Skocz do zawartości
Nerwica.com

janet

Użytkownik
  • Postów

    33
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez janet

  1. czy jeżeli biję się mocno pięściami , to to również jest samookaleczenie? ostatnio miewam takie stany emocjonalne, które nie charakteryzując się niczym są jednocześnie nie do zniesienia, taka tępa rozpacz. jedyne, co mnie może wyrwać z letargu (i przenieść do skrajnego rozemocjonowania jednocześnie), to zadanie sobie bólu; a zatem uderzam się po rękach i udach mocno. moja głowa to koszmarna kraina i nie wiem już co dalej, coraz to gorsze rzeczy robię ze sobą.
  2. Wspominam czasy, kiedy miałam 16 lat i lekarze uświadamiali mi jaki kruchy jest ludzki organizm, a na mnie to jeszcze robiło wrażanie. Teraz mój psycholog powtarza "Możesz umrzeć" albo "Jeszcze kilka kilogramów mniej, a z kobiety staniesz się umierającą 11 letnią dziewczynkę", a ja sobie wtedy myślę "No ojej, i co z tego...". Instynkt śmierci na 100%.
  3. Na ostatnim spotkaniu z terapeutą odważyłam się opowiedzieć o tym, co stało się trzy lata temu. Historia jest smutna i bolesna, jak każda. Swojemu oprawcy zawdzięczam wiele koszmarów sennych, ale też i tych na jawie. Dręczą mnie jednak wątpliwości co do terapii, mój psycholog tylko uznał, że mam prawo wyznaczać granice w relacjach z mężczyznami i zapytał czy może odczuwałam podniecenie, kiedy zostałam zaatakowana. Nic więcej. Nie poczułam, żeby temat został wyczerpany, ani nie odczułam jakiegoś szczególnego zrozumienia. To wyznanie wiele mnie kosztowało i to jest jeden z tych problemów, który waży naprawdę dużo. Nie wiem niestety, od której strony powinnam zabrać się za usuwanie tego gówna ze swojego życia. Do psychologa zgłosiłam się z zaburzeniami lękowo-depresyjnymi i bonusowymi zaburzeniami odżywiania (w tym samym czasie zażywam także leki przepisane przez psychiatrę). Ostatnio doszła także ta uwierająca sprawa gwałtu (źle się używa tego słowa). Zmienić terapeutę? Znaleźć kolejnego? Nie wiem. Gdyby ktoś z Was także przeprawiał się przez terapię po gwałcie i zechciał opowiedzieć jak to wyglądało, byłabym wdzięczna. Bo szczerze powiedziawszy, to za dużo już tego jest dla mnie i nie mogę znaleźć początku tego kłębka.
  4. Ta bulimia mnie kiedyś zabije. Pęknie mi przełyk i do widzenia. Dlaczego świadomość tego nie powstrzymuje mnie przed zwracaniem? Nic mnie nie powstrzymuje.
  5. Nie było mnie dawno, dawno już, ale może ktoś tam mnie pamięta. Od 24.06 jem Citopram, a od 21.07 także Spamilan. Doczytałam "nowe" posty tylko do 43 strony, więc nie wiem czy ktoś udzielił odpowiedzi na pytanie "skąd to się bierze?". Ja chodzę na terapię od kwietnia, więc mogę już powiedzieć skąd fobia i lęki wzięły się u mnie. Było to przede wszystkim dzieciństwo, które było pełne wyzwisk od grubasów i tłuściochów, potem anoreksja, która wzięła się z bardzo niskiej samooceny i ZABURZONEGO POCZUCIA WŁASNEGO BEZPIECZEŃSTWA. Wszystko kręci się w okół braku poczucia pewności wśród innych, kulawych relacji z ludźmi, własnej samooceny, Ojca alkoholika. Takie sprawy - jak ktoś przechodził coś podobnego, to być może ma to związek z fobią. Ja już sobie przetłumaczyłam, że nie zwymiotuję "ot tak", z niczego. Bo nie zwymiotuję. Wytłumaczyłam sobie, że nie zatruję się jedzeniem, które w sprawdzonych miejscach jest na pewno świeże. Więc teraz