Skocz do zawartości
Nerwica.com

zujzuj

Użytkownik
  • Postów

    1 822
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez zujzuj

  1. To raczej dobra rada, logiczna i naturalna patrząc na sytuację gospodarczą w naszym kraju, na rosnące bezrobocie, podwyżki, ujemny przyrost naturalny, PKB, politykę socjalną państwa, opiekę medyczną itd itd ....... Chyba na wschodzie .....bo nie słyszałam, żeby gdzieś na zachodzie była taka kumulacja wyjątkowo uprzykrzających życie "rzeczy" - wymieniłam je wyżej.... Błagam cię. Ja nawet nie mogę tego czytać. Nawet PKB wymieniłaś. Mogłaś jeszcze wpisać potwory i trole. Jeśli chodzi o pracownika niewykwalifikowanego, który robi przy tasmie to oczywiscie. Jesli chodzi o sprzątaczke, opiekunke, przynies podaj pozamiataj... to jak najbardziej tak. Jesli chodzi o spawacza, mechanika to także jest to dobry wybór pod kątem ekonomii. Jeśli chodzi o kogoś po studiach to juz nie. Jest to raczej zły wybór. Z pracą inną niż za minimum socjalne(jesli nie jestes mechanikiem lub podobnym) jest duży problem z szeregu powodów. Nię bede sie rozwlekał bo też nie jestem ekspertem. Praca to też polityka. Tam czesto na dobrych stanowiskach(względnie) nie pracują ludzie po ekstra studiach. Robi pare kursów i tyle. Pracy sie nauczy i wiecej nie trzeba. Jeden koleś pojechał do Angli z kilkoma językami, jakimś kosmicznym CV. Nikt go nie przyjmie do roboty. Mówiono mu że ma zbyt wysokie kwalifikacje. Z tym co napisała chruśniak to w PL bedzie mieć swietną prace. Jesli chodzi o kwestie ekonomiczne to już raczej pod most nie spadnie. Oczywiscie zawsze chce sie zarabiac więcej. Jeżli chodzi o kwestie mentalną to też jest różnica. Poczytaj sobie co piszą Polacy mieszkający za granicą. Kraj socjal jest ok, ale jesli chodzi o kwestie czysto ludzkie to ciezko wymienic pozytywy. Do tego jesteś inny, jest inna mentalnośc moga cie traktować jak gorszego. To wcale nie jest takie proste. Jesli liczysz cyferki to pewnie na zachodzie jest lepiej. Jednak w PL nie jest zle(na pewno są kraje gdzie jest gorzej) i stać cie na wygodne zycie
  2. Psycholog kliniczny(w zasadzie to każdy powinien) powinien wykluczyć możłiwość,że problemy wynikają z uszkodzenia mózgu. Więc nikt jeśli ma informacje że takowe uszkodzenie było i ono jest przyczyną kłopotów nie powinien zaczynać terapii. Chyba żaden terapeuta tego nie zrobi
  3. Na pewno wielu rzeczy nie ogarniam. Jednak wydaje mi sie, że taki post jak zaqzaxa wnosi wiecej niz 10 twoich, a także 10 moich bedących nastepstwem twoich. Ktos zna terapie od kuchni i ma potencjalną wiedze na jej temat. Jesli ktoś teraz na terapie sie wybiera to takie info z pierwszej ręki są dość ważne(zwolennikow i przeciwnikow, generalnie kogoś kto ma cos do powiedzenia). Po co jednak silić się na udowadnianie że terapia nie może działać? Pisanie że nieswiadomośc nie istnieje, że psychologia nie istnieje. Ze terapeuta powinien to tamto i setki innych rzeczy. Przecież to jest smieszne. Twoje niektóre posty są żenująco smieszne. Jak zaczynasz sie pogrążac w jakimś filozoficznym nastroju i zaczynasz wyjasniać, rządać, tłumaczyć zakładać ... to ja sie zastanawiam po co?! Są książki gdzie naukowcy, specjaliści krytykują poszczególne podejscia, zarzucają to i owe. Prawda sie obroni, ale prawdą jest tylko to że nerwice są. Dalej jest juz mniej pewnie. Tak jak ty nie jesteś w stanie obalić psychologii,nikt nie jest w stanie jej w 100% potwierdzić. Daj sobie spokój, bo o ile większość ma swoje zdanie, to mają zdanie i je wyrażają. Ty jednak masz razem ze swoim zdaniem pewność że masz racje i inne poglądy traktujesz jak herezje. Jakby ktos ci wyrządzał krzywde. Ja zakonczyłem przygodę z terapią raczej nie za ciekawie, a jednak nie jestem takim fundamentalistą jak ty. Nie stawiam siebie na pozycji kolesia co wyjasnia. Ponieważ bedę śmieszny i to do niczego nie prowadzi.
