Skocz do zawartości
Nerwica.com

mysia12

Użytkownik
  • Postów

    47
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez mysia12

  1. Istotą nerwicy jest podobno konflikt między tym co czujemy a co naszym zdaniem powinniśmy czuć. Twój krzyk jest wyrazem jakiś uczuć. Potępiasz się za krzyk/ prawdopodobnie też i za uczucia, które go wywołaly. A przecież skoro coś czujesz to jest tego jakaś przyczyna. Mnie osobiście najważniejsze wydaje się poznać i polubić siebie, zadbać o siebie, a też wymagać od innych aby się dobrze do nas odnosili. Może czujesz się do czegoś przymuszana, lub sama się do czegoś przymuszasz? Ja u siebie ostatnio zaobserwowałam, że uczucie silnego niepokoju wywołuje u mnie sytuacja przymusu. Pytanie wówczas - czy ja naprawdę muszę to robić? (np. sprzatać to na co nie mam ochoty w tej chwili, lub spotykać się z teściową skoro jest dla mnie wredna?) Trzymaj się dzielnie i bąź dla siebie ważna, bądź dla siebie dobra i - jak mówiła moja była terapeutka - przstań się karać.
  2. Milutki Ja czytają Twoją historię też widziałam wiele podobieństw do moich objawów i może nie dokładnie przykładowych czynności, ale do mechanizmów i napędu - sprawdzanie, czy wszystko dobrze, czy na pewno, no to jeszcze sprawdzić.... U mnie pojawiła się ogromna determinacja by to zwalczyć gdy pojawiły się dzieci. Do tego też niewątpliwie podjęta psychoterapia. Sukcesem jest, że zniknęły przymusowe czynności - ale napięcie pozostało. Więc to jeszcze nie całkowity sukces. Teraz bardzo często czuję napięcie i wręcz strach (że mogłabym coś źle zrobić, niewłaściwie...), ale tłumaczę sobie to tym, że już tych napięć nie rozładowuję czynnościami więc są wyraźniej odczuwalne - ale też wiem, że jestem w stanie te napięcia przetrzymać. Jeśli lubisz znać teorie psychologiczne, to akurat wywodzi się z zasad terapii behawioralneo-poznawczej, a dokładnie imlozywnej - zasada habituacji jest taka, że każdy lęk można oswoić, on narasta tylko do pewnego poziomu (nieraz ogromnego, wiem,) a potem zaczyna wygasać! Co do traumy.... i innych emocji.... nie wiem, czy już to umiem, może nie do końca, skoro nadal mam lęki. Chodzę na psychoterapię i tam rozmawiam o swoich uczuciach. Polega to na tym, że ona pyta: co Pani czuje w związku z...? a ja mówię: wydaje mi się, że ta sprawa tak wygląda.... a ona mówi - to nie są uczucia! czyli ja nauczyłam się wszystko brać na rozum a nie na uczucia. A uczucia są w środku i się kotłują i gdy nie mają ujścia, są tłumione, to zlewają się w niepokój i nie znajdując prawidłowego ujścia wychodzą w natrętnych myślach/ czynnościach. Wracając do traumy - rozmawiałam z mamą, była pełna skruchy i żalu, już samo to, że coś wyraziłam co bolało z przeszłości może jest dobrym kierunkiem, i jej postawa. Efekt taki, że już nie czuję takiej niechęci do kontaktów z nią, bo te moje urazy mnie blokowały. [Dodane po edycji:] Tak się jeszcze zastanawiam ile masz lat i kiedy pojawiły się objawy? Czy masz jakiekolwiek pojęcie co mogło je wywołać? Moje osobiste doświadczenie mówi, że może to być poczucie (niekoniecznie prawda), że się kogoś skrzywdziło lub jakiś przymus - czegoś nie chcemy robić a musimy. U mnie wyglądało to tak, że wyjechałam za granicę do pracy i było fajnie, ale mama zaczęła pisać, że tęskni, płacze, serce ją boli... żebym dzwoniła codziennie (!) i przyjeżdżała jak najczęsciej... I wtedy zaczęłam mieć napięcia, rytuały... choć wtedy tego nie łączyłam ze sobą! Ale teraz tak to rozumiem - swoim wyjazdem wyrządziłam mamie "krzywdę" i aby jej dalej nie "krzywdzić to musiałam pamiętać (!) aby stale dzwonić, przyjeżdżać (gdybym nie pamiętała stale, to robiłabym to jakbym sama zapragnęła, więc np. raz na tydzień a nie codziennie jak chciała mama) /pewna forma "przymusu" z zewnątrz jeśli chodzi o częstotliwość kontaktów/. I tak wytworzył się mechanizm że coś zapomnę, zaniedbam, nie dopilnuję. Do tego może też faktycznie pewne cechy osobowości jak u Ciebie - zapisywanie, dokładność, potrzeba samotności, powtarzanie czytania (ale w sensie zapamiętania jakiś istotnych treści). Teraz już niby to wszystko rozumiem, ale odczucie pozostało, że przez "zaniedbanie" (niewłaściwe postępowanie) mogłabym znowu kogoś "skrzywdzić" (jak kiedyś mamę). Stąd ten niepokój. Napięcie, lęki.