mój mózg dalej próbuje mnie pokonać wmawiając mi, że rozchoruję się na grypę żołądkową i że jej objawy dopadną mnie w miejscu publicznym. Unikam więc dotykania powierzchni, które są dotykane przez wielu ludzi (najbardziej obrzydzają mnie pociągi), odkażam ręce - niszcząc tym samym naturalną barierę ochronną, jaką dała nam Matka Natura i bardzo dbam o swoją odporność - piję jęczmień, biorę chlorelle, zdrowo się odżywiam, uprawiam dużo sportu, a teraz jak już zaczyna się robić chłodno piję dużo herbaty z miodem i z cytryną. Może jakoś to będzie.
  6. U mnie ani się nie poprawia, ani nie pogarsza. Chodzę na terapię do psychologa, dzięki której dużo się już o sobie dowiedziałam, a także o swoim (naszym) lęku. Byłam też u psychiatry i dostałam Citopram. Biorę go dopiero trzeci dzień, więc oprócz OGROMNYCH mdłości i jadłowstrętu nic się szczególnie nie zmieniło. Zauważyłam, że jak już "się rozchodzę" np. rankiem pojadę na uczelnię i już z niej wracam, to jest mi łatwiej - umiem potem pójść do sklepu, do bankomatu, na krótki spacer. Ostatnio wracałam od psychiatry piechotą, choć przebycie drogi do domu zajęło mi pół godziny i nie bałam się prawie w ogóle.
  7. Okropnie się dziś czuję, a muszę zaraz pojechać na uczelnię. Dawno nie miałam aż takiego napadu lęku, a ostatnio udało mi się wyjść nawet do centrum handlowego i do kawiarni. Moja nerwica rzeczywiście mnie karze za postępy. Byłam też u psychologa i doktor jest zwolennikiem myśli, że moja nerwica wzięła się z bardzo niskiej samooceny, moja głowa znalazła sobie rozwiązanie, żeby nie pozwolić mi wychodzić z domu do ludzi. Bardzo to optymistyczne, że moja głowa działa przeciwko mnie bez mojej wiedzy.
  8. Dzisiaj przeszłam coś na kształt "desensetyzacji", a może nie na kształt tylko doświadczyłam tego dokładnie. Zwróciłam w knajpie, na szczęście w toalecie. Zastanawiałam się "doniosę, czy nie doniosę" (bardziej kultowe w wykonaniu Wojciecha Manna) i cóż... doniosłam. A potem od razu mi ulżyło. Być może mój koszmar dobiega powoli końca. Co prawda w kawiarni, w której to się stało więcej się już nie pojawię, a przynajmniej na pewno przez najbliższe pół roku. Wczoraj nawet wyszłam pochodzić po swojej mieścinie, kiedy wróciłam na weekend do domu. I zjadłam w restauracji, czego nie robiłam od dawna. Marzę o tym, żeby pokonać swoje słabości. Jakoś idzie... choć pod górkę.
  9. Mój lęk zaczyna trochę się zmniejszać, ale nie wierzę, że długotrwale.
  10. Mój stan chyba nieco się poprawia, ale to dlatego, że trochę się rozluźniłam jeśli chodzi o studia. Załatwiłam wszystkie potrzebne zaświadczenia, jutro podanie o eksternistyczne zaliczenie semestru idzie do dziekana. Mam nadzieję, że wszystko się uda. Byłam dzisiaj na krótkim spacerze, niestety tylko w okolicach domu, ale zawsze. Dostałam także od lekarza Torecan dzisiaj, ale nie widzę, żeby jakoś szałowo działał - pewnie za wcześnie. Jutro mam pierwszą wizytę u nowego psychologa, mam nadzieję, że pani będzie fajna. Ja wiem o tym, że jak zwymiotuję, to nic się nie stanie. Ludzie nie tyle mają gorsze problemy zdrowotne, co mają mnie też w głębokim poważaniu, bo każdy ma swój świat i nikt się na nikogo nie ogląda. Ale mimo wszystko, gdybym miała zwrócić na środku chodnika, nawet do worka, to byłoby to dla mnie upokorzenie.
  11. janet

    czego aktualnie słuchasz?

