Skocz do zawartości
Nerwica.com

bardziej_plejer

Użytkownik
  • Postów

    76
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez bardziej_plejer

  1. Czytajac Twoja historie widze troche siebie przed kilkoma laty. Na pewno jestes bardzo swiadomym, inteligentnym i wrazliwym czlowiekiem. Wiem, ze moge sobie pisac, ze powinienes sie z tego powodu cieszyc, ale Ty i tak bedziesz wiedzial swoje... bo kazdy z nas tak ma Ja w wieku lat 17 chyba uswiadomilem sobie podobne rzeczy, do tego stopnia, ze nie bylem w stanie bawic sie z okazji sylwestra... zreszta zawsze mnie jakos tak bolal... i mam tak do dzis. Jest mozliwe, ze to przez podloze depresyjne, ale czy wytrzymalbym z depresja przez 10 kolejnych lat? Jasne, ze jest mi czasem ciezko, ale depresja by mnie chyba unieruchomila... Sluchaj rad osob, ktore sa powyzej, bo rzeczywiscie warto sie zastanawiac nad soba, ale nie ma po co tracic na to energii... w sensie nic sensownego nie wymyslisz Udaj sie na jakas terapie lub chocby do psychoterapeuty. No i... szukajcie a znajdziecie. Glowa do gory. PS. Moim sposobem na walke z takim problem jest zwrocenie sie w strone Boga, ale nie proponuje tego, bo wiem, ze kazdy moze miec na ten temat swoje zdanie...
  2. Ehh... ja tez mialem takie postanowienie, ale milosc jest chyba narkotykiem po prostu Wiec nie deklaruje juz, ze nie bede "bawil sie w zwiazki". Chyba nawet nie napisze, ze "mloda jestes, nie panikuj, cale zycie przed Toba", bo odkad pamietam rozstania bola mnie w podobny sposob i nie zauwazam, ze im starszy jestem to mi latwiej. Chyba nawet na odwrot... Wiec przewrotnie napisze, ze rozumiem... uwazaj na siebie i powoli sobie uswiadamiaj, ze ludzie przychodza i odchodza i takie jest zycie... ale co zrobic wszyscy mamy tak samo.
  3. Hej, I jak sie potoczyla Wasza historia? Ja przezylem dwa powazne rozstania w swoim zyciu. Po pierwszym ucieklem w prace... zapomnialem, zaklepalem, choc wciaz troche boli. Ostatnie rozstanie (z osoba, z ktora myslalem ze sobie uloze zycie) boli mnie juz 6 miesiac. Na domiar zlego lub nie poznalem nowa fajna osobe, z ktora bym chcial sobie ulozyc zycie, ale moj stan pcha mnie w zupelnie inna strone, mimo ze ja chcialbym inaczej... Czy wy sobie jakos z tym poradziliscie? Czy po prostu niektorzy maja tak, ze sie przywiazuja jak psy? Co za syf!
  4. Moja nerwica nie pozwolila mi byc z osoba, ktora pokochalem. Tej osobie rowniez nie pozwolila na to nerwica (tak mi sie zdaje, ze ona ma nerwice, choc nie wiem czy jest swiadoma... ale zgrzytanie zebami w nocy, gadanie przez sen, obawa przed uduszeniem, smiercia bliskich i tym, ze sobie moze zrobic krzywde). Najgorsza byla depresja, ale kiedy bylo fajnie, to naprawde bylo fajnie. Ale juz nie jest Powiem tak - nerwicowcy swiadomi swojego problemu patrza na swiat w podobny sposob i probuja sobie ulatwiac zycie chyba bardziej niz zwykli, normalni, spokojni ludzie... natomiast maja mniejsze sily, jesli zaczna sie leki, bo lek nakreca lek... i czasem jedno upadnie a drugie nie ma sily go podniesc... Kurde, jak o tym mysle to mi naprawde zle. Straszna rzecz pokochac kogos a potem godzic sie z odejsciem...
  5. Hej, zastanawia mnie obecnie jedna rzecz... Czy nerwica moze sie nasilac przez alergie? Obecnie nie mam zadnych objawow alergii, ale mam dosc wysokie przeciwciala (750 vs. norma jest do 100). Czy zestresowany organizm moze popasc w nerwice od stresu jakim jest poczucie zagrozenia immunologicznego? [Dodane po edycji:] To moze inaczej - czy ktos z Was choruje na jakies alergie?
