Skocz do zawartości
Nerwica.com

madalenka_94

Użytkownik
  • Postów

    28
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia madalenka_94

  1. Mnie też nie rozumieją, śmieją się ze mnie... Tak nie powinno być. Najbliższe osoby powinny nas wspierać, a tymczasem jedyne osoby, które mnie wspierają, to obcy ludzie z mizofonią, których poznałam w internecie.
  2. Ja dziś napisałam na fejsbukowym spotted MPK apel do ludzi pociągających nosem w komunikacji miejskiej. Wiem, że to nic nie da. Podpisałam się jako mizofoniczka, chciałam zwrócić uwagę, że coś takiego istnieje... Nie napisałam, że jestem chora, czy coś, tylko że jestem niesamowicie wrażliwa na dźwięki. Chyba nikt nie sprawdził w necie, co znaczy mój podpis. Zostałam niesamowicie obrażona przez wiele osób. Nie będę cytować. Nikt nie rozumie tego, co czujemy. Czemu tak jest...?
  3. Madalenka powiedz co się dzieje jak chcesz oczywiście . Problem z niechcianymi , dręczącymi dźwiękami i mnie dotyczy. Pozdrawiam. Po prostu z każdym dniem dochodzą kolejne dźwięki, które doprowadzają mnie do szału, a nikt z mojego otoczenia nie potrafi tego zrozumieć. Moja matka na przykład twierdzi, że tak jak ona mam po prostu przewrażliwione uszy i chce mnie wysłać do laryngologa. Z tym, że to nie jest to samo. Co prawda mam po niej jedno nadwrażliwe ucho, boli mnie czasem od zbyt głośnych dźwięków, ale jeśli chodzi o mizofonię, to laryngolog mi nie pomoże. Mój chłopak dostaje szału, kiedy zwracam mu uwagę, żeby nie mlaskał. Nie mogę się na niczym skupić, wszechobecne dźwięki mnie nakręcają, staję się nerwowa. Gdyby tylko byli jacyś psychiatrzy, czy inni lekarze, specjalizujący się na mizofonii, poszłabym bez wahania... -- 04 lis 2013, 21:03 -- Zaczęłam prowadzić bloga o mizofonii, żeby się wyżalić chociaż komputerowi, on przynajmniej nie powie, że sobie wszystko ubzdurałam jeśli jesteście zainteresowani, http://mizofonia.blogspot.com/ , postaram się pisać jak najczęściej
  4. Aż chce mi się płakać kiedy czytam wasze wypowiedzi, bo oddają praktycznie wszystko co czuję - tę moją złość, gdy usłyszę TE dźwięki, to niezrozumienie społeczeństwa... Jest nas tyle, a zawsze bałam się, że jestem jakaś nienormalna, że tylko ja tak mam. Byłam teraz na kilkudniowym wyjeździe z chłopakiem - trochę odpoczęłam; spaliśmy w namiocie na campingu, na którym puszczano głośną, jak to nazywam, "bombaninę", nawet w nocy, ale dało się to przeżyć dzięki zatyczkom do uszu. Nie wygłuszały do końca, ale zawsze coś. Teraz wróciłam do domu i koszmar zaczął się na nowo. Matka głośno przełyka herbatę, ojciec ziewa tak głośno, że uszy odpadają i mlaska jak głupi, chłopak siostry mojego chłopaka szura kapciami, mlaska, ślundra i w ogóle strasznie głośno się zachowuje... Ile ja bym dała za to, żeby się wyleczyć. Za lekarstwo, terapię, cokolwiek. I za zrozumienie przez społeczeństwo.
  5. Ja mam jeszcze jeden sposób - czasem działa. Kiedy jestem zmuszona z kimś jeść, staram się zagłuszyć odgłosy innych osób swoimi. Oczywiście nie mlaskam, bo tego nie znoszę, ale staram się jakoś to wszystko zsynchronizować, żeby nie słyszeć odgłosów jedzenia. Albo kaszlnę czy chrząknę cicho, żeby tylko nie usłyszeć niczego innego. Ale niektórzy są tak głośni, że nie daję rady
  6. To byłoby zbyt piękne... Jestem jakoś pesymistycznie do tego nastawiona... Mało ludzi nas rozumie. Ale gdyby jakiś polityk byłby skłonny się czymś takim zająć - ma mój głos, nieważne, kto to. Przynajmniej byłoby trochę lepiej w kinie, czy w innych miejscach. Ale sytuacji u mnie w domu nie poprawię Tu mnie nikt nie zrozumie.
