Skocz do zawartości
Nerwica.com

lula

Użytkownik
  • Postów

    68
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lula

  1. Do bojuuuu... Jestem z Tobą!
  2. i wbrew sobie podejmujecie różne wyzwania? Tylko tak ostatnio spędzam życie Ale przyjdzie lepszy czas. I mam taki plan, że w nagrodę zmienię pracę z tej ambitnej, stresującej na spokojną i wymarzoną pracę w bibliotece.
  3. Nn jeśli nie jest Ci życie obojętne, a słyszę, że nie jest, bo źle Ci z tym, to jest nadzieja, że wyjdziesz z tego. Nie napiszę nic nowego. Musisz iść do psychologa i załatwić temat z lekami. Z mojego doświadczenia wiem, że leki pomagają, ale na dłuższą metę szkodzą. Ich nie powinno się brać po prostu jako panaceum na wszystkie trudności życiowe i w nerwicy, depresji przez długi okres czasu nie łącząc ich z psychoterapią. Odczuwam podobnie jak Ty, tylko nie w takim nasileniu. Tak bardzo boję doprowadzić się do ostateczności, że mimo, że rzygać mi się chce tą walką, tą wojenką, na którą wychodzę codziennie, to jednak robię to, bo boję się, że jeśli tego nie zrobię to będzie już tylko gorzej. Wyjście do pracy jest totalną męką. Skończyły mi się już wszystkie wymówki i wiem, że teraz jest moment: wóz, albo przewóz. Albo nerwica mnie zje, albo ja się nie dam. Zapisałam się ponownie do psychologa. Tabletki mam, ale nie biorę. Pomagają już samą obecnościa w torebce, bo mam świadomość, że mam wybór. Mam narzeczonego i on mnie bardzo wspiera. Jest wspaniały i nie chcę mu zmarnować życia. Wiem, że ciężko mu jest, jaki jest bezradny, jak cierpi, gdy nie wie jak mi pomóc. Nie chcę by tak się czuł. Chcę pomóc sobie i pomóc jemu tym, że zawalczę o siebie. Paradoksalnie mimo swoich słąbości widzę, że w zetknięciu z problemami innych znajduję, odzyskuję siłę! Potrzebuję ludzi, a oni potrzebują mnie. Mam kochanego malutkiego siostrzeńca, który chce się bawić z ciocią. Jak mogę mu odmówić? Czy lęki, ataki mają mi to oderać? Więc wyciągam się za ryj i umieram w piaskownicy, ale za chwilę jest dobrze, bo on ma tyle życia w sobie i mnie kocha. I już robi mi się wstyd na samą myśl, że mogłam mu odmówić. I mówię sobie nigdy więcej nie będę się bać. I boję się i znów biorę się za twarz, bo wiem, że warto i że inaczej nie można. Mówię Ci: myśl o swoich dzieciach, o żonie, o sobie, którym byłeś przed, o wszystkich tych rzeczach, które nadają sens i wyznaczają cel. Rób wszystko (albo chociaż próbuj) czego nienawidzi nerwica. Uśmiechnij się nawet przez szczękościsk, wykąp się - na chama, poćwicz - nawet na siłę, wyjdź przed dom - padniesz? najwyżej Cię pozbierają, zadzwoń do żony, mamy, babci, - nie z prośbą o kupno chleba, może oni potrzebują Ciebie, może chcą usłyszeć, że o nich myślisz i kochasz. Wybacz jeśli przybrałam zbyt mentorski ton - to tylko w dobrej wierze. A na koniec rada dnia od luli. Rano, gdy wychodzę do pracy, gdy jest najgorzej- myślę sobie o innych nerwicowcach, którzy przeżywają to samo, bo w kupie raźniej. Trzymam kciuki za Ciebie, a Ty proszę trzymaj za mnie.