  6. a jak ci bylo po samym zapaleniu? miales jakies leki,strach czy euforie? mi to wszystko o czym pisze powoli mija, w trzecim miesiacu. pierwsze dwa byly naprawde ciezkie tj.ciagle karanie siebie za to co sobie zrobilem i wmawianie sobie,ze zwariowalem. prawda jest taka,ze to tylko mysli... mysli powoduja,ze sie boimy niewiadomoczego... ale tak jak pisze,mija trzeci miesiac i po pierwsze prawie juz nie pamietam tamtej schizy(madry ten mozg jest,ze zapomina;)) a po drugie nie mam juz albo mam,ale w mniejszym stopniu te posrane mysli. zielsko to nie zabawa dla mnie i innym tez nie polecam;) ps.jesli bedziesz sie zadreczal,to wymysl sobie jakies miejsce,o ktorym bedziesz myslal,gdy cie najdzie np.plaza,polana,jakies przyjemne miejsce z wakacji-to pomaga.no i cierpliwosci-daj glowie czas,by mogla wrocic do rownowagi;)
  7. Moim zdaniem masz kilka rzeczy do przepracowania. Swietnie, ze zaczelas terapie!... bedziesz miala szybciej poprawe Nie przerywaj jej tylko. Ja uciekalem z poprzednich 3 terapii, bo caly czas myslalem, ze to inni maja problem i ze to jest w ogole bez sensu, ze chca mnie naciagnac na kase... to sa wszystko mechanizmy obronne, ktore nie pozwalaja nam sie dobrac do problemu, bo problem albo ukrywamy gdzies gleboko albo go mocno wypieramy albo korzystamy z wielu wielu innych mechanizmow. Tak wiec glowa do gory. Beznadzieja jest oznaka, ze bedzie zmiana na lepsze Powodzenia!
  8. Mialem dokladnie tak samo i niech to bedzie przestroga dla innych! [Dodane po edycji:] Ja wlasnie siegnalem po nia bedac w depresji (po stracie kogos bliskiego, rozstaniu)... wypalilem za duzo (dzis doszukuje sie w tym dzialania autodestrukcyjnego) i moj stan depresyjny tylko sie poglebil. Dostalem totalnego ataku paniki, ktory trwal 4 godziny. Myslalem, ze umieram i jednoczesnie chcialem umrzec, bo nie bylem w stanie tego zniesc... ale udalo sie i zdecydowanie przestrzegam. Jakby na to nie patrzec, to jest to substancja psychoaktywna i modyfikuje chemie mozgu. Ja wole w takie rzeczy nie ingerowac. Lepiej korzystac z tego co juz mamy, czyli np. przez wysilek fizyczny doprowadzic swoj organizm do wytwarzania endorfin
  9. lepiej nie kombinuj z zielskiem, bo sie nabawisz jeszcze jakiegos gowna jak ja... wiesz, niektore rzeczy czyhaja tylko, zeby w nas uderzyc, wiec po co im pomagac? alkohol rzeczywiscie troche rozluznia (ma dzialanie przeciwlekowe - stad tylu alkoholikow...), ale zbyt czesto nie ma co pic, bo najzwyczajniej w swiecie mozna sie uzaleznic... pozdro
  10. Hej, Patrzac z boku na Twojego posta widac a raczej mozna wyczytac, ze "przestraszylam sie". Wydaje mi sie, ze nerwicowcy maja mocniej rozwiniety komponent lekowy w swojej osobowosci, sa bardziej swiadomi swoich odczuc a moze bardziej wrazliwi. Tam gdzie ktos by sie zasmial i pomyslal "jasne, zwariuje, hehe", tam my potrafimy sie przerazic i przezyc prawdziwy napad leku czy paniki z samego faktu, ze takie rzeczy nas przerazaja... Tez mam tak, ze czasem mnie przeraza rzeczywistosc, przeraza mnie to, ze czasem patrze na zycie z roznych perspektyw i boje sie, ze jedna z tych perspektyw mi sie utrwali albo cos. Ale wydaje mi sie, ze gdyby zwariowac bylo tak latwo, to wszyscy bysmy poszaleli. Wiem, ze to banal, ale nie martw sie, staraj sie odciagac mysli, nie doszukuj sie u siebie zadnych symptomow, nie zagladaj na forum (ja sobie obiecalem nie zagladac, ale nie potrafie, tutaj sie wyrzywam... ). Badz dobrej mysli mimo wszystko i kiedys to minie. Staraj sie zauwazac drobna poprawe, pozniej wieksza a pozniej przestaniesz o tym myslec...
