
lekopawel
Użytkownik-
Postów
56 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez lekopawel
-
Ja powiedziałem o swoich problemach i rozmawiam o nich otwarcie zarówno z rodziną, jak również z częścią znajomych. Gdyby to było leczące już dawno byłbym zdrowy. Niestety lepiej nie jest - wręcz przeciwnie (niestety też nie mam pojęcia skąd to pogorszenie). Wydaje mi się, że z czasem jest coraz gorzej i coraz dziwniej (w znaczeniu mniej normalnie).
-
Lena88, dlaczego się przeprowadzasz? Czy powodem jest obiekt Twojej obsesji? Jak długo chodziłaś na terapię?
-
Przecież podobno podczas przeżywania zakochania poziom serotoniny się zmniejsza. Nie wiem - może to chodzi o poziom serotoniny we krwi.
-
Czy w Warszawie lub okolicach też można znaleźć terapię indywidualną fundowaną z naszych podatków?
-
Sertralina (jak wszystkie SSRI) nie uzależniają! To bardzo bezpieczne leki i nie masz się co obawiać odstawianiem. Teraz masz czas na pracę na psychoterapii i nie przejmuj się na razie odstawianiem leków.
-
Według mojej najlepszej wiedzy Lorafen (lorazepam) to jeden z najsilniej uzależniających benzodiazepin. Nie powinno się go przyjmować dłużej niż przez kilka tygodni, a najlepiej nie zażywać wogóle regularnie, tylko doraźnie. Myślę, że po dwóch miesiącach regularnego przyjmowania Lorafenu możesz mieć niemiłe objawy odstawienne. Życzę powodzenia!
-
Cześć, bez recepty nie dostaniesz leku, który jej naprawdę pomoże. Polecam wizytę u internisty. Powinien coś dobrać.
-
Zmieniłem swoje leki. Poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu. Powiedziałem co mi jest i jak długo się leczę. Powiedział, że zmiana Paroksetyny na Sertralinę nie ma większego sensu, bo Sertralina ma bardzo podobne działanie do Paroksetyny tylko jeszcze bardziej wybiórcze. Przepisał mi Wenflaksynę, która oprócz działania na serotoninę, działa też na noradrenalinę. Poza tym zmieniam psychiatrę, zapisałem się na 16go lipca do nowego lekarza. Może coś się wreszcie zacznie zmieniać. Co do Setaloftu to brałem go trzy dni, więc nie czułem nic. Do Wenflaksyny dostałem Spamilan (właściwie na własną prośbę). Mam nadzieję, że ta mieszanka na mnie zadziała.
-
Czy ktoś z Was brał Buspiron na zaburzenia lękowe uogólnione? Ja leczę się od kilku lat SSRI (właśnie jestem w trakcie zmiany z Paroksetyny na Sertralinę). Lekarz przepisał mi Afobam, żebym brał doraźnie w przypadku silnych działań ubocznych (przy odstawianiu jednego i rozpoczynaniu drugiego leku). Zauważyłem, że już 0,5mg działa na mnie zbawiennie likwidując nie tylko silne lęki, które pojawiły się właśnie dzisiaj (nie wiem czy dlatego, że zacząłem Setaloft, czy to jeszcze efekt odstawienia Seroxatu), ale również ten paraliżujący lęk uogólniony, który zatruwa całe moje życie. W związku z tym wnioskuję, że moje problemy z zerową motywacją, ciągłym przemęczeniem i obniżonym nastrojem wynikają nie z depresji afektywnej tylko z lęku uogólnionego, który trapi mnie 24h. Wiem, że SSRI pomagają również przy lęku uogólnionym (Seroxat kiedyś na mnie działał), ale może warto by też spróbować czegoś bardziej skierowanego na usuwanie samego lęku? Oczywiście benzodiazepiny silnie uzależniają przy długotrwałym stosowaniu więc się na to nie odważę, ale podobno Buspiron działa przeciwlękowo, a nie uzależnia. Czy ktoś z Was stosował może Buspiron razem z SSRI?
