Skocz do zawartości
Nerwica.com

Atalia

Użytkownik
  • Postów

    518
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez Atalia

  1. Atalia, no coś Ty :!:;) Przecież środki uspokajające popijane kawą to już w Dniu Świra były ;)

    O bardziej odjechanych mieszankach nie wspomnę... Ale to już dla ekstremistów i ludzi nieszanujących swojego zdrowia i życia :bezradny:

    "Dzień świra" widziałam, widziałam, ale jakoś nie zarejestrowałam widocznie :D

    Tak, mieszanki, gardzę nimi! :mrgreen:

  2. Zazwyczaj preferuję z Afobamem, ale powinienem oszczędzać, bo nie wiem czy starczy do kolejnej wizyty u lekarza :?;)

    A sądziłam, że tylko ja popijam tabletki kawą :lol: - swoją drogą, ostatnio gustuję w kawie z pieprzem, polecam! Co do Afobamu, natomiast, no, u mnie chyba zaczął działać, toteż zmulona mówię "dobranoc" :D

  3. W autodiagnozę nie warto się bawić...

    Po raz enty napiszę, iż jestem jej przeciwnikiem.

     

    Od jakiegoś czasu mam dodatkowo wrażenie, że zdarza mi się widzieć kątem oka coś w rodzaju omamów - ciemne lub świetliste plamy, zarysy. Nie umiem na niczym się skoncentrować, szwankuje mi pamięć.

    Potrafisz napisać coś więcej na temat owych omamów, jakoś doprecyzować?

    Z tym wybrałabym się do psychiatry...

     

    Co do tego, iż piszesz, że nie stać Cie na terapeutę - psycholodzy, jak i terapeuci przyjmują przecież również na NFZ. Warto byłoby, gdybyś kogoś poszukała. I znalazła.

  4. już wam powiem w czym tkwi różnica. No więc ja mam HPD a prawie wszystkie cechy bordera- z jedną podstawową różnicą. Jestem BARDZO DZIECINNA , niedojrzała, na każdą odmowę reaguję tupaniem nogami.

    W BPD tego nie ma. Pozatym mam wszystko co w BPD :roll:

    Czy w borderze cechy dziecinności nie występują?

    Nie powiedziałabym.

    Mam zdiagnozowane BPD, nie HPD a sama uważam się za osobę reagującą i często postrzegającą bardzo dziecinnie, nie sądzę, by był to wyznacznik.

  5. Założę się, że jakbyś mnie spotkała, to byś powiedziała mi "jesteś jakiś dziwny" prawie każdy mi to mówi, a nawet wyczytuję to z twarzy ludzi. Tylko psycholodzy i lekarze traktują mnie normalnie.

    Jeśli nawet, byłby to komplement. Lubię ludzi w pewnym sensie nieuładzonych. Ty mówisz: "dziwny", ja myślę "nieco ekscentryczny" i, póki cała ta dziwność -ekscentryczność nie jest jakaś powierzchowna i pusta, jestem na tak. Sama notorycznie słyszę "jesteś dziwna", ale nigdy nie traktuję tego jako potwarzy ;)

  6. Polecam również dramat "Funne Games" - w filmie nie ma paktycznie żadnych scen przemocy, a mimo to szokuje i to mocno. Są 2 wersje (które są identyczne), ja polecam remake'e Amerykański z Naomi Watts.

    Ał.. Widziałam oryginał, film konkretnie popieprzony, nie wnoszący absolutnie NIC.

    Studium zła wyłaniającego się z niczego.

    Bleh...

  7. Mam schizofrenię, rentę, nie będę mógł mieć prawa jazdy, nieśmiałość, notoryczne rozkojarzenie, nienawidzę dzieci. I co umówiłabyś się ze mną? A a inne forumowiczki? No właśnie.

     

    Z wyglądem nie jest źle, lecz podobam się tylko dojarzałym kobietom.

