Skocz do zawartości
Nerwica.com

beautyflower

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez beautyflower

  1. Znowu się nie zgadzam. Akceptacja nie zawsze przychodzi z czasem... och, gdybyż tylko tak było! goby: Myślę że można wypracować tą akceptację, ja osobiście bardzo liczę na terapię. Póki co leki tłumią wycie mojej duszy.. Kwestia boga, jeśli wcześniej w niego wierzyłaś, może jeszcze się u Ciebie bardzo zmienić.. ten kryzys jest naturalny. Jeśli czujesz Mamę przy sobie, to już bardzo dużo, według mnie..
  2. nie zgadzam się. w moim przypadku czas tylko pogłębia tęsknotę - jest mi trudniej niż pół roku temu, bardziej tęsknię. Czas umożliwia zapomnienie, a ja przecież nie zapomnę! To nie o czas chodzi, jeno o akceptację..
  3. rok temu straciłam bardzo bliską mi osobę i mój świat sie zawalił.. chociaż depresję wcześniej miewałam "od zawsze", to od roku to już jest totalna rozpacz. kompletnie sobie nie radzę ze stratą, nie potrafię się pogodzić z jego śmiercią, ze świadomością, że już nigdy nie zobaczę jego pięknej twarzy, nie usłyszę jego śmiechu, że jego piękne ciało gnije pod czarną ziemią.. Zmarł w osamotnieniu, cierpiąc okrutnie.. Każdej nocy przed zaśnięciem widzę jego martwą, biedną, kochaną, siną twarz, umęczone, bezbronne ciało.. wciąż słyszę i widzę ten cholerny ciągły sygnał tą cholerną prostą linię.. Codziennie rozmyślam nad kruchością życia ludzkiego, nad śmiercią, procesem umierania itd - natrętne myśli dopadają mnie co sekundę. Znikąd pocieszenia - nie wierzę w boga, ani w życie pozagrobowe - choć myśl, że On przebywa gdzieś tam, w innym wymiarze, wydaje się być bardzo kusząca.. Jak widzisz, nie jesteś sama w swoim cierpieniu. Prędzej czy później, niestety, każdy człowiek musi zmierzyć się ze stratą ukochanych.. Ja, aby przetrwać, postawiłam na leki - bez nich nie jestem w stanie funkcjonować. Tobie radzę również terapię. Każdy z nas ma tylko własne życie do przeżycia, tylko tyle i aż tyle. I trzeba mimo wszystko je jakoś przeżyć, a śmierć, no cóż, prędzej czy później i na nas przyjdzie pora, nie ma potrzeby przyspieszać tego momentu. dobrze wiem jak trudno w tym stanie zebrać się i iść do psychologa, psychiatry. To zadanie długo przekraczało moje siły.. niestety nikt za mnie nie mógł tego zrobić, nie mam też nikogo do pomocy..
  4. Mam tak samo już od ponad roku.. Stan ten pogarszał się z każdym miesiącem. CZASEM mój najgorszy dzień wygląda tak: wstaję rano żeby coś zjeść, po czym wracam do łóżka i leżę do oporu - czasem do wieczora.. wieczorem z ulgą zasypiam - potwornie zmęczona. Próbowałam kiedyś ćwiczyć na "rozruszanie się" ale zawroty głowy, mdłości i brak siły skutecznie uniemożliwiły mi to. Raz nawet zapisałam się na aerobic - po pierwszych zajęciach myślałam że zejdę z tego świata.. nie wspominając o tym że przy innych kobitach wypadałam jak zniedołężniała staruszka. Nie mam anemii, jestem zdrowa - poza pogłębiającą się niestety, cykliczną depresją. Tak więc u mnie to się niestety wszystko łączy. Od niedawna biorę ZOLOFT ponoć ma mnie rozruszać... ;/ Apropos medytacji, dużo na ten temat czytałam, próbowałam wielokrotnie, ale za cholerę mi ona "nie wychodzi" - tzn nic mi to nie daje. A porzucając oczekiwania, ażeby mi ta medytacja coś przyniosła, no to jeśli nic się nie dzieje - dobrego ni złego - to po co to robić...? Paradoks
