Skocz do zawartości
Nerwica.com

mysia12

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mysia12

  1. Ja miałam inne dolegliwośći nerwicowe, ale też silen - i pozornie - nie do opanowania. Z pomocą terapii i własnej pracy nad sobą udało mi się z tego wyjść. Piszę o tym, aby dodać Ci wiary, że kiedyś się z tym uporasz, ja sama w przeszłości w to nie wierzyłam, ale jednak udało się. Zachęcam Cię do poszukania dobrego psychoterapety, który pomoże Ci dostrzec źródło Twoich problemów, bo to co przezywasz to są wyniki jakiś nieuświadamianych konfliktów, a samemu ciężko to zrozumieć. Powodzenia!
  2. Źródłem zaburzeń nerwicowych są nierozwiązane nieuświadomione konflikty wewnętrzne, najczęściej pomiędzy dążeniami jednostki a jej możliwościami, potrzebami a obowiązkami, pragnieniami a normami społecznymi. Pojawiają się wtedy, kiedy wrażliwa i nieodporna na stresy osobowość poddawana jest presji sytuacji (często świadomie akceptowanej), a wymagającej od niej funkcjonowania sprzecznego z nieuświadomionymi tendencjami. Przyczyną nerwic może być także deficyt opieki rodzicielskiej w dzieciństwie lub nieodreagowany uraz (trauma). http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenia_nerwicowe (Nerwica) Najkrócej mówiąc, jest chorobą emocji. Polega na wewnątrz-psychicznym konflikcie między naszymi świadomymi a nieświadomymi tendencjami. Nerwica nie ma nic wspólnego z organiczną strukturą i stanem nerwów człowieka w sensie anatomicznym i fizjologicznym. Nie jest uwarunkowana jakimikolwiek patologicznymi zmianami mózgu czy nerwów, lecz raczej nieświadomymi konfliktami psychicznymi, nad którymi nie panujemy. Np. konfliktem jest sprzeczność między dążeniem do wejścia w związek emocjonalny z partnerem a pragnieniem swobody i niezależności albo - u młodych ludzi - potrzeba usamodzielnienia się od rodziny, której towarzyszy sprzeczny z nią lęk przed dorosłością. Człowiek zamiast stawania się tym, kim mógłby się stać, rozmija się sam ze sobą. Zaburzenia nerwicowe przejawiają się w sferach postrzegania, przeżywania, myślenia, zachowania. Towarzyszą temu liczne objawy, niekiedy intensywne, wywołujące poczucie dyskomfortu i cierpienia. W sytuacjach szczególnie obciążających na plan pierwszy wysuwa się lęk i napięcie. Lęk, którego przyczyna jest nieuświadomiona, często zostaje przemieszczony i usymbolizowany, przyjmując np. postać różnych fobii. Nerwicy można się pozbyć. Wymaga to pracy nad sobą. Możemy wrócić do równowagi psychicznej, odzyskać spokój, wiarę w siebie i w ludzi oraz poczucie większych możliwości życiowych. http://resmedica.pl/archiwum/ffxart1009.html Leczenie - Jeśli natomiast podłoże zmian jest głębsze lub objawy bardziej nasilone, a zaburzenia mają swoją przyczynę na przykład w okresie dzieciństwa, to konieczna jest zazwyczaj długotrwała psychoterapia. Tylko takie oddziaływanie pozwala bowiem uzyskać wgląd w chorobę, zrozumieć przyczynę dolegliwości, zanalizować swoje zachowania i strategie obronne i nauczyć się nowych, właściwszych strategii radzenia sobie.
  3. Ja uważam, że to są kompulsje. Ja też tak miałam. Porządkowanie + sprawdzanie w realu, ale własnie też w myślach - aby rozładować napięcie MUSIAŁAM w myślach sprawdzić plan, sprawdzić wykonany porządek, powtórzyć sobie jakieś np. założenia dotyczące mojego życia. Polegało to na POWTÓRZENIU W MYŚLACH. Tak więc to są kompulsje. Obsesje to są myśli pojawiające się niezaleznie od nas i kompletnie nieakceptowalne - np. bluźniercze myśli w kościele, lub myśl, że można by komuś zrobić krzywdę. Natomiast to co Ty masz, Milutki, i ja - to są myśli przez nas układane w głowie mające na celu sprawdzenie czegoś - więc wg. mnie kompulsje. Jak tak to sobie definiuję, to wydaje mi się, że nigdy nie miałam obsesji. Moja NN to silny niepokój, lęk, napięcie -> przymus sprawdzania, w realu lub w myślach. Spotkałam się z takim pojęciem, jak "rytuał czysto myślowy", są to np. powtarzane w myślach zdania lub odliczanie...