  3. To brzmi dla mnie znajomo: "czy nie zrobiłem błędu, czy nie napisałem czegoś głupiego, a zwłaszcza obraźliwego słowa... (oczywiście ten mój post też niestety przeszedł te męczarnie wielokrotnej kontroli)" "po czym nie mogłem upewnić się, że wszystkie zostały podlane, mimo że kilka razy chodziłem po mieszkaniu i wyliczałem je sobie po kolei, coś strasznego..." Ja też przez lata miałam poczucie, że może zrobiłam coś źle i musiałam się upewniać, po raz kolejny i kolejny, że coś jest dobrze. Jak z tymi kwiatkami, tyle że z porządkami, nawet gdy wiedziałam, że wysprzątałam pokój własnoręcznie to i tak chodziłam i sprawdzałam miejsce po miejcu czy jest na pewno porządek, wiele razy, pamiętam jakie to potwornie męczące było. Chodzę na psychoterapię i odkryłam ostatnio, że w przeszłości faktycznie zrobiłam coś "złego" w moich odczuciach i aby nie dpouścić do "krzywdzenia" bliskiej osoby musiałam myśleć i pamiętać o swoich zobowiązaniach wobec niej. Utrwaliło mi się to w moich zaburzeniach pt. "że coś zapomnę, zaniedbam, nie dopilnuję", napięcie i niepokój - sprawdzanie planów, porządku itp. itd. O ile teraz to jasno widzę to przez lata sobie tego nie uprzytomniałam, nie kojarzyłam i po prostu rozładowywałam napięcie poprzez przymusowe czynności. Teraz jest już znacznie lepiej - dzięki psychoterapii. Choć przeznam, że napiecie zostało. ale sukces - nie mam już przymusowych czynności! Coraz lepiej siebie rozumiem. i staram się życ w zgodzie ze swoimi uczuciami.
  4. "Dogadywałam się" pozornie cały czas, tyle że z czasem zaczęłam czuć niechęć do niej (na początku pozornie bez powodu), przestałam dzwonić i "spinałam się" gdy ona dzwoniła.... nie wiem czy istotny jest tu czas jaki to trwało (kilka miesięcy), czy po prostu zmiana mojego porozumiewania się i gotowości do rozmowy. Czułam, że coraz bardziej mnie "dziobie" to co było i w trakcie jednej rozmowy, najpierw o bieżących sprawach, potem nawiązałam do tego, że sama będąc mamą zupełnie inaczej zaczynam postrzegać inne rzeczy... i zapytałam, dlaczego biła mnie pasem, straszyła, że odda do domu dziecka.... po prostu przyszedł taki moment, że musiałam o to zapytać... i zaczęła mi mówić o swoim stanie nerwowym wówczas (rozwód z moim tatą, sprawy sądowe o alimenty) i swojej nieraz bezsilności, mówiła to tonem żalu i skruchy. To mnie odblokowało, znowu czuję chęć kontaktu, rozmów. To w sumie była druga taka rozmowa, wcześniej też jedną taką przeprowadziłam, na temat, że mnie żałuję gdy jestem chora lub mam kłopoty, a nie oferuje pomocy. Przez jakiś czas się tym gryzłam, rosła moja niechęć do niej, a gdy porozmawiałyśmy to powiedziała, żebym zawsze mówiła, gdy potrzebuję pomocy, że jestem dla niej ważna... i to mi też dużo pomogło, te słowa. Drugą osobą, z którą mam zły kontakt jest teściowa- osoba napstliwa, krytyczna, niemiła (przez lata). efektem psychoterapii (jak przypuszczam) było to, że się tak odblokowałam, że zadzwoniłam do niej i głośno wygarnęłam jej wszystko co się przez lata nazbierało!!! Wrzeszczałam... może społecznie to niezbyt akceptowane, ale psychicznie bardzo mi pomogło ;-) potem poczułam, że już w kolejnych jakiś nieprzyjemnościach będę to mówić (nie krzyczeć) na bieżąco (a nie w sobie dusić).