  5. Nie jest to problem z hormonami - wg wyników badań. Ja z kolei czasem mam wrażenie że ludzie depresyjni są w istocie jedynie bardziej świadomi. To jedna z wielu moich teorii, niekoniecznie prawdziwa. Aha i jeszcze jedno - umysł osób z zaburzeniami nastroju jest bardzo podatny grunt na wszelkiego rodzaju teorie spiskowe, spekulacje, nowe idee, czary mary i hokus pokus. -- 07 kwi 2011, 08:56 -- Ano.
  6. czytam i czytam ten wątek, w pewnym momencie nie wytrzymałam i poczułam że muszę dodać coś od siebie. Ktoś tam wcześniej pisze o jedzeniu kiełków, zdrowej żywności, nie jedzeniu mięsa, słuchaniu "przebudzonych" itp I wszystko fajnie ALE... Otóż ja nie jem mięsa (nie smakuje mi i brzydzi mnie, mam tak od co najmniej piętnastu lat), przez wiele lat zajmowałam się szeroko pojętą "duchowością" (osho, potęga podświadomości, prawo przyciągania, elementy buddyzmu, joga, medytacje itd itp), kilka lat uczęszczałam na terapię.. I co? I nic - od momentu dojrzewania co miesiąc przed okresem - na ok. 10 dni przed, miewam gwałtowne, paraliżujące całe moje życie załamanie nastroju - czarna dziura na ok. 14 dni. Nie potrafię normalnie funkcjonować, ba, nie potrafię wstać z łóżka, umyć się, jeść, nie widzę sensu istnienia, boję się spać w obawie że się już nie obudzę, panicznie boję się śmierci a jednocześnie mam myśli samobójcze, nienawidzę siebie, swojego ciała, życia, nawet rodziny. Nie jest to "lekki epizod depresyjny" tylko ciężka cholera. GDYBY NIE LEKI PSYCHOTROPOWE, żyłabym pewnie, i owszem, ale jak? na 14 dni wyłączając się z tego świata? nie zajmując się dziećmi i domem? Dla mnie chemia to jedyna droga do prowadzenia w miarę normalnego życia. Mojej depresji nie da się wyleczyć ani terapią, ani zdrowym żarciem, ani medytacją, jogą, czy ćwiczeniami - wynika ona ewidentnie z biochemicznych zaburzeń mojego organizmu. I w moim przypadku porady - jak to sami siebie gdzieś tam w wątku nazywają - "uświadomionych" są o kant dupy rozbić. Każdy może pisać jedynie o swoim, konkretnym przypadku, a nie ferować ogólne wyroki w stylu :"chemia to zło". Szlag mnie trafia jak napotykam na takich "mędrców" - szkoda że w tej swojej świadomości nie uświadomili sobie swojej pychy i głupoty..
  7. przede wszystkim bardzo bardzo mocno Cię do siebie przytulam. wiesz, nie jesteś sama ze swoimi poplątanymi emocjami, bardzo dobrze rozumiem co przeżywasz i co czujesz. Jak dobrze radzi poprzedniczka, wizyta u DOBREGO terapeuty to absolutna podstawa - w przypadku depresji, również o psychiatry. JEDNAKŻE w stanie w którym jesteś, pamiętaj że NIE MUSISZ PODEJMOWAĆ ŻADNYCH WAŻNYCH DECYZJI!! Nie musisz rozstawać się z mężem, a wasze stosunki nie muszą momentalnie zostać uzdrowione - POWOLI. Wszystko przyjdzie w swoim czasie, - czas na zmianę również, a ty na to nie jesteś jeszcze gotowa. To co bezwzględnie MUSISZ TERAZ ZROBIĆ TO zabrać się za swoje splątane emocje, za swoje wnętrze - po to właśnie psychoterapia i być może - terapia farmakologiczna. To jest Twoje zadanie na teraz - i nic ponadto. Nie zwlekaj!
  8. beautyflower

