Skocz do zawartości
Nerwica.com

dolomit

Użytkownik
  • Postów

    146
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dolomit

  1. Żenujące to jest twoje wcinanie się w temat, w ktorym nie masz nic , jak widac do powiedzenia. Idź sobie na temat o zlociku. Tam pasujesz Odwal się się ode mnie, ok?
  2. Lady, Jezus żył 33 lata, ta magiczna liczba bardzo do mnie przemawia, zostało kilka dni.... A co to jest???? Nie jęczenie?
  3. ..........w sumie masz rację.
  4. Czytając Wasze posty nasuwają mi sie pewne spostrzeżenia Mianowicie Jesteście mega kozakami, bez zająknięcia znoszącymi ciężkie choroby psychiczne wraz z ich objawami, ktorzy są tak twardzi,że normalnie funkcjonują, pracują, robią kariery oraz prowadzą normalne życie rodzinne . A ja jestem zwykłym jęczącym frajerkiem , ktory w swym lenistwie od 4 lat stoczył się na dno, bo uwielbia ten stan, wprost ma wielokrotne orgazmy z radości , że nie może do południa wyjśc z łóżka i nie ma i nie będzie miał z czego żyć. Kocham wprost pobyty w psychiatrykach.Uwielbiam być zalęknionym debilem. Tylko że 30 % chorych na CHAD typ mieszany w końcu odbiera sobie życie. Coś dużo tych frajerków, nie sądzicie? A może wcale nie jesteście aż tak chorzy jak Wam się wydaje, bo zaręczam, że moje kozactwo i odwaga oraz zaciekłośc w walce, jest o wiele większa niż u innych. Może nie macie aż tak przewlekłych i silnych objawów-może macie objawy okresowe-co jakis czas wracacie do normalności, co pozwala złapać oddech.Nie wiem.Może leki zmniejszają objawy, są skuteczne. Może prawdą jest że CHAD jest jedną z cięższych chorób psychicznych. Nie wiem-nie mnie licytować. Fakt jest taki, że jestem twardszy od Was pod każdym względem a mimo to powaznie myślę o samobójstwie, podczas gdy u Was wywołuje to przerażenie i brak zrozumienia....Widocznie nie jest z Wami aż tak źle. Wiem , że każdy z takimi objawami jak ja, będzie bez przerwy myślal o tym żeby objawy te zlikwidować, a gdy wszystkie sposoby zawiodą będzie myślał już tylko o samobójstwie.I nie ma kozaka,ktory będzie żył mimo to.... I nie piszcie o tzw "próbach samobójczych" Co to ma być? Kpina? Jak chcę się zabić to skaczę z 10 piętra, rzucam pod tira lub wieszam.To chyba oczywiste? Jakie próby?
  5. Tolken Zaraz Ci napiszą że samobójstwo jest aktem tchórzostwa, że odwagą jest żyć ( ale czy wegetować w takim stanie beznadziejnie? ) i takie tam bzdury. Ja też jestem już bliziutko. I wali mnie to, jak będą mnie nazywać i co o mnie sądzić. Niech wpierw sami przeżyją przez kilka lat nieprzerwane i niechciane jazdy przypominające te po LSD czy Extasy.Potem pogadamy. W takim stanie zajmować sie dzieckiem, odprowadzać je do przedszkola,chodzić z nim do lekarza, robić zakupy,wykonywac codzienne czynności- oto prawdziwa ODWAGA. Ja już nie wierzę własnym oczom i nie ufam własnym myślom.Nie pamiętam o czym i z kim rano rozmawiałem Świat dociera do mnie przez wykrzywioną percepcję jaką może mieć skrajny narkoman. Żyć w takim stanie i godzić się na niego to frajerstwo,nie odwaga.Odwaga to z tym skończyć Najważniejsze abym wreszcie zaznał tak bardzo od 4 lat upragnionego zwykłego SPOKOJU.
