-
Postów
43 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez Shade
-
cicho, głucho tu ... ehh ... a ja coś zasnać nie mogę
-
ja również jestem za pozdrawiam!!
-
nie wczytywalam się za bardzo w temat, ale wydawalo mi się ze takie spotkania już się odbyły. choc wiem ze na pewno jest to dość cieżkie przedsięwzięcie .... ja nie mam problemów z wychodzeniem z domu i spotykaniem się z ludźmi, tylko że ja się ze swoimi problemami raczej nigdy nie ujawniałam przed ludźmi i z tego powodu troche dziwnie byloby mi się pewnie spotkać na żywo.... choć zaczynam myśleć na grupą wsparcia/terapeutyczną - stad też moje zainteresowanie spotkaniem - zawsze to pierwszy krok ;-) pozdrawiam
-
ja się na szczęście czuje dobrze;-) choć też mialam zjazd, ale wspomoglam sie zotralem i juz jest ok;-)) a wszystko to przez nową życiową sytucję ... wtedy najczęściej wracają objawy. a ze jesien jest - to mi osobiscie nie przeszkadza, lubie tą pore roku. fakt ze jest ciemno i zimno, ale juz niedługo święta, śnieg ;-) będzie dobrze, głowa do góry kochani!! Pozdrawiam!
-
Szkoda;-( chciałabym się na takie spotkanie wybrać (choć nie jestem jeszcze pewna czy bym się odważyła ...) czy może ktoś coś napisać o jakiś grupach wsparcia we Wrocłaiwiu?
-
coś tu jakoś cicho .... jestem tu nowa również z Wrocławia ;-) nie organizujecie jakiś nowych spotkań w naszym pięknym mieście?? pozdrawiam
-
ja też tylko szpilki ;-) a dzień byl dziś piękny ;-) trzeba się chyba czasem troche podołować, wypłakać - żeby cale napięcie zeszło... no i rano wstać z nowym nastawieniem. pozdrawiam Was mam nadzieje ze uda mi się jakoś wkręcić do rozmowy
-
dla mnie szkola byla zawsze największym problemem - nie umialam sie nigdy odnalezc w grupie rówiesników(choc zawsze stwarzalam pozory najbardziej przebojowej osoby w klasie, ale to juz inna historia;-). na studiach oczywiście bylo tak samo i szczerze - nie wiem jakim cudem udalo mi sie skonczyc dwa kierunki ;-) przez pierwsze lata studiowania nie bylo zbyt dobrze, ledwo na zajeciach usiedziec moglam. potem bylo juz lepiej (kwestia przyzwyczajenia do ludzi i miejsc no i rozpoczęcia leczenia). podczas zajęc - zawsze kiedy czulam ze zbliza sie atak poprostu "zagryzalam zęby" i skupialam sie na tym zeby przeszedl - co bylo strasznie uciazliwe, ale jakos zawsze udawalo mi sie przetrzymac do konca bez wychodzenia z sali..dobrym sposobem jest tez juz wspomniane skrzętne notownie. mi pomagalo tez skupienie sie na rysowaniu jakis wzorkow lub tego typu rzeczy w zeszycie. pozdrawiam;-)
-
a ja dziś tracę nadzieje ....
-
ja również uwielbiam jesień ;-)) i to wlaśnię tą zimną, ciemną i deszczową, a nie sloneczną i malowniczą. nie wiem dlaczego, ale czuje się wtedy bezpieczniej, jak wyjdę na ulicę czy pojadę na uczelnię. praktycznie zero ataków! to jest strasznie dziwne, ale moja nerwica ma różne nasilenie majace związek z pogodą. najgorzej jest latem, jest jasno i wszędzie mnóstwo ludzi.. czuje się wtedy taka "na wierzchu". w kolo tloczno i wszyscy tacy szczęśliwi..oczywiście ta "zdrowa" częśc mnie kocha lato i slońce ;-)) pozdrawiam Wszystkich! a dzisiaj samopoczucie jakies marne, juz tak od tygodnia spada - chyba mam depresje dwubiegunową...wcześniej prawie rok bez większych zalamań wytrzymalam, a teraz czuje jakby cos we mnie pękalo. mam nadzieje ze ten stan sie szybko zmieni, bo ja tak tego nie lubie!! tych dolujacych myśli i obezwladniajacego poczucia braku sensu.
