający upadek zachodniej cywilizacji, spiski. Przyszłość, przeszłość. To nie ma sensu, wręcz myślę o tym tak często, bo łatwiej mi się martwić czymś na co nie mam wpływu niż własnym życiem, w którym mógłbym coś zmieniać. O "twórcze więzi" to jednak dla takich osób jak ja trudno. Kilka lat temu łatwiej zawierałem znajomości przez internet. To był inny internet. Wtedy był duży ruch na przeróżnych forach, dzisiaj są pustki. Wtedy się kogoś poznawało, lubiło i dawało adres email albo numer gg, dzisiaj ludzie chcą facebooka, numer telefonu albo gadać na skypie. Kiedyś w internecie ceniono przede wszystkim anonimowość, dzisiaj ludzie pokazują wszystkim każdy szczegół swojego życia prywatnego. Normalsi przejęli sieć. Kiedyś był nowy wspaniały świat i jego kolonizacja, przygoda, ciemny las i droga, na jednym kroku zbójcy, na innym zbłąkani podróżni jak my, od czasu do czasu karczma gdzie można było się schronić. A dzisiaj walnęli tu autostradę, posterunek policji, bank i urząd skarbowy. Na zachodzie nawet zaczynają pozywać ludzi do sądu za niepoprawne politycznie wypowiedzi w sieci. Ech.
  16. AndreDA

    Nie lubie życia

    Ja też mam skłonność do wiecznych analiz, rozmyślania i filozofowania, ale nawet ja nie do tego stopnia co atic Jest różnica między sensem życia ogólnie i sensem życia naszego osobistego. Osobiście uważam, że sens życia ogólnie jest, tylko go nie znamy, czy też utraciliśmy/odebrano nam wiedzę o nim. Ale trzeba skupić się trochę na sobie. Sensem życia osobistego mogą być krótkie, ulotne momenty szczęścia z dobrymi ludźmi. Jeśli dobrych ludzi nie ma, to wtedy zostają zainteresowania, hobby, ambicje. Jeśli nie jesteś w stanie zrobić nic bez sensu wyższego to spakuj plecak i wyrusz w świat, nie wiem, pojedź autostopem do Tybetu, może cię przyjmą do klasztoru i będą uczyć, będziesz medytował, dostaniesz coś do jedzenia.
  17. Ach, ale jakże ciężko być samemu sobie przyjacielem. Ostatnio załamał mnie znów ten naród. Ogarnijcie sobie opinię polskiej młodzieży o "Cierpieniach młodego Wertera", książce o człowieku pięknym, idealiście, romantyku. Na stronie lubimyczytać.pl są setki, jak nie tysiące komentarzy i przy niskiej ocenie książki zdecydowana większość to teksty typu "on jest chory psychicznie", "co za mazgaj", "słaby człowiek". Zero empatii, poczytajcie sobie, załamać się idzie. Ci ludzie w nic nie wierzą. W żadne ideały, w miłość. Pragmatycy, materialiści. To jest przyszłość narodu polskiego.
  18. AndreDA

    Nie lubie życia

    Ja też tak mam, wychodząc nawet na spacer patrzę na ludzi i nie rozumiem. Jeszcze jak jest ta pora roku to już tragedia. Niebo szare, ulice brudne, ludzie biedni i smutni. Jest jakiś sens, który nam ucieka, który nam odebrano, o którym zapomnieliśmy, musi być. Ale to życie, takie codzienne, jak mrówka-robotnica, to nienaturalne, złe. Najpierw praca, potem tępa rozrywka, żeby odpocząć i zapomnieć o pracy. A reszta świata ma jeszcze gorzej, wojny itd. Do nas też to przyjdzie niedługo znów, ciekawe jak ludzie zareagują.
