-
Postów
116 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Radison
-
Wiesz, ja też tak nieraz mam, że nie mogę nic zrozumieć. Czasem mi się aż kręci w głowie. Byłem przekonany, że to jakiś problem fizjologiczny, a okazało się, że to nerwy, choć długo mi zajęło przekonanie się do tego. W Twoim przypadku może być podobnie. Spróbuj poczytać w czasie wolnym, bez stresu. I nie to, co musisz na studia, ale coś, co chcesz, bez obowiązku. Może się okazać, że objawy, o których piszesz znikną, czyli to kwestia podejścia. Jeśli nie pomoże, to możesz się udać do lekarza. Pewnie zleci Ci badanie krwi na początek, a potem to nie mam pojęcia. Ale na Twoim miejscu najpierw spróbowałbym wyeliminować taką możliwość, że to z nerwów. Ja byłem naprawdę mocno przekonany, że to coś z moim organizmem, w szczególności mózgiem jest coś nie tak i na szczęście się pomyliłem. U Ciebie też temu stanowi towarzyszą nerwy?
-
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Radison odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
niqqa napisz coś... -
"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!
Radison odpowiedział(a) na magdasz temat w Depresja i CHAD
Ja mam tak samo niqqa. Nie ze wszystkim, ale to co piszesz o studiach odbieram identycznie. Też chciałem już, żeby rok się zaczął i w sumie to cieszę się, że już mam jakoś zaplanowane dni, ale uczucie pustki i bezsensu mimo to nie przechodzi. Ponadto jak wstaję rano, to od razu się boję, że do wieczora nic, ale to nic się nie zmieni. Ani ze mną, ani wokół mnie. Czas sobie upłynie, ja będę starszy o jeden dzień i nic więcej. A często już się nawet tego nie boję, jest mi to wszystko jedno. Też leczę się, ale tylko u psychologa, właściwie to zaczynam. Mam nadzieję, że to coś zmieni. Nie wiem co mogę poradzić. Chyba nic. Piszę po prostu, żebyś wiedziała, że nie jesteś sama. 3m się! ;-) -
Depresja a związki/miłość/rozstanie
Radison odpowiedział(a) na chmurka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Ja zachorowałem w trakcie tracenia nadziei na związek. Ale i inne okoliczności srzyjające depresji były, więc ciężko o jednoznaczną ocenę. -
Depresja a związki/miłość/rozstanie
Radison odpowiedział(a) na chmurka temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Moim zdaniem nie powinieneś się z nią spotykać i zgadzam się też z tym co pisze moczymordka. Wątpię, aby Twoja chęć spotkania się była podyktowana dążeniem do poznania przyczyn depresji. To jakieś nawet na pierwszy rzut oka się wydaje przekombinowane, nie uważasz? Uczucia są zwykle bardziej bezpośrednie, mają mniej skomplikowane podłoże. Albo jest to radość z rozmowy z kimś, albo chęć wykrzyczenia mu czegoś prosto w twarz, albo coś w tym guście. Widzę, że coś Cię ciągnie do tego spotkania, ale bardziej skłaniałbym się do wersji, że tęsknisz. Niekoniecznie za nią nawet, jako osobą z krwi i kości, ale może za jakimś wyobrażeniem, wspomnieniem, niespełnionym oczekiwaniem - nie wiem tego. Tak czy inaczej to ona raczej nie pomoże Ci w leczeniu obecnego stanu. A obwinisz ją o to, że Cię w niego wpędziła (jeśli tak było) i co na tym zyskasz? Ulży Ci to coś? Są dwie możliwości: albo Cię tak potraktuje, że na dobre Ci się odechce rozmów z nią, a w dodatku zmiesza Cię z błotem, albo nie. I wtedy może np. (sam w to nie wierzę) zapytać: "O jejku, nie wiedziałam. Jak Ci mogę pomóc? Czy moge coś dla Ciebie zrobić? Np. w czwartek rano mój chłopak jest w pracy a ja mam wolne, może wtedy chciałbyś jeszcze porozmawiać? Albo może zaprowadzić Cię do psychologa, co?" I jakbyś się wtedy czuł? Chciałbyś takiej pomocy? -
Wasze pytania |depresja|, czyli '' CO ZROBIć?''
