-
Postów
77 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Canis
-
Po to, że jak odstawię leki, to ataki wrócą, i to w silniejszej formie. Pokazuje to zarówno moje nastawienie do leków, jak i doswiadczenie wielu osób. Ja wiem, że mi można pomóc, ale leki to błędna droga... Ma ktoś jakieś filozoficzne rady? Albo coś takiego?
-
Kocham owoce morza. <3 Ktoś mnie kiedyś zarwie na krewetkach.
-
Z obawy przed odrzuceniem, ale napawa mnie niechęcią to, że nawet gdy słyszę wyraźnie co mówią, to nie rozumiem ich reakcji na połowę rzeczy. Nie rozumiem ludzi.
-
Dzięki za radę. Zapisałem się na terapię, gdy wystąpiły pierwsze ataki. Na razie to nie pomaga.
-
No właśnie problem polega na tym, że mam ataki paniki. W szkole, ale także po nocach. Lekarstwa mi nie pomogą, ja powinienem wejść do życia społecznego, przekonać się, że tam mnie nic nie zabije, tylko nie umiem. Nie sam. Macie jakieś propozycje jak wyrwać się z tego?
-
Boga i tak nie udowodnią za waszego życia ani długo po nim, jeśli w ogóle. To tak, jakby jaskiniowcy z 6 tysiąclecia przed Chrystusem chcieli lecieć na Księżyc. Osiem tysięcy lat później nauka pokazała, że to możliwe, ale to było 8k lat po tych jaskiniowcach. Z czym do władzy?
-
Po prostu zwykłe placebo. Ktoś silnie wierzy, że to go uleczy i to się staje. Ja zostałem uleczony z pewnej niezbyt uleczalnej choroby i to nie była sprawka Boga czy tzw "świętych" miejsc. No i to jest właśnie wiara... a inaczej potęga umysłu, czy nie myślicie, ze to właśnie waszymi umysłami kreujecie swoją rzeczywistość. Jak ktoś wierzy w cud, to ten cud się zdarza... jak nie wierzy to się nie zdarza... Może to w nas jest ta siła, którą nazywamy boską, sprawczą? A cała reszta to brak wiary w siebie i swoje możliwości? W tym momencie patrzę na to forum i IRCa i widzę mnóstwo osób, którym leki nic nie pomogły. 100% skuteczności nie mają. Chyba 60% też nie, prawda? Jakich? JA pisałem o tym kilka razy. Nawet nie chodzi o "pewne zjawiska". Chodzi o "pewne podstawowe zjawiska". Przypomnę także, że wbrew przekonaniom niektórym, nauka i tak nie mówi, jak żyć i nie ocenia. Tym zajmują się systemy etyczne, które mogą być częścią religii. Wtedy jest dobrze, bo inni ludzie wiedzą czego się po tobie spodziewać. Co mam sądzić o ateiście? Jest cokolwiek, co każdy z nich uważa za nienaruszalne? ;>
-
Ktoś to kiedyś fajnie ujął, jeśli ateizm jest wiarą, to niezbieranie znaczków to hobby. Miałoby to sens, gdyby religia polegała wyłącznie na chodzeniu do kościółka. Widać, co najbardziej przeszkadza... W takim razie twoja wiara w Boga ma taką samą wartość, jak wiara w jednorożce, czy czarodziejskie żaby zamieniające się w księcia, to jest to samo. Nauka też nie potrafi udowonić, że to nie istnieje. Bóg istnieje tylko w wyobraźni wierzących, dlatego muszą go tak bronić i walczyć o niego, bo bronią samych siebie. Nieprawda, bo jednorożce to zwierzęta, zwierzęta istnieją z nimi mamy kontakt (jak na razie wg naszej wiedzy) tylko na Ziemi. Skoro na Ziemi nie możemy ich znaleźć, mając do tego środki, to można powiedzieć, że prawdopodobnie nie ma. ALE nadal nie można mówić, że nigdy nie istniały. Zauważ to! Że co? Podam ci jedną kropelkę w morzu. Albo nie, jeszcze jedną. A może chcecie więcej sci-fi? Może jeszcze? Nawet nie wiecie, jak zatwardziali potraficie być. Jaki związek z tematem? Prosty: nauka zaczyna odkrywać coś więcej, ale na razie jest za wcześnie.