-
Ja w pełni popieram działania miko84. Ja też chciałbym odnaleźć dla siebie ten cudowny lek, który (po pierwsze) zacznie działać tak, że będę mógł normalnie żyć (mieć chęć do życia, umiejętność przeżywania emocji, brak ciągłego zmęczenia itd) oraz (po drugie) nie przestanie działać! Moje doświadczenie z Seroxatem pokazuje, że na początku (kilka pierwszych tygodni) jest kiepsko, później pełne działanie leku okazuje się zbawienne dla duszy i nerwów, a remisja utrzymuje się przez kilka kolejnych miesięcy. Po tym czasie następują kolejne lepsze i gorsze okresy, aż lek całkowicie przestaje działać... i poszukiwania trzeba zacząć od początku. Życzę Ci miko84, żebyś przez całe życie odczuwał zbawienne działanie swojej własnej mieszanki. Gdyby jednak (odpukać!) twoje obecne samopoczucie, mimo stosowanej kuracji, zostało w jakikolwiek sposób zachwiane poinformuj nas proszę o tym.
-
A nerwica/depresja endogenna? Czy jej też nie da się obiektywnie stwierdzić?
-
A nerwica/depresja endogenna? Czy jej też nie da się obiektywnie stwierdzić?
-
A jakieś badania aktywności poszczególnych obszarów mózgu? EEG, MRI, PET? Czy one nie dają żadnych podpowiedzi skąd biorą się zaburzenia i czym je leczyć?
-
Czyli leki zawsze dobiera się na chybił-trafił podpierając się jakimiś-tam statystykami? Z tego wynika, że wszystkie wywody dotyczące serotoniny, dopaminy, noradrenaliny itd. są jedynie domysłami i przypuszczeniami, bo i tak nie da się tego w żaden sposób zmierzyć?
-
Czy istnieją jakiekolwiek badania (np. krwi), które mogą pomóc w doborze odpowiednich leków lub chociaż grupy leków, które powinno się zacząć stosować przy nerwicy/depresji? Czy psychiatrzy zawsze strzelają w ciemno (mimo wywiadu, który często nawet po wielu wizytach nie daje jednoznacznej diagnozy), a pacjenci nieraz męczą się aż po wielu miesiącach "trafią" w końcu na lek, który na nich zadziała?
-
Gratuluję skutecznego poszukiwania i znalezienia dla siebie cudownego leku. Szczerze zazdroszczę. Moje doświadczenie z lekami jest niewielkie (dzisiaj zacząłem brać Sertralinę - drugi po Paroksetynie, którą brałem przez 4 lata, lek przeciwdepresyjny), ale czytając Twojego posta nabrałem ochoty na bardziej agresywne poszukiwania i nie zadowalanie się tym, że jest "trochę lepiej". Mam tylko do Ciebie jedno zasadnicze pytanie: Czy te odczucia, o których piszesz w pierwszym poście (czerpanie radości z muzyki, filmów, odczuwanie dotyku, smaku, węchu, możliwość przeżywania śmiechu, tańca itp) to są takie, że nigdy wcześniej tego nie czułeś, czy odzyskałeś coś, co kiedyś utraciłeś? Pytam, bo mam bardzo podobne odczucia do Twoich - jestem kukłą, która nie potrafi okazywać, wyrażać, a co najgorsze - przeżywać uczuć. Z tym, że u mnie to jest tak, że mam to od zawsze (przynajmniej od bardzo wczesnego dzieciństwa) i dopiero cztery lata temu zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że to nie jest normalne i zacząłem przygodę z lekami i psychoterapią. Niestety w dłuższym okresie (zarówno leki jak i psychoterapia) nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Czy leki, o których piszesz można przyjmować równolegle z SSRI? Szczerze mam ochotę spróbować. Po ilu dniach odczułeś zmianę?