  5. Ja miałam odczucie, że sie oddalam od mamy w trakcie psychoterapii, z tego względu, że musiałam dopuścić i przyznać się sama przed sobą, że pewne rzeczy robiła wobec mnie źle i mogło mnie to złościć. Ja tę złość wypierałam latami (stąd m.in. nerwica) ipozornie byłyśmy "dobrą mamusią" i "dobrą córeczką". Potem wywlekłam na terapii różne rzeczy, z poczuciem i strachem, że mnie to oddali. A potem poczułam potrzebę, aby z nią o tych rzeczach porozmawiać i gdy to zrobiłam to oddalenie (moje) i niechęć do kontaktów zniknęły i znowu poczułam chęć bliskości z nią.
  6. Z tym Twoim wiekiem z mojej strony to miał być komplement - uważam, że Twoje wypowiedzi są naprawdę trafne i rozsądne. I sympatyczne. Ja jutro idę do swojej terapeutki i pomimo wszystkich swoich "przemyślanych madrości" czuję się coraz bardziej napięta, niespokojna, na temat- czy czegoś nie zapomnę, czy wszystko jej powiem co istotne itp. itd. I cała teoria na nic ;-( No może jednak - aż - na tyle, że "trwam" i nic nie robię, wiem już że te lęki potrafię przetrzymać, ale są tak potwornie uciążliwe, ja się męczę... i może ławiej by było wskoczyć w jakieś natręctwa.... jak alkoholik sięga po kielicha - ja mogłabym rozładować napięcie swoimi rytuałami.... ale tego nie zrobię. Czuję się jak niepijący alkoholik - czyli w naszym przypadku: niepraktykujący nerwicowiec!!! [Dodane po edycji:] Chcę się z wami podzielić swoim nowym doświadczeniem. Przygotowując się na wizytę do terapeutki przyszykowałam kartkę, aby nic nie zapomnieć. Jest to jedna z tych rzeczy, które chciałabym zmnieniać (te zapiski i kontrola, aby nie zapomnieć). Następnie wieczorem myślałam o czekającym mnie spotkaniu, o tym, że ona będzie mnie zachęcać, aby nie korzystać z kartki, no i co wtedy: jeśli ulegnę jej (a nie chcę) to w sumie będzie udawane i pod przymusem, aby "było dobrze", czyli jakby jednak poddawanie się mojej skłonności do dążenia do "dobrego" nawet pod przymusem. I wiecie co mi przyszło na myśl, całkiem spontanicznie: powiem jej, "nawet jeśli to będzie źle, że ja to powiem z tą kartką to ja i tak to zrobię"!!!! ........ Od lat moim demonem i obawą jest, aby nic nie zrobić źle, a tu nagle impuls, że ja jak mam taką wolę, to zrobię to co jest być może "źle", że mogę to zrobić, że sobię na to przyzwolę, a nawet to "wywalczę".... niewiarygodne ;-) Zobaczymy co dalej....