    Znam kilku schizofreników, schizofrenia nie wyklucza tu możności funkcjonowania w związku partnerskim, czy nawet w małżeństwie. Prawo jazdy mnie nie interesuje, sama nie posiadam i mieć nie zamierzam, nieszczególnie obchodzi mnie fakt, czy osobnik A, B, czy C je ma. Nieśmiałość? - kwestia sporna co do tego, czy to wada, czy zaleta. Rozkojarzenie, powiadasz - znam, znam, i nie uważam za jakiś przypał. Dzieci? A tfu, też raczej nie lubię (ze 2 wyjątki, ale to raczej z faktu, iż jedno wdało się we mnie, a nawet uczeń przerósł mistrza w tworzeniu wyimaginowanych historyjek), są zbyt nudne, inwazyjne i głupawe (tak, wiem, iż to urocza opinia). Twoje argumenty na 'nie' nie są takiego ciężkiego kalibru, wieesz? ;)

  8. Tak, to strasznie pociągające jest, jeśli ktoś odrzuca. :mrgreen:

    Nie e... Pociągająca dość perwersyjnie, ale i boląco jest świadomość, że za moment będę mogła odetchnąć i moje wysiłki (wybiegi i prowokacje, by udowodnić, że ze mną nie da się) za chwilę znajdą odzwierciedlenie w stanie rzeczywistym, bo faktycznie się mnie oleje.

    Samo odrzucenie, czy nawet idea jest mroczna i straszna, bez dreszczyku...

     

    Coraz silniej odczuwam to, że "nie ma mnie tu naprawdę". Nie wiem, czy to ma związek z terapią i chcę coś udowadniać, czy o co chodzi.

     

    Jes. Mnie nie ma. Jestem mirażem. Istnieję tylko wówczas, gdy widzą mnie, percypują inni... :roll:

    Taa, 'inni' są moim sznurkiem, który nie pozwala mi, balonowi odlecieć...

    (asz... poszedłam metaforycznie!)

     

    Poza tym... Boję się, że jak pozbędę się tego całego "cholerstwa", to nic nie zostanie we mnie.

    Naturalnie! Bo stanę się nudna, kompletnie nieinteresująca, zwyczajna. Jak większość...

     

    Dobrze, że nie mam swojego mieszkania. Dobrze,że jednak matka ma nade mną tą swoją kontrolę... (choć za każdym razem wściekam się, kiedy ktoś swoimi butami wchodzi w moje życie i próbuje kontrolować cokolwiek). Tak lepiej dla mnie. Chociaż jednocześnie chciałabym wolności.

     

    Sweet... Gdybym miała swoje mieszkanie, pewnie już by mnie nie było. Gdybym miała samochód, pewnie już by mnie nie było. Gdybym nie miała nad sobą ludzi, którzy mnie pionizują i w pewien sposób 'każą' mi być, pewnie już by mnie nie było...

     

    Kiedy ja w końcu zacznę żyć rzeczywistością?! Kiedy się obudzę? :?

    ... zaakceptuję, że świat nie jest idealny, zawsze coś będzie nie tak. Że to normalne jest. Że nikt nigdy nie będzie idealny. Że żadna miejsce nie jest idealne. Świat się nie zmieni. Nikt się nie zmieni. Nikt nie stanie się żadnym bożkiem, którego mogłabym podziwiać w samotności, jeśli już nie obok.

    Ja 'świat' chrzanię.

    Co chwilę poraża mnie brak doskonałości ludzkiej, u ludzi, których chcę.

    Rozczarowania i zniesmaczenie.

    Jak to, ej? Nie jesteś jednak idealny?!

     

     

    Dziś jak nigdy jestem świadoma faktu, iż jestem zerem totalnym, ludzką szmatą i jedyne, co mi się należy, to karanie (się, przez siebie i mnie, przez innych).

    Jedyne, do czego mam prawo, to - być ukaraną.

    Działać wbrew sobie, by odczuć poniżenie i jeszcze silniejszą nienawiść wobec siebie, a i innym pozwolić na działania na przekór mi, bo każdy jest ode mnie więcej wart, i ma prawo...

  9. chiha, ok :) Hydro miła jest na noc!

     

    Rozumiem zmniejszanie dawek brania, ograniczanie, tyle, że najlepiej byłoby rzucić po prostu, w piz.du, nie przedłużając tej agonii. Wiem po sobie, kiedy ostro leciałam na opiatach jedna z bliższych mi osób rzuciła, iż jeśli nie odstawię teraz, natychmiast, będzie mi kazała patrzeć na to, jak wykańcza się tym, na czym mi tak uroczo spędzało się czas... Za bardzo mi na niej zależało, a wiedziałam, iż jest do tego zdolna... Ostatnie moje środki spłukała osobiście w kiblu robiąc mi przegląd lokum, czy nigdzie nic ponad nie zostało...