  19. Nie do końca, bo uprawiałeś rośliny, miałeś zwierzęta dla swojej rodziny. To było bardziej bezpośrednie. Co dopiero cofając się dalej do czasu ludów zbieracko-łowieckich. To samo z walką, kiedyś walczyło się albo w obronie czegoś w co się wierzy, albo za ideały, albo chociaż ku chwale czegoś/kogoś. Dziś pracujesz w korpo i robisz idiotyczne rzeczy, z idiotycznych powodów, dla idiotów, żeby utrzymać idiotyczny system. Najbardziej gloryfikowana profesja to aktorstwo, pajacowanie, udawanie kogoś kim się nie jest. To samo zresztą robią politycy. I zwykli ludzie na ulicy też. Nic nie ma sensu, takiego podstawowego sensu. Dzisiejsza zachodnia cywilizacja to zakład dla obłąkanych na wolnym powietrzu, gdzie im bardziej jesteś szalony tym masz lepiej i więcej. Nie chodziło mi o to, że bym sobie poradził, ale o to że chociaż bym walczył, próbował. O to, że nie mam jakiegoś pragnienia śmierci. Walczyłbym bo bym musiał. Albo, żeby lepiej zobrazować o co mi chodzi - wegetowałem przez dekadę w domu, bo mogłem. Bo miałem taką opcję, taki chory luksus, że miałem ciepło, miałem jedzenie, picie, utrzymanie i mogłem się chować przed światem. Kto wie jakby to się potoczyło gdybym nie mógł się wycofać? Gdybym po prostu musiał, musiał żyć na zewnątrz, żeby przetrwać? Sink or swim. Wtedy, w latach nastoletnich najprawdopodobniej bym utonął, ale teraz i ogólnie w ciągu ostatnich kilku lat byłaby jakaś tam szansa, że może coś by zaskoczyło, właśnie jakiś instynkt przetrwania. To tylko takie rozmyślanie. Równie dobrze nie mając bezpiecznego miejsca mógłbym być martwy po tygodniu. Masz rację, że powinienem się wyłączyć, ale to łatwo powiedzieć. Równie dobrze można powiedzieć, że jestem słaby, naiwny i powinienem dorosnąć. Może powinienem użyć gniewu, frustracji, dumy jako paliwa do pokonywania wyzwań, do wykształcenia w sobie pewnej dyscypliny. W sumie łatwiej być złym niż smutnym. Ale nie chcę być takim człowiekiem, chcę być sobą. Boję się, że musiałbym złożyć w ofierze na ołtarzu życia wiele z tego co mam w sobie, że ceną za siłę byłaby bezwzględna eliminacja wrażliwości w sobie i brak empatii wobec przejawów słabości u innych. Nie chciałbym za 10 lat spojrzeć w przeszłość i zdać sobie sprawę, że jestem człowiekiem, którego młody ja by nienawidził.
  20. Chodziło mi o rzeczy podstawowe. Walczyć można było w obronie rodziny, plemienia czy miasta. Dla państwa, gdy nadal było pewnym ideałem a nie gigantyczną korporacją czy obozem koncentracyjnym (w zależności od tego czy system jest kapitalistyczny czy nie). Dla ideałów ogólnie. Przede wszystkim było z kim walczyć. Czasy były o wiele trudniejsze ogólnie, ale dla osób takich jak ja czy też my niekoniecznie. To wszystko kwestia natury. Dlaczego ludzie w trzecim świecie żyją, robią masę dzieci, mimo tragicznych warunków, biedy, chorób, wojen, głodu? Bo to naturalne, przez tysiące lat ewoluowaliśmy do takiego życia, to nic nowego. Nie zastanawiamy się nad tym, tak jak zwierzęta nie zastanawiają się nad swoim codziennym życiem. Podczas gdy w pierwszym świecie mamy depresję, nerwicę, samobójstwa u ludzi, którzy mają ciepły dom, co jeść, w co się ubrać, darmową edukację, opiekę zdrowotną. Bo nie potrafimy tak żyć, to coś nowego, jesteśmy oderwani od naszej natury, brakuje nam czegoś kluczowego. Nihilizm i hedonizm, to dzisiejsi zaborcy Polski. Błędem jest zakładać, że osoba wrażliwa, która w obecnym świecie jest słaba, bezsilna, byłaby bezużyteczna lub odstrzelona przez ewolucję dawniej. Osoba, która załamuje się przed wyjściem do szkoły/pracy czy cierpi na depresję nie miałaby myślę problemu z podniesieniem miecza i obroną swojej rodziny dawniej, z polowaniem czy pracą w polu. Jeszcze dla naszych dziadków czy pradziadków takie rzeczy jak