  7. Dziękuję Ci refren za twoje słowa. To co piszesz brzmi tak znajomo... ślepy pęd do doskonałości... który hamuje zamiast rozwijać... Moje poszukiwanie rozwiązania oscyluje na pograniczu obsesji ;-) choć można by to nazwać dużym samozaparciem i determinacją :-) Ostatnio sama stosuję dla siebie elementy trzech podejść: 1. psychoanaliza, aby dotrzeć do źródeł konfliktu i przyczyn zaburzeń (w sumie to przepracowywane jest też na terapii) 2. elementy terapii implozywnej, tzn, teza, że "lęk można przetrzymać" (oswojenie i następnie wygasanie lęku, już nie wpadam w panikę gdy się pojawia, ale po prostu trwam) - oraz poznawczej - czyli szukanie innych interpretacji moich obaw - np. może coś źle zrobię, ale czy muszę wszystko zawsze robić dobrze? czy naprawdę zdarzy się coś złego, gdy czegoś nie zrobię? 3.humanistyczno-egzystencjalna - doświadczyć, przeżyć coś nowego, w relacjach z ludźmi, przełamuję stare schematy, poruszam tematy, których dotąd bałam się poruszać... refren, a czy mogę zapytać jakiego rodzaju problemy miałaś? i skąd się wzięły (jeśli wiesz), bo jak zrozumiałam, mama była dla ciebie wsparciem. Piszesz bardzo dojrzale, zastanawiam się ile masz lat? Dodam że oczywiście kontynuuję terapię, mimo wszelkich poszukiwań nie jestem przecież specjalistą, zresztą uważam, że relacja z terapeutą, jako drugim człowiekiem odgrywa tu ogromną rolę.
  8. refren podoba mi się ten przykład ze szkłem :-) To jak z myśleniem lateralnym, jesteśmy tak "zaślepieni" konkretnymi rozwiązaniami, że nie zauważamy/ nie szukamy innych. Lub nie potrafimy ich wymyślić... [Dodane po edycji:] Monika, ja chodziłam na terapię humanistyczno-egzystencjalną, a obecnie chodzę na psychodynamiczną. Jest już tak naprawdę ogromny postęp - natrętne myśli i czynności prawie kompletnie wygasły, mam jednak nadal często uczucie napięcia, niepokoju, głównie na punkcie, czy postępuję dobrze/ właściwie.... Dlaczego mam zadowalać mamę? Pytanie pozornie logiczne, ale nie dla mnie. Tak byłam nauczona - mam być grzeczna i dobra, pomagać, troszczyć się, itp. itd. Tak to we mnie wrosło, że we wszelkich aspektach życia skupiam się na obowiązkach i postępowaniu "słusznie", a gdy chcę coś robić dla siebie (zabawa, odpoczynek, rozrywka, kupienie czegoś dla własnej zachcianki) to pojawia się silny niepokój.... Mam jeszcze pytanie do Moniki? Jakiego rodzaju Ty miałaś/ masz trudności? Czy chodziłaś/ chodziśż na psychoterapię? i jakiego rodzaju? z jakim skutkiem?