  11. Prawda - forum i obecnosc osob (mimo, ze wirtualna) o podobnym stanach, w depresji, w smutku, przerazonych bardzo pomaga :)
  12. W ogole jestem w trakcie terapii, na ktora chodze o listopada... czyli moj pierwszy post byl po 2 pierwszych miesiacach terapii. Zaczynam zauwazac pierwsze symptomy zmiany wywolane przez terapie. Troche inaczej patrze na zycie. To mnie przeraza poki co, bo uswiadamiam sobie wiecej niz wczesniej. Jednym zdaniem - opuscilem moje bezpieczne miejsce. Okazuje sie, ze ludzie wcale na mnie nie patrza z miloscia (no moze jakies totalne wyjatki), ze swiat nie jest piekny, dobry i bezpieczny, a sklada sie z ludzi, ktorzy chca dobrze dla siebie. Poprzednio caly czas idealizowalem rzeczywistosc. Co chwila tworzylem sobie nowy bezpieczny swiat, nie czulem nigdy napiecia, bo go wypieralem. Nigdy wczesniej chyba nie zauwazalem siebie i swoich potrzeb, zawsze uciekalem w potrzeby innych osob. Generalnie kazdego zawsze wysluchiwalem i chetnie pomagalem innym (nawet w swietlicy w podstawowce chetnie opiekowalem sie innymi... to chyba bylo lepsze niz tesknienie za rodzicami). Moze uciekalem dlatego, ze to dla mnie bolesne, ze jestem sam. Jasne - nikt lepiej o mnie nie zadba niz ja sam, ale to troche przerazajace poki co, ze jestem zdany sam na siebie i tylko na siebie... ze moja przyszlosc zalezy ode mnie i powinienem robic zawsze w zgodzie ze soba, tak zeby nie obudzic sie kiedys z reka w nocniku... Ehhh, gdzie sie podzialy moje idealy.
  13. Hej, zauwaz, ze jeszcze nic nie uslyszales ani nic nie zobaczyles. Mozesz sie tego bac lub nie - masz wybor :)...
  14. Niewatpliwie palic nie wolno, a alkohol ograniczac. Kurcze, to szkodzi przeciez...
  15. Mam wrazenie, ze Twoj jeden post gdzies wsiakl. W kazdym badz razie... dobry tekst z tym psem. Fakt - trzeba sie czyms zajac.
  16. Pamietaj, ze wkrecasz sobie to wszystko. Ta obecnosc. Jesli patrzysz na te wszystkie rzeczy krytycznie (zdajesz sobie sprawe z tego, ze tak nie moze byc w rzeczywistosci), to boisz sie myslenia o tym lub samego wyobrazania sobie... to Cie przeraza. Nie do psychiatry, a do psychologa sie udac. Na indywidualna terapie albo do innych nerwicowcow (na grupowa)... Tez zauwaz, ze im bardziej sie boisz, tym bardziej myslisz, ze jest z Toba zle, a im bardziej myslisz, ze jest zle, tym bardziej sie boisz... i tu sie kolko zamyka. Wymysl cos by nie myslec. I jak najszybciej sobie jakos pomoz. Najlepiej u psychologa.
