Witam. Rozumiem doskonale Wasz problem... Ale może najpierw przedstawię swoją historię.
Zaczęło się generalnie od tego, że mój chłopak namówił mnie na dobre liceum. Myślałam: a co tam, wpiszę je na 1 miejsce, nie dostanę się. Nie muszę chyba mówić, że się dostałam.
W 1 klasie na początku było naprawdę fajnie. Spoko klasa, ludzie w szkole o wiele lepsi niż w gimnazjum, nikt nikogo nie wyzywa, nie prześladuje itp. Ale wraz z nadejściem końca 1 semestru zrobiło się coraz gorzej...
Kiedy wracałam ze szkoły, płakałam całymi dniami. Nie wiedziałam dlaczego. Obwiniałam wciąż i wciąż mojego chłopaka o ten stan, prawie się rozstaliśmy... Cóż. Trwało to do ok marca 2011 roku, czyli z 4 miesiące. Kiedy weszłam do szkoły po feriach znów płakałam. Nikt o tym nie wiedział. W końcu minęło.
Lato tego roku. Pod koniec zaczęłam mieć stan depresyjny. Myślałam o śmierci, nawet próbowałam się zabić, połykając leki. Nie przyniosło to jednak skutku - nawet nie wymiotowałam! Nie wiem czemu to wszystko. Po prostu miałam zły dzień - rodzice się kłócili od dłuższego już czasu, problemy w związku, niezrozumienie rodziny. A może chciałam zwrócić uwagę na to, że mam problem? Zamierzałam iść do psychologa.
I zaczęła się szkoła.
Jak zawsze obiecałam sobie że będę się super teraz uczyć, że druga klasa to nie żarty, że będę się starała nie opuszczać ani jednego dnia w szkole. Aż tutaj nadszedł czas na francuski...
Uczę się języka francuskiego. I muszę wyznać, że jest to JEDYNY przedmiot który wprawia mnie w totalny zamęt i strach.
Od jakiegoś czasu zaczęłam się strasznie bać psorki od franca. A muszę dodać, że nie ja jedna w mojej klasie - ale inni to wytrzymują, dają radę. Psorka uwzięła się na mnie, dręczy mnie psychicznie. A ja zaczęłam jej unikać...
Ostatnio zachorowałam. Nie było mnie 2 tygodnie w szkole. Nadrobiłam zaległości itp, wszystko by było dobrze, gdyby nie pewna rzecz którą sobie uświadomiłam...
Od pewnego czasu robię wszystko żeby do szkoły nie chodzić. Bardzo często mnie nie ma w niej. Nauczyciele krzywo patrzą, koledzy również kpią sobie z tego. Kiedy powiedziałam że chcę zmienić szkołę, wszyscy mówili: Aga, to przez tą prof. W...? Nie przejmuj się, miej ją gdzieś! Łatwo mówić...
Teraz np, zamiast siedzieć w szkole na j. polskim siedzę przed komputerem i piszę do Was. Nie jestem w stanie chodzić do szkoły...
Problemy z zeszłego roku powróciły. Koleżanki widzą że coś jest nie tak, nawet próbują podpytać a ja udaję uśmiech i odpowiadam że wszystko ok, bo co ma być ze mną nie tak?
Wczoraj weszłam do szkoły tylko żeby oddać pracę na matematykę... Zaraz strasznie się spociłam, miałam dreszcze, zasłabłam, popłakałam się i... wybiegłam z tego budynku. Nie mogę zrozumieć, o co chodzi, dlaczego tak jest?
Dziś mam psychologa, niebawem psychiatrę. Jednak ta kobieta trochę mnie traktuje jakbym była dziwna, nie ma profesjonalnego podejścia do sprawy. Myślę nad jej zmianą.
Rodzice mnie nie rozumieją. Mama wciąż powtarza "Tobie nie jest potrzebny psycholog" a tata dodaje "tylko porządne lanie"
Sami widzicie jaką mam sytuację. Nie mogę podejść do mamy i powiedzieć: hej mamo, mam problem. Od miesiąca nie chodzę do szkoły, piszę sobie sama usprawiedliwienia, bo się boję.
Dostanę tylko za to szlaban i lanie.
Dodatkowo mój chłopak mnie nie rozumie. Twierdził że sobie zmyślam, dopóki nie poryczałam mu się i nie powiedziałam dokładnie co mi jest, co ja czuję. On nigdy tak nie miał - przez równie dobre liceum przeszedł bez problemu, a także chodził w kratkę i miał lepsze oceny niż ja za kiwnięciem palca, a ja wciąż się uczę...
Dodam, że mam bóle jakby serca, w lewym boku i kiedy próbuję wstać do szkoły, mimo najszczerszych chęci - nie mogę... Często także boli mnie głowa, mam duszności, i to już nie tylko w nerwowych sytuacjach ale i po nich, kiedy właściwie ten stres powinien już opaść...
Miałam także jakiś czas temu takie głupie myśli, że może zajdę w ciążę? Przynajmniej nie będę musiała chodzić do szkoły.
Głupie, co? Ale ja szukałam wszelkich sposobów żeby nie musieć iść tam...
Ps. od stycznia zmieniam szkołę...
A teraz rada do Speedy - słuchaj, to już ostatnia klasa. Niecałe pół roku, właściwie 4 miesiące. Może faktycznie pochodź trochę za nauczycielami, poproś o możliwość uzupełnienia ocen? Może warto także wybrać się do psychologa mającego kontakt z Twoją szkołą - może on wydać Tobie kwitek o Twoich problemach i będziesz mógł wszystko nadrobić, nauczyciele będą mieli obowiązek na Twoją prośbę np. przesuwać Tobie sprawdziany itp. Może warto?
I idź za ciosem :) skończ to liceum, napisz maturę i w międzyczasie pójdź do psychologa (chyba że już chodzisz) :) Pozdrawiam