Skocz do zawartości
Nerwica.com

nieidealna

Użytkownik
  • Postów

    500
  • Dołączył

Treść opublikowana przez nieidealna

  1. zastanawiam się, czy dobrym krokiem jest rozmowa z psychologiem szkolnym. mam łatwiej, bo możemy pogadać przez gg.. już spróbowałam.. ale łatwo i tak nie jest.
  2. uwielbiam zwierzęta.. przez długi czas męczyłam mamę o kota lub psa, bo świnki morskie mi nie wystarczały.. nie chciała się zgodzić.. ale przed blokiem miałam kotkę, która się przybłąkała i na zimę ją na kilka nocy wzięłam i tak już została... każdego dnia się nią cieszę tak, jakby była pierwszy dzień u mnie.. chociaż chyba ma taki trochę gburowaty i zołzowaty charakter po mnie. tak się zastanawiam, czy teraz się nie tnę, bo mnie do tego nie ciągnie, czy dlatego, że kotka mnie cudownie wyręcza drapiąc mi ręce.. może i schronisko, to by był dobry pomysł.. ale nie zdecydowałabym się tam pójść.. raz, ze nie chce wychodzić.. dwa.. nie umiałabym z nikim złapać kontaktu.. nawet, żeby zapytać, czy mogę zostać wolontariuszką.. w szkole chciałam się zapisać do koła wolontariuszy, ale że żadna z moich koleżanek nie chciała, to do dziś się nie zapisałam, choć chcę. w każdym razie postanowiłam, że nie odpuszczę i zostanę honorowym dawcą. mam zamiar również zgłosić się jako dawca szpiku no i zgodzić się na pobranie ode mnie organów po śmierci.. znajomi tego nie rozumieją, "bo to boli". może i boli.. ale czym jest ból w porównaniu z ludzkim życiem.? tyle osób czeka.. a moje życie może nie być do końca zmarnowane. ja czasem pisze pierwsza do ludzi... ale napisze.. i potem uciekam, chyba, ze spotkam się z w miarę pozytywną reakcją.
  3. hmm.. nigdy nie patrzyłam na to, jak na zaburzenie. jedyne co, to byłam trochę zaskoczona tym, ze ktoś ma do mnie pretensje, ze go olewam, że się nie odzywam. a ja po prostu uznałam, że skoro ma tylu przyjaciół, to ja jestem zbędna.. przyznam, mam tak, że ludzie, z którymi kiedyś dużo rozmawiałam[pisałam, bo to głownie wirtualne znajomości] stali się dla mnie męczący. jedna osoba wciąż gadała tylko o jednym... dwie, które znałam wcześniej, ale one się nie znały, a nagle się poznały przez przypadek.. przestałam z nimi gadać, bo poczułam, ze teraz nie jestem ważna ani dla jednej ani dla drugiej, bo one choć się znają krótką, piszą do siebie jakby się kochały od zawsze. apropo tej sytuacji, to przypomniało mi się, jak raz jedna z nich najechała na mnie, bo ktoś gdzieś tam jej napisał, że "ten, kto jest przyjacielem wszystkich, ten nie jest niczyim przyjacielem" czy jakoś tak. i oczywiście obrażona a ja nie wiem, o co chodzi. dopiero następnego dnia, jak zapytałam enty raz o co jej chodzi, to mi powiedziała. stwierdziła, ze to na pewno byłam ja.
  4. Ty poznałaś.. ja nie wiem, jak będzie ze mną. ja wolę być dla kogoś kimś ważnym lub nikim, niż kimś po środku.
  5. może.. ale czy się boje.? hmm.. po części. ale nie tego, że mam problem czy żeby coś z tym zrobić. bardziej się boję tego, ze ktoś mnie zobaczy. w ogóle to wczoraj cały wieczór schizowałam, że ktoś mnie namierza przez IP... wiem, wiem.. "nie jestem pępkiem świata" etc. hm. muszę się pilnować w tym, co tu piszę.