  6. Skoro mozna leczyc to dlaczego od 4 lat nawet NIE ZALECZYLI ani nie złagodzili objawów??? Braknie tu miejsca, jak wymienię leki ktore już grzecznie i bezskutecznie wrzucałem w siebie. Tez znam temat z autopsji. -- 04 paź 2011, 22:59 -- Sama sobie idź do ośrodka zamkniętego.( nie gniewaj sie tylko ) Byłem już i nic z tego nie wyniosłem, poza zaćpaniem neuroleptykami...Skoro to jedyna rada na tę chorobę to ja dziękuję Nie interesuje mnie zdanie Bliskich..To JA a nie Oni zdycham każdego dnia na ich oczach. I stałem się praktycznie inwalidą nie potrafiącym nawet zarobić na swoje utrzymanie
  7. a wiesz że popełniając samobójstwo wysoce prawdopodobne jest że wpędzisz w to bagno swoje dziecko dla którego będzie to traumą do końca życia? chcesz żeby cierpiał i przeżywał to samo co ty? dla mnie to zwyczajny egoizm. to ja już wolę cierpieć i być w bagnie do końca życia niż skazać bliskich czy kogokolwiek na to by wpadł w taki sam stan PRZEZE MNIE. ....a wiesz , że wysoce prawdopodobne jest to , że wegetując w takim stanie przekroczę granice wytrzymałości i zrobię rzeczy o wiele gorsze niz samobójstwo i jeszcze bardziej traumatyczne dla mojego dziecka? Może obciązanie najbliższych swoim stanem to właśnie jest egoizm?
  8. Nie usprawiedliwiam sie.Mam to głęboko w .......co sobie inni pomyślą ,jak juz będzie po wszystkim Słuchaj ,ja nie jestem jakąś nieszczęsliwie zakochaną smarkulą, ktora w afekcie tnie sobie żyły ( nota bene wysoce nieskuteczny sposób ) Jestem 40 letnim facetem , ktoremu cięzka i nieuleczalna choroba psychiczna odebrało bezpowrotnie WSZYSTKO co mają rówieśnicy-zdrowie, normalną rodzinę, karierę, pracę, źródlo dochodu,status materialny, imprezy, hobby, zainteresowania, szacunek do samego siebie. Lepiej by mi było znienacka zginąc w jakimś wypadku drogowym niż zaznać tego wszystkiego Teraz muszę zebrać się na ODWAGĘ i dopomóc losowi w sprokurowaniu tegoż wypadku Myślisz/cie że to łatwe? Do głupiego dentysty ciężko pójść.....a ja mówię o świadomym wjechaniu pod ciężarówke ze świadomością tego ,że ciężko zidentyfikować mnie potem będzie.Zapewne będzie bolało.Ale teraz boli bardziej.Każda minuta, godzina, dzień, tydzień, miesiąc rok tej niewysłowionej męczarni Nie wiem jak długo jeszcze. Jeszcze jak naiwniak czekam na CUD........... Czarna róża-czuje podobnie
  9. Każdy jest inny. Brak mi pokory? A pokora to cnota, czy jak? Gdyby wszyscy i od zawsze kultywowali by pokorę ,to dzisiaj tkwilibyśmy zapewne w epoce kamienia łupanego .....Skąd się wziął postęp? Z braku zgody na życie w syfie. z braku pokory Nie wiem co lepsze i nikt nie wie : Brak Ojca czy też bycie codziennym świadkiem jego upadku, upodlenia i zidiocenia oraz bezradności. Ja miałem ojca CHADowca -alkoholika.Uwierzcie mi-ma szczęscie , że popełnił samobójstwo zanim byłem w stanie go zabić. Szkoda ,że nie umarł wcześniej.Może mając , niepełne, ale spokojne dzieciństwo nie rozchorowałbym się ? CHAD to choroba genetyczna-OK.Ale może do jej rozwoju potrzebny jest jakiś impuls,wyzwalacz? U mnie może to było 10 lat awantur pijackich do białego rana? Do czego zmierzam Może lepiej dla mojego dziecka nie mieć wzorca ojca, który czasami nie wychodzi z pokoju i łózka przez tydzień, i ktory nie potrafi nawet zadań pierwszoklasisty pomóc odrobić? Ktory nie odzywa się całymi dniami , bo ma pustkę w głowie i lęk trącający szaleństwem? Ktory nie potrafi się pogodzić z tym , że Żona rozgląda się a zdrowymi......... Nie wiem Tak nie mam pokory-nie będę kłaniał się chorobie.Nie pasuję na męczennika.Gdybym był Chrystusem , to w gaju oliwnym była by rzeźnia a nie pojmanie. Mogę z chorobą wygrać unicestwiając ją wraz ze sobą. BYŁEM OJCEM Teraz jestem ciężarem nawet dla samego siebie
  10. ....jedyna rzecz , ktora mnie powstrzymuje to moi Bliscy. Jako osoba kiedyś bardzo empatyczna, a teraz tylko z fragmentarycznościa tej zdolności ,bardzo cierpię na myśl o tym, co Oni będą przechodzić. Jednakże na dłuższą metę słaby to powód do znoszenia kolejnych miesięcy i lat bezsensownej męki, która doprowadziła mnie na samo dno umysłowe, rozumne, mentalne, materialne i towarzyskie To po pierwsze. A po drugie ,ja juz ponad 4 lata znoszę dla Nich ten całkowicie upodlony stan. Myślę , że Ich cierpienie po moim zejściu będzie znacznie krótsze. Niepotrzebnie zwlekam tyle lat. Gdy to się zaczęło moje dziecko mialo 3 lata. Gdybym wtedy zrobił z sobą porządek, teraz zapewne by już mnie nie pamiętało, a przy małej dozie szczęscia miało by nowego tatusia. Teraz ma ponad 7. Wszystko rozumie.Jestem Jego oczkiem w głowie.Ono moim. Lecz im później rzecz całą wprowadzę w życie tym gorzej dla wszystkich. Nie ma się co oszukiwać. Zawsze mówiłem-nie jestem materiałem na inwalidę. A wtedy wyobrażałem sobie "tylko" wózek inwalidzki. Okazuje się , że choroba psychiczna jest jeszcze gorsza.Jestem niewolnikiem swojego chorego umysłu,rozumu, emocji i zdolności postrzegania ,debilem,Straszne,zwłaszcza ,że wcześniej byłem odwrotnością tego stanu. To gorsze niż być niewolnikiem swojego ciala.