-
Jacy byliśmy przed... jak zmienilo sie Nasze zycie
Shade odpowiedział(a) na Mafju88 temat w Nerwica lękowa
wiecie co tak naprawdę to chyba nie było niczego "przed". ja zawsze tak myślalam, ze bylam kiedys taka fajna i szczęsliwa, a potem przyszla nerwica i w tym momencie wszystko sie skonczylo. mialam gotową odpowiedz na pytanie jaka bylam "przed": otwarta, pewna siebie, towarzyska, odważna , ambitna, itp. itd. i przez pierwsze dwa lata terapii za cel postawilam sobie to, by być tą osobą, która bylam zanim zaczela się moja przygoda z nerwicą. lecz w końcu nadeszlo olsnienie: nerwica zaczela się wlaśnie dlatego, iż bylam tą pewną siebie i zgubnie szczęśliwą osobą. Okazalo się że to byla jedynie przykrywka, rodzaj alter ego, ze staralam sie tak bardzo być taką lubianą, odważną i towarzyską osobą. Bo tacy ludzie są akceptowani i szanowani, a jako male dziecko mialam z tym problem, więc jako nastolatka próbowalam to nadrobić(na nerwice zachorowalam mając 17 lat - teraz mam 25 - przyp.). , tworząc siebie od nowa i ta rozbieżność między tym kim bylam (i czego nie akceptowalam), a tym kim chcialam być - stalam się przyczyną nerwicy. najtrudniejsze jest dla mnie teraz odnalezienie odpowiedzi na pytanie: kim więc tak naprawdę jestem? i na razie tak sobie dryfuje - zawieszona gdzieś pomiędzy pewną siebie, odważną nastolatką; zagubioną, smutną i znerwicowaną mlodą kobietą, a malym, zalęknionym i nieakceptowanym dzieckiem. -
z tego co wiem z forum i co zauważylam u siebie, my -nerwicocy mam dość specyficzne podejście do leków - albo się ich panicznie boimy (bo możemy czuć się gorzej, przecież te leki ingerują w nasz umysl, itp.), z drugiej strony, jak już je bierzemy i czujemy się ok - to boimi się je odstawic, żeby nie poczuć się gorzej...a prawda jest taka że to co sobie "wkręcimy" zaraz się sprawdza. ja czesto po zazyciu leków przeciwlękowych mialam lęki jeszcze większe niż przedtem...ale wracając do tego co piszesz, ja też kiedyś bralam afoban, ale jedynie doraźnie..nie wiem czy ta choroba moze przejsc w jeden dzień, mi się to nie przytrafilo (zawsze wracala..;-()). moje zdanie jest takie - nawet jeżeli się dobrze czujesz, leki odstawiaj stopniowo - nie ma nic gorszego niż nagle odstawienie leku, bierz np. pól dawki, lub jedną dawkę co dwa dni(i tak przez jakiś czas). mysle, ze nastawienie bardziej pomaga niż leki, tj. uważam, ze same leki bez odpowiedniego nastawienia (i zrozumienia choroby - mechanizmów którą niż rządzą) na dużo się nie zdadzą. choroby związane z emocjami (jak wlaśnie nerwica) są tak niesamowicie skomplikowane i zależne od danej osoby, że trudno komuś, kto nawet to samo przeszedl, w tej kwestii wyrokować. Leki - ok, ale zrozumienie siebie i swoich uczuć (najlepiej w drodze psychoterapii) - niezastąpione, ponieważ jedynie to pozwala trwale zwalczyc to świństwo !!
-
ja również będac nastolatką miałam mnóstwo marzeń i planów. myślałam że cały swiat jest u moich stóp i że wszystko jest możliwe, wystarczy przecież tylko chcieć;-)jak sie domyslaćie nerwica mnie z tych myśli dokumentnie wyleczyła...bo jak podbijać świat, kiedy nie można wsiąść nawet do autobusu??jak odnieść sukces, zrobić karierę, jak wysiedzenie na wykładzie urasta do rangi rzeczy niemożliwej?a jeżeli do tego ma się warunki, jest się osobą odwżną, pracowitą, inteligentną...ograniczenia jakie stwarza nerwica bolą tym bardziej. moją największą tragedią jak chorowałam była właśnie niemożność spełniania marzeń, żyłam ''po najmniejszej linii oporu '', jak ja to nazywam. przezywałam swoje minimum, tj. studia, chłopak, czasami jakaś impreza. wszystko to oczywiscie okupione codzienną walką z autobusami, sklepami, salami wykładowymi, znajomymi, itp.,itd. stalą niepewnością czy przeżyje ten dzień, czy nie zwariuję, czy komuś czegoś nie zrobię. a marzenia, nadzieja, plany na przyszlość? tego nie bylo - to bylo moje największe cierpienie!!ale się nie poddałam, krok po kroku zaczełam te marzenia spełniać.teraz jestem praktycznie zdrowa, ale świadomość straconych lat troche mnie dobija (choć z tym tez sobię już radzę, zaczynam po prostu wszystko od nowa, raz jeszcze.w sumie to już ostatni moment bo latka lecą;-)) ale wiecie co?wszystko jest jednak możliwe!naprawdę;-)w najgorszym stadium nerwicy