paraliżująca depresja były nie do pomyślenia, a przecież to ludzie, którzy przeżyli wojny, rzezie, gwałty, bombardowania, Hitlera, Stalina, biedę. Po pierwsze żyli nadal bardziej w zgodzie z naturą, także własną, po drugie mieli w co wierzyć i o co walczyć. Nieważne czy była to rodzina, naród, Bóg czy w najgorszym wypadku chęć zemsty, było coś. Dzisiaj mamy świat, gdzie mówi i pokazuje się nam, że powstaliśmy jako rasa przez przypadek i bez celu, jak i cały świat, a jako ludzie mamy zdobywać kolorowane papierki, za które możemy kupić przyjemności, które z kolei pozwolą nam na jakiś czas zapomnieć o tej pustce i braku celu. Z tym niefortunnym losem to przesada, bo jednak nie spotkała mnie żadna prawdziwa tragedia, coś nagłego co zmieniło bieg mojego życia na gorsze. Ale owszem, jest to wygodne (czy też może raczej lepszym słowem jest "kuszące") alibi. Głównie dlatego, że sytuacja trwa tyle lat i zaszła tak daleko, że teraz odkręcenie tego i ułożenie sobie przyzwoitego życia wygląda jak herkulesowa praca. Uruchamia się więc defetyzm, myślenie, że może już za późno, że może to ponad moje siły. Przy czym to również wynika z braku celu. Bardzo ciężko jest mi rozpocząć walkę o istnienie dla samego istnienia. Jeśli idzie o samą teorię, to jestem w stanie powiedzieć sobie, że powinienem żyć, żeby dać sobie choć szansę na coś dobrego, żeby zbierać doświadczenia, uczyć się, rozwijać jako osoba. Brak jednak sił. Tzn. kończą się przy pierwszej napotkanej przeszkodzie, gorszym dniu. Najciekawsze jest to, że o ile w tej obecnej miejskiej dżungli tylko wegetuję, o tyle gdyby jutro właśnie nastąpiło jakieś kompletne załamanie systemu i anarchia i zostałbym przyparty do muru, mając nad sobą ciągłe widmo śmierci, to nie poszedłbym się rzucić z wieżowca czy coś, tylko właśnie bym walczył i próbował przetrwać. To byłaby sytuacja trudna, ale naturalna, zaskoczyłyby pewne wykształcone przez millennia instynkty. Z kolei jeśli idzie o "normalne" życie mój instynkt działa odwrotnie, tzn. ciągnie mnie do ucieczki, izolacji. Większość ludzi albo zdążyła już w sobie wykształcić to, że po prostu żyje jak żyje i się nad tym nie zastanawia, albo żyje dla czegoś i mimo czegoś. Przykład - robotnik, pracujący ciężko na dwie zmiany jest godnym podziwu bohaterem jeśli robi to by utrzymać swoją rodzinę. Sytuacja jest kompletnie inna kiedy jest samotny i nie ma w swoim życiu nic dobrego. Osoba "normalna" przeżyje tak całe życie i zadowoli się psem, piwem i meczem w TV, osoba taka jak ja któregoś dnia zamiast do pracy pójdzie pod pociąg. Jestem kimś kto każdego dnia po obudzeniu się będzie się zastanawiał po co wstać z łóżka, a wieczorem kładąc się do niego analizuje czy warto było ten dzień przeżyć. Dokładając do tego silne odczuwanie emocji + bardzo ciężką sytuację praktyczną, zarówno jeśli idzie o edukację i pracę jak i samotność, to problem jest gigantyczny. Potrójny, mamy stronę filozoficzną, emocjonalną i praktyczną. Rozwiązaniem jest cel, coś dającego szczęście, światełko w ciemności, dla którego warto żyć i walczyć, przy czym znalezienie go graniczy z cudem a żeby mieć choć tę minimalną szansę na to muszę najpierw wykonać wysiłek samodzielnie, sam z siebie i być w stanie wykonywać go być może przez długie lata. Nie potrafię odnaleźć celu i siły w samym sobie, tak jak niemal wszystko negatywne jest reakcją na świat zewnętrzny, tak jestem też osobą, która właśnie tam musi znaleźć cel, szczęście, obowiązek. Taka potrzeba spełnienia, dla duszy i dla serca. Bo przecież emocje pozytywne jestem w stanie odczuwać równie potężnie co negatywne. Klątwa mogłaby być błogosławieństwem. Próbując podejść czysto praktycznie, problemy/cele - - nauka, możliwie szybkie zdobycie średniego wykształcenia i napisanie matury - wychodzenie, oswajanie się z ludźmi - rozmawianie, przelewanie myśli na słowa - bycie sobą, dawanie się poznać - szukanie wartościowych ludzi - ćwiczenia fizyczne, dla poprawy samooceny i zdobycia siły użytkowej - naprawa zdrowia fizycznego, wyglądu - wypełnianie dni, zmarnowałem tyle lat, że teraz powinienem żyć tak by kładąc się wieczorem żałować, że to już koniec, że nie mam więcej czasu - zdobycie zdolności samodzielnego utrzymania się