    Cięcie raz a dobrze jest najlepszym rozwiązaniem.

     

    W zasadzie dobrze, że czekają Cię 2. poprawki, to trochę Ciebie zmobilizuje, zwertykalizuje, przynajmniej tak sądzę.

     

    Fakt, zadzwonić będziesz więc musiała, ale w celu grzecznego przełożenia terminu, nie - odwołania.

    Narzuć sobie cel - dostanie się tam i, powtórzę, pamiętaj, że, jakby co, możesz zrezygnować, ale będąc na miejscu, na oddziale!

     

     

    Kurde, przejawiam tu dziś aktywność jak Matka Teresa w Kalkucie! :mrgreen:

  10. chiha, co robić? Dać sobie szansę! Przyjęli Cię na Siódemkę, nie bojkotuj tego. Przyjmij, jako dogmat. Aksjomat nietykalny, nie tykaj tej kwestii (staraj się!), i, po prostu, staw się na oddział w wyznaczonym dniu.

    Pamiętaj, że zawsze możesz zrezygnować - to Twoja furtka bezpieczeństwa.

    To w pierwszej kolejności.

    Przy okazji rozwiązałby się problem (inaczej - odsunąłby się w czasie) szukania nowego terapeuty. Jednocześnie musisz wiedzieć, iż prawdopodobnie żaden nie podejmie się Ciebie wobec faktu, iż nie będziesz chciała rzucić ćpania. Inicjatywa zawsze musi wyjść od nas, nawet, jeśli niekoniecznie mamy siły i biernie oczekujemy, aż przyjdzie ktoś i zbawi nas zgodnie z naszą wolą, a nawet przeciw niej.

    Mi za nic nie dziękuj. Ja, to tylko 'ja'. I jak długo jestem, tak długo można do mnie walić ;)

     

    Kiedy masz stawić się na Siódemkę?

  11. po dwóch cudownych dniach z chłopakiem, podczas których chciałam dzwonić na 7f i wszystko odwoływać, przyszedł totalny dół.

    I co z tą Siódemką?

    Naprawdę nie zaryzykujesz?

    Wróciłaś do terapeutki, czy jesteś obecnie "bez niczego/nikogo"?

     

    "jestem nudna, na pewno mu się znudzę, skoro woli się tak bawić niż być ze mną, to znaczy,że nie jestem wystarczająco dobra" - wiem, żenada i totalnie nieracjonalne, nieadekwatne myśli, ale skutecznie wpędziły mnie w dołek.

    To jest przykre, ale nie żenujące.

    Przykre, że ciągle sprowadzamy się do własnej deprecjacji, wieczne obawy, "nie jestem dobra", "nie zasługuję", "należy mnie tylko karać" etc.

    Najbardziej swoje "jestem już zbyt nudna" przeżywam właśnie w relacji z terapeutką, raz na jakiś czas informując, iż teraz muszę odejść, zniknąć, to koniec, bo ja nie mam już niczego do zaoferowania, stałam się zbyt męcząca, nudna i miałka...

  12. wszystko przez tego małego, 6,5 tygodniowego piszczącego dziada, który tak raptownie został odebrany matce, by wrócić z nami do domu. Jest na to o wiele za młody (szczeniaki od matki oddziela się fachowo po ukończeniu 12tego tygodnia życia) zatem w trakcie tej sceny rozstaniowej, przejęłam cały jego ból i lęk na siebie, podnosząc je do potęgi 3ciej conajmniej. Po południu spałam i ryczałam na zmianę. Miałam ochote trzasnąć małego maila do terapeutki w intencji ostrzegawczej, że nóż chodzi mi po głowie, ale w takim układzie musiałabym wyłożyć dzisiejsze wydarzenia i niemiłosiernie zrugać osoby oddające tak młodego psa, jak również te, które go wzięły. A ta już wiedziałaby, jak sobie zinterpretować i przełożyć analogicznie moją furię na swoją osobę :? zatem zaniechałam.

    Ała... Zawsze na krzywdę zwierząt reagowałam silniej, niż w przypadku ludzi...

    Yhy, już węszę, iż terapeutka podjęłaby interpretację kierując uwagę na Ciebie i Twoje deficyty (szczenię odłożone od matki, choć to nie ta bajka, prawda?).

