Skocz do zawartości
Nerwica.com

babol440

Użytkownik
  • Postów

    65
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez babol440

  1. Niestety przez internet nikt Ci nie postawi trafnej diagnozy. Jeżeli faktycznie w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie odczuwałaś w ogóle przyjemności z robienia czegokolwiek, to niestety, ale jedynym wyjściem będzie tutaj wizyta u specjalisty. Najlepiej chyba zarówno u psychiatry, jak i psychologa. Pierwszy przepisze jakieś leki, które powinny podziałać na Twój nastrój, natomiast psycholog ustali przyczynę Twojego aktualnego stanu i pomoże Ci się z nią uporać. Faktycznie sporo wskazuje na to, że możesz mieć depresję. Pamiętaj, że to nie katar i sama (jeśli jest) nie przejdzie za jakiś czas, zwłaszcza, że środowisko w jakim się obracasz (z wyjątkiem Twojego chłopaka) nie bardzo sprzyja polepszeniu samopoczucia. Wiem, że łatwo mi mówić, ale co do ludzi na studiach to po prostu ich olej. Skoro nie zwracają na Ciebie uwagi, to nie ma się co przejmować ich zdaniem. Wiem, że to boli w jaki sposób Cię traktują, ale jedynym korzystnym dla Ciebie sposobem uporania się z tym jest właśnie ignorowanie ich. Poniesiesz mniejsze koszty emocjonalne. Poza tym, jak sprawa stoi z Twoimi zainteresowaniami? Co studiujesz? Lubisz to co robisz? Jakieś hobby? Swoją drogą wiem co czujesz odnośnie rodziców. Też mnie trochę traktują jak dzieciaka, mimo 22 lat na karku.
  2. Niestety przez internet nikt Ci nie postawi trafnej diagnozy. Jeżeli faktycznie w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie odczuwałaś w ogóle przyjemności z robienia czegokolwiek, to niestety, ale jedynym wyjściem będzie tutaj wizyta u specjalisty. Najlepiej chyba zarówno u psychiatry, jak i psychologa. Pierwszy przepisze jakieś leki, które powinny podziałać na Twój nastrój, natomiast psycholog ustali przyczynę Twojego aktualnego stanu i pomoże Ci się z nią uporać. Faktycznie sporo wskazuje na to, że możesz mieć depresję. Pamiętaj, że to nie katar i sama (jeśli jest) nie przejdzie za jakiś czas, zwłaszcza, że środowisko w jakim się obracasz (z wyjątkiem Twojego chłopaka) nie bardzo sprzyja polepszeniu samopoczucia. Wiem, że łatwo mi mówić, ale co do ludzi na studiach to po prostu ich olej. Skoro nie zwracają na Ciebie uwagi, to nie ma się co przejmować ich zdaniem. Wiem, że to boli w jaki sposób Cię traktują, ale jedynym korzystnym dla Ciebie sposobem uporania się z tym jest właśnie ignorowanie ich. Poniesiesz mniejsze koszty emocjonalne. Poza tym, jak sprawa stoi z Twoimi zainteresowaniami? Co studiujesz? Lubisz to co robisz? Jakieś hobby? Swoją drogą wiem co czujesz odnośnie rodziców. Też mnie trochę traktują jak dzieciaka, mimo 22 lat na karku.
  3. greenlight Super :) Takie coś na pewno bardziej podnosi poczucie własnej wartości, niż skończenie studiów dla samego "papierka".
  4. greenlight Super :) Takie coś na pewno bardziej podnosi poczucie własnej wartości, niż skończenie studiów dla samego "papierka".
  5. cytrynkaaa88 O ile jeszcze rok temu chciałem zmienić kierunek (nie dogadałem się co do tego z rodzicami), to dzisiaj mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję. Jestem sparaliżowany jeśli chodzi o podejmowanie decyzji. Wiem, że rodzice chcą dobrze dla mnie, ale ja już psychicznie nie wyrabiam na tych studiach, czuję jakbym się cofał w rozwoju. Poza tym co mi z papieru, za którym nie idą żadne umiejętności. Lady Em. Ja zazwyczaj oszukuję samego siebie, próbując czytać coś, co i tak nie wchodzi mi do łba, więc absolutnie się z Tobą zgodzę. Jaki jest tego efekt, to chyba można się tylko domyślać, wszystko się nawarstwia i przytłacza jeszcze bardziej.
