Cześć wszystkim znerwicowanym :)
Jestem tutaj nowy i chcę Wam troszku opowiedzieć o swoich przygodach :]
W ogóle to chyba jestem znerwicowanym hipochondrykiem. Cokolwiek dziwnego się dzieje z moim samopoczuciem to już zapala się lampeczka "pewnie jestem na coś chory, albo zaraz umrę". Masakra jakaś ?! Najgorsze w tym wszystkim jest to, że mam zdolność w kilka sekund się tak nakręcić, że mój organizm od razu reaguje tak jak sobie nakręciłem i wtedy jest dopiero ciężko. Nie wspomnę o podróży tramwajem czy autobusem ( jeszcze teraz w tym upale ) o niczym innym nie myślę tylko o tym, jak dojadę do celu i czy w ogóle dojadę, a może zemdleje? No bo czemu mam nie zemdleć, skoro jest mi gorąco ( leczę się też na nadciśnienie, które w sumie spowodowane jest raczej przez stres ), więc sama świadomość tego, że pewnie mam wysokie ciśnienie, jest mi gorąco, bo jest upał więc zaraz będzie mi jeszcze gorzej, zaczynam się stresować, no i jeszcze jest lęk przed lękiem ?! do tego dochodzą różne objawy organizmu jak pocenie, drżenie, uciski w głowie, tłum w autobusie, autobus stoi w korku i nie ma jak uciec od tego wszystkiego i trach! napad lęku, którego nie mogę opanować. Ale .... po napadzie okazuje się, że mimo tych wszystkich strasznych sytuacji - nie zemdlałem ! więc nie jest tak źle, tylko ... po co to wszystko? nie lepiej na spokojnie jechać tym autobusem? sam staram sobie to tłumaczyć i napadu nie miałem już długo :]
Problem drugi to właśnie taki, że jak coś się zadzieje,to od razu myślę, że pewnie jestem chory - mam raka, albo zaraz będę miał zawał albo wylew ! bardziej to drugie no bo przecież leczę się na nadciśnienie. I tak się człowiek męczy każdego dnia. Ale to nie koniec. Pojawia się kolejna myśl :-) skoro ja tak codziennie myślę nad tym wszystkim, martwię się to pewnie .... kiedyś zwariuję i skończę w psychiatrycznym .... ech.
Powiem tak, trochę jestem z siebie dumny, bo niby się boję takich sytuacji, ale nie rezygnuję z niczego. Mając świadomość, że może będzie napad lęku to i tak jadę tym tramwajem czy autobusem. Kiedyś też w kinie źle się czułem, w kościele i raczej staram się być gdzieś na końcu, tłum napierający z tyłu raczej mnie odstrasza.
No i jakoś to idzie, ale chciałbym się tym nie przejmować i nie martwić i tym samym nie powodować takich głupich sytuacji.
Nie chodzę do psychiatry, nie chodzę do psychologa, nie biorę żadnych prochów, staram sobie pomagać samemu.
Aktualnie jedynie co mnie wkurza to fakt, że jak źle się czuję to się nakręcam, że to jakaś choroba i nad tym muszę pracować.
Pozdrawiam wszystkich podobnych :-)
Zapraszam również chętnych do kontaktu.
hope82