  6. Joaśka, nie chcę żałować. ale też nie chcę iść tylko dlatego, żebyście jeszcze ze mną gadali.. nie chce robić już niczego wbrew sobie.. Paranoja, może ja tez kiedyś dojdę do tego, że jednak coś jest nie tak.. ale teraz czuję, że chyba przesadzam.. to wszystko co opisałam jest prawdą, aczkolwiek zastanawiam się, czy to aż tak bardzo mi przeszkadza... czy aż tak bardzo mi z tym źle...
  7. biorę to pod uwagę. tylko potrzebuje czasu. [Dodane po edycji:] o. i już sprawdziłam, gdzie u mnie są poradnie. muszę tylko się dowiedzieć, gdzie dana ulica leży i już.
  8. nie wiem, czy myślicie, że ja pobiegnę jutro rano do psychologa i powiem mu o wszystkim, jak na spowiedzi.?
  9. aa skoro tak twierdzisz, to widocznie robię z siebie męczennice. i co z tego.?
  10. no cóż. widocznie tak się zachowuje. bywa. nie jestem i nigdy nie byłam idealna. zapewne też nie będę.
  11. no a co będzie, jak psycholog powie, że nic mi nie jest.? albo co będzie, jak już skończę terapię.? terapia nie wypełni samotności.
  12. nie. tego nigdy nie zrobię.. zresztą.. Oni nic nie rozumieją.. brat mi dokucza, czemu do swojego "tatusia" nie idę i się śmieje ze mnie. mam ich dość. po co mam cokolwiek robić w domu, jak i tak nikt tego nie zauważy, nie doceni. a jeśli już, to po chwili zapomni..
  13. z mamą.? wolałabym się zabić. ona nic o mnie nie wie. kiedyś pocięłam sobie całe przedramię, zapytała: co to.? ja: nic, nudziło mi się na lekcji. popatrzyła na mnie i coś tam powiedziała.. nie umiem z nią rozmawiać. ja się boje pytać o cokolwiek.
  14. może jak dostane dowód, to mi się odmieni. chce mieć już skończone te 18lat. jakoś się boje, ze gdybym teraz poszła, to by mi kazał ktoś dać kontakt do rodziców czy coś..
  15. ehh.. ale to jest bez sensu... nie mam dla kogo się zmienić.. nie mam nikogo, z kim mogłabym o tym szczerze pogadać, bez dyskomfortu, że kogoś męczę, że się narzucam, że ma mnie dość.
  16. skoro jesteś starsza, to zapewne zrozumiesz, że nie pójdę sobie do psychologa, ot tak, jak do dentysty.
  17. teraz naszły mnie wątpliwości czy to ma sens.. czy ja chce.. wiem, że to może zabrzmieć jak użalanie, czy coś[nauczyłam się już nie wybuchać, jak ktoś mi mówi, że się użalam, choć czasem jednak mi puszczają nerwy.], ale.. czy dalsze życie ma jeszcze jakiś sens.? wieczna samotność, odosobnienie.. nie poradzę sobie w dorosłym życiu..
  18. tylko.. ja nie wiem, co jest prawdą a co fikcją... nie wiem, czy rzeczywiście źle się czuje psychicznie w danej chwili czy tez po prostu stwierdziłam, że powinnam się źle czuć.. to jest wszystko trudne do wyjaśnienia.. poza tym.. poradnia zdrowia psychicznego jest przy szkole[albo gdzieś blisko], w której mam masę znajomych. a oni znają mnie jako wyszczekaną, pyskatą, zabawną dziewczynę.. nie chciałabym, żeby ktoś mnie tam zobaczył. czasem mnie nerwy roznoszą, jak słyszę marudzenie mojej koleżanki, że ona ma wiecznie pod górkę.. mówi to zazwyczaj wtedy, kiedy w szkole dostanie 1 czy tam 2... nie mówię jej nic.. bo przecież punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
  19. no nic.. ale jakoś tak dziwnie.. że ja i psychiatra.. jak dotąd wszyscy bagatelizowali mnie i mój problem, nawet ja.. a tu nagle psychiatra..
  20. wątpię, ze ktokolwiek jest w stanie cokolwiek dla mnie zrobić.. nawet ja.. napisałam tu, bo czułam taką potrzebę.. nie miałam z kim pogadać.