  6. cytrynkaaa88 O ile jeszcze rok temu chciałem zmienić kierunek (nie dogadałem się co do tego z rodzicami), to dzisiaj mam wrażenie, że do niczego się nie nadaję. Jestem sparaliżowany jeśli chodzi o podejmowanie decyzji. Wiem, że rodzice chcą dobrze dla mnie, ale ja już psychicznie nie wyrabiam na tych studiach, czuję jakbym się cofał w rozwoju. Poza tym co mi z papieru, za którym nie idą żadne umiejętności. Lady Em. Ja zazwyczaj oszukuję samego siebie, próbując czytać coś, co i tak nie wchodzi mi do łba, więc absolutnie się z Tobą zgodzę. Jaki jest tego efekt, to chyba można się tylko domyślać, wszystko się nawarstwia i przytłacza jeszcze bardziej.
  7. Witaj mandown20 Ja jestem w nieco podobnej sytuacji, z tym wyjątkiem, że jestem na III roku studiów, czyli teoretycznie powinienem być szczęśliwym człowiekiem, ale nie jestem. Wybór tego co studiuję to było kompletne pudło. Zmarnowałem 2.5 roku studiów i jeśli nie dogadam się z rodzicami to prawdopodobnie zmarnuję kolejne 2.5 (studiuję kierunek jednolity, magisterski). Prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości czeka mnie terapia, bo sporo wskazuje u mnie na depresję. Przede wszystkim podpisuję się pod postami swoich przedmówców, odnośnie tego, że studia (poza nielicznymi kierunkami, jak medycyna czy jakieś techniczne) nie gwarantują pracy. W naszym przypadku wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą jest odpowiedzieć na pytanie w czym jesteśmy dobrzy, w czym moglibyśmy coś zwojować, w czym byśmy się dobrze czuli (i wcale nie musi się to wiązać ze studiowaniem). Ja na razie nie wiem, jestem w kropce. Też miewałem i miewam myśli samobójcze, ale nie chcę tego wcielać w życie, ze względu na swoją rodzinę i nieznaną przyszłość, która może okaże się całkiem znośna. Swoje nadzieje na razie pokładam w terapii, na którą planuję się zapisać. Być może dzięki niej poznam swoje słabe i mocne strony. Może dzięki niej będę lepiej znosić porażki i potknięcia, których nie uniknę w przyszłości. Pozdrawiam :)
  8. Witaj mandown20 Ja jestem w nieco podobnej sytuacji, z tym wyjątkiem, że jestem na III roku studiów, czyli teoretycznie powinienem być szczęśliwym człowiekiem, ale nie jestem. Wybór tego co studiuję to było kompletne pudło. Zmarnowałem 2.5 roku studiów i jeśli nie dogadam się z rodzicami to prawdopodobnie zmarnuję kolejne 2.5 (studiuję kierunek jednolity, magisterski). Prawdopodobnie w niedalekiej przyszłości czeka mnie terapia, bo sporo wskazuje u mnie na depresję. Przede wszystkim podpisuję się pod postami swoich przedmówców, odnośnie tego, że studia (poza nielicznymi kierunkami, jak medycyna czy jakieś techniczne) nie gwarantują pracy. W naszym przypadku wydaje mi się, że najważniejszą rzeczą jest odpowiedzieć na pytanie w czym jesteśmy dobrzy, w czym moglibyśmy coś zwojować, w czym byśmy się dobrze czuli (i wcale nie musi się to wiązać ze studiowaniem). Ja na razie nie wiem, jestem w kropce. Też miewałem i miewam myśli samobójcze, ale nie chcę tego wcielać w życie, ze względu na swoją rodzinę i nieznaną przyszłość, która może okaże się całkiem znośna. Swoje nadzieje na razie pokładam w terapii, na którą planuję się zapisać. Być może dzięki niej poznam swoje słabe i mocne strony. Może dzięki niej będę lepiej znosić porażki i potknięcia, których nie uniknę w przyszłości. Pozdrawiam :)
  9. Ja już tkwię w tym prawie rok. Nic nie zrobiłem żeby zmienić swoją sytuację. Nie wiem jak. A do tego dochodzi jeszcze fakt, że jestem facetem i niezaradność jest raczej u mnie niemile widziana przez społeczeństwo.
  10. Ja już tkwię w tym prawie rok. Nic nie zrobiłem żeby zmienić swoją sytuację. Nie wiem jak. A do tego dochodzi jeszcze fakt, że jestem facetem i niezaradność jest raczej u mnie niemile widziana przez społeczeństwo.
  11. babol440