  21. To prawda. Myślę, że to wynika z braku celu, sensu. Toksycznego systemu, cywilizacji. Dawniej było za co walczyć, dla czego żyć, za co umierać. W co wierzyć. Bycie najlepszym sobą, bycie mężczyzną było naturalne i spełniające. Obecnie jest tylko szarość, pustka i samotność. Wymagany jest gigantyczny wysiłek i siła woli by się podnieść i żyć, jednak czy jest to życie, o które warto walczyć? Niewolnictwo 2.0, praca, bieda, samotność. Toksyczne powietrze, ziemia, woda, żywność. Apatyczni, głupi ludzie. Mężczyźni bez honoru, kobiety bez godności. Pobudka, śniadanie, higiena, praca, higiena, obiad, samotne popołudnie i wieczór z książką, może jakimś zwierzakiem, higiena, sen. I tak codziennie. To nie jest normalne, to nie jest naturalne, to z tego wynikają te wszystkie niby-choroby psychiczne. Tego + zniszczenia tradycyjnej rodziny i złego wychowania, które nie kształtuje silnego charakteru. Gdyby jutro ten system upadł, wszystko, prąd, czysta woda w kranie, żywność w sklepach, ekonomia, to 99% ludzi by nie potrafiło przetrwać. Jesteśmy uzależnieni. Żyjemy nieszczęśliwe życia na okruchach ze stołu naszych panów. Dawniej niewolnik mógł chociaż uciec i być rzeczywiście wolny. Dzisiejsze nowe niewolnictwo nałożyło łańcuchy i kajdany na nasze dusze i umysły i tych nie potrafimy zerwać. Wszystko jest do góry nogami, jesteśmy oderwani od natury, także naszej własnej. Nic dziwnego, że chorujemy na depresję, cierpimy. Podświadomie wiemy, że coś jest bardzo nie tak. Tęsknimy za czymś nieuchwytnym, co było i co straciliśmy. I obecnie bycie najlepszym sobą, mężczyzną, prowadzi jedynie do pogardy, frustracji i ciągłego pytania się "po co?".
  22. Powinienem się uczyć, ale nie mam siły by się za to zabrać. Przeszkadza właśnie samotność. W teorii wiem jak należy żyć, co jest nie tak z tym światem, ze mną. Wszystko wiem. Wiem, że życie to cierpienie i dzieki niemu nasze dusze się uczą. Wiem, że muszę być mężczyzną, mieć godność, honor i z podniesioną głową znosić wszystko co rzucą na mnie bogowie by mnie przetestować. Wiem, że nie mam prawa oczekiwać nic czego sam nie daję. Że muszę dawać miłość, jeśli chcę ją otrzymać, muszę być dobrym człowiekiem jeśli chcę spotkać dobrych ludzi, muszę być ciekawy, jeśli chcę poznać ciekawych, muszę się uczyć, jeśli chcę poznać mądrych. Muszę być mężczyzną godnym dobrej kobiety jeśli chcę ją mieć. Muszę pomagać jeśli chcę pomocy. Ale jestem słaby.
  23. Jest strasznie ciężko. Czołgam się pobity i wyczerpany przez kolejne dni, wszystko jest czarno-białe. Chcę płakać, ale już nie umiem, mam ochotę wyć ale jest tylko cisza, zasysająca życie i powietrze, próżnia. Nie mogę się za nic zabrać, nie mogę się nawet umyć i przebrać ostatnio. Cały czas spędzam próbując ulżyć sobie nieco w tym bólu, ale jest to czas zmarnowany. Marnuję kolejne dni. Zlewają się w jedność. Kładę się wieczorem spać i nie osiągnąłem nic, kolejny dzień, w którym istniałem ale nie żyłem. Piekło jest tu, na ziemi. Jest nim samotność, są nim też inni ludzie. Jest nim moje wnętrze jak i świat zewnętrzny. Myśl o śmierci nie przynosi ukojenia tylko kolejne koszmary, grożąc karą lub reinkarnacją i powrotem do tego materialnego więzienia. Życie wymaga więcej sił niż mam. Zawieszenie. Bezsilność. Nie mogę żyć, nie mogę umrzeć. To jest piekło.
