Skocz do zawartości
Nerwica.com

kamastar1985

Użytkownik
  • Postów

    65
  • Dołączył

Treść opublikowana przez kamastar1985

  1. Kite... ja też tam byłam... ale miód i wino piłam :) żyłam trochę jak w bajce. Po pięciu miesiącach mnie wywalili bo stwierdzili, że to nie dla mnie. W tamtym okresie ... może rzeczywiście tak było. Dziś wiem, że to nie był stracony czas. To co tam zobaczyłam, teraz - dobrych parę lat później - zastosowuję w życiu. Wreszcie! ..bo wtedy dużo mówiłam a nic nie robiłam. Potem mieli do mnie pretensje że gadam zamiast robić, to wywróciłam to do góry nogami i się zacięłam = przestałam mówić. Zamilkłam na sesjach, na rozmowy z pielęgniarką nie chodziłam... Druga rzecz że w mojej głowie pojawiła się totalna pustka w głowie i nie miałam nic, ale to nic, do powiedzenia, chociaż wcześniej mogłam godzinami nawijać o tym co się we mnie dzieje... ...dla mnie stwierdzenie "siedem ef - pot i krew" to ... to tylko slogan. Ja oddział przeżyłam lajtowo i ... ku mojemu zdziwieniu ... owoce terapii zbieram do dziś dnia. Personel 7F twierdzi, że nie każdemu są w stanie pomóc. Ja uważam, że na oddziale nie mogą pomóc tylko tym, którzy nie chcą przyjąć ich pomocy. A dziś mamy taki świat, że 70% społeczeństwa nadawałoby się na taką terapię.
  2. Oj puszczają, puszczają ;P jak im puszczają nerwy z braku reakcji na leczenie :) A tak serio: zdarza się, że ludzie dostają wypis przed czasem. I to na różnym etapie leczenia. Czasem ktoś sam się wypisuje a czasem jemu dają wypis.
  3. Nie, moim ogromnym pragnieniem jest teraz coś innego Nie mówię, że nie chciałabym wrócić na oddział, ale też nie jest to mój priorytet. Mam terapeutę, który co prawda bywa milczący... ale za tym jego milczeniem zawsze kryje się coś mojego... A przy tym jest człowiekiem, który jest otwarty, empatyczny i wyjątkowo cierpliwy
  4. Szerokozamknięta rzeczywiście czarny PR uprawia ale dzięki że wróciłaś, będę miała z kim polemizować ;P Nie powiem żeby 7F był oddziałem normalnym, więc ... w jakimś sensie "dziwny" jest, tylko że nie każdemu są w stanie tam pomóc. Na mnie terapia zadziałała z opóźnionym zapłonem, ale zadziałała. /ale im tego nie powiem, żeby się nie cieszyli ;P/ Co do pani Edyty Biernackiej to się zgadzam. Miałam z nią 2 razy konsultację na oddział. Pierwszy raz ... hm... sprawiła że... no, w każdym razie gdybym w tamtym czasie myślała to bym się zaczęła zastanawiać czy chcę iść na ten oddział. Za drugim razem też miałam z nią konsultację. Przedstawiła mi sytuację w tak czarnym świetle, że sama stwierdziłam, że mój powrót na 7F nie ma najmniejszego sensu. Potem - czytaj: na drugi dzień - żałowałam, że nie walczyłam do końca, że wgl sama mogłam inaczej o sobie mówić. Dlatego ja osobiście jestem daleka od mówienia, że konkretny terapeuta jest do kitu ...chociaż oczywiście są terapeuci, którzy mnie by nie odpowiadali. Tylko - myślę - warto się czasem zastanowić czy aby nie lepiej dla mnie, dla mojego rozwoju, dla mojego zdrowienia, ... czy nie lepiej by było pójść do tego terapeuty, który mi nie pasi albo przynajmniej wyciągnąć wnioski z odpowiedzi na pytanie: dlaczego ten człowiek mi nie odpowiada? co w nim jest takiego, czego nie jestem w stanie zaakceptować? i dlaczego nie potrafię tego zaakceptować? co mogę zrobić, żeby jednak - chociaż troszeczkę - zaakceptować to "coś" /wstaw właściwe w miejsce cosia/ ..no i w końcu najważniejsze: jak już wiem co mogę zrobić to to robię. /no dobra, czasem mi się zdarza, że robię, ale dla mnie to jest najtrudniejszy etap i czasem nie mam już siły wcisnąć w swoim mózgu przycisku: "ZASTOSUJ". ..ale się staram jak mogę. W każdym miejscu na ziemi i w każdym czasie znajdą się ludzie z którymi się nie zsynchronizujemy. Mówimy często, że nadajemy na różnych falach. Tak już jest. Wg mnie - najważniejsze, żebyśmy wyciągali wnioski z tych "niedopasowań" i zmieniali się. Na co dzień. Ja w tej kwestii dopiero raczkuję, ale już widzę, że dzięki temu otwieram się na ludzi, na coraz nowsze kontakty... Odświeżam też te stare i zaczynam coraz bardziej rozumieć samą siebie. Także... Szerokozamknięta... zastanawiam się czy przypadkiem nie masz ochoty wrócić na oddział, ale z różnych powodów nie chcesz tam wrócić /...może się boisz, może nie możesz..... ;P nie wiem/ i dlatego piszesz, że SIEDEM EF JEST FUJ Niom.... ale zgadzam się z Tobą, że nie każdemu ta terapia odpowiada, nie każdy też się nadaje na taki hardcore /ja się nadaję ale pod pewnymi warunkami ;P/ no i że każdy sam musi się porządnie zastanowić czy chce w tym Wielkim Bracie brać udział Niektórzy - jak np. Michał udający Janka /albo Janek udający Michała / po jednym dniu diagnozy stwierdzają, że "dziękuję, to nie dla mnie" ...tylko tak się zastanawiam co Michało-Jankowi nie pasiło i dlaczego ;P Sory, moja autodiagnoza: mania analizowania -- 04 maja 2013, 17:17 -- Michało-Janka muszę troszkę sprostować : do szpitala JEST BRAMA tylko pewnie Michało-Janek wszedł innym wejściem a są trzy. Brama jest tylko przy wejściu od przystanku KOBIERZYN. ..."latryna na krańcu świata" - fajne określenie. Wiesz, że nawet mi się spodobało, chociaż nie powiedziałabym, że szpital Babińskiego to kibelek :) Nie wiem czemu określiłeś swoich współspaczy mianem robotów... ale pamiętaj, że to tylko TWOJE SUBIEKTYWNE WRAŻENIE i to w dodatku PIERWSZE WRAŻENIE, bo - jak sam piszesz - dopiero zacząłeś "obwąchiwać teren" i po 24 godzinach się wypisałeś Na 7F ludzie trafiają z różnymi ... że tak to brzydko nazwę ... "odchyłami" dlatego nie ma się co dziwić, że X obraził się na Y, chociaż Y nie miał nic złego na myśli tylko /tutaj: akurat już był zmęczony/, co nie zmienia faktu, że w tym przypadku Y nie ma zbyt pochlebnego zdania o ludziach, terapeutach... i nie ma pojęcia co to szacunek dla drugiego człowieka. Sam o sobie najprawdopodobniej też nie ma za fajnej opinii, skoro przyrównuje się do psa co to chodzi i obwąchuje teren a jak mu się nie spodoba /co miało miejsce w tej sytuacji/ to odchodzi na swoje obsikane podwórko. ...hm.. może nie pachnie najlepiej ale przynajmniej jest znane, "swojskie" Myślę, że Michało-Janek /sory że tak Cię nazywam, ale mi się spodobał mój własny wytwór ;)/ jakby miał taki rygor w internacie i w Niemczech to nie miałby większego problemu z przystosowaniem się do nowych warunków i - co za tym idzie - przyjęciem dobrej rady kolegi z pokoju, żeby ten nieszczęsny koc położyć równo na łóżku. ... tymczasem.... /sory/ męskie ego zostało urażone: "co?! co on sobie k**a myśli? będzie mnie tu pouczał? pachołek jeden... przecież umiem sam łóżko pościelić :'> " Faktycznie, PPD i 7F mają sporo wspólnego. Przede wszystkim: zmianę. Nastawień, zachowań, myślenia... Nie dziwota więc, że tak to zostało odebrane przez Michało-Janka. Cóż w tym zaś złego, że sprawdzają? Wg mnie ma to sporo plusów; np. to że w ten sposób są w stanie "wyłapać" osoby, które gdzieś nie mają siły się pozbierać albo wywiązać się ze swoich obowiązków... co z kolei rzutuje na ich życie codziennie. Bo jak ktoś nie ma czasu /na przykład - mówię o sobie - pościelić łóżka, to jak ma znaleźć czas na pracę i solidne jej wykonywanie. Te płaszczyzny pokrywają się, dlatego ja uważam, że codzienne