  11. Poczekam na Twoją opinię.Chociaz nie wiem co innego mieliby wymyślić niz w "moim " szpitalu? Pokój z pielęgniarką? :-)
  12. SUPER!!!! Szkoda ,że u mnie po początkowych fajerwerkach poprawy ,nadeszły makabryczne bóle głowy i spadek skuteczności leku... Ale początek był fantastyczny.Poczucie szybkiego powrotu do zdrowia
  13. Brzmi nieźle Ja też zawsze jestem na oddziale afektywnym w szpitalu , w ktorym bywam. Jego największą zaletą jest to , że jest cały dzień od 8 do 18 otwarty.Trzeba być oczywiście na obchodzie i wszystkich zajęciach, terapiach oraz wydawaniach lekow, ale na posiłki idzie sie na stołówkę oddaloną jakieś 300 metrów od oddziału.Przed oddziałem jest taras , gdzie są ławki i można cały praktycznie dzień siedzieć i pić kawę.Bez problemu dostaje sie przepustki na teren całego szpitala ( duży ) .Nieformalnie wychodzi sie też do lasu-parku graniczącego ze szpitalem. Tylko tak sobie wyobrażam pobyt w szpitalu i tylko tam mogę przebywać. Nabawiłem w trakcie choroby się klaustrofobii i pobyt na oddziale zamknietym skończyłby się na pewno ucieczka lub pasami i haloperidolem....
  14. Rozumiem Byłaś juz tam kiedyś? Wiesz na jaki oddzial idziesz? Są tam jakies oddzialy "otwarte" z wolnymi wyjściami?
  15. Ślicznotka-rozumiem Cię Mam wrażenie , że ten caly dzienny oddział wraz z idiotyczna terapią pogorszył Twój stan. Jakis czas temu byłaś nakręconą laską na granicy hipomanii.Lepsze to niż stan , ktory masz teraz. ja już też jestem bliski kapitulacji jakby tu zobrazować mój stan? Mój umysł funkcjonuje, a raczej nie funkcjonuje tak jak wtedy, gdy kiedyś miałem zapalenie płuc i gorączke ponad 40 stopni przez kilka dni..Kto mial taką gorączkę, wie jak to jest-jest się na granicy halucynacji i obłędu. Nie da się myśleć. Można tylko zdychac. Do tego lęk i panika. Nie mogę juz
  16. Spokojnie. Napisałem przecież że to kwestia minimum kilku tygodni... trzeba pozamykać różne sprawy, jak juz sie zdecyduje. Nie mogę zostawić syfu po sobie.
  17. ....a u mnie bez zmian..... Dopiero połowa dnia , jak przetrwać do wieczora ? Jestem więźniem chorego umysłu.Wszystko oprócz cierpienia jest odległe, nierzeczywiste,NIEREALNE. A najgorsze jest to , że kresem tego stanu jest chyba tylko ...no wiadomo. Niech juz będzie noc, kiedy to naćpany lekiem nasennym zasnę kamiennym snem.... Jutro kolejne szaleńcze jazdy.Zaprowadzić i odebrać dziecko ze szkoły.W jakim ja jestem stanie, skoro to mnie aż tak przeraża i przerasta?