  4. Mi sie wydaje że wątek jest pozyteczny, jak mało który. Oczywiscie jesli bedzie sie tutaj wymieniało doświadczenia,a nie prezentować autorskie spojrzenie na rzeczywistość. Ja na terapii byłem długo. Byłem przekonany że terapia jesli sie poswieci wystarczajaco duzo czasu to musi sie udać. Ze jesli bede to wczesniej czy pozniej wszystko sie zmieni. To jest złudna nadzieja. Co innego mieć nadzieje opartą o wewn optymizn. Co innego mieć nadzieje nadmuchaną jak balon przez setki teoretyzujących artykułów, ksiązek itd... Mi najnormalniej w swiecie do głowy nie przyszło, że terapia moze sie nie udać. To przekonanie przyczyniło sie też do tego że pewnie nie dałem z siebie tego co bym mógł. Wydawało mi sie, że bez mojego udziału w jakiś nie wiem jaki sposób ktoś robiąc to i co innego wszystko naprawi. Ja tylko musze wykonac pare czynnosci. Tak nie jest. Jednak nie bardzo widzę sens tłumaczenia sobie po fakcie, że coś tam poszło nie tak bo: ... i tutaj szereg koncepcji "abstrakcyjno naukowych". Mogę mówić o sobie, a nie o całej psychologii. Jesli ktoś ma coś wynieść, to chyba powinno się pisać o samym sobie. W przeciwnym przypadku wszystko sie sprowadza do egoistycznego ja mam racje na temat swiata. Mogę powiedzieć, żę okazało sie że terapeuta ma tak na prawdę znikomą władzę nad sytuacją i znikomą możliwość wpływu i zmiany. Jeszcze mniejszą niż mi sie wydawało. Jeśli ktośnie bedzie zmiany chciał, to jej nie bedzie. Moge też napisać, że rozumiem już słowa że tak na prawdę to żaden terapeuta nie dowie sie co siedzi w głowie kogos innego. Poruszanie sie wsród koncepcji na papierze jest łatwe, jednak rzeczywistośc jest bardzo wymagająca Jeśli 99% terapii sie powiedzie, to rozumiem że i terapia bedzienieskuteczna. Takie coś to dziecinada i sztuka dla sztuki. Ja napiszę, że jeśli jutro tramwaj zdezy się z samolotem to uznam skutecznośc terapii. Więc dziś pisze, że moja sie nie powiodła bo do tego zdeżenia nie doszło. To jest baz sensowana gra słów i przpychanka semantyczna. Tu jednak nie chodzi o przeforsowanie własnego zdania i światopoglądu. Wątek nie nazywa sie "terapia nie działa bo ...". To chyba nie miała być dyskusja naukowa, jakieś sympozjum profesorów co zasiadają w auli i wymieniają poglądy na temat teoretycznego modelu świata, czy jakiejś jego czesci(terapii).
  5. Grałem trochę w kosza. Pojechałem na letni obóz sportowy, na którym było zarzynanie. Ja odpadłem pierwszy. Najpierw zakwasy, potem ponadrywane mięsnie i ból był już taki, że sprint na 100 wyglądał jak u emeryta. Odpadłem pierwszy bo byłem najsłabszy jeśli chodzi o wydolność i wytrzymałość mięśniową. Nie jestem w stanie podać konkretów anatomiczno chemicznych. Jednak takowe są i z pewnością mógłbym podnieść swoje parametry stosując coś tam(to oczywiste). Jednak nie byłem chory. Byłem najsłabszy, ostatni, inni pod względem wydolności i wytrzymałaści mieli o kilkadziesiąt % większe możliwośći niż ja. Czy jest uprawnione żebym zwalał wszystko na chorobe mieśni?! Bo są słabsze? Bo mogą mniej, niż mięsnie innych. OCZYWISCIE ŻE NIE!!! Pomimo tego że nie byłem już w stanie biegać, to grałem sobie po treningu w ping ponga bo lubiłem. Nie potrafiłem sobie odmówić. Co jeśli ktoś taki jak ja bedzie biegał 3 razy więcej niż inni? Jesli sobie wymyśle że mam biegać 3 razy więcej bo tyle od siebie wymagam, bo powinienem być taki zajebisty że nie powinno mi to sprawiać problemu? Oczywiscie bedzie jescze gorzej, aż w koncu miesnie zupelnie mi siądą. Ale to nie bedzie wina mięsni, choc oczywiscie można i tak na to spojrzeć. Trzeba dodać, że na taki stan składa się wiele czynników. 1. Inni przed obozem trenowali dużo więcej niż ja. 2. Ja trening czysto wydolnościowy/siłowy traktuje jak meczarnie i im więcej uda sie oszukac tym lepiej. Czyli siadam jak nie jestem w stanie oszukiwaći musze dawać 100% 3. Moja anatomia na którą składają sie prawdopodobnie moje choroby, dieta itd... To samo tyczy się "wadliwych mózgów" jeśli chodzi o nerwicę. Więc rzeczywiście mózgi pewnych jednostek na pewno są mniej odporne na stres. Na pewno wszystkie różnią sie od siebie pod względem szeregu cech. Jednak czy w 100% można mówić o chorobie? Na mózg składa się przecież to co przeżyliśmy, a nie tylko potencjał neuronów podczas porodu. Przeczytałem że przyjmuje się, że osoba z