Mówię o zgeneralizowanej prawidłowości. Zauważ, że wielu wokalistów, kompozytorów, malarzy czy literatów uważa się powszechnie za wielkich rzemieślników. Po przyjrzeniu się zapisom biograficznym wychodzi na jaw, iż byli zapijaczonymi moczymordami, narkomanami, katami swoich rodzin i tak dalej. Co więcej, wiele dzieł sztuki, którymi się zachwycamy było tworzonych pod wpływem środków psychoaktywnych.
Ale wracając do Amy Winehouse, której nie można zarzucić tego rodzaju artyzmu i głębokiej duchowości... Jak przedmówca słusznie zauważył jej muzyka w założeniu była mainstreamowa i miała trafiać do mas. W tym segmencie się sprawdziła. Może zabrzmię jak nawiedzony kaznodzieja, ale szczyt jest jedynie przystankiem do dna. W tych kręgach panuje dewiza: żyć szybko, umrzeć młodo i w niegodny sposób dla rodzaju ludzkiego.