Radison odpowiedział(a) na anita27 temat w Depresja i CHAD
Zastanów się, czy Twoje problemy wkominukacji z innymi nie wynikają z poczucia wstydu za swoje zachowanie i samego siebie. Ja tak mam, że wstydzę się patrzeć ludziom w oczy i dlatego czasem nie umiem się z nimi spotykać. Nie to, że nie chcę. Nie potrafię... -
Faunik, co ty do ch*l*ry piszesz?! No jak tak można! Czy to jest jakaś licytacja, albo proces lustracyjny?! Co to znaczy pytanie - pułapka? Ludzie, którzy tutaj piszą źle się czują ze sobą. Są smutni, nic ich nie cieszy. Często żyją tak od wielu miesięcy, albo i lat, a Ty nagle wyskakujesz z taką krytyką od czapy! Jeśli naprawdę chcesz znać odpowiedź na pytanie z tematu, to brzmi ona : TAK. Można. I to jest tragiczna sytuacja, bo przeszkadza tym bardziej w wyjściu z choroby! Ale nikt sobie tego nie zmyśla! Nie mówię tego sam, bo o tym procesie pisze w "Melancholii" Antoni Kępiński. Mówi, że chory przyzwyczaja się do swojego <>. Czuje się w nim bardziej przytulnie niż w otaczającym go świecie rzeczywistym. To też może być jeden z przejawów depresji, bardzo niebezpieczny. A taka już jest ludzka natura - przystosowuje się do warunków. Jeśli przyzwyczai się do depresji, to ostatnią rzeczą, jaką trzeba zrobić jest obwinianie chorego! Trzeba mu pomóc, rozmawiać, pokazać lepsze sposoby na życie, a nie wyzywać go od paranoików! A Ty tutaj lekką ręką wypisujesz jakieś bzdury, wykazując zupełną ignorancję. Nie Ty jeden zresztą, jak widzę. I jeszcze zastawianie pułapek na forumowiczów, a jednocześnie szukanie szczerości... Sam siebie nazwij, dobrze Ci to idzie. Ale takich jednostronnych i agresywnych sądów więcej nie pisz, bo to może krzywdzić wiele osób, szczególnie, że raczej nie wchodzą tutaj silni psychicznie i gotowi do obrony swojego poglądu ludzie sukcesu. Tylko tacy, którym się jednak noga powija (pewnie nawet zbyt często) i których często w świecie zewnętrznym nic już nie pociąga. To dlatego mogą mówić, że "lubią swój smutek". Nie dlatego, że pragną wszystkich oszukać a samemu coś (co?) na tym zyskać. Zresztą proszę, poczytajcie sobie wszystkie Fauniki i 331anie:
-
W tygodniu krótko, często kilka dni z rzędu po 5-6 godz. ale potem cały dzień muszę walczyć ze sobą, szczególnie na wykładach . To szczególnie irytujące, że zwykle zasypiam dopiero po ok. 2 godzinach leżenia w łózku. A w weekendy to śpię z 12 godzin, ale to za dużo. Mnie najlepiej służy tak ok. 8 w tygodniu i 10 w weekend
-
Nietoperz leci sobie gdzieś nad pustym (prawie) polem i podśpiewuje sobie coś cicho pod nosem, czasem lepiej, czasem gorzej, nieraz milknie, potem śpiewa coś innego i nagle: jeb, w jakieś samotne drzewo! - k***a! Kiedyś się zabiję przez tego discmana! Idzie pijak chodnikiem, zataczając się z lekka. Obserwuje go policjant i widzi, że facet czasem wybucha śmiechem, a czasem macha ręką. - Panie, co pan robisz? Z czego się tak śmiejesz? - A, łopowiadam sobie kawały... - A tą ręką co pan machasz? - A, bo niektóre już znam... A poniższa historia jest autentyczna, wydarzyła się na Wydziale Matematyki i Informatyki UW: Jest taki specyficzny profesor na wydziale MIM UW. Prowadził ćwiczenia z jakiegoś trudnego przedmiotu a był przy tym bardzo wymagający. No i zbliża się koniec semestru, więc złożył jakieś sprawozdanie dziekanowi, czyli krótko mówiąc - komu ćwiczenia zalicza a komu nie. Następnego dnia zostaje wezwany. Dziekan: Widzi Pan, Panie Profesorze... Tak patrzę, że oblał pan prawie całą grupę, zaliczył pan ćwiczenia tylko jednemu studentowi... Ja rozumiem wszystko, dziwi mnie tylko, że zaliczył akurat student, który ani razu nie pojawił się na tych zajęciach... Profesor: Panie Dziekanie... Ja tego człowieka nie znam. Niczym mi nie podpadł - czemu mam mu życie utrudniać?