  9. Zaciekawiły mnie Twoje doświadczenia z terapią poznawczą, gdyż jest to jedna z głównych technik terapeutycznych. Opiera się ona na założeniu, że mamy dostęp do jakiś świadomych myśli i możemy je inaczej interpretować, co z kolei może odmienić uczucia z nich wynikające. Ja mam raczej doświadczenia bliższe z terapią wywodzącą się z psychoanalizy, która z kolei zakłada, że trzeba wydobyć z podświadomości to co nieuświadamiane, szczególnie jakieś przeżycia z przeszłości i emocje z nimi związane. Mimo, że obydwa te podejścia są uznawane i praktykowane przez psychoterapeutów to zasadniczo różnią się między sobą (poznawcza - świadome myśli, psychoanaliza - to co nieuświadamiane). Zaintrygowała mnie skuteczność t. poznawcze, bo ja jej nie stosowałam, a wydaje się (pozornie) prosta i logiczna. [Dodane po edycji:] Nie jestem pewna, czy robię coś dobrze. Mam wątpliwości, np. czy bawiąc się z dziećmi w jedną zabawę nie powinnam bawić się z nimi w coś innego. Lub gdy się uczę do jednego wykładu to mam odczucie, że "zaniedbuję" materiały z innego. Mam też wątpliwości, czy żyjąc swoim życiem, nie "zaniedbuję" mamy, która miała może inne oczekiwania do do mnie (abym całe życie spędziła z nią, a nie wychodziła za mąż...). Dla osoby z boku może się to wydawać świrowaniem, ale ja właśnie takie odczucia miewam i stąd napięcia, niepokój, nie byłoby mnie tutaj, gdybym była zadowolona z tego co robię i miała dobre samopoczucie;-) Co do sterowania myślami, to jednak chyba w moim przypadku nie działa. Przypomniałam sobie, jak miałam takie bardzo złe samopoczucia kilka lat temu, to próbowałam sobie w myślach mówić, że mam dobre udane życie, dobrą pracę, kochajecego męża itp itd. i za nic nie czułam się lepiej. Może w moim indywidualnym przypadku problem leży faktycznie w nieuświadamianym urazie gdzieś głęboko w duszy i cokolwiek bym nie myślała to dopóki tego nie znajdę i nie wyrażę, to nic nie da. To tak jakby słownie próbować się przekonać do tego, że nie jest się głodnym!!!! Ale też może są osoby, u których faktycznie samopoczucie wynika z jakiś gnębiących myśli (błędnej interpretacji otoczenia, zdarzeń) i zmiana myślenia i podejścia do zdarzeń może diamteralnie odmienić samopoczucie. Czyli tak naprawdę przyczyny NN mogą być różne u różnych osób i zależnie od tego psychoterapeuta dobiera jedną z technik psychoterapii.
  10. Czy polegało to na rozpoznawaniu wiarygodności myśli i ich interpretowaniu w inny sposób? Jeśli jakieś myśli budzą w nas jakieś odczucia, to jeśli uda nam się je racjonalnie zmienić to zmianią się też odczucia???? W teorii to nawet logiczne,tyle że u mnie pojawia się napięcie/lęk i pozornie nie rejestruję przyczyny (nie towarzyszą temu myśli, a jeśli sąto jakieś ogólne,np. boję się, że coś źle zrobię).
  11. Przeczytałam posty remika z zainteresowaniem i nasuwa mi się taka refleksja - jedną z głównych cech nerwicy jest własnie krytycyzm i negatywna ocena zaburzeń. Jesli ktoś je akceptuje i uważa za normalne to już jest to inne zaburzenie, nie nerwica... a entuzjazm i wręcz euforia (mania) remika po wcześniejszej fazie doła wskazują raczej na dwubiegunowość, a nie nerwicę. To wspaniale, że poczuł się wspaniale ;-) ale sorki - to jest raczej odbicie w drugą skrajność, a nie normalne podejście do życia. Pozdrawiam wszystkich szukających dróg wyjścia z nerwicy. Przede wszystkim uwierzcie w siebie i swoje własne mozliwości, poznajcie siebie i w sobie szukajcie rozwiązania.
  12. Dlaczego??? Temat ciekawy i może być przyczynkiem do dalszej dyskusji nt. tego czy osoba zaburzona może być psychologiem/ psychoterapeutą i pomagać innym....
  13. Nie wiem, czy jeszcze tutaj zaglądasz, autorko pierwszego posta :-) Ja miałam objawy nerwicowe innego rodzaju (moja historia w stopce), ale też się z nimi męczyłam i nie widziałam wyjścia. Mnie pomogła psychoterapia. Najczęstszą przyczyna dolegliwości w nerwicy są niewyrażone emocje, które gdy są tłumione wewnątrz - uderzają w Ciebie i wywołują różne dolegliwości. Ja wierzę, że rozmowa o nich dotarcie do źródeł lęków, naprawdę pomaga. Trzymam za Ciebie kciuki!
  14. refren, a jaki rodzaj terapii oceniasz jako tak skuteczny dla Ciebie? Psychoanaliza, behawioralna czy jakaś inna? Czy prowadził ją terapeuta - psycholog czy psychiatra?