  4. A dla mnie cały czas jest fenomenem jak zdrowy organizm może zachowywać się jak chory? Może podchodzę do tego zbyt analitycznie, ale to się nie trzyma kupy. Nie rozumiem jak to jet możliwe technicznie, że zdrowe serce zachowuje się jak jakby miało zawał, dlaczego czyste pluca i drogi oddechowe bez zmian chorobowych dają wrażenie duszenia się, co sprawia, że mimo braku guzów mózgu i schorzeń błędnika kręci nam się w głowie i wreszcie jakim cudem zdrowa osoba może mieć permanentne wrażenie,że zemdleje. Mam dziś zły dzień i wkur*a na tę zasraną nerwicę. Wszyscy zdrowi a jakoś chorzy!!! Cholera ja już nawet nie wiem kiedy jestem naprawdę chora. Ostatnio się przeziębiłam i nie wiedziałam czy to przeziębienie czy nerwica. Wszystko można zrzucić na nerwicę. A z tą temperaturą to też nie rozumiem. Może tak naprawdę mając ciągle 37,1 (jak w moim przypadku) ma się jednocześnie 36,6 tylko jak się ma nerwicę to się nie zauważa, że temp. jest ok nawet jak nie jest. Im dalej w las z tą nerwicą tym wydaje mi się, że wiem mniej niż na początku. PRZECIEŻ NIE MOŻNA BYĆ ZDROWYM I CHORYM JEDNOCZEŚNIE!!! Niech mi ktoś to wyjasni, bo brak mi już sił....
  5. Parę dni temu jadę do pracy. Oczywiście zlana potem, z zawrotami głowy z jedną jedyną myślą kołacząca się po głowie: uciekaj, uciekaj. Drzwi tramwaju otwierają się na przystanku a ja walczę z chęcią ucieczki i powrotu do domu. Ale nie mogę Nagle zarejestrowałam, siedzącego na przystanku, jednego z moich ulubionych aktorów. Normalnie bardzo bym się ucieszyła, ale byłam tak ztripowana, że tylko go zarejestrowałam. Atak był tak silny, że patrzyłam na niego, wiedziałam, że to on, ale myślałam tylko o tym co się rozgrywa w mojej chorej głowie. Ciekawe co sobie pomyślał. Najśmieszniejsze jest to, że przypomniałam sobie o całym zajściu na drugi dzień. Atak tak mnie zaślepił, że nie zdawałam sobie sprawy z tego co się wokół mnie działo. Śmiać mi się ze mnie chce.
  6. Polecam stronę www.zegarsmierci.info Tam już wiedzą kto ile będzie żył. Bzduura tak jak wróżba z ręki. "Cyganka prawdę ci powie" i wyjmie portfel z kieszeni.. Lanie wosku... Czary mary... Fiufiufiu...
  7. Ciekawe, ja też się urodziłam z komplikacjami. Ogólnei niedotleniona, bo kiedyś (chociaż dziś też nie jest lepiej) lekarz nie martwił się losem rodzącej i wszystko przedłużało sie w nieskończoność. Poza tym mama twierdzi, że przez całą ciążę czuła się fatalnie,miała anemię, niedowagę, jadłowstret i męża alkoholika. Urodziłam się przy świecach i przy akompaniamencie burzy po całonocnych męczarniach mojej kochanej mamuni. Czyli jak popier****a od urodzenia? Pozazaniec nerwicowy. hehe
  8. m, masz rację- w związku nie można czuć się jak skazaniec, a co gorsza odmawiać sobie prawa do posiadania znajomych. Tylko co można myśleć o 34 letnim dojrzałym mężczyźnie, który umawia się z 21. latką poznaną w internecie przy okazji słownych prowokacji i delikatnego flirtu? SZUKA! A skoro sam już sobie zadaje pytanie czy jest coś nie tak i bierze pod uwagę tę możliwość, że nie całkiem jest w porządku, to chyba warto się nadtym zastanowić. Swoją drogą trudne jest życie w związku 16 lat z dziećmi, gdy nie jest już tak jak na początku, bez tego pięknego rauszu zakochania, motyli w brzuchu, tajemnicy, namiętności. Nie ma lekko. Ale bierzemy odpowiedzialność za drugiego człowieka i pewnych rzeczy się po prostu nie robi. Chyba, że świadomie wybiera się drogę samotnego don juana- a wtedy można spotykać się już nawet z 19. latkami poznanymi w tramwaju.
  9. lula