rozwiniętymi 3 funkcjami psychologicznymi(myślenie, uczucie, intuicja, percepcja) nie zachoruje na schizofrenie. Wszystkie one można zmierzyć za pomocą szeregu testów. Oczywiście ich ew. rozwój jest też determinowany cechami wrodzonymi, jednak mózg można kształtować i rozwijać. Czy można powiedzieć że mózg jest fundamentalnie "wadliwy" od poczatku? Gdzie jest granica dobrego mózgu? Jeden ma lekką nerwice, inny ledwo żyje. Czy są gdzieś badania mówiące że mózgi nerwicowców są wyraznie inne przed wpadnięciem z nerwice? Jeśli ktoś jest skrajnie kłótliwy. Najmniejszego gówna nie odpuszcza, jest zgryzliwy, pesymistyczny, ambitny, ma wygórowane mniemanie o sobie, nie ma poczucia humoru itd... itp.. można cały dzien wymieniać. Jeśli ktoś taki bedzie miał nerwicę, to ze względu na mózg? Zły mózg? Jeśli kogoś denerwuje szef, do tego jako jedyna osoba nie pozwala mu sie panoszyć jak knur w chlewie to czy jego zachowanie nie ma znaczenia na jego samopoczucie i relacje z innymi. Jesli taka osoba napisze że zupełnie samej siebie zmieniać nie bedzie, bo to wina świata to czy zachowanie nie ma wpływi na samopoczucie? Inni potrafią zachować sie inaczej, potrafią zmienić prace, ułożyć sobie relecje z szefem inaczej bo np: wisi im że sie panoszy(to przecież szef) a zależy raczej na spokoju. Tutaj mózg to nie jest wszystko. Do tego mózg-psychika to sprzężenie zwrotne. Jedno wpływa na drugie i drugie wpływa na pierwsze. Oczywistym jest , że nasze ja jest odzwierciedlone w naszym mózgu, ale też nasz mózg odzwierciedla nas, to co przezylismy, czego sie nauczylismy. Nie wiem czy ktokolwiek jest w stanie rostrzygnąć ten dylemat. Raczej zdroworozsądkowe podejcie nie dewalułuje znaczenia żadnej ze stron. Nie jestem w stanie poznać człowieka przez internet, ale Wuje ty jesteś i tak wyjątkowy. Przypowminasz mi trochę takie internetowe osobowości. Czasem sobie zerkne na onecie info i komentarze.Dla mnie osobiście twoje posty są absolutnie wyjątkowe. Trudno w niektórych sprawach sie z tobą nie zgodzić. Jednak sposób w jaki czytasz posty innych, rzaczy jakie wypisujesz i najwyrazniej ani troche nie jest ci głupio. Zupełny brak zrozumienia innych. Nie chodzi tylko o adwersarzy, ale ktoś napisać że troche inaczej widzi sytuacje na jakiejś tam terapii. Pisałeś że mu współczujesz. Jak byłbyś zły że nie widzi tego tak samo jak ty. Zarzucasz innym to co moim zdaniem można zarzucić w pierwszym rzędzie tobie. Z taką postawą to twój mózg musiałby być jak He-Man Supermen razem wzięci. No ale oczywiście z tego co pamiętam, to ty zupełnie nie bierzesz odpowiedzialności za swoje cechy "bo czemu nie uznać że są one wynikiem zle działającego mózgu, czyli choroby?"(może cytat nie 100% wierny) . Koleś wali info o konkretnych badaniach przez kilka postów. Ty odnosisz sie do jednego nic nie znaczącego ogólnego zdania i potem walisz zarzut. To jest śmieszne. Napisz Wujek co myślisz o tych przytoczonych badaniach
  6. Mi sie wydaje, że twój problem jest w zasadzie mały. Pewnie jest cięzki do rozwiązania(sam nie wiem co bym zrobił), ale to chyba mimo wszystko nic wielkiego. Jeśli masz magisterke i jakąś tam nagrodę. Do tego masz pewnie opanowany nie jeden język i studia za granicą. Nie wiem jak kwestie z projektami praktykami itd... ale wydaje mi sie że przynajmniej w PL masz całkiem niezłą pozycje. Ja ci opiszę ogólnie moją kwestie ze studiami. Ja miałem takie troche dziwne fazy. NP gubiłem legitymacje... kilkanaście razy. Nie dowód, nie prawko ale zawsze legitymacja. Do tego nigdy sie nie uczyłem do puki nie groziło mi wyrzucenie ze studiów. Raz np zapomniałem o egzaminie. Idę oddać karte egz. do dziekanatu patrze i jest jakieś puste miejsce. Czytam sobie nazwe przedmiotu i jebs... zapomniałem że dodali mi przedmiot. Przez 12 mieś tego nie zauważyłem. To byłby drugi niezdany, bo z jednym chciałem braż warunek i zaczyna się cyrk i bieganie... W ciągu 2 tyg zdałem 2, miesiąc po terminie. W dziekanacie chcieli mnie zastrzelić. Jeśli byłem pod ścianą to potrafiłem na stadardowo stresowym podejściu w 3 tyg zdać 6 egzaminów i 3 zaliczenia. Tylko po to, żeby pójść na następny rok z warunkiem na który już sie nie uczyłem. Jakoś tak wychodziło że nie byłem w stanie. Byłem 2 razy na drugim roku, 3 razy na 3 3 razy na 4. Dwa razy sie skreślałem z listy