     

    Ja jutro zamierzam pokornie wyznać, iż bliska jestem ostatecznemu zaszlachtowaniu się ("zbaw mnie, ej...")...

     

    albo za podrywanie terapeuty, który ma problemy, by to ignorować :lol:

    Ubodło mię! :roll::lol:

     

    pierwsze jak na mój gust jest kapkę zbyt harda, tak o 10 cm za daleko męska, za to ta druga :105:

    Omahyra jest dla mnie idealnym uosobieniem androgynii, stąd mój do niej sentyment, ale Freja jest bezceremonialnym numerem jeden :105:

     

    -- 29 lip 2012, 22:09 --

     

    Chyba, że sama źle przedstawiam to, co się ze mną dzieje. Nie mam pojęcia właściwie jak to przedstawić. Jestem na terapii i nie wiem ani co myśleć, ani co czuć. Gadam, bo gadam, ale to nie ja.

    Ja zawsze, zawsze odnoszę wrażenie, iż źle mówię, źle obrazuję, źle przedstawiam (siebie), ciągle zapominam czegoś dopowiedzieć, a jak już kształtuję jakiś spójny fragment sytuacyjny mnie, nagle doznaję oświecenia, iż być może to wcale nie ja, w niczym nie ma prawdziwej (cokolwiek to znaczy, ja nie wiem) mnie, wiecznie jakaś sztuczność (choćbym była jak najbardziej szczera...)...

     

    To bezwątpliwie głupie, ale tęsknię za chwilami, kiedy zależało mi na kimś (na kimś kogo mieć nie mogłam). Cierpiałam, ale przynajmniej miałam do tego jakiś konkretny powód. Miałam czym zająć umysł, choćby to działało destrukcyjnie na mnie. A teraz jest zazwyczaj pusto. Da się to zagłuszyć, ale jedynie na chwilę. Na dłużej chyba nic nie pomaga.

    Faceci, faceci. Jak już coś, to chyba nie mogę mieć kontaktów z jednym (oczywiście nie mówię tu o znajomościach czysto kumpelskich), bo to groziłoby tym, że za bardzo mi zacznie zależeć. Albo zajmuję myśli kimś innym i myślę, że to na tamtym mi raczej zależy.

    Nie głupie.

    Taa, naturalnie, iż najbardziej zależy na obiektach nieosiągalnych :105: - można się wściekać, psioczyć i odczuwać intensywniej, gdy kolejne próby zbliżenia się "do" daję w łep, hę? ;)

     

    Ja też staram się rozpraszać uwagę, dywersyfikować ludzi, ale zawsze nagle, w danym momencie u danej, pojedynczej osoby znajdę coś, co ujmuje mnie szczególnie i reszta idzie nieznacznie w odstawkę, chcę eksploatować tę jedną osobę, nikogo więcej, nic więcej! :roll:

  13. o na to nie wpadłam. też jestem nadwrażliwa na dotyk. jak ktoś mnie dotknie, to jakby mnie ktoś prądem potraktował. nawet jak terapeuta mnie dotknął (zaufana osoba ! ;o), to ja od razu już takie: idź, zniknij, odejdź :mrgreen: . hehe. nienawidzę tego. ;x

    Tak, dokładnie!

    Jakby mi ktoś paralizator do skóry przytknął...

    Wpadam nieraz niemalże w panikę.. :roll:

    W zasadzie w życiu doliczyłabym się hm.... może ze 3 osób, których dotyk akceptowałam i był mi miły, komfortowy.

    Reszcie ręce bym poobcinała :twisted:

  14. Fleure_De_Violette, o, masz ku temu zadatki? Spotykałam się kiedyś z chłopakiem współtworzącym struktury w Wielkopolsce - świetny człowiek, gdy dzieci w przedszkolu bawiły się klockami, chłopiec dla relaksu bawił się całkami :D

     

    aperecium, Ty - licencjat, ja - plany analogiczne wobec magisterki.. Kurde, to mnie przytłacza, w dodatku, tradycyjnie będzie musiała być to praca 'naj', co przerasta mię nadprogramowo... :roll:

     

    Moje marzenia na chwilę obecną - przed śmiercią móc spotkać X, stanąć przed Nim jak kiedyś, strasznie potargana i wyszczerzona - roześmiana, ujmująca. I nie płakać. I, by stwierdzić mogąc spojrzeć Mu w twarz, że wcale mnie nie nienawidzi...