  21. tylko.. ja nie potrafię rozmawiać w realu.. nie potrafiłabym tego wszystkiego, co tu napisałam, powiedzieć. nawet przeczytać głośno. wczoraj rozmawiałam ze znajomą, a ona mi powiedziała, że ja nie jestem na nic chora, ale wierze w to, że jestem..
  22. tak więc zacznę od tego, że mam 17 lat. mój ojciec pije odkąd pamiętam[tak, wiem. są gorsze problemy]. wieczne awantury, rękoczyny, wyzwiska etc. bardzo wcześnie wysłano mnie do przedszkola. raz chciałam chodzić, innym razem mnie. raz czułam się w miarę innym razem tragicznie. kiedy nie chodziłam do przedszkola lub z niego wracałam siedziałam w domu z ojcem. mama pracowała. bałam się wychodzić z domu, a jak już wychodziłam to tylko przed blok. niekiedy zachowywał się w miarę innym razem wyzywał mnie od suk, szmat itp. przez okno. pamiętam, jak kiedyś jakiś dzieciak mi powiedział, że ojciec w sklepie powiedział, iż "chce coś dla swojej suki", czyli mnie. było mi cholernie wstyd. z matką nigdy nie miałam dobrego kontaktu. nie potrafi z nią rozmawiać o czymś poważnym. o szkole z nią czasem rozmawiam, ale i tak z wewnętrznym lękiem, bo wiem, że ona by chciała, żebym ja była lepsza, choć nie uczę się najgorzej. kiedy miałam 7, może 8 lat kolega chciał mi coś pokazać.. okazało się, ze chodziło mu o seks. zrobiliśmy to, ja nie chciałam, ale on ciągle powtarzał "jeszcze trochę". nikomu o tym nie powiedziałam, bo w sumie on też był jeszcze dzieckiem. jako dziecko byłam bardzo agresywna w stosunku do innych, ale też bardzo płaczliwa. kiedy poszłam do szkoły wiecznie szukałam uznania i podziwu, co zresztą do tej pory mi wypominają koleżanki, że w 1 klasie, wciąż powtarzałam, że mam brzydki rysunek. przez pierwsze 5 lat podstawówki jakoś przebrnęłam. potem zaczęłam coraz bardziej zauważać, jaka jestem głupia, brzydka i gruba. w 6 klasie zaczęłam się również okaleczać, tj. ciąć, przypalać. trwało to mniej więcej przez 4 lata. potem przestałam, gdyż zbyt wielu ludzi się tym interesowało, choć zanim przestałam robiłam to w miejscach niewidocznych na co dzień, tj. stopach, brzuchu. w końcu całkiem to zostawiłam, bojąc się, że ktoś mógłby zniszczyć mój plan autodestrukcji. jakoś się to życie toczyło. mam dwóch braci, ale mój ojciec nie jest ich biologicznym ojcem. wydawać by się mogło, ze jestem 'pupilką' ojca. po części tak, ale ma to swoje negatywne strony. ojciec często zadawał mi pytanie: mam ich zabić.? poderżnę im gardła, chcesz.? a ja odpowiadałam zawsze, ze nie. kiedy mama mówiła mu, że go wyrzuci powtarzał swoje: nie zdążysz. pewnego razy, gdy to zrobił, złapałam za nóż i powiedziałam: Ty nie zdążysz. miał szczęście, że mama była w kuchni, bo byłoby po nim. pamiętam do tej pory sen. ojciec był normalny, a po chwili zmieniał się w diabła[pamiętam to, bo to jedyny raz, kiedy się zmoczyłam w nocy.]. w wieku 11lat pierwszy raz się upiłam i tak to jakoś poszło. w gimnazjum poznałam 2 lata starszego ode mnie chłopaka. i to właśnie na ognisku, gdzie piliśmy, paliliśmy. potem zaczęłam się z nim spotykać. na pewnym spotkaniu uznał, że jestem łatwa i zaczął się do mnie dobierać. rozbierał, wsadzał wszędzie swoje łapska. a ja jak osłupiała, tylko błagałam, żeby przestał. nie umiałam się wyrwać.. nawet nie próbowałam. w końcu przestał, zostawił mnie i poszedł. strasznie się po tym czułam, ale