    DZISIEJSZE ROZMOWY W TOKU

    Hej, czy ktoś to może archiwizował. Trafiłam tylko na końcówkę. Chętnie zobaczę całość.
  10. Bo nerwica wraca, gdy my wracamy na stare tory i zapominamy o wyciągnietych wnioskach. Piszę o sobie, bo dla mnie to było niepojęte,że raz ją już zwalczyłam a ona powróciła. Po intensywnej terapii moje zycie wyglądało inaczej. Pilnowałam się, starałam się nie popełniać starych błędów, nie powrócić do wcześniejszych, niedobrych schematów zachowań. Niestety jak już było dobrze, to zdawałamm się zapominać i krok po kroku wróciłam do dawnych przzwyczajeń. Teraz znów pracuję nad sobą i nie popełnię już tego błędu.
  11. ooojjjeeee chłopaki tak świetnie się Was czyta!!! Właśnie miałyśmy wszystkie kobietki tu szansę zobaczyć na czym polega fenomen męskich rozmów. Zawsze chciałam móc się takiej dyskusji przysłuchać, ale z przyczyn obiektywych (jestem kobietą) nie miałam nigdy okazji. Wzruszyłam się Zazdroszczę Wam. A co do kwestii starconych lat..Czasem żałuję, że inaczej się życie nie potoczyło. Z drugiej strony wierzę, że nic nie dzieje się bez powodu. Z perspektywy czasu wiem, że nerwica dużo dobrego zabrała, ale tyle samo dobrego oddała. Pewnych rzeczy nie rozumiałabym, nie czuła, nie zauważała. Przez nią wszystko w życiu mi się przewartościowało i wiem, że na lepsze. Czy potrafiłabym docenić pewne sprawy gdyby nerwiczka nie przeciągnęła mnie ryjem po ziemi? Wątpię. Czytałam ostatnio książkę Bartoszewicza "Warto być przyzwoitym" z opisami jego młodości. Człowiek przeszedł bardzo dużo w życiu, ale w żadnym zdaniu nie znalazłam cienia żalu z powodu ciężkich doświadczeń. Czy byłby tym, kim dzisiaj jest (szanuję go niezmiernie), gdyby los zaplanował dla niego inny scenariusz? Ja wierzę, że nerwica, jak każda trudna sytuacjia życiowa, sprawia, że stajemy się lepsi i to jest właśnie ważne bo rzutuje na teraźniejszość i przyszłe życie. I to jest o niebo ważniejsze niż żal za nieposiadaniem atrakcyjnych wspomnień.
  12. mizer, no cholera, muszę się przyczepić. Jaka do groma depresja ukryta? Poza tym podpisuję się pod kazdym słowem. dodam jeszcze mareks, że u mnie na początku wyglądało to co do joty jak w Twoim przypadku. Ten zmasowany atak na wszystkie ustroje mojego organizmu zrobił mi z pupy przysłowiową jesień śreniowiecza. Psychoterapia i kupa przemyśleń nad moim życiem pomogły na tyle, że funkcjonuję. Każdy atak mija. W moim przypadku jest to maksymalnie 30 minut, więc mam to głeboko... Ktoś tu na tym forum, nie pamiętam kto napisał zdanie które bardzo mi pomogło. Ataki dopadają tych, którzy się ich boją. A nie ma czego.
  13. Mizer, skąd czerpiesz taką wiedzę? może jakiś namiar na książkę, www, artykuł? Koncepcyjnie trzyma się to wszystko kupy, ponieważ poród jest dla dziecka stresotwórczy, ale twierdzenie, że niektórzy się z tym rodzą jest odrobinę przesadzony. Z Twojego wnioskowania wynika, że dla jednych dzieci moment przyjścia na świat jest bardziej stresogenny, a dla innych trochę mniej? Tomku, miałm podobny sen jako dziecko. Śnił mi się czesto. Nie do opisania pod względem fabularnym, żadnych słów, osób. Męczyło mnie to bardzo, bo koszmar sie powtarzał a ja jako 6-7 letni szkrab nie potrafiłam opowiedzieć mojej mamie co mi się sniło. Określiłabym to teraz jako sen sensualny, abstarkcyjny, tak jakby koncentrował się na czystych emocjach, odzuciach oderwanych od kontekstu. Cholerka nawet teraz trudno jest mi go ubrać w słowa. Cała akcja snu polegała na niepokojącym odczuciu twardości i miałkości odczuwanej w coraz szybszym tempie. Dziwne jest to,że dokąłdnie go nie pamiętam, ale cały czas potrafie przypomnieć sobie jego atmosferę. Do dziś nie wiem co za tym dokładnie stało. Pewnie jakis lęk. A tak na marginesie sny miałam zawsze ne z tej ziemi. Moi znajomi twierdzą, że gdyby im sniło sie coś takiego to baliby się kłaść spac. A ja nawet lubię te dziwne fantezje mojego mózgu. Czasem myśle,że moja podswiadomosć jest o wiele bardziej kreatywna i rozpasana ode mnie na codzień.
  14. Niestety też to mam. moja nerwiczka wędrowniczka po okresie ssercowym, następnie dusicielsko-oddechowym wzięła się teraz za błędnik. I bardzo mnie to ciesy (tzn. nie że w ogóle), ale że przeniosła się tu, bo paranoi z zawałami już nie wytrzymywałam. Zawsze mnie łapie gdy jestem niewyspana, albo długo siedzę przed komputerem, czyli mniej więcej po 7 godzinie w pracy. Mnie pociesza myśl, że nigdy nie upadłam i że często przechodzi mi jak ręka odjął gdy coś przykuje moją uwagę lub gdy jestem w towarzystwie. Z tego wyciągnełam wniosek, że jest to li i jedynie moje subiektywne odczucie i nie ma powiązania z realnym zagrożeniem upadku. Poza tym staram sie tym nie martwić, ponieważ wiem, że zawsze mogę poprosić kogoś o pomoc w tramwaju, sklepie czy gdziekolwiek. Ludzie reagują normalniej na zasłabnięcia niż informacje, że ma się w moim wieku zawał. Staram się nastwaić do tego pozytywnie. Nic mi się nie stanie i Wam tez. A że jest niemiło. Co zrobić...taka karma czy jak kto woli taki los.
  15. Moje problemy ze snem: - tylko z telewizorem - przy zasypianiu uczucie zapadania się - wybudzanie się z uczuciem czegoś nieuchronnego - wrażenie zatrzymywania oddechu przy zasypianiu - sny głupie jak trudno sobie wyobrazić (to właściwie lubię) -modlitwa nie pomaga, bo się boję, że mi się Bóg objawi, żebym się nie bała - itp., idt. ale ogólnie uwielbiam spać, więc chyba jestem maso.
  16. lula

