Skocz do zawartości
Nerwica.com

mojanati

Użytkownik
  • Postów

    288
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez mojanati

  1. Jak Wy wszyscy tak piszecie to daje mi nadzieję, że i u mnie będzie poprawa, że będę normalna, więc piszcie jak najczęściej:).

    Ja na razie jakichś zaskakujących zmian nie widzę, a to już 9 miesiąc terapii. Chociaż może efektem jest to, że nadal żyję, że żyje na pozór normalnie.

  2. Nie lubię takich dni jak ten:(.

    Smutno mi, samotnie. Wszyscy znajomi szykują się na imprezę. Pogoda taka, że nie chce się wyjść z domu, zresztą dziecko kaszle. Mi jakoś brak siły i nadziei.

    Dodatkowo jeszcze w środku jestem wściekła i jakoś nie bardzo mam jak to wyrazić. Książę przyszedł, odbębnił swoje i poszedł wielce zadowolony. A ja miałam ochotę go rozszarpać. Kiedyś zamieścił moje nagie zdjęcia w internecie. Teraz nasze prywatne nagie zdjęcia przynosi do sądu. Kurna, boli mnie to strasznie, że tak bez żadnych konsekwencji robi co chce. Jak tu komuś teraz zaufać.

    Nie wiem, może powinnam jednak zdecydować się na leki jak radzi psycholog:(

  3. Tak swoją drogą to nie słyszałem o żadnej rodzinie (pomijając oczywiście skrajne patologie) w których rodzice by twierdzili, że nie kochają swoich dzieci.

     

    Kochać dziecko to za mało.

    Ostatnio jadąc w tramwaju słyszałam jak menel rozmawiał ze swoją towarzyszką o swoim synu. I on i matka jego dziecka byli pozbawieni praw rodzicielskich, a dziecko wychowywała babcia. Z tego co mówił ten "człowiek" wynikało, że kocha swoje dziecko i uważa się za świetnego ojca.

     

    Ależ miałam ochotę mu coś powiedzieć. No naprawdę.

     

    Ojciec mojego dziecka też kocha naszą córkę i też uważa się za świetnego ojca, a fakt, że wyrzucił ją z domu na ulicę i zostawił bez środków do życia to tylko taki drobiazg.

     

    Czuję się samotna w wychowywaniu mojego dziecka. Na pewno łatwiej byłoby móc to z kimś dzielić. Czuję się samotna jako kobieta i czuję się samotna jako człowiek.

    Pomimo codziennego wieczornego ataku całusków od mojej córki:)

  4. Rodzice po prostu często popełniają masę błędów wychowawczych. Na posiadanie dzieci powinno się mieć licencję.

    Tylko, że wcale nie łatwo jest być rodzicem:(. Nie wszystko też przewidzisz i co gorsza nie na wszystko ma się wpływ.

    Ja na przykład jak planowałam zajście w ciążę nie przypuszczałam, że rok po porodzie mój mąż postanowi mnie zdradzić i wyrzucić z dzieckiem z domu.

     

    Zanim wezmę się porządnie w garść, o ile to w ogóle nastąpi może minąć jeszcze trochę czasu. Szczerze mówiąc może być trudno w takiej sytuacji wychować mi szczęśliwe dziecko.

     

    A co do samego siebie, tu twierdzę, że można, a wręcz powinno się kochać samego siebie bezwarunkowo - tym bardziej jeśli rodzice tego nie robili

    Ja powoli uczę się akceptować siebie, a do pokochania siebie jeszcze trochę mi zostało. Raczej nie daję sobie prawa do popełniania błędów, do myślenia o swoich potrzebach, podobno jestem dla siebie dosyć surowa, ale wszystkich dookoła usprawiedliwiam.

  5. No to ja tłumię wyrażanie złości.

    Też tak mam, ale to podobno niedobrze, bo w końcu miarka się przebiera i następuje wybuch.

     

    Ja sobie ostatnio często wybucham, niestety :( bo złość sobie we mnie ciągle buzuje. No i powinnam ją jakoś wyrazić, żeby się jej pozbyć, ale nie wiem jak.

    Najlepiej byłoby od podstaw ukrócić przyczynę złości, ale to niemożliwe, więc wygląda na to, że muszę się pogodzić z tym, że przez jakiś czas będę musiała wyrażać złość, a że nie umiem lub nie chcę tego robić na bieżąco to wybucham.

    Podobno nie ma złych uczuć, tylko są bardziej i mniej przyjemne, a wszystkie uczucia trzeba wyrażać. Tylko, że jak ja wyrażam złość to krzywdzę swoich bliskich.

     

    Moja mama nie wyraża uczuć. Pewnie w tym tkwi problem. Gdzieś czytałam, że jeśli rodzic nie wyraża swoich uczuć, to dziecko nosi je w sobie. Więc ja oprócz swojej złości na rodziców i złości na męża noszę w sobie złość mojej matki na jej zmarnowane życie.