  4. mysia12

    ile można

    To bardzo trudna sytuacja dla Ciebie, trudno nawet dobrać słowa, ktoś z boku tak naprawdę nie może wiedzieć jak to jest.... Jedno za to jest dla Ciebie pociechą - jeszcze całe życie przed Tobą, szansa na samodzielne życie, przyjaciół, własną w przyszłości rodzinę. Gdybyś miała możliwość pójść do psychologa/ psychoterapeuty, to mogło by Ci pomóc, czasem pomaga rozmowa z osobą po prostu życzliwą. Ja nie miałam pijącego ojca, w ogóle nie miałam ojca, ale miałam w domu awantury pomiędzy moją mamą i babcią, to było koszmarne, choć teraz już wydaje mi się tak odległą przeszłością. Ja przeszłam daleką drogę od swojego dzieciństwa, biednego domu, awantur. Mam dobre wykształcenie, męża, dzieci, dobre warunki życiowe. Przepłaciłam różne zdarzenia nerwicą, ale z niej wychodzę, dzięki psychoterapii. Trzymaj się dzielnie, "wyrzucaj" z siebie złe przeżycia, emocje, gdzie możesz - terapeuta, rodzina, zaufany człowiek (np. wychowawca, ksiądz), trudno jest radzić sobie w takiej sytuacji samej, a tłumienie emocji może być dla Ciebie naprawdę jak trucizna, wiem co mówię... Powodzenia [Dodane po edycji:] Ja osobiście uważam, że rodzicom wcale miłość i szacunek nie należy się " z automatu" - całym swoim życiem, zachowaniem, wychowaniem - wzbudzają oni naszą miłość i szacunek lub nie. To są po prostu zwykli ludzie, czasem nieco gorsi, popeniający wiele błędów, i jeśli czynią źle - może to wzbudzać w Tobie wiele złości i pogardy, to jest normalne.
  5. Może się będę powtarzać, ale napiszę jak to widzę: robisz coś mechanicznie, bo musisz to robić i powtarzać. Wynika to z jakiegoś napięcia wewnętrznego. Coś Cię "gryzie" lub "uwiera", ale przełącza się to od razu na coś co masz pod ręką... Nie umiesz (lub podświadomie nie chcesz) dostrzec swojego wewnętrznego, nieuświadamianego źródła lęku, niepokoju, napięcia. Gdybyś zrozumiał co tak naprawdę Cię gryzie to już nie musiałbyś łapać tego co pod ręką, a może gdybyś to, co zrozumiałeś, inaczej zaczął postrzegać, to uczucie lęku czy niepokoju by się ulotniło. Tak było u mnie. Może u Ciebie jest inaczej, a może jednak mechanizm jest właśnie taki sam? Nie stresuj się, że nie wiesz co Cię dręczy nieuświadamianego w środku - mnie to zajęło baaardzo dużo czasu. To teraz wydaje się takie proste i łatwe, ale takie nie było. Co do rozpoznawania uczuć to na razie nie pomogę bo sama muszę to poznać. W każdym razie staram się uczucia wychwytywać i rozpoznawać... ale jeszcze nie jestem w tym dobra [Dodane po edycji:] Pół żartem/ pół serio, czyli takie wariacje na temat nerwicy natręctw: NN = Nerwica Natręctw NN = Napięcie + Niepokój NN = Nieokreślone emocje + Nieuświadamiany lęk
  6. nie wiem czy będę umiała to opisać. To nie jest kwestia jakiegoś świadomego zaprogramowania, czy powiedzenia sobie czegoś. Wyglada to tak: czułam napięcie i niepokój + czynności zastępcze,przez lata, kompletnie nie łącząc tego z niczym (oprócztego czym się zajmowałam: porządki, plany). Towarzyszyła temu jedynie myśl "zapomnę, zaniedbam.." + lęk. nie rozumiałam tego (i łączyłam z tym co wokół mnie, np. bałagan). dopiero ostatnio pomyślałam o tej sytuacji z mamą i zrozumiałam , że bałam się, że "zapominając o niej zrobię jej krzywdę" (w uproszczeniu). w momencie gdy to zrozumiałam to UCZUCIA WRÓCIŁY NA SWOJE MIEJSCE, tzn. obawa, że mogłabym zaniedbać mamę została zidentyfikowana, przestałam to przerzucać na jakieś zastępcze przedmioty wokół. jak w kalejdoskopie, jeden mały ruch i wszystko wygląda inaczej. znikły natręctwa. potem, swoim już dorosłym postrzeganiem świata, zrozumiałam, że ja nie krzywdziłam mamy (jakkolwiek by ona tego nie okazywała), nie robiłam NIC ZŁEGO i lęki, że ja - jako osoba mająca coś złego na sumieniu - mogę zrobić "coś strasznego" po prostu znikły... pytasz o możliwość popełniania błędów w obecnym życiu i lęk przed tym. ja postrzgam to tak: NN zawiera w sobie lęk przed popełnieniem