sprawdzanie porządków na oddziale jest bardzo ważne. To samo tyczy się porządków ze sobą, czyli... wracamy do łazienki. Jak przeparadowałeś /nawet malutki kawałeczek/ przez korytarz w samych bokserkach, to się nie dziwię, że dziewczyny, które to widziały, zaczęły się chichrać. Ja sama... hmmm... byłabym zawstydzona. I - nie wiem - ale wydaje mi się, że one też tak się poczuły i właśnie dlatego zaczęły się śmiać. A ten kolega to miał rację, że zwrócił Michało-Jankowi uwagę, bo ... no.. nie przystoi. -- 04 maja 2013, 17:29 -- a.. ja bym weszła jeszcze głębiej w te porządki ze sobą, czyli w porządki we własnej psychice. Terapia to są porządki ze sobą. Celem terapii psychodynamicznej jest uzyskanie wglądu w siebie, w swoje emocje, motywacje, zachowania... i uporządkowanie tego chaosu /bałaganu/ który tam jest. Michało-Janek /najwyrażniej/ miał problem z przyjęciem zasad już na poziomie tak zewnętrznym jak porządki na łóżku. Porządki we własnej higienie to już było za wiele, więc poszedł spać a żeby się uchronić przed tym co nieznane, obce i uznane za zagrażające zwiał do domu. Michało-Janka z nadzieją, że sobie to przemyśli i jeszcze wróci na oddział. Chociaż teraz może mu być o wiele trudniej... ....tym bardziej, że jedzie przez całą Polskę. Moje ukochane tereny. Miałam koleżankę z Mazur. Byłam u niej parę razy i się zakochałam w tamtych rejonach.
  5. hej! mam pytanko do Ciebie Zakręcona ale nie tylko... co jest takiego na 7F czego nie ma w codziennym życiu? co Was tam ciągnie?
  6. Ponaklikałaś ? Odradzam zostawianie tej info na ostatnią chwilę. Serio. Bo 1. brzmi to jak na tej reklamie Plusa: "mamo! tato! mam plusa" Rodzice: konsternacja: o Jezu! a co to jest? jakaś choroba albo co...? i panika... Trochę zbłaznowałam teraz temat ale jak zostawicie rodziców z tym że idziecie do psychiatryka na pół roku to się nie dziwcie że dostaną ataku histerii; 2. zastanówcie się czy to jest fer ...zostawić staruszków /jacy by nie byli/ z taką info, zabrać się i wyjść i myśleć: "a mi to rybka. Mnie to nie obchodzi. Ja wychodzę! Cześć". 3. to uderzy w Was samych. Wyjdziecie z domu zestresowani i już na początek wniesiecie na oddział emo-bombę z którą nie będziecie sobie umieli poradzić. Co prawda Saperów /czytaj: Terapeutów/ na 7F nie brakuje, ale po co sobie przysparzać problemów a im - pracy? Ale jestem mądra bo mnie tam już nie ma i oddział już dla mnie zamknięty...
  7. Dziękuję Borderline26 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  8. Właśnie o to chodzi Borderline26 że ja nie byłam sobą. Pokazałam się taką jaką byłam a nie taką jaką jestem. W gruncie rzeczy już nie ciągnę kasy od matki tak jak to robiłam kiedyś i staram się wcielać w życie to co wiem, to co wyniosłam z oddziału, ale ... nie mam zielonego pojęcia co dalej... Nie jestem pewna czy dobrze się stało że nie walczyłam do końca. Bo oddział w tej chwili nie jest ucieczką - jak mi to próbowała wmówić terapeutka - tylko ... sama nie wiem.......
  9. no i mnie nie przyjęli... Żal mi ale sama jestem sobie winna, bo mówiłam nie to co powinnam ...ale może to dobrze? Może dobrze się stało?
  10. ze mnie taka weteranka jak z oślego ogona fletnia :) dobrze że to napisałaś, bo zawsze druga strona medalu... nowe, świeże spojrzenie. Dziękuję, że jesteś Borderline26 P.S. Kadarka czeka
  11. Jeszcze tylko półtora dnia.... łaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!! Sama nie wiem... lepiej sobie to pospisywać i postarać się zapamiętać /w chwili prawdy pewnie i tak zapomnę tego czego się wyuczyłam/ czy może lepiej zdać się na żywioł....?? ...
