Skocz do zawartości
Nerwica.com

inbvo

Użytkownik
  • Postów

    2 558
  • Dołączył

Treść opublikowana przez inbvo

  1. Tylko co to za życie? A ja zauważałem jak mnie podrywały (bywało i tak)... tylko nie potrafiłem nic specjalnego z tym zrobić. Póki co nie znalazłem recepty jak to zmienić... Ma ktoś jakiś pomysł?
  2. Czyli liczy się tylko szczęście i... odrobina śmiałości? Czy własny wysiłek? Ja generalnie w ogóle nie potrafię na szczęście liczyć Ale na pewno łatwiej osobom komunikatywnym, z wysoką samooceną - bo częściej wychodzą więc prawdopodobieństwo powodzenia większe.
  3. czyli Twoim zdaniem facet MUSI śmiały i potrafić inicjować kontakt? Nie ukrywam ze to dla mnie zła wiadomość.
  4. Ja jestem za. Tylko kto z nas może wiedzieć bo napisać w tym poradniku. Może ekspert coś napisze. Gdzieś wyżej Akasha napisała ze powinienem mieć więcej wiary w siebie ale dla mnie to wydaje się niewykonalne.
  5. Ja nie za bardzo chcę mieć dzieci - chociaż jeszcze nie mam jakichś ostatecznych poglądów na ten temat. Ale znam to fatalne uczucie kiedy inni coś mają, dla nich to łatwe, a Ty nie możesz tego zdobyć za nic w świecie...
  6. Niektórzy w ogóle nie chcą mieć dzieci. A gadające ciotki - aż mnie ciarki przechodzą, ale nawet mnie to nie krępuje, zresztą okazji do spotkań z nimi u mnie jest niewiele. Raczej mnie denerwuje takie wchodzenie z butami w cudze życie. Komentarze na rodzinnych uroczystościach z reguły bywają wścibskie i niesympatyczne.
  7. Trochę to niefortunnie napisane - chodziłem od podstawówki do końca gimnazjum do Zespołu szkół. Już w podstawówce nie było kolorowo, ale wyżej opisywane wydarzenia dotyczą głównie czasów gimnazjum. [edit] Nie tak łatwo się nie przejmować. :/ Wg. mnie to jest problem
  8. Witam. I jak wrażenia? (mam nadzieję że moje teksty o kobietach Cię nie uraziły)
  9. Witam wszystkich i jeśli można przyłączę się. Właściwie to chciałbym usłyszeć oprócz zdania forumowiczów także odpowiedź od psychologa. Mam 23 lata: nigdy nie miałem dziewczyny, jestem prawiczkiem 100% nawet się nie całowałem w tym wieku (nawet wstyd mi o tym pisać) i nie zanosi się na żadną zmianę. Nie chcę narzekać i użalać się - stwierdzam fakt, dla mnie osobiście bardzo smutny. Jeśli kogoś irytują dołujące wypowiedzi to z góry mówię - lepiej nie czytać tego poniżej - po co psuć sobie humor. Zawsze byłem osobą osamotnioną - może dlatego że jako dziecko wychowywałem się praktycznie w izolacji od rówieśników - moi najbliżsi raczej nie mają ani zbyt wielu krewnych, ani nawet znajomych. Chodziłem do szkoły podstawowej na wsi - gdzie byłem wielokrotnie poniżany przez rówieśników. Powodem było to że nie chciałem zachowywać się jak oni: ciągle pić, palić, uciekać z lekcji, bić i wyzywać innych. (może też mi zazdrościli ocen - bo miałem zawsze wyższe od nich.) Wszelkie próby załapania kontaktu z kimkolwiek kończyły się nieciekawie. Miałem i do dziś mam wiele kompleksów, niską samoocenę. Stałem się bardzo zamknięty w sobie. Sprawę pogarszał jeszcze fakt, że moi rodzice nie bardzo przejmowali się jakością moich kontaktów z innymi - z reguły prawie nigdy nie wolno mi było wychodzić z domu - tylko do szkoły. Więc przez długi okres