  17. Ja przestalem wierzyc w Boga, bo ogolnie moj swiat sie zalamal po tym jak zostawila mnie dziewczyna, z ktora bylem 7 lat... powiedziala mi, ze "rozstanmy sie na 3 miesiace i zobaczymy", podczas gdy juz sie z kims spotykala... perfidne, chamskie, bezczelne i nie godne czlowieka... dla mnie by wystarczyl prawdziwy powod rozstania, szczerze powiedziany prosto w twarz "zakochalam sie w innym, znudziles mi sie"... szkoda, ze "bliska" mi osoba nie byla w stanie porwac sie na glupia prosta szczerosc. Wtedy padlo mi wszystko, stwierdzilem, ze to bez znaczenia czy chodze do kosciola czy nie, ze po co mi ta instytucja "Boga" i co to w ogole jest... ze to nic nie zmienia. Ostatnio wlasnie przeszedlem kolejne rozstanie (zawsze mnie bolaly)... myslalem, ze juz sobie zycie uloze, ze ktos mnie pokochal po prostu takiego jakim jestem i ze dzieci, przyszlosc, bla bla. No i znowu totalny dol... potem jeszcze doszly stany lekowe po spaleniu za duzej ilosci zielska. ...i gdzies w tym wszystkim stwierdzilem, ze skoro cale zycie szukam kogos, kto mnie pokocha, tak jak nikomu sie to dotychczas nie udalo to znaczy, ze to musi byc Bog. I zaczalem sobie to wszystko rozwazac... troche juz nie z perspektywy ja i moje problemy, tylko z perspektywy ja i Kosmos, Absolut... ze jestem tu jeden sam, do okola mnie jest to wszystko i ziemia i nasz uklad sloneczny i tyle przyrody i tyle ludzi itd. itp. zaczalem troche czytac roznych cytatow z biblii i brzmia dla mnie troche inaczej niz kiedys. Np. to, ze Bog jest Miloscia ma dla mnie teraz osobisty wymiar. W sensie kiedys myslalem, ze Bog jest ta miloscia co sie dzieje miedzy ludzmi itp. a teraz widze to jako milosc, ktora dostrzeglem wlasnie w tym, ze zyje, ze zostalem powolany do zycia. Ze jestem czescia jakies szerszej historii - miliony lat za mna i miliony przede mna. Ta obecnosc tego wszystkiego przestala mnie przerazac a zaczyna byc oswojona i przyjemna powoli :) Wszelkie historie z chodzeniem do kosciola, dawaniem na tace, kazaniami itp. itd. odsuwam na bok (w sensie nie namawiam/nie odradzam), bo to sa wszystko nasze ludzkie spoleczne sposoby na religijnosc. Natomiast wiara jest czyms kompletnie innym, kompletnie wiekszym i co najwazniejsze dajacym ukojenie. To takie osobiste podlaczenie do Swiata jak dla mnie. Czyli tak jakby odnalezienie Boga, Absolutu, Praprzyczyny czy jakkolwiek nazwac to wszystko czego nie da sie tak naprawde nazwac pozwolilo mi na nowo odnalezc siebie, w sensie swoje miejsce w tym kompletnym chaosie. Moje 5 minut Jesli mialbym cos doradzic, to zobacz co Ci daje najwiecej spokoju. Czy zaprzeczanie istnienia Boga (jakkolwiek go rozumiesz) czy wiara w to, ze jednak cos jest. Ja wierze w to, ze mozna tak i tak - dla kazdego cos dobrego...
  18. Kurde, a ja sie tak zastanawiam, ze moze to przez to jak zostalismy wychowani. Moze to podswiadome obwinianie sie: "ale sie zcpalem", "ale sie schlalem"... powoduje takie poczucie winy, ze ja siedze z nerwica a ty z kolei wkrecasz sobie psychoze... Moze to jest nerwicowa wkretka, bo np. Ojciec albo Matka nam kiedys nagadali "nie pij, nie pal, bo umrzesz i bedziesz zly"...? Nie namawiam absolutnie do jednego ani drugiego, bo i jedno i drugie po prostu SZKODZI. A odpowiadajac na Twoje pytanie... ja nastepnego dnia jestem totalnie glupi. Absolutnie wszystko mi wisi, jednego mejla z 5 zdan czytam pol godziny... Zawsze wtedy mowie "sorry, mam kaca, jestem glupi i nie wiem co sie dzieje...". Ale tak bylo kiedys. Obecnie boje sie pic :-/ bo boje sie, ze sie uzaleznie :-D nawet po jednym piwie. [Dodane po edycji:] Jeszcze co jest dziwne, to to, ze na wszystkich stronach o marihuanie pisza: Marihuana zmniejsza bol, lek i niepokoj... JASNE...
  19. Gdzies na forum... moze to tu znalazlem wypasione cwiczenie na odciaganie mysli natretnych, czy jak je kto zwie. Chodzi o to, zeby nie myslec przez minute.... potem przez dwie (za jakis czas, nastepnego dnia)... potem trzy... itd. itd. Kiedys to chyba ustepuje Tak pisala osoba, ktora to stosuje Ja zaczalem to stosowac. Powoli dziala...