    Cześć jestem nowy!

    hej zwycięzco. ja też jestem DDA i rozumiem o czym piszesz. To forum naprawde pomaga. wszyscy jedziemy na tym samym wózku, więc możesz liczyć tu zawsze na dobre słowo, wsparcie i pomoc. Wiele Cie nie poradzę, bo sama mam podobne lęki i obawy. Wiem tylko, że nasze życie zależy od nas i mimo, że mielismy ch**owy start w życie, to wierzę, że mamy szansę na normalne życie. Staram się z tych beznadziejnych doświadczeń z domu wyciągnąć jakąś korzyść dla siebie i myśleć, że oprócz wątpliwej wartosci bagażu schiz wyniosłam z niego wolę walki i chęć na normalne życie. Nienormalne już było. Teraz moze byc tylko lepiej, a nerwicę traktuję jak most-etap w życiu, który był, jest potrzebny żeby wreszcie rozprawic się z demonami z przeszłości.
  17. Zgadzam się z Anią. Może nie zaczynajmy się punktowac kto ma gorzej, a kto lepiej. Dla każdego z nas najgorsze jest to co sam przeżywa. Najlepiej byłoby w ogóle nie mieć nerwicy ani żadnego z jej objawów. Maki też to zauważyłam, że gdy coś odwróci naszą uwagę to atak mija. Zaobserwowałam też jednak u siebie jeszcze coś. Taki skok adrenaliny rzeczywiście chwilowo ratuje sytuację, ale potem i tak muszę swoje odcierpieć. Ja niestey mam tak, że niemiłe sytuacje, stresy nie powodują ataku od razu tylko po jakimś czasie. Kiedyś miałam pracowity i stresujący weekend (delegacja, nowi ludzie, wyjazd na drugi koniec Polski, odpowiedzialne zadania od szefa). I co? Pierdyknęło mnie gdzieś ok. wtorku. Taki spóźniony zapłon, ale może to i lepiej, bo przynajmniej trochę rzeczy mogę zrobić.
  18. lula