  6. A co jak do Ciebie zagadują mojanati?

    Jak zagadują to odpowiadam :smile:

    No i uśmiecham się :smile:

     

    w 5 minut przyjaźni się nie zbuduje, ale można relację nawiązać. Kwestia otwartości i zrobienia dobrego wrażenia...

    No właśnie, ale ja nie umiem takich relacji nawiązywać. Nie wiem czy to kwestia złego wrażenia, czy mojego strachu, czy czegoś innego.

    Może też kwestia tego, że ja nie lubię zbyt dużo mówić:) Oprócz wiary w przeznaczenie, wierzę też w porozumienie bez słów i w czytanie pomiędzy wierszami. Może to jest właśnie problem:)

    W końcu u mnie w domu raczej się nie rozmawiało, może nie poznałam odpowiednio "sztuki konwersacji" :D . A może to też kwestia tego, że ostatnio nie można ze mną porozmawiać o niczym innym jak tylko o moich problemach, bo na inne tematy nie mam zbyt wiele do powiedzenia.

  7. mojanati, nadajesz się tylko musiałabyś zmienić tok myślenia wiem,że to trudne

    ale nie niemożliwe chodzisz na terapie?

    Napisałam, że się nie daję w sensie, że jestem twarda i będę walczyć o swoje szczęście :) Przynajmniej w założeniu, a jak będzie to się okaże. Mam włączone myślenie pozytywne.

    Chodzę na terapię, ale na razie daleko w niej jeszcze do konkretnych efektów.

     

    Relacje z kobietami są dla mnie zdecydowanie łatwiejsze.

    Ja to bym chciała, żeby dla mnie relacje z kobietami były łatwe. Ciężkie jest życie bez choć jednej bliskiej przyjaciółki, ba, bez koleżanek w ogóle. :?

    Ja wobec kobiet nie czuję takiego dystansu, co nie znaczy, że z każdą mogłabym się zaprzyjaźnić. Ogólnie mam problem z budowaniem wszystkich relacji, ale z tych z mężczyznami szczególnie.

    Ale tak ogólnie jedni są tacy, że zaprzyjaźniają w 5 minut, jakby od niechcenia a ja tak nie umiem, a chciałabym.

     

    Tak teraz stwierdzam, że chyba jednak jestem uprzedzona do mężczyzn, ale z drugiej strony uzależniam od nich swoje szczęście.

  8. mojanati, czyżby sarkazm? :D

    No tak jakby :smile:

     

    trzeba dostrzec możliwości

    Czyli co?

     

    i i w siebie uwierzyć

    To nie takie proste kiedy najpierw ojciec, a potem mąż robili wszystko żebym straciła wiarę w siebie.

    Mimo wszystko się nie daję:)

  9. A faceci to też ludzie ;)

     

    No właśnie nie jestem pewna:)

     

    Żartuję oczywiście, choć gdzieś we mnie tkwi taka myśl, że to inny gatunek jednak.

     

    Tylko dlaczego Ty masz się zamykać tylko dlatego że jakieś kontakty nie wyszły?

     

    Wcale się nie zamykam, tylko jakoś otworzyć się nie mogę:) Kurcze, a chciałabym...

  10. Mnie jak na razie lekcje, które dostaję od życia tylko osłabiają. Mam problem z budowaniem relacji, wolę w nie nie wchodzić niż dać się zranić. Dodatkowo chyba mam problem z facetami. Trochę się ich boję, trochę nienawidzę, trochę ich gloryfikuję. Generalnie czuję duuuży dystans. Relacje z kobietami są dla mnie zdecydowanie łatwiejsze.

  11. Zrobiłam dziś coś na co zbierałam się od kilku lat. Chodzi o formalny telefon w sprawie dla mnie ważnej. Trzęsłam się jak dzwoniłam, choć mam świadomość, że lęk był irracjonalny. Załatwiłam sprawę, a był to konkretny krok w kierunku czegoś co może zmienić moje życie. Trochę jestem zadowolona.

  12. Ja całe dzieciństwo miałam taki sen, że dookoła mnie było straszne zamieszanie, chaos, piekło, wojna - nie wiem jak to nazwać, bo to było takie nierzeczywiste, a ja w tym wszystkim szłam jak po linie, przerażona, ale bardzo opanowana. Śniło mi się to wiele razy i zawsze bałam się tego snu. Odkąd dorosłam już nie mam tego snu, ale zawsze będę go pamiętać.

  13. Moja córcia też znerwicowana przez swoją matkę:(. Ech, jest dla mnie najważniejsza, a pomimo tego bywa, że ją krzywdzę swoim zachowaniem. Robię to, bo nie radzę sobie ze swoim życiem. Rozmawiam o tym na terapii, ale na razie wszystko jest jeszcze takie niepoukładane:(. Zastanawiam się nad braniem leków co zasugerował terapeuta. Po to by jej nie krzywdzić. Ale boję się skutków ubocznych i liczę, że jednak jakoś jeszcze przetrwamy. W końcu z dnia na dzień jest coraz lepiej.