-
Tabsy pomogą, ale chciałbym może tak żyć normalnie bez tabsów. Tak, jak wcześniej. Któryś raz już śni mi się nalot... I czemu ja mam pozytywne interpretacje takich snów? Powinienem dostać pociskiem w głupi łeb, żeby zrozumieć, że to niefajne, czy co? Kocham śnieg. Jest miękki, puszysty. Pozwala na ukrycie się w nim przed kimkolwiek. Gdy musisz ubrać kurtkę i czapkę, nikt cię nie widzi. Nie ma problemów, że bezczelnie nie mówię dzień dobry, nie uśmiechnę się, udaję, że nie widzę.
-
Uczę się na uniwersytecie i prawdopodobnie nie miałbym objawów somatycznych, gdyby nie to. Nie brałem żadnych leków i odmawiam przyjmowania jakichkolwiek...
-
Dlaczego w moim przypadku to nie działa? Dlaczego hałas w kinie powoduje, że nie mogę mówić przez kilka godzin...?
-
Witam. Od wielu lat, ponad połowę życia, trwam w kompletnej izolacji od otoczenia. Nauczyłem się uczyć ludzi, by nie widzieli, że ze mną jest cokolwiek nie tak, uznają, że jestem po prostu troszkę ekscentryczny. Chciałem nie mieć kontaktu ze światem i mi się to udawało, dopóki 10 godzin dziennie na wydziale pełnym wrzeszczących i kłócących się kobiet nie zrujnował mojej psychiki. Zalecano mi powrót do życia społecznego, ALE. - Nie znam się na żadnym sporcie, nie śledzę piłki nożnej, nie znam żadnych zespołów - Gardzę alkoholem - Wpadam w panikę w barach - Jestem lekko niedosłyszący i gubię, co ludzie mówią - Nie chcę znać tytułów ani autorów utworów muzycznych, których słucham - Podobnie jak wyżej z filmami, może znam i lubię, ale nie mogę o tym rozmawiać - Nie czerpię przyjemności z przebywania z ludźmi - Nie ma w moim otoczeniu nikogo, kto chciałby mi pomóc - Nie mam przyjaciół, ledwo znam rodzinę, nie mam nawet żadnych wrogów, żadnych rywali, żadnych przeciwników, nikt mnie nie zna Przyzwyczaiłem się do takiego życia. Jak mam je przerwać? Czy warto...? Jak to mówią, IRL, nie ma niczego, co bym doceniał... może podróże, ale to znowu pieniądze, i znowu towarzycho.
-
harpagan83, Nie uogólniaj. Czasem lepiej się rozwieść. Uwierz mi. Wolałbym odgórną kontrolę rodzin i nakładanie kar niż rozwody... ale fakt, są takie sytuacje, gdy całe małżeństwo to pomyłka.
-
Hipochondria - jakie choroby sobie przypisywaliście..?
Canis odpowiedział(a) na LINA temat w Nerwica lękowa
Ja myślałem, że mam cukrzycę, bo nie umiałem sobie wyjaśnić, dlaczego mdleję. Zwłaszcza, że miałem to w rodzinie. Wpadałem przez to w niehamowaną panikę. Ale wyniki badań mam idealne... -
Czuję się jak taki spławik na wodzie. Wszystko mi jedno, za kogo mnie ludzie biorą, i czy ja się przypadkiem nie zachowuję dziwnie. Jakby wszystko było na jakimś filmie. Nie wiem już, kim jestem.
-
Nerwica Lękowa Co zrobić? Moja historia...część 2
Canis odpowiedział(a) na LDR temat w Nerwica lękowa
Ja też mam coś takiego, zwłaszcza, że wokół mnie same kobiety. Boję się, że kiedyś oszaleję i zrobię krzywdę ludziom, których kocham. To jest straszne. Być ofiarą to jedno, a być agresorem gdy się tego nie chce, to znacznie gorsze. -
Poprzedniej nocy miałem atak paniki. Tej śnił mi się nalot bombowy na moje miasto. Wszystko mnie boli.