    Nerwica a ciśnienie

    I jak wytrzymujesz z takim wysokim? Nie wiem jakie są normy. Może to jest niegroźne. Czy wysokie ciśnienie wywołane nerwicą jest niegroźne? Mówi się przecież, że nerwica jeszcze nikomu poważnej krzywdy (w sensie zagrożenia życia) nie zrobiła. Czy więc nerwicowe wysokie ciśnienie jest także niegroźne?
  19. EEe ja tam wolę: NIGDY NIE JEST TAK ŻEBY NIE MOGŁO BYĆ LEPIEJ. Każdego uderza indywidualnie. Ja mam jazdy sercowe, bo kiedyś bardzo lubiłam kawkę, red bulla i energetyzujące takie. To się serducho wzięło i zbuntowało, bo pewnie ze wszystkich wnętrzności najsłabsze było (jest). A u Ciebie biedaku na jelitka się głównie rzuciło. A takie rzeczy jak węgiel pomagają Ci na "rzadkie okazy"? Wybacz bezpośredniość-też jestem towarzyska i bezpośrednia.
  20. Po rozmowach z osobami, które miały zaburzenia odżywiania zastanowiłam się czy nerwica lękowa może zostawiać trwałe ślady w naszej psychice? Osoby, które wyszły z anoreksji, bulimii, mimo, że prowadzą normalne życie to zachowują "zmienione" podejście do jedzenia. Alkoholicy mimo nie picia latami, zostają alkoholikami na całe zycie...itd Po prostu po "przejściach" już nigdy nie jest tak samo i blizna po chorobie zostaje na całe życie. Ciekawa jestem czy z nerwicą jest podobnie? Czasem mam wrażenie, ze nawet gdy uda mi sie opanować ataki (a udało się na pół roku bez żadnych objawów) to zawsze gdzieś głęboko w psychice zostaje blizna po nerwicy. Co myślicie? Da się normalnie żyć bez żadnych duchów z przeszłości?
  21. lula

    Dolaczylam do Was!!!

    Witaj, witaj i pisz koniecznie relacje z postępów.
  22. lula

    Cześć

    Witaj A co Cię interesuje w psychologii? Mam podobnie a zaczęło się w przedszkolu jak wyobrażałam sobie Boga (raczej próbowałam), nieskończoność oraz największą liczbę i rozmiary kosmosu (to już w podstawówce). Takie myśli i chwile zwątpienia to chyba nic złego dopóki nie przeszkadzają w życiu i czujemy się z nimi komfortowo. Mi zaczęło być niefajnie jak zaczęłam się dusić i mieć coś ala dejavu, że dziś umrę. aaaaa
  23. Nie wiem kiedy masz ataki. wydaje mi się, że to jak z zakochaniem Jeśli to jest to, to nie masz wątpliwości. Więc może analogicznie, skoro nie masz pewności, to może nie masz ataków. Na pewno nie jest fajnie żyć z biegunką. Nie da się z tym ciągle zyc-masz rację. Życie z dusznościami też nie jest fajne. Mamy po prostu odmienne objawy, ale problem podobny.
  24. Może nie powinnam kolesia obnażać, ale w końcu jest rąbnięty, więc nie będzie litości. Pan Dobiesław Pałeczka-powiem złośliwie, chociaż nikt sobie imienia nie wybiera- już to nazwisko wprowadziło mnie w konsternację. Pierwsza rozmowa z psychologiem to konieczność nawiązania relacji, a ten pan nie odzywał się ani słowem. Kazał mi mówić i mówić. Z natury jestem gadatliwa, ale oczekuję od rozmówcy jakiejś reakcji, a on przez bitą godzinę nic. Patrzył i patrzył. Powiedziałam, że trudno mi jest wygłaszac expose z mojej nerwicy, bez uwag, pytań, dyskusji a on się gapi i tylko hipnotycznym głosem przeciągle zapytuje: taaaaak? hmmm...i co mi Pani jeszcze powie? i dalej skanuje. Ciężko to opisać. Scena jak z thrillra psychologicznego. Doktor Lecter i Jodie Foster. Jak już nic nie miałam do powiedzenia-zamilkłam, a on? także. Siedzieliśmy w ciszy jakieś 3 minuty. Gęsta atmosfera. Poczułam się jak na jakimś przesłuchaniu. Efekt był taki, że wyszłam z gabinetu zdenerwowana i do tej pory nie wiem o co mu chodziło. Oczywiście zmieniłam psychologa. Acha, mój nowy psycholog pokazał mi notatki z tej sesji. Cała godzina moich ciężkich wynurzeń została zamknięta przez pana Pałeczkę w zdaniu: "Pacjentka źle zareagowała na sposób prowadzenia terapii" Bez komentarza.
×