stud. Niezliczone warunki, przedłużenia sesji i machloski o jakich można książkę napisać. Jakbym funkcjonował na 2 poziomach. Na jednym wszystkiego chce, wszystko ładnie mądry rozważny studencik. Na drugim jakby jakaś niewidzialna siła sabotowała moje chcenie i działanie To wszystko było wynikiem polątania własnej perspektywy. Przysłoniecia jej. Ja najnormalniej nie chciałem tego studiować+zupełnie nie zdawałem sobie z tego sprawy+nie chciałem sobie z tego sprawy zdawać. Do liceum poszedłem zupełnie gdzie indziej niż chciałem, żeby kogoś uszcześliwić. Potem studia były konsekwencją. Problem polega na tym, że wydaje ci sie że czegoś chcesz. Bo przecież chcesz skonczyć studia, chcesz mieć prace, chcesz mieć piątki itd... To wszystko są pozytywy, więc czemu nie potrafisz wykrzesać z siebie maks? Jednak tak na prawdę to ty tylko chcesz tego chcieć. To czego na prawdę chcesz jest przysłonięte tym czego chcesz chcieć. Tym co wydaje ci sie że chcesz, że powinieneś chcieć. Tym czego wymagają od ciebie inni. Nie ma to nic wspólnego z indywidualną wolną wolą. Do wolnej woli trzeba dojrzewać, poprzez stopniowe wsłuchiwanie sie we własne potrzeby. Poprzez stopniowe pozwalanie in sie przebijać. To ty jesteś w stanie rozwiązać tą kwestie. Jednak pisząc rozwiązać, nie mam na myśli intelektualnej suchej decyzji. Decyzji na którą może wpłynąć lęk (przed tuzinem nieznanych itp) wstyd, presja... Cześto podejmuje sie "racjonalną"decyzje na którą wpływają własnie takie czynniki. Jednak tak na prawdę jest to decyzja nieracjonalna,. Decyzją racjonalną jest podjęcie decyzji w oparciu o nieracjonalny świat swoich własnych uczuć, emocji potrzeb. Które to nie podlegają intelektualnemu kieratowi. Nie masz powaznych zobowiązań wobez innych ludzi(dzieci męża), więc myśle że spokojnie bez przesadnego strachu możesz sobie pozwolić na zastanowienie się nad następnym krokiem. To jest jakis odgórny zakaz o którym nie słyszałem? Nie wolno wracać do Polski? To jest głupia rada. Zycie można sobie ułożyć prawie wszedzie. Wielu obcokrajowców na miejsce do zycia wybiera Polske,ponieważ oferuje możliwości których nie ma na zachodzie.
  7. "Założmy że jest to nasz przełożony i wszyscy siedzą cicho a ja jeden nie pozwalam sobie by panoszył się niczym knur w chlewie i dlatego spotyka mnie takie traktowanie. Zgłosić mobbing ? Smieszne . A być z taką osobą na codzień powoduje napięcie i stres. To z kolei może powodować zmiany w mózgu , i terapeuta przywróci liczbę i jakość połączeń synaptycznych? Wydaje się że nie . To tylko przykład z jakim pewnie wiele osób się boryka ." Czyli twoim zdaniem to jest dowód na to, że to zle diałający mózg jest przyczyną kłopotów nerwowych? Praprzyczyną jest zle działający mózg, jesli jego działanie jest zdeterminowane twoim zachowaniem i interakcją z otoczeniem? Rozumiem, że jeśli sie porównamy do kogoś innego to on może być odporniejszy na stres. Jednak nie sądzę że można mówić o wadliwym mózgu juz na starcie. Ludzie są różni. Jedni dostosowują swoje zachowanie do sytuacji, inni tego nie robią, a jeszcze inni nie potrafią. Jednak taka teoria to nadużycie. Można to ciągnąć w nieskonczoność.
  8. Okazało sie inaczej. Jest to zepół Pionkowskiego(ON). Charatkeryzuje się tym, że jednostki o wyraznie wyzszym IQ od przecietnego żyją na minimum swoich mozliwości. Są zainteresowane swoim światem wewnętrznym. Mają kłopoty z realizacją planów. Mają też nietypowy stosunek do rzeczywistości. Postrzegają ja inaczej. Choć nie bardzo można to wyjasnić laikowi. Tyle tak ogólnie Schizofrenia jest wpisana jako możliwość. Ze względu na czas rozpoczęcia kłopotów, że względu na ich lekowy charakter i wycofanie społeczne. Ze względu na mysli paranoidalne i mysli urojeniowe(chyba). Jednak nie kwalifikuje się do żadnej grupy z 4 mołżiwości schizofrenicznych. Nie mam objawów osiowych. Była mowa o jednostkach schizotymicznych o schizofrenii spolecznie pozytywnej. Co do psychiatry. Ten tekst tezmnie troche zdziwił. Czasem tak była że ktos chce cos pozytywnego powiedzieć, a wychodzi odwrotnie. Ludzie czasem palna głupotę. Koleś jest ordynatorem i kasuje za wizytę 150 zł!!!!!! 50 dych mi podarował, bo nie byłem sobie w stanie wyobrazić, że mozna tak kasować. Generalnie osrodek bardzo ładny, nowoczesny. Personel zna sie na rzeczy i wszystko ok.