  12. No a ja się nie wypowiadam... boję się, że mnie nie przyjmą.. p. ordynator najlepszej miny to nie miała Po konsultacji emocje opadły i zrozumiałam parę rzeczy i teraz boję się już tylko tego, że mnie nie przyjmą i nie przepracuję tego, co chciałabym przepracować.
  13. a ja się tak strasznie stresuję, że nie mogę... Zwłaszcza że okazało się, że nie mam skierowania. Myślałam że mam je w domu ale w domu też go nie mam ;( Diabeł ogonem nakrył czy jak...? Spróbuję się jutro dobić do psychiatry tylko nie wiem czy zdążę... Nie, nie ma mowy... Muszę zdążyć! O której Ty masz konsultacje? Bo ja chce żebysmy tam obie pojechały. Razem. I musze wiedzieć jak bardzo mam się streszczać
  14. Borderline26 nie kombinuj ;P Przepustek w tygodniu generalnie się nie stosuje, bo są sesje, masz zajęcia ... w tym przebywanie w społeczności a jak będziesz na przepustce to w społeczności nie będziesz, więc jaki sens terapii? Pewnie że są sytuacje nadzwyczajne, że naprawdę musisz gdzieś iść i coś załatwić. Wtedy można pójść do pielęgniarki oddziałowej /albo do p. ordynator/, wytłumaczyć sytuację i ładnie się uśmiechnąć /poprosić/ i dadzą Ci przepustkę, ale to są naprawdę wyjątki. Np. obrona pracy magisterskiej. Co do PUP-u. Oni już po 30 dniach Twojego pobytu na oddziale będą wiedzieć, że jesteś na leczeniu, bo NFZ ma obowiązek poinformowania płatnika składek /czyli w tym przypadku Urząd Pracy/ o tym, że z tego ubezpieczenia zostały pokryte takie a takie koszty. Także nie próbuj ściemniać, bo szkoda Twojej energii i stresów a cała sprawa i tak - prędzej czy później - wyjdzie na jaw. Bez względu na to na kiedy masz termin stawienia się w PUP-ie, obowiązuje Cię ustawowy termin 7 dni na to, by powiadomić PUP o ustaniu Twojej gotowości do podjęcia zatrudnienia. Jeśli tego nie zrobisz a PUP np. 30dni później dostanie z NFZ info że jesteś na terapii to od razu skreślają Cię z listy bezrobotnych /= lądujesz nie po 90 a po 30 dniach poza oddziałem bo nie masz ubezpieczenia/ Stąd moje nie warto!!!!! Poza tym nie tylko Cię skreślają ale uniemożliwiają Ci rejestrację w PUP-ie na co najmniej 120 dni /jeśli db pamiętam, bo nie wiem czy nie podnieśli na 150 dni/ dlatego dobrze się zastanów czy naprawdę chcesz ściemniać. Odpowiadając na Twojego wcześniejszego posta: L4 jest nie tylko konieczne ale i niezbędne!!! Bez tego Cię najzwyczajniej w świecie wywalą z pośredniaka i wcale nie będziesz miała ubezpieczenia. Uczciwość popłaca a kłamstwo ma bardzo krótkie nogi. Wiem o czym mówię. Jeśli grzecznie poinformujesz Urząd Pracy, że jesteś chora i nie jesteś dyspozycyjna /równoznaczne z dostarczeniem zwolnienia/ to masz jeszcze 90 dni okresu składkowego /czyli płacą Ci ubezpieczenie/. Potem przez kolejne 30 dni jesteś na okresie bezskładkowym /czyli nie płacisz ani Ty ani żaden urząd Ci nie opłaca składek, ale możesz korzystać ze świadczeń finansowanych z NFZ. Powiedzmy...taki gratis za to że wcześniej płaciłaś regularnie / Następny etap: MOPS. Wystosowujesz do nich pismo z info że przebywasz na leczeniu zamkniętym, nie pracujesz, nie masz prawa do zarejestrowania się w PUP-ie a ponieważ nie masz w tej chwili możliwości podjęcia pracy /bo przecież jesteś w szpitalu/ to prosisz o zapłacenie za Ciebie składki. Zwykle MOPS się zgadza. Zresztą zapewnia to Ustawa o Pomocy Społecznej /znam w teorii i w praktyce bo korzystałam/ Jak MOPS za Ciebie zapłaci, zostaje Ci jeszcze 30 dni... i tu znów premia od NFZ czyli okres bezskładkowy, kiedy nie masz zapłaconej składki a możesz korzystać