-
Podczas lektury "Melancholii" A. Kępińskiego (gorrrąco polecam ) natknąłem się na taki fragment.
-
Do śliwki_kalifornijskiej: Moim zdaniem powinnaś się trzymać tego stylu życia, bo przynosi Ci satysfakcję i dodaje siły (psychicznej, choć na pewno fizycznej też). Wiem o co Ci chodzi z tą "sztucznością", ale zastanów się jak w ogóle można inaczej? No bo jeżeli to jest sztuczne, to co jest prawdziwe? Ja nie wiem, czy można to znaleźć - czy nie jest tak, że właśnie nasze życie obraca się wokół takich rzeczy przyziemnych i "sztucznych", a nie wokół jakiegoś absolutu, wiedzy tajemnej, "prawdy wyższej", którą można posiąść. Zresztą nawet jeśli, to - sama pewnie dobrze wiesz - łatwiej jej szukać w takiej kondycji umysłowej, jaką się ma po bieganiu niż w takiej, w jakiej się jest po całym dniu nic nie robienia. PS ale jak to biegać w lutym? Basen, to ja rozumiem
-
No i jak tu rozstrzygnąć, w świetle powyższych postów, czy najpierw brak samotności a potem równowaga wewnętrzna czy najpierw równowaga a potem znajomości?
-
Z drugą częścią wypowiedzi zgadzam się w pełni - nie można kochać po kawałku. Ale moja wypowiedź chyba temu nie przeczy? A co do pierwszej - no właśnie. Rzeczywiście, to brzmi bardzo sensownie i przypomniałaś mi, że (o zgrozo!) sam jakoś tak napisałem w tym temacie na 3. stronie! Dziękuję bardzo! Przyznam, że nie wiem co z tym zrobić. W tej formie chyba rzeczywiście te stwierdzenia są sprzeczne . Tyle, że nie wiem, które jest prawdziwe... Ale to fajnie, że jest różnica zdań - pobudza do myślenia. No - ale to, w każdym razie, nie jest proces natychmiastowy, dlatego ja nie wiem jak z tego wybrnąć, póki co przynajmniej.