nie byłam w stanie wyjść z domu, nie mówiąc już o jeździe jakimkolwiek środkiem komunikacji miejskiej, po paru latach (no niestety troche musialo to potrwac) zwiedzilam niezły kawał świata - latając chyba ze trzydziesci razy samolotami - bez najmniejszych nawet śladów leków, fobii czy paniki!!spelnilam swoje największe marzenie;-)od każdego dna można się odbić, w naszym życiu wszytsko może się odmienic, nie jestesmy na nic skazani i nic nie trwa wiecznie;-) natomiast co do problemów, to w moim przypadku problemy paradoksalnie mnie "uszczęśliwiają", tj. ja sobie bardzo często wymyślam problemy i dzięki psychoterapii doszałam do tego dlaczego tak robię, bowiem problemy pozwalają mi "coś" czuć, tak w ogóle. wtedy się złoszczę, dołuję, i tak jest dobrze bo mam czym zająć mój umysł, bo jak problemów nie ma - to pojawia się pustka. ja niestety nie jestem przyzwyczajona do stanu spokoju, szczęścia czy radości (depresja towarzyszy mi od kiedy pamiętam) - więc żeby w ogóle coś czuć wymyślam coraz to nowe problemy. które skądinąd są moim natręctwem...ale to już inna historia;-)
-
myśli w rodzaju"czegoś jest za dużo,coś jest za ogromne
Shade odpowiedział(a) na mmicc temat w Nerwica natręctw
szczerze powiedziawszy jak zobaczyłam ten temat to mnie zatkało... ja w dziecinstwie miałam takie sny, że jestem zamknięta w pokoju i że w kolo jest wiele zabawek no i, że one są "za duze"i cały czas się powiększają - masakra, ja nawet sama nie byłam do tej pory w stanie nazwać tego uczucia, ale faktycznie ich było po prostu "za dużo," przygniatały mnie, snom towarzyszyło zawsze silne uczucie klaustrofobiczne ;-// to było pierwsze uczucie lęku w moim życiu, jak widać zwiastowało nerwicę;-)na jawie nie mialam nigdy żadnych fobii, tylko tą w "tym" śnie. -
Wyleczenie z nerwicy jest możliwe, lecz jest to proces ciężki i długotrwały, wymaga niesamowitej pracy nad sobą i swoimi emocjami. w tej walce dowódcą jest psycholog, a orężem - leki. nie ma niestety jednego, dobrego dla wszystkich sposobu leczenia. jest to uwarunkowane wieloma aspektami, głównie przebiegiem i czasem trwania choroby. moja "przygoda" z nerwicą trwa już dosyć długo, i już nie raz wydawało mi się że z niej wyszłam. a próbowałam wszystkiego: psychoterapii, hipnozy, różnych leków, medytacji, modlitwy, itp., itd. ale tak naprawdę nie byłam wtedy na to gotowa(dojrzała?), lub może po prostu nie chciałam?w końcu nerwica to wspaniała wymówka i powód naszych niepowodzeń. co mi perfekcjnistce w każdym calu dawało szansę wytchnienia...2 lata temu w końcu zroumialam, ze musze coś z "tym" zrobić, nie wiem co sprawilo ze po raz kolejny znalazlam się w gabinecie psychiatry,przepisal leki (zotral) i psychoterapię. Leki bralam moze z pół roku, miały one na celu glównie zachęcić mnie do psychoterapii i ogólnie poprawić mi nastrój [przyznam szczerze, że zotral okazał się świetnym lekiem i potem czasami do niego wracalam, zeby poprawic sobie samopoczucie;-)]na terapię poszlam z mnóstwem wątpliwości (jak "gadanie" może pomóc???). a teraz po 2 latach ciężkiej pracy jestem już na końcu tej drogi...terapia pozwoliła mi zajrzeć w głąb siebie i odnależć tą osobę którą byłam przed chorobą, poznać ja, jej emocje, oswoić lęki, przez to zrozumieć kim jestem teraz i co warunkuje moje myśli, zachowania. w końcu po raz pierwszy od 8 lat zobaczyłam światełko,bo wcześniej widziałam tylko mrok.uswiadomiałam sobie to, ze czeka mnie przyszłość, zaczęłam znów marzyć!! jak pięknie jest marzyć i mieć nadzieję!! wiem, że osiągnęlam już dużo, lecz ostatnim etapem wychodzenia z nerwicy jest odnalezienie się w świecie bez nerwicy, co jest równie trudne,bo przecież "ona" nas przed czymś chroni (-ła), bez niej jesteśmy nadzy i wystawieni na różnorakie ciosy. i uwierzcie mi, że ten etap jest również ciężki i zdarza mi się tracić nadzieje i wciąż mam doły..ale mam tez marzenia ...;-) jeżeli zboczyłam z tematu - przepraszam, pierwszy raz piszę w ogóle coś na forum;-) pozdrawiam cieplutko!!
-
8 lat nerwicy 2 lata terapii 1 krok do przodu 2 kroki do tyłu Witam wszystkich! Liczę na wsparcie, ale służę tez radą. moja historia jest podobna do setek innych tu opisanych, więc nie będę jej powtarzać podglądam to forum już kilka lat, lecz dopiero teraz odważyłam się napisać ...