  15. Na jednym z wpisów na tym forum znalazłam link, który zawiera ciekawe, jak dla mnie, przemyślenia i rady dot. nerwicy, tu akurat lękowej, ale sądzę, że napięcie, lęk, niepokój to też cechy NN i tam też jest o tym http://moja-nerwica.republika.pl/
  16. Jesteś jeszcze bardzo młoda (brzmi jak banał, ale wiem co mówię ;-)) Ja miałam różne przejścia w życiu, nie widziałam nieraz rozwiązania, i nie byłam wtedy nawet w stanie przewidzieć tego co mam teraz - a naprawdę teraz "wychodzę na prostą". To było kiedyś nie do wyobrażenia. Tak samo ty nie możesz teraz wiedzieć co cię spotka za kilka lat - ale mogą to być naprawdę dobre rzeczy. Mogę ci poradzić to co sama stosowałam - przetrwaj minutę, potem następną... a z czasem może godzinę.... malutkimi kroczkami.... ja tak odsunęłam natrętne myśli. Przyczyna jest tak naprawdę w nas - jeśli uda ci się znaleźć "złe" emocje w sobie i je wyrazić to może będzie pierwszy krok na drodze do wyzwolenia i spokoju.... ja tak robię z psychoterapeutą. Dbaj o siebie, bądź dla siebie dobra. Jesteś kimś ważnym i wartościowym, uwierz.
  17. Śmiertelniczko, uda ci się kiedyś to przełamać, uwierz w to! Ja wiem jak z tym jest ciężko, jak to boli..... i jest tak silne, że - na dany moment - nic się z tym nie da zrobić. Mnie też się wydawało beznadziejne.... i jednak wychodzę z tego. Jestem myślami z tobą, trzymaj się!
  18. Ciekawe podejscie:''Nerwica jako uzaleznienie'', cos w tym jest, przeciez lęki chronia nas przed rzeczami nieprzyjemnymi tak jak alkohol odcina od problemów.pomyslowy lekarz:) Ja też kiedyś tak o tym pomyślałam i tak sobie z tym radziłam, jak alkoholik, po minucie, po jednym dniu "na odwyku" od natrętnych myśli...
  19. U mnie się zaczęło 14 lat temu. Planowanie dnia, wykonywanie planu, sprawdzanie, porządkowanie. Na przestrzeni lat rytuały się zmianiały - pozostawał schemat: napięcie - czynności (czasem porządki, czasem myśli, lub plany). Przez pewien czas były to przymusowe myśli, związane z tak sinym napięciem, że nie mogłam nic innego robić tylko COŚ przemyśleć, tak aby nikt nie przeszkodził, nieraz po kilkanaście - kilkadziesiąt razy, nieraz non-stop. Pomogło mi to co przeczytałam w radach dla alkoholików - nie mam starać się przestać W OGÓLE tylko na najbliższą chwilę, na jeden dzień.... i tak odsuwałam te myśli że mijał dzień i kolejny i tak nie wiem kiedy mi one przeszły. NN zostało, ale w postaci w porządków, planów, ale najważniejsze, że miałam wolną głowę :-)) Potem poszłam na psychoterapię i stopniowo napięcie maleje, maleją więc też rytuały. Teraz pojawiają się sporadycznie i cząstkowo. Chodziłam na terapię poznawczo-bahawioralną, ale nie do końca pomogła. Po przerwie zaczęłam chodzić na terapię psychodynamiczną i czuję, że zachodzą we mnie zmiany. Sednem są podobno u mnie zablokowane emocje, szczególnie do bliskich osób (z dzieciństwa), które to (emocje) kieruję do siebie i one mnie tak "uwierają", że aby uwolnić napięcie to robię COŚ (porządki itp), a tak naprawdę powinnam wyrazić te emocje. Tyle że to nie takie proste... Moja historia linku poniżej (patrz podpis)
  20. Witam wszystkich serdecznie. Mam 34 lata, z NN zmagam się od ok. 15 lat. !5 lat cierpienia i "zmarnowanego" czasu. Na początku nie wiedziałam, co mi jest. Czułam w sobie napięcie i niepokój, godzinami w myślach powtarzałam różne rzeczy (np. co się wydarzyło, co ktoś powidział, co mam zrobić i co już zrobiłam). Stale porządkowałam mieszkanie. A potem je nieustannie sprawdzałam. Wstawałam z drobiazgowym planem (np. WC, kawa, otworzyć okno, itd.) który nieustannie w myślach sprawdzałam. Koszmar. Na przestrzeni lat to się zmieniało. Czasem dominowało