  15. No przecież napisałam, że dostrzegam :/ nie jestem idiotą :/ i proszę do mnie nie pisać jak do idioty, mogę mieć swoje zdanie przecież i Ty nie masz prawa go oceniać, że napisałam coś źle, bo nie jesteś wyrocznią.

    Nazwałam Cię gdziekolwiek "idiotą"? Ano, nie!

    Nie nadinterpretuj, bo to nie ma sensu. Ty piszesz "A", ja piszę "B" wykazując, iż Twoje argumenty do mnie nie przemawiają, ale czy coś ponad? - nie... :roll:

     

    Moim zdaniem ona po prostu powinna w tej kwestii zdecydować sama, i tyle.

    Powinna, nie powinna, owszem, masz rację, ale zwróć uwagę, że skoro pyta, znaczy to, że nie jest pewna i sama zadecydować nie potrafi. Nie należy więc besztać, a starać się ukierunkować. Pomóc.

    Tyle w temacie.

  16. a w ogóle to powróciłam do forum po kilku dniach niebytu, przejazdów, wyjazdów oraz ćwiczenia mojej cierpliwości poprzez permanentne przerwy w dostawie internetu.

    Miętówo, hucpiarzu Ty, podejrzewając już, żeś zasnęła z czememchą, coby się nie obudzić chciałam zacząć zapijać Cię Miętówą dzieła tatiszczewa mego, a to ostre kopyto jest, ponad 70%, zdecydowanie nie na mą trzustkę! :mrgreen:

     

    nie tak łatwo trafić do psychiatryka. wiem, bo od miesięcy prowokuję terapeutkę żeby mnie w końcu tam oddała, żeby był ze mną spokój, ale ta nie bardzo chce to się tak ładnie nazywa w literaturze "dążenie do hospitalizacji"

    No, witaj w klubie, ja ostatnio pokątnie kombinuję, by mnie po raz kolejny zbawiono od siebie, bo myśli S są już dalece agresywne i bardzo nieustępliwe...

     

    -- 29 lip 2012, 07:21 --

     

    jak u was jest z interesownym traktowaniem innych ludzi?

    doszlam do wniosku , ze ja wykorzystuje innych , albo do pomocy , np. sprzatanie, albo finasowo i wogole traktuje innych instrumentalnie

    a zawsze wydawalo mi sie ze

    jestem taka bezinteresowna i wszyscy mnie wykorzystuja :(

    Bywałam (czy na pewno czas przeszły?) jawnie wykorzystująca, ale zawsze zgrabnie, z rozmysłem - coś w stylu: za jakieś 2 tyg. będę potrzebowała co nieco od X, myślę więc, że można się teraz przysunąć, być milszym, być bliżej.

     

    Rozmyślnie nieraz z nudów stwierdzam, że w przyszłości nieokreślonej przyda mi się Y, Z, więc w ferworze mogę się mailowo, esemesowo odezwać, "co tam, jak tam", zainteresować się, by, po prostu o sobie przypomnieć.

    Ha!, miałam tak ostatnio z paroma kol. ze studiów. Piszę w dobrej wierze, tymczasem w info zwrotnej otrzymuję coś w rodzaju: "łiiii! To Ty! Kiedy idziemy na piwo?! Umówmy się!" i co? - ano, szlag mnie trafia, mówię sobie, ej, dziewczyno, zestopuj, ja tylko przez chwilę chciałam być miła, a ty już mi się narzucasz i osaczasz, weź się odsuń, dobra, drażnisz mnie, spadam....

     

    Co od bezinteresowności - z mojej strony? Jak najbardziej! Lubię pomagać (muszę czuć się potrzebną), lubię być dla innych (to, że zaraz mnie to zmęczy, to inna kwestia), zasypywać prezentami i upominkami, sprawia mi to frajdę (taa, choć nieraz podszyte jest pewną myślą: '..bo kiedyś możesz mi się przydać').

  17. Atalia, przecież jużem z psiakiem na spacer wcześniej musiał lecieć ;)

    Poza tym... nie sypiam w piżamie ;)

     

    aaa, to co innego :D

    Ja od rana szalałam rowerem po lesie, były sarenki i kanie... Cuudo :105:

     

    Co do odzienia - ąę - nie wnikam :D

×