  24. AndreDA

    Samotność

    Przygniata mnie i dusi. Nie mam tu nikogo, nie mogę nigdzie z nikim wyjść, nic zrobić, nie mam z kim porozmawiać. Wybierając życie zamiast śmierci wybieram drogę samotną i nieszczęśliwą, samotne dni, dziczenie coraz bardziej od tej samotności. Samotne popołudnia i wieczory. Przepaść, bariera między mną i resztą ludzi. Nigdy nie podzielę się tym co mam w sobie, nigdy nie znajdę partnerki, nie będę miał potomków. Patrząc za okno, na las, na mgłę, na wiatr kołysajacy drzewami mogę czuć rzeczy tak piękne, jakby wszechświat co chwilę umierał i rodził się na nowo we mnie i nikt się tego nigdy nie dowie, nie zrozumie, nie poczuje. Wszystko na nic, cała ta siła zamknięta w skorupie, skazana na zagładę.
  25. Niczego nie oczekuję, to forum jest od tego, żeby pisać o swoich problemach to napisałem. Każda dotychczasowa forma "pomocy" była raczej reakcją obronną systemu na to, że ktoś po prostu kompletnie z niego wyszedł i nie bierze w nim udziału. Nie dało się przywrócić mnie do życia nie zajmując tym co mnie przed tym życiem blokuje, przy czym błędem typowym dla psychiatrii jest szukanie głównej przyczyny cierpienia zawsze wewnątrz człowieka (u mnie nawet tego nie zrobiono, tylko jak pisałem całą uwagę skupiono na tym, że nie chodzę do szkoły). Jest oczywiście mnóstwo osób rzeczywiście chorych psychicznie, są też osoby, które "chorują" w reakcji na świat zewnętrzny. Stwierdzenie, że wiele rzeczy w obecnym społeczeństwie funkcjonuje źle nikogo nie szokuje, natomiast stwierdzenie, że obecne społeczeństwo i cywilizacja są w tak katastrofalnym stanie duchowym i moralnym, tak apatyczne, szare i duszące, że pewne jednostki nie są w stanie w nim funkcjonować nie cierpiąc każdego dnia zwykle wywołuje irytację u ludzi, którzy z pływaniem w tym szambie nie mają problemu. Nie wiem czemu, być może przypomina im o tym ile w nich od dzieciństwa umarło, o ich konformiźmie i własnym duchowym bankructwie. Osobiście, o ile mam całą masę problemów, nie uważam bym był chory. Uważam raczej, że chore jest to jak wygląda codzienne życie w naszej cywilizacji. W takim wypadku jedynym sposobem by mi pomóc byłoby zapewnienie mi akceptującego środowiska, prawdziwych przyjaciół, dobrych ludzi, dobrych doświadczeń. To nie jest coś w czym może pomóc lekarz, któremu muszę płacić, żeby się wygadać. Z kolei leki w takiej sytuacji to po prostu próba ułatwienia życia w konformiźmie. Jeśli społeczeństwo przygotowało dla mnie foremkę o kształcie koła, a ja jestem kwadratem to trzeba uciąć mi rogi. Dzięki za te 2 posty wyżej. Na chwilę obecną jakiekolwiek myślenie długoterminowe nie ma u mnie sensu, po prostu będę szedł krok po kroku, dzień za dniem. Co ma być to będzie, opcja wyjścia ostatecznego jest zawsze i nigdzie mi nie ucieknie. Dam sobie szansę, na tyle na ile mam jeszcze sił, na to, że może los się do mnie któregoś dnia uśmiechnie. Ogólnie ciężko mi pisać, przez te lata wszystko w sobie tak dusiłem, że teraz mam problemy już nie tylko z rozmową z ludźmi w realu, ale nawet w sieci. Np. czytam tematy na tym forum, chcę się wypowiedzieć, ale mam pustkę w głowie, problem z koncentracją. Uznaję, że to bez sensu. Mam straszny problem z przelewaniem myśli i uczuć na słowa, zajmuje mi to trochę czasu i wymaga wysiłku.
×