myślenie, czasem porządki i poprawianie, sprawdzanie. Nasiliło się w najlepszym okresie mojego życia - wyszłam za mąż, mieliśmy dobre warunki, miałam dobrą pracę.... a ja musiałam ciągle w myślach powtarzać jakieś sekwencje - tak aby nikt nie przeszkodził, nie przerwał, po kilkanaście, kiladziesiąt razy, do tego sprawdzanie i poprawianie porządku, sporządzanie i sprawdzanie planów.... to mi dało do myślenia, wcześniej sądziłam, że napięcie wynika ze złych okoliczności zyciowych, a tu wszystko dobrze, a ja się męczę... pogrzebałam w internecie, poczytałam o NN i wówczas tylko tyle. Urodziłam córeczkę i dalej planowałam, sprzątałam, myślałam (zamist odpocząć, bawić się, cieszyć). Napięcie i powtarzanie myśli rozrosło się do tego stopnia, że MUSIAŁAM COŚ PRZEMYŚLEĆ prawie nieustannie (kosztem czasu z rodziną, rozmowy, zabawy). I wtedy zapragnęłam to zwalczyć. Metodę "ściągnęłam" od alkoholików (u nich dotyczy to alkoholu, u mnie myśli) - przetrwać minutę (bez myślenia), godzinę, dzień. Małymi krokami. Bo gdy chciałam TO przerwać "na zawsze" to wpadałam w panikę i poddawałam się pokusie, że chociaż jeszcze raz pomyślę, na jednym się nie kończyło itd. A tak odsuwałam tylko na minutkę. I następną. I tak na tygodnie, miesiące, lata. UDAŁO SIĘ!!!! Mam wolną głowę od 5 lat. Sukces. NN pozostało, ale w postaci czynnosci - planowanie, porządkowanie. No i napięcie, niepokój. Po urodzeniu drugiego dziecka napięcie tak narosło, że chodziłam rozdrażniona, zaczęłam na nich wrzeszczeć, i wtedy po raz pierwszy poszłam po pomoc. Do psychiatry. Bo wystraszyłam się, że jestem "psychiczna". Psychiatra zapewniła mnie, że nie mam choroby psychicznej i zaleciła psychoterapię u psychologa. Chodziłam do swojej psychoterapeutki 1,5 roku (śr. 2 x mies.). Natrętne czynnosci prawie wygasły. Miałam 6 mies. przerwy i zaczęłam chodzić ( i chodzę obecnie) na terapię indywidualną psychodynamiczną. Moja psychoterapeutka tłumaczy mi, że te objawy są wynikiem moich tłumionych emocji, które zamiast wyrażać na zewnątrz to kieruję do środka i napięcie staje się tak nieznośne, że aby je rozładować to wtedy pojawiają się "mechanizmy obronne" w postaci czynności rozładowujących lęki. A tak naprawdę to powinnam sobie uświadomić co jest moją "traumą" i wyrazić ją. Tylko że u mnie jest to związane z osobą mojej mamy i za nic nie mogę się przełamać aby POCZUĆ złość do niej. Ja WIEM, że miałam złe doświadczenia - bicie pasem, groźby o oddaniu do domu dziecka, przyzwolenie na złe zachowania poza domem (brak mądrej opieki rodzicielskiej w okresie dorastania), ale tak jestem zblokowana, że nie CZUJĘ emocji - byłam wychowywana w przekonaniu, że mamusia jest święta nic złego nie można powiedzieć, trzeba kochać, szanować, troszczyć się, mówić same miłe rzeczy. W dodatku mama leczy się na schizofrenię, ma za sobą próbę samobójczą, boję się, że mogłabym ja spowodować u niej jakieś załamanie. Rozpisałam się strasznie, ale w nadziei, że może komuś coś się z tego przyda. Podsumowując - myśli pozbyłam się odsuwając je małymi kroczkami. Leków nigdy nie brałam. Natrętnych czynności pozbyłam się w trakcie psychoterapii (omawiając moje emocje z przeszłości). Czuję jeszcze w sobie często napięcie i niepokój - ale nie mam przymusu robienia czegokolwiek!!!! Wiem, że moje złe samopoczucie wynika z krzywd doznanych kiedyś a nie z konieczności zrobienia "czegoś" (sprzątania, planowania).Więc to ogromny sukces. Teraz wiem i chcę wam powiedzieć, że to może się udać. Ze może i wy pozbędziecie się natrętnych myśli lub natrętnych czynności. Wiem jakim cierpieniem naznaczone jest NN. Trzymam za wszystkich kciuki! To jest możliwe, uwierzcie w siebie!