    Co dalej?

    Witaj Akordeonista Jeżeli człowiek ma pasję, siedzi w tym co go kręci i generalnie umie się w tym swobodnie poruszać to jakoś sobie w życiu poradzi. Natomiast jeśli będziesz się do czegoś zmuszać i nawet jeśli udałoby Ci się skończyć medycynę, czy jakikolwiek inny kierunek, który nie korespondowałby z twoimi zainteresowaniami, czy umiejętnościami, to możliwe, że szybko byś się wypalił zawodowo.
  12. babol440

    Co dalej?

    Witaj Akordeonista Jeżeli człowiek ma pasję, siedzi w tym co go kręci i generalnie umie się w tym swobodnie poruszać to jakoś sobie w życiu poradzi. Natomiast jeśli będziesz się do czegoś zmuszać i nawet jeśli udałoby Ci się skończyć medycynę, czy jakikolwiek inny kierunek, który nie korespondowałby z twoimi zainteresowaniami, czy umiejętnościami, to możliwe, że szybko byś się wypalił zawodowo.
  13. No to przybij piątkę rosemary, jest nas co najmniej dwoje Ja ostatnio też straciłem motywację do nauki, zwłaszcza, że studiuję coś co do mnie w ogóle nie pasuje. Z rodzicami pod tym względem nie dogaduję się, a poczucie własnej wartości tak mi spadło, że nie wiem co mógłbym robić zamiast tego (czy coś studiować, czy gdzieś pracować, już nie wiem czy do czegokolwiek się nadaję). I najbardziej się boję o przyszłość, że dyplom i tak nic mi nie da. Mam ciągłe wyrzuty sumienia, że podjąłem w przeszłości szereg błędnych decyzji i że marnuję pieniądze rodziców na tych studiach. Same zajęcia to jest po prostu męka. Każde wystąpienie przed grupą to walka z samym sobą - mówię (a w zasadzie próbuję mówić, bo głos zawsze mi drży, gubię wątek, myśli itp.) często o rzeczach, o których nie mam zielonego pojęcia. Niedługo czekają mnie poprawki i czasami mam ochotę je uwalić, żeby może zrobić krok w tył, ale nie tkwić w tej rutynie...
  14. No to przybij piątkę rosemary, jest nas co najmniej dwoje Ja ostatnio też straciłem motywację do nauki, zwłaszcza, że studiuję coś co do mnie w ogóle nie pasuje. Z rodzicami pod tym względem nie dogaduję się, a poczucie własnej wartości tak mi spadło, że nie wiem co mógłbym robić zamiast tego (czy coś studiować, czy gdzieś pracować, już nie wiem czy do czegokolwiek się nadaję). I najbardziej się boję o przyszłość, że dyplom i tak nic mi nie da. Mam ciągłe wyrzuty sumienia, że podjąłem w przeszłości szereg błędnych decyzji i że marnuję pieniądze rodziców na tych studiach. Same zajęcia to jest po prostu męka. Każde wystąpienie przed grupą to walka z samym sobą - mówię (a w zasadzie próbuję mówić, bo głos zawsze mi drży, gubię wątek, myśli itp.) często o rzeczach, o których nie mam zielonego pojęcia. Niedługo czekają mnie poprawki i czasami mam ochotę je uwalić, żeby może zrobić krok w tył, ale nie tkwić w tej rutynie...
  15. Szereg błędnych decyzji, które zapędziły mnie w końcu w sytuację, w której nie potrafię wytrzymać i nie wiem jak ją zmienić.
  16. black swan Być może nie powinienem się wypowiadać na ten temat, bo na razie nie mam doświadczenia w żadnej poważnej pracy, ale też mam podobne obawy jeśli chodzi o podjęcie pracy w przyszłości. Wydaje mi się, że posiadanie charyzmy, czy umiejętności praktycznych daje większe szanse na samo zdobycie pracy, a nie na wysokość zarobków. I czuję to samo co Ty. Też mam wrażenie (pomijając już fakt braku jakichś praktycznych umiejętności), że nie mam tej charyzmy, pewności siebie, że nie mam nawet co konkurować z innymi, bo i tak przegram.