czasu miałem tylko kontakt z rodziną w domu i z rówieśnikami ze szkoły (którzy mnie nie akceptowali nigdy). Będąc przez wiele osób traktowany bez szacunku, nauczyłem się ukrywać swoje prawdziwe poglądy, zachowanie i dostosowywać je do otoczenia. Potem poszedłem do LO w mieście, zostałem w miarę zaakceptowany, ale nie potrafiłem z nikim zbudować głębszej relacji. Dawniej byłem bardzo nieśmiały, wręcz patologicznie. Trudno mi było np. w okresie szkolnym nawet rozmawiać samodzielnie z kimś z urzędu, albo w sklepie. (trudno się dziwić, gdy byłem wyizolowany) Jeżeli chodzi o kontakty z płcią przeciwną, to nie wyglądało to nigdy za dobrze. Byłem bardzo nieśmiały i nadal jestem. Przez wszystkie lata mogą na palcach zliczyć kobiety z którymi rozmawiałem. Co dopiero mówić o jakiejś głębszej relacji. Staram się odkryć przyczyny swojej nieśmiałości - ale nie jest to łatwe. Muszę przyznać, że w ostatnich latach nastąpiła duża poprawa - potrafię rozmawiać bez problemu z nieznajomymi. Nie sprawia mi problemu kontakt z innymi. (Miesiąc temu byłem na praktykach w ramach studiów - ta praca wymagała kontaktu z klientami i o dziwo stwierdziłem że nie jest to już dla mnie problemem - a np. nawet trzy lata temu byłby większy kłopot). Niestety ciągle nie opuszcza mnie myśl "co sobie inni pomyślą". Również z kobietami potrafię normalnie rozmawiać, ale jest to stresujące. Nie potrafię (na razie) zaproponować żadnej spotkania. Boję się wyśmiania. Mam jakąś dziwną skłonność do kobiet (i w ogóle ludzi) trochę starszych ode mnie - chyba dlatego że uważam je za dojrzalsze, więc mniejsze wydaje mi się ryzyko np. wyśmiania. Mam też lęk przed kontaktem fizycznym paradoksalnie połączony z istniejącymi potrzebami seksualnymi. Zastanawiam się czy ma to związek z ortodoksyjnym religijnym wychowaniem, gdzie wpojono mi że pożądanie to grzech. W internecie jest cały szereg wypowiedzi dziewczyn, które nie chciałyby niedoświadczonej osoby na partnera. W ten sposób tworzy się dla niedoświadczonych panów błędne koło niczym sytuacja na rynku pracy "nie dostaniesz pracy bez doświadczenia - a doświadczenia nie zdobędziesz bez pracy". Co ma zrobić ktoś kto nawet nigdy się nie całował? Jak taka osoba może kogokolwiek seksualnie zadowolić? Nie jestem zbyt towarzyską osobą - nie chodzę na imprezy, piję rzadko - głównie przy jakiejś okazji. Nie uważam natomiast że powinienem to zmieniać i zostawać imprezowiczem: po pierwsze byłoby sztuczne, po drugie nie należy robić czegoś aby dostosować się do innych - tego się nauczyłem z poprzednich doświadczeń. Każdy ma inny styl życia. Teraz jestem w niezłej rozterce - nie wiem co mam robić. Staram się w miarę normalnie żyć. Mam paru znajomych, głównie z firmy gdzie dorabiam. Ale kontakt z dziewczynami wygląda nadal fatalnie. Myślę o wizycie u psychologa, ale ciężko mi będzie to zrobić. Po pierwsze z racji finansowych, po drugie musiałbym to ukrywać przed rodziną, gdyż niestety w domu panują zaściankowe poglądy i zostałbym od razu uznany za kompletnego wariata (dla nich tylko niepoczytalni ludzie chodzą do psychologa i psychiatry). A ukrywanie się i tak by nie wyszło. Pozdrawiam wszystkich i gratuluję tym, co wytrwali do końca.
×