czegoś nieokreślonego, nieuświadamianego. wiadomo, że w życiu będą sytuacje, gdzie potencjalnie można popełnić błąd, ale jeśli będą one realne i będę tego świadoma, to będę mogła się z tym zmierzyć, coś przedsięwziąć (realnego, a nie poprawianie porządku). Krótko - to już raczej nie będą lęki (nieokreślone i wywołujące niepokój przed nie wiadomo czym) tylko może nawet strach, ale konkretny, przed czymś, czym można się zająć, np. boję się egzaminów, więc siadam i się uczę, gdybym sobie nie uświadamiała, że boję się egzaminów to może czułabym nieokreślony lęk i nie wiedząc co robić może znowu zaczęłabym biegać ze ściereczką... mam nadzieję, że jest to w miarę zrozumiałe, bo trudno mi to jest definiować
  7. Wracając do tematu wątku - czyli mojej historii. Chcę się z wami podzieliś wynikami mojej samoobserwacji. Może już o pewnych istotnych punktach pisałam, przepraszam jeśli się powtarzam, ale chciałam to zestawić w jednym poście. Co u mnie wpłynęło i mogłoby nadal wpływać na napięcie+natręctwa czyli NN: 1. poczucie winy 2. przymus 3. tłumione uczucia 4. jak siebie postrzegam Pkt. 1, poczucie winy, udało mi się rozpracować, czyli zrozumieć i chyba "zrzucić" z siebie, co od razu znacząco poprawiło moje samopoczucie! Pkt. 4 jak siebie postrzegam - odkryłam, że uważałam siebie za osobę, która zrobiła/ może zrobić coś złego (przez zapomnienie, zaniedbanie), co mnie nieświadomie nakręcało do wszelkiego rodzaju kontroli... gdy to sobie uświadomiłam, to mogłam/ mogę to zweryfikować. pkt. 2 zaczęłam dostrzegać na bieżąco - ktoś próbuje mnie do czegoś nakłonić, lub ja sama próbuję do czegoś siebie zmusić, co nie jest konieczne - i pojawia się napięcie - wtedy uczę się mówić "NIE" i czuję spokój, jakiego nie znałam od lat pkt. 3 czyli tłumione uczucia pozostaje jeszcze do przerobienia, jak sądzę z pomocą terapeutki, ba ja często po prostu nie wiem co czuję... a wtedy nie mogę się kierowac swoimi uczuciami, skoro ich nie znam Mogę za to podkreślić, że dla mnie najbardziej "uzdrawiające" stało się poznanie siebie i zrozumienie siebie, przyzwolenie, aby liczyć się ze swoimi uczuciami.... brzmi banalnie, ale jest to tak trudno osiągnąć i jest to takie wyzwalające
  8. z reguły terapeuci nie odpowiadają na pytania, nie dają rad, nie chcą nazywać zaburzeń, moja 1 terapeutka wprost mi mówiła, że "postawienie diagnozy może wywołać chorobę" i że nie potrzebuję tego wiedzieć, obecnej jeszcze nie pytałam, ale spytam na próbę jak będę w czwartek
  9. Poznać siebie to podstawa, swoje uczucia, potrzeby. Zmienić postrzeganie siebie, świata. Ja jednak jestem zdania, że psychoterapeuta jest w tym niezbędny, a jego pomoc ogromna. Ja np. bardzo dużo "rozpracowałam" sama, z przeszłości, przyczyny moich dolegliwości wydarzenia, fakty). Ale sama raczej nie zauważyłabym jaki to przyniosło dodatkowy skutek (te przyczyny). Zauważyła to moja psychoterapeutka. Rozmawiamy na różne tematy, coś jej opowiadam, a ona zauważa (nie raz) - "bardzo dobrze Pani sobie zdaje sprawę z uczuć mamy, męża, innych osób, ale jakie są Pani uczucia w tej sytuacji?" I ja dopiero to dostrzegam, że ja pomijam swoje uczucia, są stłumione, NIE CZUJĘ ich, i to jest dla mnie tak naturalne, że sama bym tego nie dostrzegła. Teraz pracujemy nad wydobywaniem moich uczuć. Ciężko jest żyć "po swojemu" i w zgodzie z sobą, gdy się nie zna swoich uczuć. [Dodane po edycji:] Cytat, który mi się szczególnie spodobał: Udana terapia może mi pomóc nabrać umiejętności bycia w kontakcie ze wszystkimi moimi uczuciami oraz z moją własną historią, co zapewni mi zrozumienie i wytłumaczenie dla intensywności moich reakcji. Pozwoli też złagodzić tę intensywność, nie zostawiając w ciele przypadkowych śladów, jakie odciskają się w nim, gdy dochodzi do tłumienia emocji, które nie mogły dotrzeć do poziomu świadomości post232792.html
  10. ups, to chyba o mnie! pasuje jak nic! serio, lepiej bym tego nie ujęła!