nic nie mogłam zrobić. mama już nieraz chciała wyrzucić go z domu, ale ja nie mogę na to pozwolić. nie wyobrażam sobie innego życia. boję się, ze narobiłby mi wstydu. chyba go nienawidzę, ale jest mi go cholernie żal, gdy ma delirkę. od zawsze miałam poczucie inności, wyalienowania, zbędności. kiedyś trafiłam na forum dla dda, gdzie, jak się okazało, byłam potworna. wywoływałam kłótnie, robiłam awantury z byle powodu. zmieniłam się trochę, bo nie okazuje swojej złości tak często, lecz duszę ją w sobie. marze o śmiertelnej chorobie. często sobie to wyobrażam, a nawet traktuję to jako rzeczywistość. robię tak tylko, kiedy jestem sama, najczęściej, gdy leżę w łóżku. wiem, ze to śmiesznie może brzmieć, ale wczuwam się w to całą sobą. raz jest to śmiertelna choroba innym razem choroba psychiczna. uwielbiam być chora, ale nienawidzę pytań: 'jak się czujesz?' i traktowania mnie inaczej. kiedyś też często wyobrażałam sobie śmierć. zemstę na ludziach. wczoraj zobaczyłam w sobie coś jeszcze. może to normalne, może każdy tak ma.. ale.. czasem, nieczęsto, boję się, że ktoś mnie obserwuje.. to śmiesznie znów może zabrzmieć, ale np. jak się kąpie, to mam wrażenie i taki lęk, że sąsiedzi z góry mnie podglądają, że ktoś z domowników zainstalował kamerę gdzieś i mnie obserwuje. kiedy poznaje kogoś nowego, to boję się, że mnie śledzi lub, ze podłożył mi jakiś nadajnik. raz z tego powodu ściągałam bluzę na ulicy, żeby sprawdzić, czy nie mam niczego w kapturze. hmm.. bardzo mnie denerwuje to, że często myję ręce. nie wiem, czemu, ale czuję, że muszę to zrobić. aczkolwiek robię to tylko w domu. poza nim nie czuje aż takiego przymusu. poza tym lubię nieparzyste liczby. kiedy jest parzyście, jest dziwnie, aczkolwiek kiedy stawiam kropki[kropki muszą być], to albo jedną, albo dwie. nie może być więcej. nie potrafię być sobą. jest mnie jakby dwie. w realu jestem kimś innym, a w sieci kimś innym. nie mam jako tako przyjaciół. głównie mam znajomych wirtualnych. całe dnie spędzam w domu.[poza wyjściem do szkoły.]. nie umiem nazywać ani okazywać większości uczuć. nie rozróżniam ich zbytnio. nie lubię bliskości. jest ona dla mnie krępująca. i to bardzo. kiedy np. ktoś mnie przytula to nie czuję się dobrze tylko mam w głowie: pewnie pomyśli, że jestem gruba lub, że śmierdzę[choć o higienę wyjątkowo dbam.]. często czuje się zbędna. w kontaktach z ludźmi jestem dość płochliwa. wystarczy jeden gest, jedno słowo, a ja myślę, że ktoś mnie ma dość, że męczę go, że się narzucam. odsuwam się. kiedyś miałam wielu znajomych, z którymi wychodziłam gdzieś. wszystkich odsunęłam od siebie, co zresztą od niektórych usłyszałam. interpretuje wiele rzeczy po swojemu, ale nie robię tego specjalnie. uświadomiłam sobie, że często manipuluje ludźmi. ale kiedy to robię, to o tym nie myślę. uważam to za normalne. potem jedynie analizuje swoje zachowanie i do tego dochodzę. nie widzę sensu dalszego życia, ale brak mi odwagi, by go zakończyć. ojciec narobił nam wielu problemów, które będą się ciągły za mną długo. teraz jest chory i leży w szpitalu.. a ja nawet się nie martwię... nie czuje nic.. kompletnie. znajduje w sobie praktycznie wszystkie objawy Borderline. zastanawiam się.. czy powinnam coś z sobą zrobić, czy faktycznie mam jakiś problem.? a może to tylko moja wyobraźnia.?
×