ze świadczeń państwowej służby medycznej. Te 30 dni wynika z tego, że ustawa gwarantuje każdemu obywatelowi RP dostęp do państwowej służby medycznej, a więc jest to równoznaczne z koniecznością zapewnienia dostępu do usług medycznych osobom, którym z różnych powodów ustało prawo do świadczeń /np. stracili pracę/ i muszą sobie zapewnić inne źródło ubezpieczenia /Urząd Pracy, ZUS, MOPS... albo ubezpieczenie indywidualne (= samemu opłacić sobie składkę) no a formalności z tym związane trwają, dlatego ustawodawca przewidział taki wariant i dał 30 dni na zapewnienie sobie innego źródła ubezpieczenia a gdyby w tym czasie powstała potrzeba skorzystania z lekarza /nie wiem... ktoś stracił pracę a dwa dni później dopadła go grypa / to może się udać do swojego lekarza pierwszego kontaktu bez konieczności płacenia za wizytę. Jak więc widzisz, to nie jest takie prościutkie jak byśmy chciały /tak, tak, ... ja też lubię kombinować i naginać rzeczywistość w nadmierny sposób/ a to co powyżej napisałam jest obwarowane jeszcze licznymi obostrzeniami pt. "prawo do świadczeń z NFZ nie przysługuje osobom które..." dlatego powinnyśmy się cieszyć, że chociaż tyle ktoś dla nas robi, umożliwiając korzystanie z opieki zdrowotnej, chociaż tak naprawdę na tę chwilę - w myśl przepisów prawa - na nią nie zasługujemy. /Pomyśl sobie o osobach które pracują i opłacają składki na ub. zdrowotne (tak, tak, żebyśmy my mogły korzystać z leczenia to ktoś inny musi za to zapłacić. Nic nie ma za darmo) a są okazami zdrowia i od jakichś 5 lat nie skorzystały ani razu nawet z wizyty u lekarza pierwszego kontaktu. Mają chyba prawo czuć się pokrzywdzone, że płacą za czyjeś leczenie... nie?/ A to że my nie pracujemy to jest wynik nie tyle naszych zaburzeń - niezłe wytłumaczenie - co często naszego lenistwa, problemów w kontaktach z ludźmi... naszej kombinatoryki .... szukania wymówek... Więc jakbym to ja pracowała i nie korzystała z tego, to wolałabym zarabiać te 260 zł więcej miesięcznie /tyle wynosi składka na ub. zdrowotne. Przed chwilą sprawdziłam/ niż opłacać leczenie jakichś nieporadnych życiowo obiboków, którzy szukają sobie problemów-wymówek... Przepraszam w tym miejscu wszystkich "zaburzonych" którzy poczuli się dotknięci tym stwierdzeniem. Nie jest to coś, co piszę przeciwko Wam, sama jestem jedną z Was więc suma sumarum mówię tak samo o sobie samej, a jedynie chciałam pokazać myślenie przeciętnego Kowalskiego który haruje na utrzymanie swojej rodziny... W razie gdyby mój scenariusz nie wypalił to jeszcze jest na oddziale niezastąpiony w tym względzie pan Piotr Biernacki /socjolog i terapeuta społeczności/ który kwestie prawno-zusowsko-nfzowskie w miarę ogarnia i jak się do niego pójdzie to podpowie co zrobić Ech... jak zwykle się rozpisałam. Mam nadzieję, że Borderline26 przemyśli sobie tę kwestię nie tylko pod względem praktycznym /skąd wziąć ubezpieczenie/ ale także pod względem terapeutycznym /czy warto kombinować i szukać dróg na skróty... i czy to jest fer... czy ..... czy... czy..../ Buźki!! Aha... Kangurekkk dobrze wiemy /i ja i Ty/ że nie ubezpieczenie /a raczej jego brak/ było przyczyną tego, że nie poszłaś na 7F. Szukasz wymówek usprawiedliwiających to, że nie poszłaś na oddział /stąd wnioskuję że żałujesz tej decyzji, chociaż się do tego nie przyznajesz nawet przed samą sobą/ a jedyną prawdziwą przyczyną było /jest/ to, że ciągle próbujesz wszystkiego innego z nadzieją, że to "inne" Ci pomoże i nie będziesz musiała się męczyć na oddziale, zamykać na pół