  11. Faktycznie niezrozumiałe. A jak czujesz się teraz? Byłeś z tym u psychologa?
  12. hihi, ja i zapomnieć???? [Dodane po edycji:] Milutki - Twoje słowo-klucz to "porządek" .... ale i tak cieszę się, że moje hipotezy do Ciebie przmawiają [Dodane po edycji:] taak, moje słowo-klucz to rozpracowywać to ten mój mały demonik co we mnie siedział (a może nadal tam jest) To nie miał być wykład, tyle miałam w sobie przemyśleń, którymi chciałam się podzielić... [Dodane po edycji:] a jak tak wierzę w jakieś przyczyny.... trochę mnie przestraszyłeś, co można więcej zrobić aby dziecko uchronić przed tym, skoro piszesz, że miałeś troskliwą opieką i mimo to masz NN? Może pamiętasz jakiś moment/ wydarzenie/ skojarzenie kiedy to się zaczęło? i jakie miałeś objawy?
  13. Ja nie brałam nigdy leków, mój terapeuta to psycholog (poprzedni też). Na swoim przykładzie mogę powiedzieć, że jest możliwe walczyć z tym bez leków, ale kazdy człowiek jest inny. Dla mnie sednem było zrozumienie źródła moich lęków, napięcia, niepokoju, zrozumienie sprawiło, że nie muszę już "ślepo" podążać za swoimi natręctwami, one prawie całkiem zniknęły. [Dodane po edycji:] Moja obsesja wynikała z faktu, że może coś zrobiłam źle i stale musiałam sprawdzać i upewniać się, czy wszystko zrobiłam dobrze - w formie natręctw rozładowywałam to zastępczo np. na sprawdzaniu porządku w mieszkaniu.
  14. Mysia, tu się z Tobą nie zgodzę, coś mi wygląda, że spłyciłaś istotę Twojej nerwicy. Przecież Twoim problemem nie jest poczucie nieporządku (braku porządku), ani też "luka w Twoich odczuciach, którą próbujesz sobie zapełnić". Z tego co się zorientowałem na temat NN, to co napisałaś powyżej to ciągle tylko OBJAWY nerwicy. Gdzieś wyczytałem, że przy NN występuje przeniesienie lęku z rzeczy/osoby/czynności powodującej poczucie winy i trudnej do opanowania (u Ciebie: relacja "Ty na wyjeździe i Twoja mama") na rzeczy/czynności, które da się opanować (u Ciebie: porządki w domu), i dzięki temu można usunąć pierwotny lęk (u Ciebie: lęk przed skrzywdzeniem mamy). Ja to tak rozumiem, że lęk pochodzący z Twojej relacji z mamą został przeniesiony na grunt porządków domowych i właśnie tam "zneutralizowany", bo można wykonać dokładnie tą czynność (posprzątać), co powoduje uczucie zadowolenia, że sytuacja jest opanowana i nie ma już się czego obawiać. Może też jest tak, że z kolei ten wynik ("brak lęku") "wraca" na Twoją relację z mamą i w efekcie umysł odczuwa ulgę, że tego pierwotnego lęku już nie ma. To znaczy, chciałem tylko napisać, że nadal pierwotnym źródłem lęków była Twoja relacja z mamą, a wszystko inne to już tylko objawy: pośrednie (lęk przed nieporządkiem, przeniesiony) i bezpośrednie (realizacja porządków, czyli neutralizacja lęku). Krótko: nie próbujesz "zapełnić luki w odczuciach", raczej nadal próbujesz neutralizować pierwotny lęk. Oczywiście, nie wszystko co napisałem musi być prawdą, więc proszę o komentarz. Bardzo mi się podoba Twoja odpowiedź. Dokładnie tak ja to rozumiem i to właśnie miałam na myśli. Ja właśnie przenoszę swoje lęki na czynności, które da się opanować (porządki) – dalej piszesz, że wykonanie tych czynności pomaga zneutralizować ten lęk – a dalej już wspólnie uważamy, że to (cyt.) „powoduje uczucie zadowolenia, że sytuacja jest opanowana i nie ma już się czego obawiać” = zgadzamy się więc oboje tyle, że może inaczej nieco to ujęłam ja, a inaczej Ty. Ja to nazwałam chyba zastępczym odczuciem, że dopilnowałam COŚ (wobec lęku, że mogłabym