  9. Przejrzałem pobieżnie i jestem troche rozczarowany. Brakuje kilku badań które pewien neurotyk przeprowadził we własnej wyobrażni. Kazus kolesia ze złamanym sercem obalający teorie konfliktów wewnątrz psychicznych. Do tego obalenie istnienia nieświadomości, potem obalenie istnienia psychologii. Zajmujemy się udowadnianiem, że terapia nie może działać i tyle. Tak na poważnie, to czy te badania są wiarygodne? Jeśli jakaś placówka przeprowadzi badania to wiadomo, że to jest część biznesu. Fajnie by było gdyby te badania były rzetelne i wiarygodne. Przeczytałem na stronie ABC zdrowie, na temat wymogów jakie powinien spełniać terapeuta, terapia itd... aż sie wzruszyłem. To było po prostu piekne. Potem było napisane z czym pacjent u terapeuty się spotyka. To było jeszcze piękniejsze. 1. "Muszą być zapewnione odpowiednie warunki, sprzyjające rozmowie psychoterapeutycznej, np. odpowiednia temperatura w pomieszczeniu, estetyka wnętrza, wygodne siedzenie, właściwa aranżacja przestrzeni, umożliwiająca zachowanie odpowiedniego dystansu między pacjentem a psychoterapeutą" Muszą być zapewnione. Nie dość, że muszą, to jeszcze nawet takie wydawałoby sie drobiazgi jak temperatura, estetyka. Dla mnie to jest manipulacja. Byłem w kilku "gabinetach" i wiem że wcale nie muszą. Nie muszą i wszyscy to wiedzą. Jest jak jest i już. Co znaczy że muszą? A jak nie bedą to co? Kto to skontroluje i wyciągnie konsekwencje? A jak muszą to czy mógłby ekspert podać jakie są te wymagania? Bo piszę że są i że muszą być spełnione, ale nie pisze jak one wyglądają. Bo podejrzewam, że są uznaniowe, a w najlepszym wypadku ogólnikowe i bardzo nieostre. 2 "Dominuje atmosfera bezpieczeństwa, wsparcia, dyskrecji, zaufania (a przynajmniej tak być powinno). U pacjenta rodzi się stopniowo przekonanie, że psychoterapeuta jest jego sprzymierzeńcem, chce mu pomóc uporać się z problemami i że nie zdradzi powierzonych mu tajemnic z życia prywatnego. To wszystko decyduje o szczególnej więzi, jaka powstaje między pacjentem a psychoterapeutą. Po stronie terapeuty leży odpowiedzialność za to, by relacja nie przybrała patologicznego wymiaru, tzn. nie przekształciła się w relację intymną lub wrogą, np. romans, współzawodnictwo itp. Terapeuta powinien dbać o odpowiedni dystans i granice między pacjentem oraz o to, by ich kontakty miały jedynie charakter podobny do relacji klient-usługodawca, chory-lekarz." Dominuje atmosfera...rodzi się przekonanie... szczególna więż...odpowiedzialność. To wszystko jest pisane jakby w formie obietnicy. Tak jakby to wszystko, ten wspaniały świat i ta wspaniała atmosfera już na nas czekały. One tam są i są na wyciągnięcie ręki, a my musimy tylko z tego skorzystać. Przecież już nawet czytając to, człowiek się odpręża. Nie dość że jest to bajkowe miejsce jeśli chodzi o atmosfere emocjonalną, to jeszcze zostaniemy tam wyleczeni. To tak jakby napisać "olej wesołe miasteczko, idz do terapeuty". Nie bede cytował innych stron i innych czasem jeszcze piękniejszych wizji. Moim zdaniem dobrze jest jeśli ktoś idąc na terapie spodziewa sie czegoś pozytywnego. Jesli jego lęki i obawy się rozwiewają. Szkoda tylko, że strasznie ciężko jest sprostać takim wyobrażeniom i tym teoretycznym pięknym wizją. Emocje nie podlegają kontroli umysłu, więc ciekaw jestem skąd to przeświadczenie że terapeuta który jest człowiekiem jest w stanie o to wszystko zadbać? Ja byłem razem w 5 gabinetach psychoterapeutycznych/psychologicznych. Pierwszy to był gabinet starszej pani w jej mieszkaniu w bloku, jak się potem okazało psychologa który nie wiele był w stanie zaoferować. 