roku, szukać źródeł ubezpieczenia... to wymaga wysiłku a tu chłopak pod ręką /miłość lekarstwem na wszystkie moje rany. Oj...musiało tym bardziej boleć kiedy Cię rzucił / a to terapia stacjonarna /może ten terapeuta mi pomoże i moje rany przestaną boleć.../ Kangurekkk przepraszam, że bawię się w psychoanalizę na forum, ale myślę że to jest tak częsty mechanizm stosowany przez potencjalnych pacjentów 7F że chciałam zwrócić na to uwagę z nadzieją, że chociaż jedna osoba przeczytawszy to uświadomi sobie co robi i jednak podejmie prawdziwe wyzwanie. To, które da jej to, czego szuka a nie będzie się zadowalać ochłapami. Nie ukrywam że tym samym próbuję też przekonać samą siebie, że warto wziąć się za fraki i stanąć w prawdzie o sobie. To trudne. Bardzo trudne. Ale też chciałabym żebyś i Ty Kangurekkk zobaczyła co robisz... Chciałabym Cię spotkać na 7F i ciągle mam nadzieję, że to nastąpi
  15. Rora ... chyba podglądasz mojego prv :) :) :) zart!!!!! a to dlatego że dziś napisałam do Borderline26 że szkoda że nie napisała do mnie zamiast robić sobie krzywdę ...na pewno się spotkamy 2 kwietnia ...ale we mnie sprzeczności. Z jednej strony chcę się dostać na terapię i zostać przyjęta a z drugiej się boję. Dzięki Borderline26 już nie jest to atak paniki i :why: ale zostało niom... ale poczucie zrozumienia czyni cuda. I to o wiele większe niż mi się mogło kiedykolwiek wydawać Dziękuję, że jesteście
  16. Myślę że najlepiej będzie jak porozmawiasz o tym ze swoim lekarzem/psychoterapeutą. Generalnie na 7F przyjmowane są "bardziej zaburzeni", bo ich trudno leczyć w warunkach stacjonarnych. W przypadku osobowości lękliwej trudno mi to ocenić - tym bardziej że Cię nie znam - i powiedzieć na ile nasilony jest Twój lęk przed ludźmi czy inne objawy współistniejące. A myślę, że to właśnie one mogą okazać się decydujące...
  17. help!! potrzebuję się dostać do psychiatry na NFZ. Nie musi być tzw. "dobry", wystarczy żeby umiał czytać, pisać i chętnie to robił bo ja potrzebuję skierowanie podpowiedzcie mi kogoś bo nie mam pojęcia do kogo się udać
  18. http://demotywatory.pl/2675673/Wariat blisko mi do niego ;P ...no wiem Borderline26 że to nic... że zdarza się nawet najlepszym, ale.. już mi trochę podrosły i miałam nadzieję że zabłysnę na konsultacji, że przynajmniej to jedno mi się udało... chociaż może w sumie... może nie muszę błyszczeć? może wcale nie muszę być gwiazdą...? Cieszę się, że na coś się przydaję. Cieszę się, że jesteście na tym forum i ... chociaż jestem tu już z pół roku dopiero teraz poczułam się częścią tego forum. Dzięki Wam! Dzięki!!!
  19. pytałam czy pokoje są odmalowane i czy łóżka nadal się zapadają bo kiedyś pamiętam - właśnie w tym pokoju co Ty jesteś Rora - było takie "genialne" łóżko w które wkładało się koc w dziurę między sprężynami, żeby dało się tam leżeć ...a jest jeszcze "okienko" między pokojami 305 i 306 ?? ...genialne to było... ten dreszczyk emocji bo przez nie było słychać co kto mówił w pokoju obok... oj, .. działo się wtedy ja chce już na oddział!!!!!!!!!! ja już nie chce czekać!!!! nie chce dłużej zwlekac!!!!! zbzikowałam i bardziej się już chyba nie da!!! borderline26 - jak już wszystko pozałatwiasz to przyjeżdżaj do Krakowa. Teraz mieszkam jeszcze bliżej oddziału niż wtedy :) ...oswajacz Justynowy w ofercie Jezusowej ... będzie mi raźniej w pokoju z kimś znajomym... co prawda mam materac zamiast łóżka, ale jest naprawdę wygodny i duży... :) Teraz od oddziału dzieli mnie już tylko 5 (słownie: PIĘĆ) przystanków...