czegoś zapomnieć, zaniedbać, niedopilnować!) [Dodane po edycji:] Zaintrygowała mnie Twoja przyczyna nerwicy. Wybacz, że trochę podrążę ten temat, chciałbym coś więcej zrozumieć. Czy Twoja relacja z mamą po Twoim wyjeździe mogła spowodować aż takie skutki - nerwicę ? Ja rozumiem, że było Twoje poczucie winy, że ją zostawiasz, ale człowiek przecież wiele razy w życiu ma sytuacje o podobnych skutkach, w pracy, w domu, przypadki odrzucania przyjaźni, miłości... przykładów można by mnożyć. Oczywiście nie znam Ciebie i zapewne Twoja mama była dla Ciebie kimś na tyle ważnym, że powodowało to jakieś ekstremalne poczucie winy z dalszymi wiadomymi skutkami. Mam tylko taką obserwację, że ludzie tyle razy w życiu przechodzą trudne chwile, że praktycznie każda co bardziej wrażliwa osoba musiałaby mieć nerwicę... (a może i tak jest ??), bo każdy prędzej czy później zetknie się z problemem, który u niego wywoła poczucie winy ze skutkami nerwicy. Czy wobec tego nerwica jest czymś nieuniknionym ? Czeka nas to, nawet jeżeli żyjemy w miarę porządnie, starając się nie doświadczać jakichś bardzo silnych przeżyć ? Mysia, wybacz mi to porównanie, ale mam wrażenie, że pozostawienie przez Ciebie mamy (przecież tylko na jakiś czas, z możliwością stałego kontaktu z nią), wydaje mi się nie tak bardzo ekstremalnym przeżyciem, jakiego mogą doświadczyć np. osoby, od których odszedł mąż, żona, rodzice stracili dziecko i obwiniają siebie, czy temu podobne nieszczęścia. Jeszcze raz przepraszam, jeżeli odczułaś to jako umniejszanie ważności Twoich uczuć do mamy. Nie to było moją intencją. Chciałbym tylko zrozumieć, jakiego rodzaju przeżycia, jak silne, czy w jaki sposób odczuwane - mogą powodować nerwicę. Bo u mnie, na przestrzeni ostatnich paru lat takich istotnych przeżyć na razie nie znalazłem. Przeciwnie, właśnie w ostatnich latach zaczęło się moje - takie w miarę normalne - życie. [Dodane po edycji:] Milutki Zastanawiałam się nad Twoimi pytaniami. Przede wszystkim każdy człoweik jest inny (banał, wiem). Takie pytania jednak się pojawiają, czytałam kiedyś artykuł o grupce 4 studentów w Tatrach - zagubili się i po nocy w górach dwóch z nich przeżyło dwóch nie. Dlaczego? Założenie jest, że wszyscy byli młodzi, silni, zdrowi. A jedna tylko dwóch przeżyło. Z tymi wydarzeniami w życiu, o których piszesz - utrata miłości, tragedie, utrata dziecka - to raczej mi się wydaje, że ludzie reagują wtedy depresją. Z kolei nerwica jako skutek przeżyć związanych z naszym wnętrzem - gdy my sami nie radzimy sobie z jakimiś niejasnymi sytuacjami, konfliktem emocjonalnym. U mnie był to konflikt JA (ułożenie sobie życia) wobec MAMY (jej złe/ lub dobre samopoczucie). Tak silne wówczas przezywała emocje (płacz, tęsknota cierpienie, pisała mi stale kartki ze słowami - płakałam, płaczę i będę płakać, rozpaczała, gdy nie zadzwoniłam jeden dzień a nawet godzinę później niż ustalone) - że spowodowało to na mnie naprawdę silną presję PAMIĘTANIA, kierowania się rozumem, sprawdzania, czy na pewno wszystko robię dobrze, by znowu nie wywołać jakiś złych emocji... Tak to teraz postrzegam i interpretuję. Jak piszesz, wiele osób wyjeżdża, pozostawia bliskich - ale uwierz mi, nie każy bliski tak reaguje jak moja mama. Może to nie da się tak opisać, ale spróbuj to sobie wyobrazić - chcesz żyć po swojemu, organizujesz sobie pracę, życie towarzyskie, prywatne, jest ci dobrze, masz chęć dzwonić do mamy raz, moze dwa w tygodniu, gdy zapragniesz z nią porozmawiać. A tu dostajesz