    [videoyoutube=oegIqVLZ_I8][/videoyoutube]
  12. janet

    Nauczanie indywidualne

    W przyszłym tygodniu składam podanie o eksternistyczne zaliczanie przedmiotów, mam błogosławieństwo wszystkich osób, przez których ręce to podanie przejdzie, ale wszystko zależy od dziekana. Właściwie, to chciałam tylko ten semestr tak zaliczyć, jakoś wierzę dziwnie w to, że już w następnym roku się pozbieram i doprowadzę do porządku.
  13. Ach, marzy mi się przejażdżka tramwajem albo autobusem. Takie marne marzenie, ale nie do spełnienia. milka89, gratuluję udanego dnia. Ja dziś poległam niestety.
  14. janet

    Nauczanie indywidualne

    Już dowiedziałam się w dziekanacie swojego instytutu, że indywidualny tok studiów przyznają tylko przed rozpoczęciem semestru, ale mogę starać się o eksternistyczne zaliczenie semestru. Tak to przynajmniej wygląda we Wrocławiu.
  15. janet

    Nauczanie indywidualne

    a czy o indywidualny tok nauczania można się starać w trakcie semestru?
  16. ann_bijoch, dzisiaj mi się udało, miałam potężne lęki, pojechałam taksówką i strasznie się bałam, że zwymiotuję. Powtarzałam sobie (z resztą za każdym razem to robię), że to tylko strach. Mam w środy tylko jedne ćwiczenia, więc jakoś dałam radę przetrzymać, chociaż wciąż się bałam, że zwrócę w drodze powrotnej. Nic takiego się nie stało, nawet czułam się dobrze, więc wybrałam się na krótki spacer i było ok. Teraz dopadł mnie strach, że muszę jechać na uczelnię jutro na 9 rano, a zawsze rano jest najgorzej. Serce mi wali od kilku godzin jak oszalałe i nie wiem co mam robić, czuję się jak w klatce. Strach przed wymiotami i strach przed zawaleniem studiów mi się kumuluje i w ogóle nie mogę funkcjonować. Powoli naprawdę odechciewa mi się żyć. Te kilka osób, z którymi wciąż utrzymuję kontakt dzisiaj do mnie wpadlo i zrobiło mi sie beznadziejnie, bo opowiadali o wspólnych imprezach i wyjściach nawet do głupiego kina. Ja kiedyś też wychodziłam i miałam życie, teraz już nie mam i to też okropne uczucie.
  17. W święta było bardzo dobrze, wychodziłam z domu (raz zupełnie bez lęku zrobiłam zakupy), ale świadomość, że w środę będę musiała już wyjść z domu sprawia, że napadają mnie okropne i ogromne mdłości oraz odrętwienie.
  18. ja dopiero szukam specjalisty jakiegoś, przedtem czeka mnie wizyta u kolejnego gastrologa. nieumiejętność zdefiniowania problemu ostatecznie doprowadza mnie do szału. jak pomyślę sobie o tych pieniądzach wydanych na lekarzy, albo o kasie wydanej na taksówki, bo niczym innym nie jestem w stanie się poruszać, to smuteczek mnie dopada, bo wolałabym sobie kupić coś fajnego.
  19. Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale szukanie źródła problemu bardzo pomaga. Ja już wyszłam z jednej choroby, bardzo dobrze ją poznałam, każdy jej mechanizm i odkryłam "punkt zapalny", który ją uaktywnił. Nie jestem może najlepszym przykładem radzenia sobie z zaburzeniami psychicznymi, ale wiem, że najważniejsze to się starać. Następnym razem, kiedy będziesz czuł, że świat wali Ci się na głowę, powtarzaj sobie, że to w zasadzie tylko strach. Najgorzej jest wtedy, kiedy człowiek się boi. A jeszcze gorzej, kiedy boi się niezdefiniowanego. Ale da się to pokonać. I pamiętaj, że najgorsze, co możesz robić, to zostawać w domu. Trzeba