-
Wiecie, a mnie dręczy coś takiego: Czy w ogóle możliwe jest szczęśliwe życie w samotności? Spójrzmy proszę w taki sposób: "Być może nie jest naturalnym stanem posiadanie zorganizowanego życia zawodowego, własnego światopoglądu, celów, dążeń i znajomych oraz bliskich. Być może stanem naturalnym jest przede wszystkim życie w społeczeństwie i respektowanie reguł tutaj obowiązujących, natomiast wszystkie dążenia zawodowe i ideowe są tylko ubocznym skutkiem takiego życia?" Może się to wydać masło maślane niektórym osobom, szczególnie tym, które problemy psychiczne mają już dawno za sobą i którym życie układa się już "naturalnie", po co więc tak kombinować? Ano po to, żeby wiedzieć, czy przypadkiem nie jest tak, że najbardziej integralną częścią naszego mózgu jest życie w grupie (właśnie, skoro jest to cecha wrodzona, zaprogramowana każdemu homo sapiens, to jest pochodzenia tak naprawdę zwierzęcego, więc raczej - grupa, gromada niż społeczeństwo...) i nic a nic nie obchodzi nasz organizm to, że chcemy (jeśli chcemy, ja np. chciałem) skonstruować jakiś swój system filozoficzny, hierarchię wartości, czy jakkolwiek by tego nie nazwać, gdzie zdejmiemy życie w grupie z pierwszego miejsca! Można mówić: "No dobrze, ale przecież nie twierdzę, że nie jest to ważny dodatek do życia, takie współistnienie z innymi ludźmi, ale przede wszystkim, to ja mam już swoje wytyczone cele, chciałbym poświęcić się nauce, itd. ..." Ale co z tego jeśli taka rozmowa ze sobą, to jak walenie w worek z piaskiem - nic nie ustępuje. Zdaje się, że aż czasem słyszę złośliwe szeptanie: "No i co? Guzik! Nie będzie innych ludzi na pierwszym miejscu, to nie będzie żadnych odpowiednich hormonów w mózgu i nie będzie ani szczęścia ani swobodnego myślenia, ani w ogóle zdoloności do koncentracji!" Takie twierdzenie miałoby swoje mocne (jak dla mnie nawet przerażająco mocne) uzasadnienie - taki model mózgu mógł być , z różnych względów, promowany ewolucyjnie, a teraz dostaliśmy go w spadku i nie da się tego obejść - nie wymienimy sobie na inny. Jaki by tutaj jeszcze dowód? No np. taki : ilu macie znajomych samotnych a ilu takich, którzy założyli rodziny albo założą w przyszłości? Chodzi o to, czy wszyscy tak do tego by dążyli, jeśli nie byłoby to jedno z najbardziej podstawowych (albo właśnie to jedyne, najbardziej podstawowe) pragnienie całego życia? A z kolei, w moim otoczeniu, bardzo wielu ludzi ma pracę, do której mają nastawienie czysto zarobkowe. Nie byłoby np. żadnej głębokiej idei w kierowaniu hurtownią rurek szklanych, albo zarządzaniu przedsiębiorstwem no nie wiem, pośredniczącym przy zakupie mieszkań, gdyby nie przynosiło to wystarczająco dużej kasy, żeby utrzymać rodzinę, itd. - czyli szukać szczęścia i celu na innej zupełnie płaszczyźnie niż zawodowa. I jakoś Ci ludzie nie narzekają Tylko jak to się ma do ludzkiej odrębności (od zwierząt i od siebie samych), prawa do własnego zdania, wolności wyboru? Dla mnie to jest sprzeczne - nie pozostawia wyboru, redukuje człowieka do zwierzęcia. A to okropne, przynajmniej przy pierwszym kontakcie z takim poglądem. Podsumowanie mojej wypowiedzi jest takie, że - być może - ludzie mają genetycznie zapisane, że warunkiem ich szczęścia jest głównie (albo i przede wszystkim) życie z innymi ludźmi - koniec kropka. Nie żadne tam plany zawodowe, ambicje - nie. Wszystko to, gdyby człowieka pozostawić samemu sobie, może nie dać mu życia szczęśliwego.
-
Nie miej bardzo za złe Twojemu przyjacielowi, że tak zareagował, w końcu "krew nie woda". A z tego co piszesz wnioskuję, że chciałby Ci pomóc tylko nie wie jak. Poza tym (myślę, że warto żebym to napisał) nawet gdy już się samemu przeszło przez depresję lub nerwicę, to nie potrafi się już zrozumieć do końca problemów osób, które chorują. Ja np. ciągle popełniam jakieś gafy, czuję bezsilność - w pewnym sensie większą niż gdy sam przez to przechodziłem (i żebym chociaż mógł jednoznacznie powiedzieć, że już mam to za sobą - ale nie!). Też bardzo bym chciał pomóc pewnej osobie, ale na dobrą sprawę - często nie wiem jak... Ani też - czy to co robię nie przynosi nieraz więcej szkody niż pożytku...