  21. Cytat: Wracając do myśli, nie wnikam w nie, nie walczę z nimi, nie analizuję. Olewam je i już. Zajmuje się tym, czym się zajmowałem zanim się one pojawiły. Ja mogę się pod tym podpisać. Dawniej dawałam się "nakręcać" swoim myślom, podążałam za nimi, przejmowałam.... Inny temat, to że pozbyłam się natrętnych myśli metodą alkoholików - (u nich to dotyczy alkoholu, ja to zastosowałam do myśli) - odsunąć myśli na minutę, godzinę, dzień (gdy próbowałam je odsunąć "na zawsze" to wpadałam w panikę), i tak przeszło to w miesiące i lata...!!! NN została, ale w postaci raczej natrętnych czynności, co osobiście uważałam za mniej uciążliwe niż nieustannie zajęta głowa.... a potem czynności też zaczęły wygasać gdy poszłam na psychoterapię dynamiczną, uczę się rozpoznawać źródła moich prawdziwych lęków. Mysli jeszcze sporadycznie się pojawiają - i wtedy staram się je odsuwać (nie walczyć! bo walka to stres i nakręcanie NN!) na zasadzie - wiem, że są, ale nic nie robię. [Dodane po edycji:] Swoją historię opisałam tu nn-moja-historia-walka-i-wygrana-t20382.html aby nie powtarzać sięw kolejnych wątkach i postach. Może coś z moich dośiwadczeń okaże się pomocne.
  22. U mnie się zaczęło 14 lat temu. Planowanie dnia, wykonywanie planu, sprawdzanie, porządkowanie. Na przestrzeni lat rytuały się zmianiały - pozostawał schemat: napięcie - czynności (czasem porządki, czasem myśli, lub plany). Przez pewien czas były to przymusowe myśli, związane z tak sinym napięciem, że nie mogłam nic innego robić tylko COŚ przemyśleć, tak aby nikt nie przeszkodził, nieraz po kilkanaście - kilkadziesiąt razy, nieraz non-stop. Pomogło mi to co przeczytałam w radach dla alkoholików - nie mam starać się przestać W OGÓLE tylko na najbliższą chwilę, na jeden dzień.... i tak odsuwałam te myśli że mijał dzień i kolejny i tak nie wiem kiedy mi one przeszły. NN zostało, ale w postaci w porządków, planów, ale najważniejsze, że miałam wolną głowę :-)) Potem poszłam na psychoterapię i stopniowo napięcie maleje, maleją więc też rytuały. Teraz pojawiają się sporadycznie i cząstkowo. Chodziłam na terapię poznawczo-bahawioralną, ale nie do końca pomogła. Po przerwie zaczęłam chodzić na terapię psychodynamiczną i czuję, że zachodzą we mnie zmiany. Sednem są podobno u mnie zablokowane emocje, szczególnie do bliskich osób (z dzieciństwa), które to (emocje) kieruję do siebie i one mnie tak "uwierają", że aby uwolnić napięcie to robię COŚ (porządki itp), a tak naprawdę powinnam wyrazić te emocje. Tyle że to nie takie proste... [Dodane po edycji:] Swoją historię opisałam tu nn-moja-historia-walka-i-wygrana-t20382.html aby nie powtarzać sięw kolejnych wątkach i postach. Może coś z moich doświadczeń okaże się pomocne.
×