  7. Ja też, zwłaszcza przy ulubionych piosenkach... Myślałam, że to jest normalne?
  8. outlaw, racja, lepiej cierpieć i zaciskać zęby, bo ludzie nas wyśmiewają. Nikt nie rozumie naszych reakcji. Na mnie rodzice krzyczą, chłopak dziwnie patrzy i denerwuje się na mnie... Gdyby tylko było na to jakieś lekarstwo, terapia... Ja również uwielbiam muzykę i od dzieciństwa mam predyspozycje słuchowe do nauki języków obcych. I do nauki gry na instrumentach. Nie wiem, może rzeczywiście jest to z tym związane. Szkoda, że ta choroba nie jest bardziej zbadana, że większość lekarzy o niej nie słyszało... Oddałabym wszystko za coś, co mi pomoże. Już nie daję rady z powodu otaczających mnie dźwięków i niezrozumienia przez ludzi.
  9. Ja też już wręcz odliczam sekundy do kolejnego mlaśnięcia/siorbnięcia itp... Nie mogę znieść mojej bliskiej koleżanki ze studiów. Lubię ją, ale potwornie denerwują mnie jej nawyki... Staram się unikać jadania z nią obiadów w stołówce, ale nie zawsze wychodzi, nie chcę być niemiła ani uciekać od niej. To jak ona się zachowuje przy jedzeniu przekracza wszelkie granice. Nie dość, że wciąga w siebie wszystko w zawrotną szybkością, to jeszcze potwornie mlaszcze i siorbie przy tym. A we mnie wręcz się gotuje, ale nie potrafię jej upomnieć. Mam ochotę wrzeszczeć, ale duszę to w sobie. A na wykładach, kiedy używa laptopa do robienia notatek, strasznie wali w klawisze, jakby chciała przebić komputer na wylot. A w przerwie między spojrzeniem na rzutnik, żeby zapamiętać tekst, a pisaniem, pociera swoimi palcami o siebie... W dodatku kiedy poprawia ułożenie ekranu, jej laptop wydaje denerwujący dźwięk... A kiedy go zamyka, trzaska, jakby chciała go rozwalić. Każdy ten dźwięk doprowadza mnie do szału. Nie potrafię, no nie potrafię tego znieść. Próbowałam zatykać ucho od jej strony watą, ale skutkowało to tylko tym, że nie słyszałam, co do mnie mówi, natomiast walenie w klawisze słyszałam równie mocno. A każde uderzenie jest dla mnie jak walnięcie mnie młotkiem w głowę. Taki dźwięk i taki ból. Bo to boli. I doprowadza do szaleństwa. Nie jeden raz płakałam na wykładzie, bo nie mogłam sobie z tym poradzić. W tej samej koleżance denerwuje mnie również jej wzdychanie czy strzelanie palcami (u nikogo mnie to do szału nie doprowadza, tylko u niej i raz jej powiedziałam, że nie mogę znieść tego dźwięku, ale robi to nadal). Nie radzę sobie z tymi dźwiękami! Najgorsze jest chyba mlaskanie i siorbanie mojej mamy, ja wręcz nie mogę na nią patrzeć przy jedzeniu, bo mnie to brzydzi! Już nie daję rady i nie mam pojęcia, jaki jest powód takich moich reakcji.
  10. Hej, Nie wiem, czy dobry dział, nie wiedziałam, gdzie pisać... Wydaje mi się to dziwne, ale szaleję gdy tylko gdzieś zobaczę martwego włosa gdy mam jakiegoś na sobie albo koło siebie, to od razu muszę go przerzucić w inne miejsce. Wcale nie muszę go wyrzucać, po prostu nie chcę go mieć w zasięgu wzroku. Albo gdy mam zajęte ręce, to krzyczę, żeby mi ktoś to zdjął. Czasem potrafię wśród moich włosów znaleźć martwego i go wyrzucam. Jakoś nigdy do tego uwagi nie przywiązywałam, to stało się właściwie tak nagle. Śmieję się sama ze swojego zachowania. Czy to jest jakaś zwykła fobia, czy może ewentualnie jakaś nerwica, czy coś innego?
  11. Z tym że mam wrażenie, że ja nie mam żadnych mocnych stron.
×