wychodzić, gdziekolwiek. Ja doprowadziłam się do takiego stanu, że wyjście z domu na pięć minut do sklepu daje mi multum satysfakcji i wrażenie "małego kroku do celu", brzmi to niebywale infantylnie zdaje się, ale nie pozwól sobie na coś takiego. Z drugiej strony, jeżeli myślenie nieustanne powoduje jeszcze większy strach, rada jest bardzo prosta - zajmij się czymś. Jeżeli nie czujesz się na siłach do ćwiczeń fizycznych, możesz skupić się na czymś umysłowym. Czytaj, pisz coś, oglądaj filmy. Ja, mając różnego rodzaju zaburzenia, zaczęłam interesować się filmem tak mocno, że teraz nie umiem bez tego żyć. I chociaż uczestniczenie w różnego rodzaju festiwalach nie wydaje mi się możliwe obecnie, to czytam, oglądam i się uczę o tym, co mnie interesuje. To OGROMNIE pomaga. Jeżeli pozwolisz, żeby sensem Twojego życia stała się choroba, to zrobisz sobie bardzo dużą krzywdę.
  20. Ja kiedyś dostałam jakieś bzdurne zadanie "Moje życie jako książka" i zamiast mi to cokolwiek ułatwić spowodowało jeszcze większą frustrację, że nie umiem tego zrobić porządnie. W ogóle zadania od psychologów zawsze wydawały mi się jakieś takie bezużyteczne, kategoryzowanie osób, potrzeb, wymyślanie co się może stać jak nie skończę wiecznych głodówek. Natrafiam od czasu do czasu na kartki z tymi zadaniami i teraz wydają mi się zupełnie obce, jakbym te 3, 4 lata temu to nie ja pisała. Teraz robię trening autogenny Schulza przed snem i w środku dnia, czasami pomaga na wyciszenie. Jem ostatnio bardzo mało, moja dieta opiera się głównie na krakersach bez soli i przypraw, wodzie i słabej herbacie. Ciągnie mnie do ciężkostrawnego bardzo, marzy mi się McDonald, ale przez fobię z wymiotowaniem nie mogę zjeść nic treściwego z lęku przed tym, że będę musiała zwrócić. Zastanawiam się, jeśli znajdę już psychiatrę we Wrocławiu, który nie doprowadzi mnie do białej gorączki, czym w ogóle mam się zająć. Chwilowymi nawrotami ED, fobią, depresją, czy w ogóle czymś innym. Trochę mnie to przeraża.
  21. Ja dzisiaj odważyłam się pojechać taksówką na zajęcia. Byłam z siebie dumna jak nigdy.
  22. To znaczy, ja zaczęłam wychodzić i już wyszłam. Tak mówią. Aktualnie sama sobie zdiagnozowałam mini-nawroty anoreksji, bo przez lęk przed rzyganiem i potrzebę panowania nad czymkolwiek, prawie w ogóle przestałam jeść normalnie.
  23. janet

    witam

    Ponieważ minęło trochę czasu odkąd "oficjalnie" poznałam nowych ludzi, sprawi mi to ogromną uciechę, jeśli ktoś napisze "cześć". Wszystkie moje dolegliwości już opisałam w innych działach, więc żeby nie dublować postów skrócę swoją małą, tragiczną historię do zupełnego minimum: koszmar. Uatrakcyjniony nigdy nieustającymi mdłościami. Mam na imię tak jak większość Pań i mieszkam w zupełnie zwykłym, dużym mieście. Mam marzenia czasem, ale zaraz potem wzywa mnie rzeczywistość i robię BUM tyłkiem o ziemię. Niebawem skończę 22 lata, ale wciąż czuję, jak gdybym miała 12.
  24. Ja poprzedni semestr też tak zaliczyłam, że mówiłam prowadzącym. Ale po pierwsze, każdy ma swoje granice cierpliwości i pobłażliwości, a po drugie nie lubię czuć, że ktoś mi daje taryfę ulgową. Mam też poczucie zupełnej bezużyteczności nie chodząc na zajęcia.
  25. od święta czuję się tak: ale najczęściej: w sumie nie wiadomo jak, niezręcznie i zupełnie groteskowo.
×