-
Za opozycję wobec różnych zdecydowanych religii uważam agnostycyzm. Ateizm jest wyznaniem, którego (niezrzeszeni) członkowie wyznają wiarę w brak jakichkolwiek bóstw, chociaż nauka jest za słaba¹, by rwać się na udowadnianie takich rzeczy. Ateista błędnie powie, że skoro nie można udowodnić istnienia sił wyższych, to ich nie ma. Wierzący powie, że to nie szkodzi, że nie można ich udowodnić, bo on i tak w nie wierzy. Agnostyk powie, że skoro nie można udowodnić istnienia siły wyższych, to nie można udowodnić istnienia sił wyższych. Ani że są, ani, że ich nie ma. ¹Pomimo potwierdzenia naukowego, że czas nie płynął i nie płynie jednakowo, a liczba wymiarów jest różna w zależności od wielkości, i tak nikomu nie przyszło na myśl, że jednak coś silniejszego może być. Biblia ma dwa opisy stworzenia człowieka i jakoś katoliccy profesorowie nie mają problemów, gdy inni profesorowie pytają o tą "sprzeczność". Rozwala mnie traktowanie Pisma Św., a zwłaszcza ST (ANTYCZNY HEBRAJSKI, dzieci! mam nadzieję, że wiecie, co to znaczy!) jak źródła historycznego - jak opisu wydarzeń. Nie zaprzątałeś sobie myśli, więc nie masz zielonego pojęcia o tym, jaka jest interpretacja kościelna tych fragmentów. Żyjecie na własnej... kobieta została stworzona z mężczyzny (Z JEGO CIAŁA - absolutnie równa jemu! Czy wy macie jakiekolwiek pojęcie o symbolice tych fragmentów?). Jeśli uważano, że jest mu podległa, to dlatego, że dała się szatanowi (chciała być awangardowa), zerwała to jabłko, zjadła i jeszcze podała Adamowi. A nie (tu wstawcie mój śmiech) bo została z niego stworzona - akurat że stworzona jest fachowo interpretowane odwrotnie xDDD Jako ciekawostkę dodam, że są interpretacje (oczywiście niekanoniczne), które mówią, że nie chodziło o żebro, tylko o kość prącia, której - jak wszyscy dobrze wiemy - człowiek w przeciwieństwie do wielu ssaków nie posiada (też podstawy biologii)... Skoro takie przekonanie ci ulży... tylko nie zderz się kiedyś z rzeczywistością To, co pomaga każdemu człowiekowi w chorobach psychicznych, jest przekonanie w jakieś wartości. Przy czym chrześcijanom jest lepiej, zwłaszcza katolikom, którzy są bardzo scentralizowani i swoją wiarę uważają za uniwersalną - jeśli znajdą kogokolwiek, kto uważa się za katolika, będzie miał z grubsza te same poglądy (o ile nie występuje tak zwana herezja). W Rosji łatwiej będzie prawosławnym, u nas, katolikom. W Indiach hinduistom. W Arabii muzułmanom. A w takiej Francji pozostaje wiara w naukę, albo w.... albo w... albo...
-
Ja uwierzę w naukę, kiedy mi wyjaśnią, co to jest grawitacja. Rozumiem nie ogarniać czarnych dziur, bo są bardzo daleko i nie można ich zobaczyć, nie wiadomo jaką mają naturę. Ale grawitacja ogarnia cały Wszechświat, w tym wyraźnie można ją zaobserwować w codziennym życiu. Naukowcy do dzisiaj nie są w stanie wyjaśnić, skąd się bierze, i dlaczego łamie tyle praw, które działają do wszystkiego innego. Jak dotąd teorie na temat grawitacji są wybrakowane i kontrowersyjne. Gdzie jest teraz wasza nauka? Poza tym, nauka nie mówi nic o tym, jak należy żyć; nie ocenia poglądów, nie jest ani zła, ani dobra. Mówi nam tylko jak co działa i co można ewentualnie z tym zrobić. Nie tłumaczy, co jest dobre, a co złe - daje możliwości do jednego i drugiego. To, co najbardziej pomaga w problemach psychicznych to przyjaciele i wiara w dobro.
-
Nie mogę wejść, ale mam XChat. Jakie są dane IRC?
-
Dziękuję za przypomnienie mi stereotypów, jakie panują o kościele wśród jego przeciwników. Dawno już nikt ich głośno nie wypowiadał Wiara w jakiekolwiek pozytywne, ratujące życie reguły pomaga. Niektórym w chorobie pomaga nienawiść - ale czy to pomaga znowu stać się normalnym w społeczeństwie, w to wątpię. Ale może ja się nie znam.