  18. Jak juz powiedziałem żadne wzorce samobójcze moich przodków nie mają znaczenia. Bardzo silne poczucie nieuleczalnej choroby psychicznej, wykluczającej z normalnego funkcjonowania mnie w społeczeństwie, rodzinie, wśród znajomych, życiu zawodowym, majętności,roli ojca, męża jest wystarczającym powodem do wykorzenienia mojej osoby z tego świata
  19. Czyli do 36 roku życia byłeś kimś kto nie szanowął innych , nie był zdolny do empatii, mowił o innych mięczak a nie potrafił pomysleć wczuć sie i odczucia innych i nagle przyszło to do ciebie. Byłeś raczej typem który wyrywał łatwe proste laski ,sam też był łatwy i prosty a teraz tak trudno sie pogodzic z tym ze i tobie sie przydazyło. Jak sie zyje za prosto i za łątwo w sescie uczuciowo-umysłwym to później jest jeszcze . Jak to napisała Heleonore mit własnego mach upadł i teraz cięzko, nie mysl o samobójstwie tylko o tym jak sobie poradzić z życiem jak jest trudniej, to jest dla ciebie prawdziwy test wytrzymałości a nie tamto zbyt proste zycie tylko to swiadczy o tym jak jesteś mocny i jaką masz siłe charakteru w sobie. Nie nie nie !!! Byłem konsekwentny, poukladany, myslalem w pierwszej kolejności o innych ( żona, dziecko, mama , brat ), całą kasę i zdolności rozwiązywania problemów ładowałem w dom i bliskich , sprawialo mi to przyjemnośc i poczucie wartości-poprzez macho rozumiem zaradność wbrew przeciwnościom losu, nie pękanie pod byle pretekstem , stawianie czoła kłopotom, jednym slowem-kontrola nad nieokiełznanym biegiem wydarzeń zwanych ŻYCIEM
  20. Hm Nie wiem co by było jakbym go nie znal......ale objawy choroby sa tak drastyczne że prędzej czy później prowadzą do samobójstwa ( van Gogh, rodzina Hemingwayów , Kurt Cobain itd ) Może jego samobójstwo pozwala mi myśleć ,że mimo wszystko świat kręci się dalej......po moim też się jakoś ułoży....Rok zawirowań i będzie git. To lepsze niż obecne 4 lata beznadziei niszczącej moje i wszystkich moich bliskich życie. I ta swiadomość kolejnych lat bezowocnej męki i rozkładu rodziny oraz mojego ego...... Helenore. Nie mam szans. Szanse sa wtedy gdy przeciwnik jest uchwytny, realny, dostępny.Wtedy sa szanse. Wtedy walczy się do upadłego...
  21. Ja piję Nie wiem czemu, pod wpływem alkoholu ,choć na chwile objawy łagodnieją, a umysł się oczyszcza.....Można powiedzieć , że trzeźwieję w miarę picia.Tylko po alkoholu powraca jakaś cząstka dawnego mnie. Wiem , że jutro będzie tak samo źle. Bo gorzej już być nie może. Wiem czemu mój ojciec pił kilka lat non stop zanim sie powiesił. Na zdrowie
  22. hm. Ja mam 40 lat. do 36 roku życia byłem tzw typem "macho" hehehehe Wiesz-łatwe pieniądze, dobra prezencja, poukładane w domu itd. Potem nagle przyszła ona -choroba. Były u mnie w rodzinie ze strony ojca samobojstwa. Mięczaki i Frajerzy-tak o nich myślałem wtedy. Teraz już wiem -to choroba-niestety genetycznie przeszła też na mnie. Mój ojciec zakończył życie na sznurze dokładnie w moim wieku.A właściwie męczarnie, którą zagłuszał alkoholem.... Moje plany to nie jest efekt chwilowych zaburzeń nastroju, niepowodzeń życiowych itd. To dokładne zbilansowanie zysków i strat związanych z moja decyzja. Jak to zrobie-już dawno wiem. Kiedy? Nie wiem Chcialbym mieć to już za sobą. Nawet jeśli istnieje Bóg i Jego przykazania to mi to wybaczy-Zapewne wie jak strasznie trzeba cierpiec aby samemu odebrać sobie Jego dar-życie