1 wizyta. Potem był NFZ i tez 1 wizyta 20 minut. Po 3 tyg pani znikneła z NFZ. Potem byłem u psychologa klinicznego, który mnie spławił pocieszając " nie ma pan schizofrenii". Mówił też " nie nadaje sie pan do terapii bo jest pan zbytnio zainteresowany swoim światem wewnętrznym" co jak sie zdaje jest kłopotem, no ale najwyrażniej nie w kompetencji tego pana. Jeżdziłem po kilkadziesiąt KM, żeby sie dowiedzieć że akurat nie ma go w domu, bo musi być w sądzie. Albo że wpisał mnie na złą godzinę. Robiłem testy, czasem po 40 minut z 1 h "bo czasem tak jest że nic nie wychodzi, ale w koncu coś wyjdzie". Jak się potem okazało nic chyba nie wyszło i uznał że jednak nie mam schizofrenii dostałem info że "może os schizotymiczna, ale niema pewności". Spławiał mnie koleś pare tyg, a jak już uznałem że może mnie nie spławia i traktuje troche poważniej to potraktowałem to jako okazje do zemsty i sam go olałem. Chyba nie świadczy to o tym, że mam zdrowo nasrane pod tym względem, tylko o tym że ten koleś swoim zachowaniem i postępowaniem doprowadził do tego że nasza relacja była daleka od tego co jest w reklamach terapii. Potem byłem 4 lata na terapii psychodynamicznej. Też w odrapanym bloku. Pani była moją obecnością bardziej zdenerwowana niż ja jej(co wydawało mi sie nie mozliwe). Miałem wrazenie, że strasznie chce mnie uleczyć... ale nie byłem przekonany czemu jej tak zależy. Tak jakby potrzebowała tego żeby coś sobie udowodnić. Ja zaczynałem odlatywać w swój własny świat, wyjasniać jego działanie, działanie człowieka itd.. to miała minę jakby robiła w gacie. Chciałem rezygnować kilka razy, ale ona zawsze mnie przekonywała żebym niekonczył. Zależało jej na tym. W koncu sie uparłem i wywaliłem jej kawa na ławe. Wywalanie trwało kilka sesji. Zakonczyło się tym, że ona powiedziała że "tak ma pan racje, że okaząłam się zbyt mało inteligentna, zbyt niedoświadczona żeby poradzić sobie z pana destrukcyjnym mechanizmem, ale w takim razie pozostało ogłosić porazkę". Czyli tak jakbyśmy tak oboje byli w pierwszej kolejności po to, żeby ona nie poniosłaporazki. Jestem przekonany, że ona nie zdawała sobie sprawy z własnym motywacji. Ona w relacji ze mną pogrążyła się w jakiś swoich ambicjach itd... Choć wspominam na plus, do tego co by nie mówić jest wiele pozytywów tej terapii, choc wydaje mi sie że gdybym tyle czasu spędził na rozmowie z kiimkolwiek to może byłoby tyle samo, amoże więcej Teraz jestem u kolejnego pana klinicznego. Na starcie powiedział, że jest staroświcki i podał kilka regół. Mówił jak paw, że bedzie boało, że on terapii nie przedłuża. Tak jakby juz było prawie jasne że wszystko pójdzie w dobrym kierunku.Oczywiście stwierdził na podstawie testów, że jestem wyjątkowo inteligentny. Stwierdza to jakby to był jakiś problem i ciągle ni z gruchy ni z pietruchy z tym wyskakuje, jakby o niczym innym nie myślał. Kończy "posiedzenia" stwierdzeniami "no to do czegoś dowiosłowaliśmy" jest postep. Teraz po kolejnych 3 on mówi, że napotkał na scianę której on nie jest w stanie przebić. Ze nie ma w zasadzie mozliwości powiedziec co mi jest. Ze raz jestem normalny, racjonalny a innym razem pogrążam się we własnym świecie i to go niepokoi. Mówi o dość wyrażnym mysleniu paranoidalnym, choc w moim przypadku nie oznacza to raczej choroby. Niepokoi go więc daje mi świstek do psychiatry, gdzie pisze diagnozę: zespół Piórkowskiego,borearline,MB. Mówi mi że już tak na marginesie, żebym po wizycie przyszedł bo on jest bardzo ciekaw co stwierdzi psychiatra. Juz tak czysto zawodowo jest bardzo ciekaw. No kurwa jego mać!!To jest jebana kpina i jutro do niego idę. Nie jestem pewien czy mu nie pierdolne bo: wpieprza teksty że gdzies dowiosłowaliśmy a potem wali że idz już gdzie indziej. To jest konieć?! To była ta pomoc terapeutyczna? Wychodzi na to, że terapii sie koles nie podejmuje. Byłem u psychiatry i proponuje obserwacje psychiatryczną. Nie przepisuje mi leków, chory nie jestem. Tyle było przygód z terapią. Na samym poczatku obiecałem sobie że dam sobie czas. Wiedziałem, że te gówna które wypisujecie to bajki i że nie bedzie rózowo. Obiecałem sobie, że wybieram drogich dobrych fachowców i co by sie nie działa daje sobie czas tyle ile trzeba, bo nie ma nic ważniejszego. Straciłem kilka lat na łudzenie się nie wiadomo czym i straciłem kupe kasy. W żadnym z tych miejsc nie doświadczyłem tego o czym jest napisane w reklamach/informacjach na temat terapii.