  20. Ja wrocilem do wiary, bo 4 latach obrazania sie. Z tym, ze ja sobie dziele to na: 1/ tradycje - czyli polski kosciol katolicki 2/ prawdziwa wiare - czyli moja relacje z Absolutem, Kosmosem, Stworca itd. Cale zycie zalezalo mi na tym, by ktos mnie bezwarunkowo pokochal i z tego, co widze, jedyna taka postacia jest ten lub to, co mnie stworzylo... To ogolnie bardzo pozytywna koncepcja, bo i jestem wartosciowy (mam nadzieje, ze tak sie kiedys poczuje... ) i nie mam sie czego bac, bo tak jakby przyszlosc juz sie wydarzyla (istnieje skonczona liczba rozwiazan moich obecnych problemow czy zagadnien) i ta przyszlosc na pewno jest jasna i doprowadzi mnie gdzies, bo zostala przemyslana z WIELKA MILOSCIA. Co wiecej taka opcja daje mi poczucie gruntu pod nogami, sensu i odciaga problemy doczesne na boczny plan i pozwala spojrzec na te problemy bez leku (tak jakby z perspektywy) i latwiej jest tez akceptowac wszelkiego rodzaju porazki... no i miec nadzieje... wciaz Sam czytam to, co powyzej i nie do konca wierze w to co pisze, ale mam gleboka nadzieje, ze kiedys uwierze i moje rozwazania, leki, problemy, udziwnienia i wlasne nogi, ktore sobie podkladam w koncu sie skoncza. Z wiara jest chyba latwiej... PS. Kiedys byly takie badania robione na bliznietach jednojajowych (a moze na dwujajowych), gdzie podobno znaleziono gen odpowiedzialny za "wiare". Jeden blizniak byl materialista, kochal zabawe, jesli wierzyl, to tylko dla slubu itp., a drugi to idealista, ktory goraco wierzyl w Boga. Moim zdaniem niektorzy z nas maja Boga zapisanego w genach i nie ma sie po co zastanawiac po co tak jest i co jest potem. Kazdy robi tak jak mu dobrze i przede wszystkim SPOKOJNIE :)
  21. Ja mialem tak z 3 razy w ciagu ostatnich 3 lat... jesli nie uciekam, to caly czas czuje niepokoj... slaby numer :/ Ale to przyjemne uczucie. To fakt
  22. POWIEM TAK: ZAJE***TY SPOSOB!!! ZA 1000000 PKT! :) Emocja agresji naprawde potrafi te dziw*e odciagnac. Jeszcze szmata zobaczy! :)
  23. panno truskawko. nie jestes sama z tymi myslami :) ja tez je mam :) ja robie dwie rzeczy a w zasadzie trzy a nawet cztery: 1/ przyjmuje, ze ktos juz mnie powolal do zycia, wiec tym sie nie przejmuje 2/ przyjmuje, ze ten, kto mnie powolal lub to, co mnie powolalo rowniez sobie zdawalo sprawe z mojej smiertelnosci... wiec tak musi byc i to jest "przemyslane" i zaplanowane 3/ zakladam - mimo wszystko - ze jest cos po "tym" zyciu i staram sie zajac "moja dzialka", czyli tym co dotyczy mnie tu i teraz 4/ jesli to nie pomaga, powtarzam sobie "mam dom w lesie" i wyobrazam dom na polanie pod lasem, by odciagnac glowe od myslenia o przemijalnosci Tez tak mam, ze po co to wszystko, skoro i tak umre. Nie potrafie sie cholera spontanicznie cieszyc, a jak sie ciesze, to od razu wpadam do koszyka z napisem "i tak umrzesz" i wlacza sie myslenie... Bardzo mozliwe jest, ze te mysli powstaja rzeczywiscie jako zaslona dymna dla prawdziwego problemu, tak jak pisze roberto120. Aha - tez mam kryzys w terapii, kompletny spadek samooceny, chyba depresje i mysli, ze przeanalizowalem juz wszystko, nie potrafie tego poskladac i jaki w tym wszystkim cel i gdzie jest to pieprzone swiatelko w tunelu (wierze, ze sie pojawi :) )... Ale... podobno tak ma byc, moze wlasnie tu "w totalnym dole" budujemy nowa jakosc, nowy sens, nowe dlugie szczesliwe zycie z happy endem :) ?
  24. Hej... dzieki za linki :) Mam jeszcze jedno pytanie: Jak sobie radzicie z samotnoscia we wszechswiecie? Jasne - jest nas na tej planecie wiele, w tym wielu nerwicowcow... Ale kazdy jednak ma swoj wlasny, niepowtarzalny swiat. Z mojej perspektywy nie jest to pozytywna sytuacja. Kazdy sam... Da sie nie byc samemu? :) (moze to infantylne... wiem...) [Dodane po edycji:] Z drugiej strony wszyscy mamy tak samo... i jakos dajemy rade. Motto na dzis: "zesraj sie a nie daj sie!". Pozdro.
×