  23. A najgorszej est to , że ja tak strasznie chcę żyć !! Chcę smakować i korzystać z daru jakim jest ŻYCIE , tak jak to drzewiej bywało.Z wszystkimi przyjemnościami jak i kłopotami.Ale ja to wszystko CZUŁEM, ROZUMIAŁEM, ROZKMINIAŁEM i reagowałem. Tyle rzeczy juz zrobiłem, lecz tyle jest jeszcze do zrobienia. Ale uwierzcie mi-w takim stanie się nie da. Jestem pozbawiony rozumu, zmysłów i uczuc. Każda godzina jest walką i gehenną ,a zarazem zapowiedzią kolejnej i kolejnej tak samo udręczonej godziny. Instynkt życia jest jednak ogromny. Ciężko będzie go przegwałcić... Lecz znam siebie, wiem, że dam radę . Kiedyś byłem pewny siebie i zdecydowany.Do końca konsekwentny. Myśle , że gdzieś tam , pod tym całym gó.wnem choroby te cechy jeszcze pozostały. One i alkohol pomogą mi przekroczyć tą magiczną i tajemnicza barierę. Cierpienie i objawy są tak wielkie , że dla nikogo i niczego nie jestem w stanie ich dłużej znosic. Myśle , że to kwestia tygodni. Może miesięcy. Lecz czemuż mam się oszukiwać , jak frajer, że będzie lepiej? Skoro od lat 4 jest strasznie i coraz gorzej pomimo wszelkich możliwych środków do walki z tym czymś? na pytanie-kiedy będzie lepiej? odpowiedź w tym przypadku może być tylko jedna JUŻ BYŁO
  24. Tolken...........doskonale Cię rozumiem Każdego wieczora jestem zdziwiony, że mimo wszystko jeszcze żyję i zastanawiam się jakim cudem przetrwałem dzień....ale zastanawiam się też PO CO? Wiem , że kolejny będzie taki sam. Obudze się w takim stanie, że będę przekonany, że to już TEN dzień , kiedy wreszcie pozwolę sobie na zafundowanie wiecznego spokoju i ulgi.... Choruje od 4 lat. Od razu bardzo ostre objawy. Derealizacja, Lęk, oszołomienie, napięcie ocierające sie o utratę zmysłów.Następstwem tego pojawiła się silna depresja Od prawie 1500 dni objawy opuściły mnie może na 50 dni w sumie-lecz była to bardzo nerwowa,nieprzyjemna hipomania. Stałem się szmatą.Nie mam pracy,nie mam przyjacół,rodzina się posypała, mój dochód to 600 pln renty,wszystkie oszczedności poprzedniego życia pochłonęła choroba.Nie czytam, nie oglądam filmów, nie ZAZNAŁEM OD 1500 DNI ANI JEDNEGO DNIA RELAKSU, SPOKOJU. Szpitale, terapie, WSZYSTKIE leki. Żadnej poprawy, żadnej nadziei Często nie wiem jaki jest rok, a jak juz wiem to te cyferki nic mi nie mówia. Kompletnie nie czuję upływu tych 4 lat odkąd zaczęła się choroba. Niewiele z tego okresu pamiętam ze świata zewnętrznego.Nie znam żadnych wydarzeń z kraju i ze świata.Jestem debilem, a byłem inteligentny, oczytany , zarobiony. Tylko jedno wielkie ogromne cierpienie związane z objawami i derealizacją. Świat jest nierealny, wszystko dzieje się jakby "pod wodą". Czasami spotykam jakichś znajomych, ktorych nie wiem juz skąd znam i pytam "co u rodziców'? A Oni robią wielkie oczy i mówią "przecież mój stary nie żyje od 2 lat" I fakt-jak przez mgłę przypominam sobie że byłem przeciez na pogrzebie. Odbieram moje dziecko ze szkoły. Dzieci są na dworze.Biegają. To sie za szybko dzieje-nie potrafię wśrod tych biegających dzieci wyłowić wzrokiem mojego Ku.rwa!!!! Co ja zrobiłem, że stałem się takim inwalidą i kaleką? Czy nie mógłbym postradać zmysłów do tego stopnia żeby być nieświadomym choroby? Czasami wpadam w panikę....gdzie jest moje dziecko? Nie pamiętam gdzie teraz jest. Był rano ze mna a ja nie wiem, czy zaprowadziłem go do szkoły, czy juz odebrałem, czy może zgubiłem na mieście, ktorego topografia też mi szwankuje... Byłem empatą....teraz czasami zastanawiam się czy moja Mama żyje czy nie, a nawet jak nie to co z tego, skoro jest tak realna jak cały świat.........czyli podwodny świat, zza szyby, ktory jest poza moim zasięgiem. Ok Myślę , że nadchodzi mój czas. Nie wiem co musiałoby sie wydarzyć, a co nie wydarzyło sie dotychczas, co odmieniłoby mój los, moje zdrowie. Boże, ja tylko pragnę SPOKOJU... Odebrałeś mi go więc musze go sobie dać sam.. I myślę że niedługo się policzymy.Twarzą w twarz. Bo jestem pamiętliwy i mściwy
×