-
A ja się zastanawiam: "Czy to już nie jest fanatyzm?". Ale, co tam - niech każdy sam sobie rozstrzyga. W każdym razie widzę to inaczej. Moim zdaniem piekło depresji to nie jest miejsce potępienia z Biblii. To jest tragedia, której pierwszym reżyserem jest sam chory.
-
tak, na pewno
-
Co innego nie mieć znajomych a co innego obrażać tych, których się ma - nie witając się z nimi. Co innego tworzyć grupy znajomych a co innego "prowizoryczne kółka różańcowe". Co innego chcieć izolować się od świata i co innego pisać autobiografię, czy też posty na forum (bo dla kogo?) I wreszcie co innego mieć swój oryginalny światopogląd i co innego szukać jego poparcia u innych ludzi. Nie tędy droga.
-
Nie mogę znaleźć chłopaka/dziewczyny
Radison odpowiedział(a) na peace-b temat w Problemy w związkach i w rodzinie
Nie ma co szukać chłopaka na siłę. Wmawianie sobie, że się koniecznie "jakiegoś" potrzebuje tak naprawdę jest okropne. Co później powiesz tej swojej "drugiej połowie", gdy już będziecie razem? "Żeby mi nie było smutno, to sobie Ciebie znalazłam. Fajny w sumie jesteś... " :-/ Oczywiście, jestem (w tej kwestii akurat "tylko") facetem, ale pewnie jeszcze jakieś dziewczyny odpiszą, to będziesz miała więcej punktów widzenia :-) Mnie np. też brakuje kogoś bliskiego (już nie mówiąc nawet o dziewczynie:-)) ale nie umawiam się z każdą, żeby tylko sprawdzić: "A może ta?" Czekam, dobrze byłoby szukać nowych znajomości, ale na razie to wszystko. I myślę, że to jedyne wyjście. -
Wiesz, głowa do góry. To nie jest tak, że nic nie zostało, że wszystko jest złe. To, co czujesz to jest obrzydliwa pajęcza nić, krępująca Ciebie. Dlatego zawsze trzeba dostrzegać pociechę płynącą z tego, że nic nie umarło. Jest tylko chwilowo nieosiągalne. Trzymaj się
-
Wiecie, nie ma co tak się szarpać ze sobą. Te nieporozumienia to w dużej mierze są spowodowane komunikacją przez internet. Chyba nietrudno w to uwierzyć, dlatego nie będę jakoś specjalnie tego dowodził, choć może i mógłbym... Tak naprawdę no to trzeba by sformalizować swój system wartości, żeby móc jakoś naprawdę o nim dyskutować. A tak: jest jak jest, nie wszystko da się zrozumieć z paru linijek wyświetlanych na ekraniku. Więc apeluję, żeby nie używać jakiś obraźliwych epitetów i wziąć pod uwagę, że odbiór tego, co się pisze jest mocno niepewny, dlatego raczej jasno się wyrażać i nie brać wszystkiego do siebie. A tak w ogóle, to zwróćcie uwagę, Ci którzy nie widzieli, na pierwszy post w tym temacie i zobaczcie, jak dynamicznie się wątek rozwija, mimo, że sama autorka w to nie wierzyła prawda, że nieźle? Ma jeden temat statystycznie przypada mniej niż 12 postów, a tutaj jest ich ponad 100. Tylko "skala depresji Becka" jest lepsza
-
Tak pudzian90, nie mamy o czym gadać.
-
Wiecie, wasze wywody wcale nie zawierają błędów (Panie Tadeuszu), po prostu wychodzą z innych założeń. A umówmy się: to czy Bóg działa, czy jest osobą itd. to nie jest żaden aksjomat ani twierdzenie. To jest właśnie kwestia wiary. Dlatego najwyżej można mówić: wierzę, że (...) albo nie wierzę. Do autora tematu: ja nie modliłem się podczas walki z depresją a udało mi się z niej wyjść, stąd wniosek, że przynajmniej czasami się da.
-
No da się, pewnie że tak. Całe to forum walczy z depresją albo nerwicą
-
Tak, myśli są normalne, ale zrozum, że nie w tym problem. Chyba bardziej Cię one przerażają niż skłaniają do refleksji i to właśnie jest niedobre