    Depresja objawy

    Dokładnie tak jest - człowiek czuje ze rozsypuje się na kawałki i w odruchu ratowania swojego przeciekającego przez palce jak woda życia zwraca się o ratunek, z ogromnym trudem - dla osoby w depresji wizyta u lekarza bywa nie lada wyzwaniem.. niestety bardzo bardzo trudno o prawdziwego profesjonalistę i w konsekwencji przez wiele lat można trwać w tym samym stanie:( A szukać wciąż na nowo jest przeraźliwie trudno..
  9. Według mnie czym prędzej idź do dobrego psychoterapeuty - ciężko poprzez post powiedzieć coś więcej na temat Twojej sytuacji. Potrzebujesz pomocy PROFESJONALNEJ, a nie porad na forum czy też nawet dobrych rad od znajomych. Powiem tylko, że powrót Twojej żony do Ciebie na dłuższą metę niczego nie zmieni - nie czepiaj się więc tej myśli obsesyjnie lecz nastaw się na PRACĘ ZE SPECJALISTĄ - PSYCHOLOGIEM BĄDŹ PSYCHOTERAPEUTĄ, wszystko, co dobre, pójdzie w ślad za tym.
  10. beautyflower

    [Tarnów]

    Nie polecam Podolanskiej - mało wiedzy i mało doświadczenia. Kto wie jak się dostać prywatnie do Skrobota (telefon, adres) - nigdzie nie ma na ten temat informacji.
  11. Gdyby każdy z nas wiedział, co w nas siedzi i co z tym zrobić, nikt z nas nie potrzebowałby terapeutów, terapii i tego forum. Ty zaś myślisz że doskonale wszystko wiesz i z miejsca stwierdzasz że wiesz co Ci taki fachowiec doradzi. Otóż mylisz się, i nawet nie podejrzewasz, jak bardzo.. Dlatego - najpierw psycholog, potem być może psychiatra. Szukaj dobrych specjalistów - jeśli któryś Ci nie spasuje, nie zrażaj się, nie mów: "to nie dla mnie", tylko szukaj dalej. Masz 25 lat, czy chcesz za drugie tyle być w tym samym miejscu co teraz? Nie?? To biegiem po pomoc!
  12. To bardzo bardzo bardzo trudny i ciężki do rozwiązania problem. Słowa wypowiedziane przez rodzica do dziecka są przyjmowane przez nie w stu procentach, bezkrytycznie, wchłaniane przez każdą komórkę ciała.. Dziecko karmione nieustanną krytyką, przyjmuje ją za swoją rzeczywistość. Niezmiernie trudno jest odmienić potem te zakodowane w sobie wzorce. Przemoc słowna potrafi skrzywdzić dużo mocniej niż przemoc fizyczna! Znam kilka osób które niestety nie dały sobie z tym rady. Jedna z nich - szczególnie przeze mnie ukochana - odeszła na zawsze, pokonana przez straszny nałóg. Pomimo wieloletniej, niezwykle trudnej pracy nad sobą, nie potrafiła uwierzyć w siebie, pokochać się, nie potrafiła powiedzieć jednego dobrego słowa na swój temat! Być może, gdyby nie była uzależniona, dałaby radę - nie wiem. Wiem jedno - praca nad "odwróceniem" tych negatywnych auto-przekonań z dzieciństwa nie jest łatwa. Przeciwnie - jest bardzo, bardzo trudna, mozolna. Czasem to praca na całe życie. Ale warto - dlaczego? Bo oszukano Cię wmawiając Ci rzeczy, które są totalną bzdurą. Te autokrytyczne myśli w twojej głowie tak naprawdę nie są nawet Twoje - to głosy Twojej matki/ojca. Przeanalizuj, jak wiele spośród WSZYSTKICH Twoich przekonań nie jest tak naprawdę Twoich! Kiedy zaczniesz myśleć samodzielnie? Gdyby ktoś Ci wmówił kiedyś że masz różowego słonia na głowie, chciałabyś w to nadal wierzyć? A jednak tak robisz. Tak, to są te głupoty, które ktoś włożył do Twojej głowy. Gdy to zrozumiesz, dojrzejesz! Jesteś ISTOTĄ LUDZKĄ i to daje Ci takie samo prawo do oddychania, miłości, szczęścia, jak każdy inny człowiek. Masz prawo - ponieważ jesteś człowiekiem, tego nikt Ci nie zabierze.
  13. Twoim głównym, zasadniczym problemem jest brak miłości własnej. Póki nie "rozpracujesz tego" (poddając się prof. terapii) póty zawsze będziesz wypełniać pustkę w swoim życiu nieodpowiednimi facetami (i inne konsekwencje - zazdrość zaborczość depresja itd)
  14. Prawdopodobnie Twój chłopak jest gejem i rozpaczliwie próbuje stłumić swoje skłonności. Depresja to efekt postępowania wbrew swojej naturze. Wydaje mu się że da radę "być normalny", Ty jesteś dla niego taką bazą, potwierdzeniem że jeszcze nie jest z nim tak "źle". Prawdopodobnie brzydzi się swoich skłonności i samego siebie, nienawidzi się, potępia. Stąd olbrzymi konflikt moralny, depresja i zapewne myśli samobójcze. Niektórzy homoseksualni mężczyźni przez całe swoje życie ukrywają swoją prawdziwą tożsamość. Nie jest to przypadek odosobniony czy niecodzienny (!) I tak, geje potrafią uprawiać seks z kobietami, ba płodzą nawet dzieci, chodzą do kościółka, uczestniczą w antygejowskich paradach - jednym słowem potrafią zrobić wiele.. Co nie oznacza że są szczęśliwi - szczególnie w tak homofobicznym kraju jak polska.. Co możesz zrobić: przede wszystkim pójść do specjalisty. (Potrzebujecie go oboje - zarówno Ty jak i Twój chłopak, niezależnie od tego czy on jest, czy nie jest gejem). Specjalista pokieruje Tobą co dalej, poradzi. Nie próbuj ciągnąć dalej tego sama, bo bardzo się poranisz. Czego potrzebuje Twój chłopak: terapii. Dopóki nie zaczniecie działać (tj. profesjonalna terapia) lepiej przełożyć ostateczne decyzje typu rozstanie (liczę że domyślasz się dlaczego) Dla zdrowia i spokoju sumienia, zrób sobie badania. Powodzenia.
  15. Oto przykład historii jak to człowiek sam, z własnej nieprzymuszonej woli, świadomie wchodzi w toksyczne związki. Prędzej czy później wrócą dawne skłonności, o czym pewnie za jakiś czas napiszesz na forum. Stawiam jednak na to, że w tej konkretnej sytuacji prawdziwego problemu nimfomanii nigdy nie było - ot panna powiedziała kilka głupot i tyle. Choć takie gadanie też nie jest "normalne" - może to sposób na podryw.. W każdym razie, normalny zdrowy facet szukając właściwej partnerki życiowej, trzymałby się z dala od nimfomanek, alkoholiczek, narkomanek, nałogowym hazardzistek itd. Odstępstwa od powyższej reguły przeważnie świadczą o posiadaniu jakichś niezdrowych mechanizmów itd. oczywiście generalizuję i bywają wyjątki..
×