-
Kiedyś ksiądz mi powiedział, że najgorzej wrzucają na Kościół ludzie, którzy nic o nim nie wiedzą. KK ma za małe wpływy w RP, skoro jeszcze zdarzają się ludzie, którzy nawet podstaw o religioznawstwie (tutaj: o katolicyzmie) nie przyswoili. Kosciol katolicki zmienia sobie dogmaty i teraz chyba nie dawno to zrobil. Wczesniej nie ochrzczone dzieci szly do limbusa a po reformie ida teraz do nieba. Bardzo niedobry objaw niezrozumienia Kościoła. Oto powód sytuacji, o której mówicie...
-
Jestem z rozbitego domu, ale to rozbicie zaszło gdy miałem około rok. Praktycznie nie znam własnego ojca. Zgadza się, że jest to dla mnie wstydliwy temat i nie lubię podejmować go w szkole, ale nie kryję się z tym i nigdy nie kryłem. To się zdarza. Nie mam żadnych negatywnych wspomnień z ojcem. I nie czuję do niego żalu. Ani za to, że opuścił rodzinę, ani za to, że nie płaci alimentów i nie dba o swoje dzieci. Wybaczam mu, jak to człowiek silnie wierzący w chrześcijaństwo. Podobnie z przyjacielem. Miałem takiego jednego prawdziwego, od 3 roku życia, przez długie lata. Różnica polegała na tym, że on poszedł dobrowolnie i świadomie w czarną drogę. Zaczął palić, chodzić na drastyczne balangi, alkohol (mieliśmy 10 lat, przypominam). Kradzieże, podpalenia, ustawki. Nie to, że to był tępy dres - o, nie, był bardzo inteligentny i miał w sobie silny kodeks rabusia (może dlatego ja mam silne poczucie sprawiedliwości, które po prostu z ziomków rozszerzyłem na wszystkich ludzi), ale rozumiecie. To nie była moja droga. Mimo że do niego też nie mam żalu, to umiejętności społeczne i tak we mnie implodowały. Nauczyłem się z tym żyć, mam ładny głos i jestem tak uprzejmy, że już nikt nawet się mną nie interesuje - celowo sprawiam takie wrażenie. Ciekawa ta umiejętność znieczulania ludzi na moje nietypowe zachowanie. Nie umawiam się z nikim, nigdy nie mówię o znajomych (bo ich nie mam), nie znam się w ogóle na sporcie, nie oglądam telewizji, nie gram w gry. Na przerwach wychodzę i chodzę w kółko po korytarzu, próbując się uspokoić. Nawet nieprzyjemni ludzie, którzy lubią się z innych nabijać, nie zwracają na mnie uwagi. Z jednej strony to dobrze, bo mi oszczędza cierpień, a z drugiej też już od dobrego czasu zastanawiam się, dlaczego ja robię rzeczy jakich inni nie robią... Dodam, że mam 15% niedosłuchu, którego nie można uleczyć. Nawet gdy się przemogę i próbuję z kimś pomówić, i tak rozumiem 70% z tego co mówią. Zwłaszcza, że użytkownicy języka polskiego robią coś tak durnego, jak wymawianie kluczowych słów w zdaniach tak cicho i niewyraźnie, jak się da. Jakby sami się bali tego, co mówią. To mnie zniechęca do czegokolwiek. [Dodane po edycji:] Za długie posty robię...? Nie ma nikogo, kto by cokolwiek odpisał?
-
Chciałem, bo nie rozumiem za jasny gwint całego społeczeństwa. I taki byłem konsekwentny, że teraz czuję jakbym był przestrzelony strzałą w serce... Chyba się tak nie da. Prawda?
-
Nie musiałem. Po prostu uparłem się, że nie będzie mnie nikt interesował. Dzięki temu wyzbyłem się pewnych wad, nie oceniam ludzi, nie umiem się na nich gniewać, ale też nie umiem żyć w społeczeństwie. Nie oglądam telewizji, nie znam gwiazd, nie znam się na sporcie, a moja siostra więcej gra w gry ode mnie. Nie rozumiem zwyczajów: niepodawania sobie ręki przez próg i na krzyż, "nie dziękuję" po dobrych życzeniach. Nie rozumiem połowy sytuacji w których ludzie się śmieją. Śmieją się jak jest im źle, jak jest dobrze, jak ktoś zrobi coś głupiego, jak ktoś kaszlnie, jak ktoś ich drażni. Nie rozumiem połowy żartów. Nie rozumiem ludzi. Jak taki spławik na wodzie. Wy też tak macie?