  20. Ja też już wyrosłam z manii zmieniania wszystkich i wszystkiego wokół. Teraz pora zająć się sobą. ...praca nad sobą jest najtrudniejsza i wykańcza /ostatnio przetestowałam na własnej skórze/ ale chyba warto spróbować i zaryzykować... chociaż wczoraj z nerwów obgryzłam wszystkie paznokcie
  21. Rora i Borderline26 - mam nadzieję, że się spotkamy na oddziale :) Tak, ja też ustawiłam się w kolejce na terapię i mam nadzieję, że się uda. Mój sądny dzień: 2 kwietnia godzina 12:00 Proszę Pana Boga, żebym nie miała konsultacje z ORDYNATOR bo chyba zwariuję. Nie dam rady, za duży stres... Chociaż... "co cię nie zabije to cię wzmocni". Tak jak Wy mam zaburzenia jedzenia i powalone relacje z rodzicami. Jestem jedynaczką. Ludzie mi zazdroszczą, bo - teoretycznie - miałam w domu wszystko /swój pokój, swoje jedzenie, swoje zabawki.../ Nigdy z nikim niczym nie musiałam się dzielić. Ale tak nie jest. Powinnam być chodzącą szczęśliwością, a zamiast tego - jestem chodzącą rozpaczą do której się nie przyznaję... Chyba pora zdjąć maskę pt. "JESTEM IDEALNA. U MNIE WSZYSTKO OK". To najzwyczajniej w świecie kłamstwo. Byłam w miejscu gdzie czułam się sobą. Niczego nie musiałam udawać, nie musiałam się z niczym kryć... a jednak nie umiałam być szczęśliwa. Cieszyć się tak, jak pozostałam 30-ka ludzi. Ja nie jem tylko żre. Nie ma u mnie czegoś takiego ja 'śniadanie' "obiad" "kolacja" tylko po prostu jedzenie. Potrafię nie jeść tygodniami a potem nafutrować się za wsze czasy. "..bo w końcu zasłużyłam, nie? po dwóch tygodniach..." Mój rekord: miesiąc i trzy dni. Tylko chleb i woda. Chleb: trzy cieniutkie kromeczki dziennie. Woda: max 0,5 litra dziennie. Dawno temu to było, ale było i tak. Jak trafiłam do szpitala to nawet nie byli w stanie pobrać mi krwi do badania. Była tak gęsta, że za żadne skarby nie chciała lecieć. Teraz też b. mało piję. Potrafię się pilnować, ale jak pracuję to tak mnie pochłaniają obowiązki, że zapominam o sobie. Efekt: max litr wody dziennie i to na raz. Oczywiście dla organizmu nie ma to większego pożytku, bo przelatuje przeze mnie i tyle. Najpierw susza, potem ulewny deszcz niczym w Kamerunie. Rora jak jest teraz w pokojach?? W którym jesteś? Ja kiedyś byłam w 306 Aj... jak zwykle spieprzyłam relacje które mogły być całkiem owocne. Borderline26 - "już za parę dni /10/ za dni parę..." boje się...