wyraźne sygnały, że ona cierpi, płacze, rozpacza, gdy nie dzwonisz codziennie o tej samej porze, nie przyjeżdzasz co 3 tyg, a nawet gdy przyjedziesz to rozpacza przy wyjeździe....Ja bym chciała (wówczas), aby "kibicowała" mi wobec moich stara życiowych, cieszyła się moimi sukcesami, cieszyła się moim kontaktem takim jaki był z mojej strony. Jasne, że mogła tęsknić, ale czy to naprwadę TAK WIELKA KRZYWDA? Może "nie musiałam" reagować nerwicą (gdybym miała wybór ), ale myślę, że to kwestia jakiejś niedojrzałości emocjonalnej, że nie umiałam sobie z tym poradzić. Inny człowiek może poradziłby sobie inaczej. [Dodane po edycji:] Hmm, dalej się zastanawiam nad przyczynami nerwicy. Z reguły jest to niepokój/lęk, że stanie się coś złego -> (neutralizujące) działania u mnie tak bym to rozpisała: niepokój/lęk, że gdy czegoś zaniedbam, nie dopilnuję to stanie się coś złego - jest spowodowany doświadczeniem z przeszłości, że nieświadomie swoim zaniedbaniem (np. dzwonieniem nie codziennie) sprawiałam coś b. złego, moja mama cierpiała, płakała. Stąd przymus działania na rozum, pamiętania, sprawdzania - tak u mnie się ougólniło na wszelkie aspekty życiowe. Boję się, że znowu coś nieświadomie mogłabym zrobić źle i wyrzadzić komuś "krzywdę". u innych pomyśałam, że może nie jest to trauma z przeszłości, ale z przyszłości np. wyobraźnia, obawa, lęk, przed tym, co może się wydarzyć. Jeśli ktoś ma wielką obawę przed smiercią bliskiej osoby, utratą czegoś lub kogoś, bo takie myśli czy wyobrażenia przyszły mu na myśl... Tu takim bodźcem nie są doświadczenia z przeszłości ale wyobraźnia sama w sobie. [Dodane po edycji:]
  15. Gratulacje!!!! Sukcesy dodają sił
  16. Każdy może postrzegać daną rzecz inaczej, ja, Ty, Remik... Ja definiuję to w ten sposób, że sednem nerwicy jest to, że postrzega się pewne myśli/ zachowania jako uciążliwe, niepożądane, jest się wobec nich krytycznym. Być może tak jak Ty piszesz, postrzeganie ich jako normalne nie jest zaburzeniem, ale ja bym powiedziała, że nie jest też to wówczas nerwica - może właśnie jest to wtedy "normalność" jaka by ona nie była... Mnie natomiast jeszcze zwrócił uwagę tan stan pełen takiego naładowania i "eforii" po okresie "doła", stąd aluzje do dwubiegunowości... ale nie jestem psychologiem, więc to takie tylko amatorskie sposrzeżenia. Niebezpieczne natomiast wydaje mi się dawanie nerwicowcom nadziei, że można to - ot tak po prostu - odmienić.... ja pewne rzeczy zwalczyłam terapią, inni biorą leki, co będzie gdy odstawią leczenie ?
  17. Możesz sobie pisać odpowiedzi w jakimś edytorze, zapisywać w pliku, a potem wrzucać na forum.Ja tak czasem piszę, właśnie żeby nie stracić swojej pracy, ale też dlatego, że jest łatwiej i wygodniej Dobry pomysł, czasem irytuje mnie pisanie tutaj, ja już dawno skończę pisać a tu dopiero wyświetlają się kolejne literki z kilku zdań wstecz!!! [Dodane po edycji:] Wpadłam właśnie na COŚ "odkrywczego", pozornie logicznego, co dopiero teraz zauważyłam.... Moje rytuały i natrętne czynności np. sprawdzanie idealnego porządku, mają (zastępczo) zapewnić mi odczucie, którego w mojej psychice brakuje, czyli poczucie, że wszystkiego dopilnowałam, o wszystko zadbałam, że jestem w porządku, że wszystko jest dobrze. Zastępczymi czynnościami "produkuję" sobie odczucie, które jest mi potrzebne i którego kiedyś mi zabrakło... tyle, że tak naprawdę to nie chodzi o porządek w domu.... tylko własnie tę lukę w moich odczuciach, którą próbuję sobie zapełnić...
