Ja tlumacze sobie to tak, ze takie myslenie to uzalanie sie nad soba, ktore do niczego nie prowadzi. Trzeba przezyc to zycie jakos godnie. Mysle, ze skro juz zyje to musze wyciagnac z tego jak najwiecej. Zyje po to zeby czerpac z tego przyjemnosc. Nawet ozenienie sie jest tylko po to zebym to ja czul sie dobrze. Zeby tak bylo musze dac cos od siebie tej drugiej osobie z potrzeby sprawienia zeby byla szczesliwa. Wiec w zyciu jestesmy sami, nikogo nie obchodzi nasz los bezinteresownie. To mnie dobija
Trzeba znalezc sposob na zycie. Ja stalem sie bardzo nieufny, obserwuje i zauwazam emocje u ludzi. Zdaje mi sie, ze wiem co one czuja i do czego daza. To sa plusy. Minusem jest to, ze odcinam sie od od swiata. Ludzia ktorzy maja ze mna kontakt moze sie wydawac, ze nie mam uczuc, mam ich gdzies. Przejechalem sie na kilku ludziach i nie dam sie zrobic w dupe znowu co z kolei sprawia ze jestem samotny, bo nie mam nikogo tak blisko. Wole chyba zyc tak niz poswiecic sie komus tak bardzo jak kiedys sie poswiecalem i zostac zdradzonym. Wiedza nas oslabia, albo czyni nas silniejszymi. Sam nie wiem czy jestem slabszy czy silniejszy. Nie potrafie inaczej sobie poradzic z zyciem. Jestem innym czlowiekiem i czuje sie coraz gorzej, dlatego mysle o antydepresantach.
-- 16 kwi 2012, 00:55 --
I wlasnie nie jestem pewny ale czy az tak ogromny wply na nasze zachowanie ma myslenie ? Ja nie potrafie sie zmienic, byc innym niz jestem. Kazdy chce sie zmienic, lepiej sie zachowywac, byc madrzejszym bardziej wygadanym, miec fajna dziewczyne, ale to jest nie mozliwe jak nie zmieni sie swojego postrzegania swiata. Ja nie rozumiem jak mozna je zmienic jak wszedzie w okolo jest tyle zla. Programy telewizyjne, muzyka, filmy, prasa a w tym pornografia, agresja, nienawisc. To wszystko manipuluje nami. Jestesmy wysysani przez swiat, az do smierci. I jak sobie z tym poradzic. Czy sa tylko dwa wyjscia, przestac zdawac sobie z tego sprawe i udawac jakby wszystko bylo ok, albo wpasc w depresje?