  22. Moja konsultacja już za 2 tygodnie...Wielkie odliczanie czas zacząć. Dziś - dzięki borderline26 - popatrzyłam na to miejsce bardziej...przyjaźnie. Dzięki!!! Nie mogę się już doczekać 2 kwietnia... i już się tak nie boję. Strach jest. Ale o wiele mniejszy. w stronę borderline26 :) ...fajnie było zobaczyć znajome /oswojone/ twarze i pana Marka który pamiętał mnie ...i przy okazji zobaczyć odnowiony, odświeżony oddział, który już tak nie straszy ciemnością jak kiedyś... Pojawiło się we mnie nowe światło... ... no i jeszcze borderline26 bo pokazałaś mi parę absurdów mojej rzeczywistości i ... tym razem nie piszę z KFC ani McD tylko siedzę sobie w moim zagrzybiałym apartamencie w niskiej cenie /...bo liczy się luksus i klapki na oczy na wszystkie inne aspekty mieszkania/ i dzielę się z wami swoimi dzisiejszymi przeżyciami. Przynajmniej jest mi ciepło i wygodnie. I nie zastanawiam się czy jak będę wracać do mojego zakichanego pseudo-luksusu, czy ktoś mnie nie napadnie i nie okradnie... ...warto było poświęcić dzień na powrót do miejsca... w którym zaczęło się moje życie a ja zgasiłam je w samym zarodku. Wrócić po to, by tym razem nie popełnić tego samego błędu. ...i by tym razem tego nie spieprzyć
  23. Najlepiej z 52 przesiąść się na przystanku Grota-Roweckiego w autobus 106 lub 166 i wysiąść na przystanku Kobierzyn albo Babińskiego. Ja osobiście wysiadam na Babińskiego, ale co kto woli A najlepiej to zrobić tak jak napisałam Ci na prv bo tam na terenie szpitala można pobłądzić. Ja szukałam oddziału ponad pół godz i się spoźniłam na rozmowe
  24. Najlepiej z 52 przesiąść się na przystanku Grota-Roweckiego w autobus 106 lub 166 i wysiąść na przystanku Kobierzyn albo Babińskiego. Ja osobiście wysiadam na Babińskiego, ale co kto woli A najlepiej to zrobić tak jak napisałam Ci na prv bo tam na terenie szpitala można pobłądzić. Ja szukałam oddziału ponad pół godz i się spoźniłam na rozmowe
  25. 7F to nie jest izolacja. Jasne, że to taki trochę "inkubator" ale w takim sensie, że odcinasz się od rzeczywistości w której kulejesz a inkubujesz się /uczysz się życia/ w warunkach kontrolowanych /inkubatoryjnych/ Izolujesz się od świata ale nie od ludzi. 7F to przede wszystkim społeczność terapeutyczna, czyli - mówiąc po polsku - ludzie!!! Z kimś jesteś w pokoju, więc musisz się jakoś z nim dogadać. Na oddziale masz nawet 30-kę ludzi z którymi w jakiś sposób funkcjonujesz. Nawet jeśli się zamkniesz w pokoju to i tak swoją postawą coś zrobisz innym ludziom, jakoś będą Cię postrzegać, odbierać... a więc - chcąc czy nie chcąc - będziesz częścią tej społeczności. Terapia jest po to żeby Cię z tymi ludźmi oswoić /bo skoro się ich boisz to musisz przestać się bać, a żeby przestać się bać, stopniowo musisz wychodzić do ludzi. Może nawet okaże się że to oni będą do Ciebie wyciągać ręce chętne do pomocy.../ Jak tam jest? Całkiem fajnie. Masz uporządkowany dzień wytaktowany przez dyżury /o których w tym temacie było już nie raz, więc sobie poczytaj/, sesje terapeutyczne, zebrania społeczności... Poza tym: zajęcia dodatkowe /także o nich pisali użytkownicy forum. Ja chyba też coś wspomniałam także odsyłam do wcześniejszych postów/. Ludzie na oddziale są różni. Wiekowo od 18 w zwyż. Szpital jest położony w parku także nawet zimą jest gdzie pójść chociaż na spacer /a byli i tacy którzy codziennie biegali/. W jednym z budynków jest też pracownia internetowa, także można za free skorzystać z internetu. Poza tym na oddziale niektórzy pacjenci mają swój internet, więc można też poprosić o jego udostępnienie /niezły początek rozmowy / Można też z oddziału uciekać /chociaż nie polecam tej opcji/ do pobliskiego TESCO weekendami można skorzystać z przepustki i pozałatwiać co ważniejsze sprawy czy po prostu przejść się. A takie złapanie oddechu naprawdę bywa pomocne, zwłaszcza że czasami na oddziale robi się naprawdę gorąco. 7F to ciężka praca. Ktoś mądry kiedyś powiedział że "najcięższa praca to praca nad samym sobą". 7F pot i krew to potwierdzenie tych słów. Ale jestem pewna, że warto. Kto wytrwa do końca, będzie szczęśliwszy. Oczywiście problemy nie znikną, ale 7F uczy jak sobie z nimi radzić. NIe, żle powiedziałam. Samo 7F niczego nie uczy. To od Ciebie zależy ile się nauczysz na 7F. Dlatego tak bardzo ważna jest motywacja do zmiany samego siebie. Bez niej nic nie zrobisz.
×