  18. Nie chcę się tu wypowiadać, czy osoba zaburzona może być psychologiem czy nie, ale anie zgodzę się, że osoba zaburzona ma utrudnioną zdolność empatii. Ja mam (mimo zaburzeń) ogromną zdolność empatii i to w skali 4-stopniowej (od0 do 3) przynajmniej na 2 punkty ;-)
  19. W jakimś stopniu mnie osobiście modlitwa też pomaga na lęki - mam nieraz wielkie lęki o bezpieczeństwo, o najukochańsze dla mnie osoby. Obawiam się chorób, wypadków, rzeczy na które nie mogę mieć wpływu aby ich uchronić. Zawierzam ich wtedy pod opiekę Boga i mam iskierkę nadziei, że są pod Jego opieką. Gdyby nie oddawanie ich pod opiekę Boga chyba bym się cały czas zdręczała tym co może ich spotkać...
  20. sprzątanie nie dla każdego! u mnie ono potęgowało napięcie do potęgi n-tej!
  21. magdalenabmw czytając Twojego posta przypomniało mi się, jak ostatnio pytałam swoją terapeutkę czy NN może zamnieć się w NL. Ja mam NN, ale ostatnio (od jakiegoś czasu) nie mam natręctw, ale czuję napięcie, niepokój, lęk.... powiedziała, że newrica to nerwica, a objawy jej mogą się na przestrzeni czasu zmieniać... Ja osobiście gdybym mogła wybierać to "wolę" NN niż NL, bo na upartego mogę sobie powiedzić, że czegoś nie zrobię, ale powiedzieć swojemu organizmowi, aby coś przestało boleć to już nie tak prosto... tak w ogóle to może u Ciebie chwilowe i się nie utrwali sednem naszych dolegliwości jest wewnętrzne napięcie i niepokój, tyle, że różnie się to uzewnętrznia
  22. Wiem, że zabrzmi to jak banał, i nieraz było mówione, ale uważam to na tyle istotne, że napiszę - nerwica się pojawia, gdy mamy jakiś konflikt wewnętrzy, gdy tłumimy w sobie jakieś emocje, których sobie nie uświadamiamy/ nie chcemy uświadamiać, bo kłócą się one z tym co naszym zdaniem powinniśmy czuć. Te stłumione emocje wywołują tak silne napięcie w środku, że aby je rozładować uciekamy w rytuały... które może raz zaskutkowały, ale z czasem już raz nie wystarczy.... więc drugi, piąty.... to jeszcze coś na dodatek... Moim demonem jest strach, że COŚ zapomnę, zaniedbam, niedopilnuję - skutkiem tego było przez lata powtarzanie w myślach tego co się zdarzyło, planowanie dnia, wykonywanie wg. planu i sprawdzanie tego co wykonałam... sprzątanie i cofanie się aby sprawdzić punkt po punkcie czy na pewno wszystko zrobiłam... po wielu latach i przebytej psychoterapii zrozumiałam, że wskutek moich decyzji życiowych i wyjazdu za granicę "dla własnej korzyści" "skrzywdziłam mamę" (płakała i tęskniła non-stop) /poczucie winy/ pojawiło się napięcie (niepokój) - aby o niej NIE ZAPOMNIEĆ, NIE ZANIEDBAĆ (i nie skrzywdzić) Musiałam /przymus, który wywoływał u mnie niepokój/ stale o czymś pamiętać, sprawdzać i kontrolować. Oczywiście teraz to postrzegam w taki świadomy sposób, wtedy myślałam, że naprawdę chodzi o plan dnia czy porządek w mieszkaniu... Z tym przymusem to tak, że ona chciała abym dzwoniła codziennie o określonej porze i stale przyjeżdżała, ja bym może z własnej inicjatywy robiła to rzadziej. Na pewno nie zapomniałabym całkowicie, ale te mechanizmy co się uruchomiły na bazie bodźców pt. poczucie winy + przymus, lęk, że wskutek mojego zapomnienia ją skrzywdzę, wywoływały silne napięcie i niepokój, a one z kolei rytuały.... W jakimś stopniu nadal to napięcie pozostało, nadal chodzę na terapię, natręctwa natomiast zniknęły!!! Przekłada się natomiast teraz ten lęk często na dzieci - że mogłabym o czymś (???) ważnym zapomnieć i to będzie źle dla nich (???).