  17. Heh, a ja mam wrażenie, że przez stres spowodowałem u siebie cały proces łysienia. Przez jakiś czas to mi tak leciały, że dzienną normę to ja traciłem podczas jednego mycia (nie wspominając o tym, że w ciągu dnia też widziałem jak mi z głowy spadały). Na jakiś czas miałem wrażenie, że już przystopowało, gdy niedawno znowu wanna pełna włosów. I mnie to dodatkowo nakręca, bo nie dość, że mam te swoje "główne" problemy, to jeszcze to mnie dołuje już totalnie (tak wiem, ludzie mają nowotwory, nie mają kończyn i potrafią się podnosić, ale nic nie poradzę, nie potrafię sobie podnieść samooceny, a łysienie wcale mi w tym nie pomaga, wręcz przeciwnie). I od długiego czasu mam taką dziwną schizę, że jak jestem w sklepie, na ulicy, czy gdziekolwiek to widzę samych facetów z bujnymi czuprynami, podczas gdy ja ledwo 20-tkę skończyłem i zrobiły mi się spore zakola i prześwity. Nie wyobrażam siebie w wersji łysej (nie to żebym miał coś do łysych, niektórym to po prostu pasuje, ale ze mnie będzie brzydal). Ech...
  18. Eh... Niby mamy nowy rok, ale dla mnie to jest taka sama zmiana jakby skończył się październik a zaczął listopad, albo skończył czwartek, zaczął piątek... Ludzie robią jakieś postanowienia, że będą robić to i tamto, czemuś będą poświęcać więcej czasu, wydawać mniej pieniędzy na głupoty (albo wręcz przeciwnie). Ja już nie robię żadnych postanowień. Tkwię w jednym miejscu, nie mogę się ruszyć chociaż gdzieś w głębi bardzo bym chciał. Nie wiem jak zmienić swoją sytuację, czuję się beznadziejnie i nadal mam wrażenie, że nie nadaję się nawet do rozdawania ulotek. Coraz bardziej czuję się ciężarem dla innych. Najchętniej zaszyłbym się w jakimś bunkrze, takim żeby chociaż jakaś Biedronka albo Tesco było w pobliżu coby z głodu nie przymrzeć i nie wychodzić naprzeciw światu (hmm, tylko skąd bym kasę brał...). A jak słucham/czytam o tym jak pogarsza się sytuacja na rynku pracy i odnoszę to do swojej sytuacji i do swoich nieprzemyślanych decyzji to po prostu mam ochotę sobie strzelić w łeb. Nowy rok nie będzie "szczęśliwy"...
  19. Nie powiem, zagadnienia jakie są poruszane są czasami bardzo ciekawe, ale do tej pory większość stanowiła zapychanie czasu, albo rzeczy totalnie nudne. Zresztą u mnie problem leży nieco gdzie indziej o czym napisałem na forum (temat trochę spadł), więc podsyłam link, coby nie zaśmiecać wywodem Twojego tematu: http://www.nerwica.com/obni-ony-nastroj-nerwowo-i-brak-ch-ci-do-czegokolwiek-t39623.html. Aktualnie jestem na III roku.
  20. Paradoksalnie... psychologię, ale szczerze mówiąc moja wiedza z tej dziedziny nie jest zbyt duża, nie wspominając już o braku kompetencji do wykonywania tego zawodu . Wiem co czujesz, dla mnie jak zapowiadają, że praca zaliczeniowa, to będzie prezentacja ustna, albo "zrobicie w parach na zajęcia po prezentacji" to już mnie skręca. Nie myślę wtedy o czym by tu ją zrobić, jak zapewne większość, tylko "kur*a, dlaczego akurat tak?!". Co do egzaminu, to współczuję, że musisz przez to przejść i trzymam kciuki za pozytywny wynik. Może jakąś meliskę strzel?