  10. I bądz tu mądry. Przecież jeden z forumowiczów byłna terapii i ona nie zadziałała, bo psychologia i podswiadomosc nie istnieją. Istnieje tylko mózg
  11. NP Depresja może być spowodowana czynnikami zyciowymi. % niewiele depresji jest endogennych. Przeciez to jest absolutnie oczywiste. Jeśli zachorujesz na raka, to jest duże prawdopodobienstwo, że wpadniesz w depresje. Jesli w wypadku stracisz nogi to tak samo. Przyczyną nie jest wadliwy mózg, czy uszkodzenie tylko sytuacja zyciowa.
  12. Przeczytałem że 40% Europejczyków ma jakies tam zaburzenia i bedzie więcej. Jednak nie powiedziałbym że 40% populacji ma wadliwy mózg. Jesli do tego dodać tcyh co mają wadliwy, ale nie wystąpiły traumy to wyjdzie jakaś absurdalna liczba. Może lepiej mówić o zbyt wysokim tempie życia, a nie jakiejś wadzie. Jesli chodzi o autyzm schizofrenie, czy jakieś poważne choroby to ok. Jednak jeśli chodzi o nerwice to raczej nie. Ludzie mają różne możliwości psychomotoryczne, ale to nie oznacza że są wadliwi.
  13. Do tego samego fragmentu chciałem sie odnieść. To jest bardzo ładnie napisane, zle to jest raczej bujda. Jestem obecnie po kilku wizytach u psychologa klinicznego, który co prawda nie mówił nic o terapii, tylko o pomocy psychologicznej... jednak o żadnym kontrakcie mowy nie było. Wczesniej też na pewno nie był on tak rozbudowany. Są jakieś ogólne informacje porządkowe odnośnie terapii, ale nic o metodzie i w zasadzie mało konkretów
  14. A ja mam pytanie. Załóżmy że terapia nie dział. Zadna nigdy. Takie założenie jak w modelu ekonometrycznym. Czy jeśli napisze że terapia nie działa bo wczoraj padał deszcz to mam racje? Czy takie gadanie nie jest tylko i wyłącznie wkórwiające? Czy jeśłi terapia nie działa, to mam prawo uważać siebie z automatu za zupełnego specjalista bo tak własnie uważam? Jest takie powiedzenie. Głupiec chcący zrobić dobrze, narobi więcej szkód niż głupiec chcący zrobić zle. Czemu ktoś sie denerwuje jesli ja napisze, że on pisze głupoty. Czemu od razu zakładać że ja atakuje jego teze, a nie argumenty? Nie rozumiem tego. Jesli ja byłem na terapii i ona mi nie pomogła, to to jest fakt. Jednak nie mogę podawać powodów z kapelusza, tylko dla tego że ta terapia nie zadziałała. Nie bedzie tak, że jak ja powiem że ona nie zadziałała bo: i tu 100 powodów itd... to automatycznie mam racje bo rzeczywiscie nie zadziałała.
  15. Utrzymuję sie z gry w pokera. Więc mam nieoficjalne żródło dochodów i nie mam pracodawcy i nie muszę brać urlopu. Jednak chodzi mi o ewentualną sytuacje w przyszłości. Często sie zdaża obecnie, że pracodawca chce wiedzieć o swoim ewentualnym pracowniku jak najwięcej. Zleca sie komuś żeby sprawdził czy aby na pewno robił w tej Anglii to co mówi że robił itd... więc jeśli przyszły pracodawca bedzie chiał zebrać info o mnie, to czy takowe bedzie łatwe do uzyskania czy ze względu na prawo bedzie to nie możłiwe oficjalną drogą. Ze względu na tajemnice lekarską czy cokolwiek innego?
  16. To nie prawda. Myśle że psycholog kliniczny postawi sprawę jasno, już na starcie
  17. No to ok. Bo ja nie idę tam na leczenie, a ktoś wczesniej napisał że na pewno bede testował wiele leków. 30 dni też nie wchodzi w grę, a na żadnej poprawie mi nie zależy. Zależy mi na info na bazie których potem można zadbać o tą poprawę. Jeszcze zapytam o kwestie ewidencyjne. Nie ukrywam że już samo pójście do psychiatry napawa mnie lekko wstydem. Tym bardziej obserwacja psychiatryczna chciałbym żeby została jak najgłębiej w ukryciu. Psychiatra mówił, że jest ta lekarska tajemnica i że ew sąd może ja uchylić. Czy taka informacja, że byłem w szpitalu figuruje gdzieś w jakiejś mojej ogólnej karcie do której ktoś ma dostęp jeśłi poprosi? Lub czy są powszechnie udzielane informacje(np do pracodawcy) że odbyłem taki pobyt, bez zagłębiania się w szczegóły? Czy zupełnie nie ma śladu? Nawet jeśli pracodawca,lub ktokolwiek zapyta czy ten i ten był w szpitalu psych. na obserwacji to odpowiedz jaka może paść to "nie udzielamy informacji na ten temat". Bo na tym by mi zależało
  18. Więc jest w stanie ktoś mi napisać jak wygląda kwestia leków? Na pewno jakieś osoby były na obserwacji, nie będąc w jakimś złym stanie, a raczej ze względu na kwestie diagnostyczne. Więc jeśli leki nie są niezbędne, to czy i tak będę je dostawał tak jakby urzędowo? Czy mogę tam sobie być w kwestiach diagnostycznych, a nie żeby sprawdzić jak reaguje na leki? Czy mogę odmówić brania leków? Czy taka odmowa równa się brakowi współpracy i zakonczeniu obserwacji, bez znaczenia czy diagnoza jest czy nie? Chodzi o to, że ten psychiatra powiedział że mógłby mi leki przepisać, ale nie są nie zbędne i jest to moja decyzja czy je biore czy nie. Czy tak samo podejdą na obserwacji, czy podejdą "podejmować swoje decyzje możesz sobie na zewn. Tutaj my podejmujemy decyzje i rób co każemy". Bo nie jest tajemnicą, że mniej lub bardziej ale prawie każdemu leki by sie jakos tam przydały. Czy wejście tak jest jednoznaczne z podpisaniem się pod umową, w której oni o wszystkim decydują, a ja ewentualnie mogę to przerwać, ale na sam proces nie mając wpływu?