  23. Dziękuję, pozdrawiam cieplutko
  24. No właśnie wywołało, ale w środku, nie wyraziły się one na zewnątrz jako uczucia/ emocje, więc musiały wyskoczyć jako natręctwa... ;-) Może warto tym emocjom pozwolić się wyrazić - pogadać z kimś, popłakać (nie na siłę oczywiście...), po prostu się posmucić....
  25. Cieszę się Ja przeżyłam w przeszłości wiele naprawdę bardzo ciężkich etapów NN i nie miałam żadnego kontaktu z ludźmi o podobnych problemach. A to jest bardzo ważne. Nawet teraz, gdy "wychodzę" powolutku na prostą te rozmowy tutaj wiele mi dają. [Dodane po edycji:] Tak mi się wydaje, że może właśnie podobieństwo osobowości lub charakteru powoduje, że mamy podobne mechanizmy zaburzeń. Co z kolei może być cennym źródłem wymiany doświadczeń [Dodane po edycji:] Nie wiem jak to jest z przyczynami tak ogólnie. Wykryłam swoją własną, ale to dopiero po 15 latach... W Twoim przypadku - jeśli to nie zaczęło się w okresie dojrzewania to raczej wykluczyłabym jakieś traumy z dzieciństwa czy błędy wychowawcze (ale to taka moja amatorska interpretacja). Skłaniam się ku twierdzeniu, że jeśli zaczęło się 3 lata temu to przyczyna znajduje się 3 lata temu. Ale być może nie jesteś gotowy tego dostrzec. Czego się boisz, co wywołuje Twój niepokój/ natręctwa? Boisz się, że COŚ zrobisz Źle (o ile dobrze zrozumiałam). Co takiego mogłeś kiedyś zrobić źle, że teraz się tego obawiasz i musisz się kontrolować? Możesz jeszcze nie znać odpowiedzi na to pytanie. A może to nie jest własciwe pytanie, może Twoja przyczyna leży w czym innym? Jedno pytanie mi się nasuwa? Czy ok. 3 lata temu nie zerwałeś/ lub nie odrzuciłeś dziewczyny, nie wiązało się to z jakimiś zatargami, lub bardzo złym samopoczuciem tej osoby? Moje odkrycie przyczyny to w jakimś stopniu na pewno zasługa terapii. Uświadamianie pewnych praw, praca nad zrozumieniem siebie i swoich uczuć. [Dodane po edycji:] Tyle się napisałm i mi znikło Chciałam Ci odpowiedzieć na wcześniejsze pyt. dot. kierowania uczuć do środka. Np. ktoś mi zrobi/ powie ciś niefajnie. Omawiam to z terapeutką. Pyta co czuję. Moja odp.: jest mi przykro, boli mnie to ...(czyli kieruję to do środka)potem szukam usprawiedliwień: może ona tak nie myśłi, może to gafa (czyli biorę to na rozum). Terapeutka pyta dalej: co czujesz do tej osoby? moja odp.: NIC. podobno zdrową reakcją emocjonalną byłoby poczuć do tej osoby złość (lub coś podobnego) [Dodane po edycji:] Tak się jeszcze zastanawiałam, że nasze natręctwa symbolizują pewne sprawy z życia. Powtórzę swoje: lęk, że "zapomnę, zaniedbam, nie dopilnuję" oznaczał pierwotnie (i pewnie wówczas nieuświadamianie)- zapomnę o mamie (więc aby nie zapomnieć trzeba myśleć, pamiętać, kontrolować), a gdy zapomnę to ją zaniedbam i "skrzywdzę" (pojawia się ogromy przymus pamiętania i kontroli -> niepokój -> czynności). Czyli u mnie niepokój wywołuje przymus pamiętania i kontroli wynikający z obawy, że zapomnę/ zaniedbam i poczucie winy i obawa że skrzywdzę swoim zaniedbaniem. Długi wstęp był do tego co chcę napisać o Tobie Milutki. Zastanowiło mnie Twoje upewnianie, czy coś jest. Przekłada się to na jakieś nieznaczące przedmioty, ale może to jest symbol czegoś co kiedyś utraciłeś/ lub nie utraciłeś, ale nie jesteś pewny czy masz/ lub będziesz miał zawsze? To nie musi być przedmiot, może być uczucie, osoba, relacja, praca...Boisz się tego ale sobie w pełni nieuświadamiasz. Więc masz to uczucie i próbujesz je przełożyć na to co jest realne wokół Ciebie - jakieś przedmioty, które sprawdzasz, czy na pewno są... Przepraszam, jeśli błędnie interpretuję lub zanadto wnikam w Twoje przeżycia. Takie miałam po prostu refleksje, podążając ścieżkami jakimi kiedyś sama podążałam....
×