  21. wiecznieZagubiony20 Oho, więc nie jesteś sam U mnie lęk przed wystąpieniami to norma, łapy się trzęsą, głos się łamie, a w głowie pustka (chociaż wcześniej już ułożyłem sobie ładnie w myślach co mam powiedzieć). Nikt niestety nie będzie patrzeć, czy się boisz czy nie, tylko trzeba to zrobić. Ja po tylu prezentacjach po prostu przestałem się przejmować tym co ludzie pomyślą (w sensie jak wypadłem, czy się trząsłem itp.). Niestety mimo wszystko dalej nie mogę sobie poradzić z samą sytuacją przemawiania do ludzi, to nie dla mnie. Inna sprawa, że kierunek mnie dobija, nie odnajduję się w nim (nie do końca wiem czasami o czym mówię, więc może u mnie wynika to z niepewności co do własnej wiedzy), ale i z drugiej strony już nie mam pojęcia czym mógłbym to zastąpić. Cudem będzie jeśli dotrwam do magisterki...
  22. Ja kiedyś stosowałem piwo jako "lek" na bezsenność. Z początku pomagało, ale później wszystko wróciło do starego trybu. No a poza tym tylko bebech rośnie od piwska. I chyba niemożliwe jest, żeby pod wpływem alkoholu wpaść na racjonalne rozwiązanie dręczących nas problemów. I gdyby jeszcze doliczyć niezbyt przyjemne efekty na drugi dzień rano, to wychodzi na to, że w nerwicy chyba bardziej szkodzi niż pomaga.
  23. Dla wszystkich dręczonych obawą przed zapadnięciem na schizofrenię, cytat z "Lęku" A. Kępińskiego (jeżeli źródło te, było już wcześniej użyte to przepraszam, ale wątek jest dosyć obszerny i nie miałem czasu przeglądać go w całości): "Lęk przed chorobą psychiczną jest w nerwicach częstym tematem napięcia nerwowego. Chory ma uczucie, że lada moment zwariuje, w głowie jego panuje chaos, nie potrafi uporządkować swoich myśli i uczuć. (...) Boi się on sam siebie tego co w środku się znajduje. Ma wrażenie, że lada moment coś w nim pęknie, że straci resztki panowania nad sobą, że zacznie wyć jak szaleniec."
  24. Chyba nie mam tyle sił by się zebrać do obrabiania tego materiału, ale trzymam za Ciebie kciuki ischemie. Oby Tobie się chociaż powiodło
  25. babol440

    co robić?

    Witaj! Zastanawiające są dla mnie przyczyny Twojego smutku i lęków, ponieważ piszesz w taki sposób, jakby wzięły się one znikąd. Być może masz do czynienia z depresją sezonową, która charakteryzuje się występowaniem właśnie w okresie jesienno-zimowym. Oczywiście prawidłową diagnozę może postawić jedynie specjalista (ja nim nie jestem). Co do rozmowy z mamą: nie powinnaś się jej obawiać lub uważać ją za bezsensowną. Wsparcie osób bliskich w zmaganiu się z problemami, zwłaszcza z tymi natury duchowej ma duże znaczenie w procesie zdrowienia (tym bardziej, jeśli nie potrafisz sama z siebie wykrzesać odrobiny pozytywnego myślenia). Poza tym im dłużej będziesz ukrywać co Ci dolega, tym trudniej będzie Ci dojść do porozumienia z Twoją mamą. Będziesz zatajać co Ci leży na wątrobie, mama nie będzie świadoma rzeczywistych przyczyn i tak w kółko. W końcu się pogubisz. No i przede wszystkim nic nie tracisz na rozmowie z nią, a możesz tylko zyskać.
×