  19. i tak bedą mnie traktować przedmiotowo, mniej lub bardziej. Wisi mi to do momentu, w którym nie mają nade mną władzy. McMurphy też byl zdrowy, a siostra Ratchet w świetle obowiązujących reguł go udupiła.
  20. No tak samo mówił ten koleś. Ze szkoda zycia, że przecież sam sobie najwyrazniej pomóc nie potrafię i że nie ma sensu tego odwlekać i że mogę tylko skorzystać. Jednak jak sobie myśle, że jakiś cwok bedzie mi aplikował z urzędu jakies nie widomo co, to mi sie to nie widzi. Jeśli nie moge powiedzieć "diagnozuj szefie i ani kroku dalej".
  21. Zostałem przez psychologa klinicznego wysłany do psychiatry. W celu diagnozy, bo psycholog mówi że czuje sie bezradny. Psychiatra powiedział, że szkoda mojego czasu i pieniędzy i że dostane skierowanie na obserwacje psychiatryczną. Ze dostrzega we mnie coś nie tak, ale że to nie choroba tylko typ osobowości. Leków nie dostałem bo najpierw lepiej sie dokładnie zorientowac w sytuacji, a moj stan wskazuje na to że nie są niezbedne. Mówił że może będą testy, może eeg może tomografia itd... darmo i chyba skutecznie pod okiem specjalistów. Jednak jest to moja decyzja i jak sie zdecyduje, to on mi wypisze to skierowanie. Tak sytuacja wygląda. Mowił że mogł podczas rozmowy ze mną przekręcić do szpitala i walą mnie w kaftan, ale że niema takiej potrzeby:) Fajnie w sumie, ale jak oni mają taki styl. 20 minut gadania i może tak a może inaczej to mi sie to nie usmiecha. Do tego kwestia współpracy z personelem, czyli żarcie wszystkiego co uznają za konieczne
  22. Pełna zgoda. Tak jak bym sam to napisał. Choć nie wiem dokładnie jak tam z tymi chorobami jest, ale pamiętam jak ktoś tłumaczył różnice między zaburzeniem a chorobą. Mówił że u człowieka chorego zachodzą trwałe zmiany w mózgu. Kładę nacisk na słówko trwałe. Czyli takie które powinny być regulowane chemią. A kwestia czy przyczyną jest psychogenna czy endogenna to dla mnie już sprawa drugorzędna. Jeśli u człowieka chorego te zmiany sa trwałe to raczej terapia nie pomoże. Tylko że to jest strasznie płynne i w zasadzie nigdy nie ma pewności czy dany człowiek jest chory. Pamiętam opis przypadku zakwalifikowanego jako schizofrenia. Specjalistka była pewna że to schizofrenia, ale traktowała tą dziewczynę inaczej niż innych. Potrafiła ja traktować jak własną córkę i z czasem ta dziewczyna wyszła z tego. Wniosek był taki, że ta dziewczyna nie miała schizofrenii, tylko jakies głębokie zaburzenia emocjonalne, które w objawach przypominały schizofrenię.
  23. Czy może mi ktoś napisać jak to wygląda. Czy jeśli nie będę chciał brać leków, to ktoś może mnie zmusić? Czy ja tam jestem zupełnie bezwolny?
  24. To nie chodzi o to, że ci dobrze, bo na pewno tak nie jest. Lecz z pewnością sie przydaje kiedy trzeba spojrzeć na zycie i sie zastanowić jak to sie stało. Wtedy można powiedzieć, że to nie ja tylko choroba(choć nerwica nie jest chorobą). Faceci juz nie bywają łajdakami i świniami, tylko seksocholikami. Ludzie nie są wstydliwi, nerwowi sfrustrowani tylko mają zaburzenia itd.. Choroba czyli atak na zdrowego mnie. Wszystko wynika z choroby,moje niechciane cechy to efekt zle działającego mózgu. Oczywiście nie chodzi mi to konkretnie o kogoś, ale jest taka tendencja. Albo ogólne zwalanie wszystkiego na rodziców i dziecinstwo...
×