    Chodziłam z córką również do psychologa dziecięcego, choć teraz myślę, że wizyty były bardziej mi niż jej potrzebne. Tak naprawdę to psycholog dziecięcy wysłał mnie na terapię dla dda i wskazał konkretne miejsce. Zastanawiam się czy nie iść tam jeszcze, bo chyba potrzeba mi wsparcia w wychowywaniu dziecka, takiego umocnienia, wskazania kierunku.

     

    Dziś zrobiłam konkretny krok w kierunku czegoś, na co zbierałam się od kilku lat i co ma szansę odmienić moje życie... przynajmniej w mojej głowie.

  14. Ja zastanawiam się właśnie czy wierzę w przeznaczenie. Kiedyś myślałam, że to mój mąż był moim przeznaczeniem. Tak na serio. Tak długo na niego czekałam, też czułam się taka samotna jak teraz. A jak się znaleźliśmy wszystko się zmieniło. Żałowałam tylko, że tyle lat straciłam na smutki i wegetację.

    Teraz, jak się rozstaliśmy to już nie wiem. Nie chcę myśleć, że przeznaczona mi jest samotność. Życie bez przytulania jest takie smutne. Poczekam jakiś czas, będę starała się żyć optymistycznie i wierzę, że spotkam się ze swoim "przeznaczeniem". A jak nie spotkam, to o ile terapia przyniesie jakieś dobre skutki dopomogę temu przeznaczeniu.

    O ile dożyję oczywiście:)

  15. Ja przez dłuższy czas właśnie w momencie silnej złości brałam jakiś przedmiot typu szklanka, kubek, wazon i rzucałam nim z całej siły o podłogę. W momencie gdy przedmiot roztrzaskiwał się na kawałeczki rozpadała się też złość. Mogło mi się tak zdarzać ze 2-3 razy w roku, żeby nie było, że codziennie coś tłukłam. Potem mój mąż wymyślał mi od wariatek z tego powodu, więc przestałam. Może to był błąd...

    U mnie w tym roku jakoś bardziej pozytywnie. Staram się nie poddawać. Może nabrałam trochę dystansu. Może chwilowo, ale na razie nie ma dramatów.

  16. A ja w tym roku wyprawiam Wigilię. Odesłałam mamę do jej domu i zostałam sama z córką. Mam już gotowe prawie wszystkie potrawy, posprzątane mieszkanie, wyprasowany obrus. Zero nerwówki, a wręcz przygotowywanie wszystkiego sprawiło mi dużo radości. I nawet znalazłam godzinę by wymoczyć się w wannie:). Wigilia będzie spoko. Martwię się tym co dalej, bo jakby koncepcja tu mi się skończyła. Przydałby się jakiś fajny facet na wspólne wyjście na sanki, a potem wspólne oglądanie filmu pod ciepłym kocem.

    Wydawało się, że właśnie taką wizję mieliśmy z mężem na święta jak zaczęliśmy się starać o dziecko. No i dziecko zresztą cudowne do naszej wizji jest, sanki są, nawet śnieg spadł, tylko mój mąż zmienił koncepcję na spędzanie świąt. A to dupek:)

  17. Rozmawiam z moją mamą. Tzn. wybucham i mówię jej różne rzeczy. Moja matka nawet przyznała, że rzeczywiście moje dzieciństwo było złe, ale co z tego. Według niej było, minęło i mam żyć normalnie. Uważa mnie teraz za złą córkę, bo jej powiedziałam, że mam żal o to, że pozwoliła zniszczyć nam życie i dla świętego spokoju nigdy nic nie zrobiła.

    Myślę, że moja matka jest toksyczna. Ojciec krzywdził i to oczywiste. Nie kocham go. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.

    Matka niby kocha, ale nigdy nic nie zrobiła dla świętego spokoju. Więc kocha czy nie kocha. Moja matka chowa wszystkie emocje, nie okazuje złości, smutku, rozpaczy, ale ja widzę i wiem, że jest nieszczęśliwa. Ja mam duży problem z emocjami, myślę, że to przez nią, bo ona wszystkie emocja chowała, a te które pokazywała były udawane, na pokaz. I z jednej strony żal mi jej, z drugiej mam żal do niej, z trzeciej jednak ją kocham, a najgorsze jest to, że potrzebuję jej pomocy i skazana jestem na to by z nią przebywać, a wtedy ciężko mi żyć, bo ten smutek, ta bezradność i ten bezsens tak od niej bije, że strasznie mnie osłabia.

     

    .

  18. Gunia76, - ja też podczas porodu darłam się, że nie umiem urodzić mojego dziecka i w sumie nie urodziłam. Zrobili mi cesarkę. Ale też mam cudowną, naprawdę wspaniałą córkę i w sumie dużo się nacierpiałam by ją urodzić i wytrzymałam wszystko. Może racja, że tą terapię też trzeba wytrzymać. Może nawet będę potrzebowała pomocy kogoś innego ale będę się darła w takim razie by tą pomoc otrzymać.

×