-
Jak można wyeliminować te objawy? W szczególności jak wyeliminować brak orgazmu?
-
U mnie 4 lata temu, gdy zaczynałem brać seroxat zaczął działać po około miesiącu. Wcześniej nie wiem, czy coś działało, bo i tak czułem się strasznie źle, więc nie myślałem o tym, czy to od leków, czy nie.
-
Ja leczę się od czterech lat (chociaż początki moich problemów sięgają wczesnego dzieciństwa). Przez te cztery lata byłem na Seroxacie. Kilka razy próbowałem odstawić, ale nie wychodziło. Teraz, gdy już przestał na mnie działać, po konsultacji z lekarzem, odstawiam w trybie szybkim i zmieniam na Setaloft. Mam nadzieję, że będę go dobrze tolerował i pomoże mi stanąć na nogi.
-
MOKLOBEMID (Aurorix,Mobemid,Moklar)
lekopawel odpowiedział(a) na mała_ja temat w Leki przeciwdepresyjne
Ja chodzę do psychiatry do Centrum Psychoterapii na Dolną 42. Jeśli trzeba to lekarz poświęca jednemu pacjentowi nawet godzinę. Oczywiście lekarz przepisuje tylko leki i jak wiadomo trzeba później samemu zmagać się z ich działaniem (niedziałaniem), działaniami niepożądanymi oraz objawami odstawiennymi, ale to wszystko na NFZ. Poza tym są tam też prowadzone terapie krótkoterminowe. Ja byłej już na dwóch cztery lata temu. Teraz chciałbym pójść na kolejną, ale nie wiem, czy się zakwalifikuję, bo podejrzewają u mnie zaburzenia afektywne dwubiegunowe, a tego nie wyleczy się terapią. Wogóle tego się nie da wyleczyć. Niestety na terapię grupową kwalifikują się tam tylko osoby, które dają rokowania do poprawy stanu zdrowia. -
Ja od miesiąca próbowałem zwalczyć doła Seroxatem. Wcześniej brałem pół tabletki i było OK, potem nastąpiło znaczne pogorszenie samopoczucia i przez ostatni miesiąc brałem półtorej tabletki Seroxatu. Niestety nie zauważyłem poprawy. Wciąż nic mi się nie chce, leżałbym tylko w łóżku. Wisi mi praca inżynierska, której nie piszę, bo nie potrafię się skupić. W końcu lekarz zalecił mi zmianę leku na Setaloft. Miałem odstawiać Seroxat powoli tak, żeby w ciągu kilkunastu dni odstawić całkowicie, ale ja się spieszę i zrobię to w 5 dni. Wczoraj i dzisiaj wziąłem całą tabletkę, a jutro i pojutrze wezmę po pół. Potem 2-3 dni przerwy i zacznę brać Setaloft. Seroxatem leczyłem się przez ostatnie cztery lata w dawkach od pół tabletki do półtorej (10mg do 30mg). Bywało lepiej i gorzej. Najlepsze były początki (okres od 2 do 6 miesięcy od rozpoczęcia kuracji), później już bywało różnie, ale nie było bardzo źle. Oprócz leków chodziłem też na terapie (dwie trzymiesięczne codziennie oprócz weekendów i jedną ponad roczną raz w tygodniu), które jakoś-tam pomagały mi się wziąć w garść. Przeczytałem cały wątek i ulotkę od leku. Jestem jednak pełen nadziei, że skutki uboczne po Setalofcie nie będą bardzo silne. Po Seroxacie miałem głównie senność i zdecydowane zmniejszenie libido. Mam nadzieję, że Setaloft będę tolerował lepiej. Czy ktoś z Was zmieniał Seroxat na Setaloft? Moim problemem teraz jest głównie znaczne obniżenie nastroju, lęk uogólniony i trochę natręctw (m.in. natrętne myśli). Mam nadzieję, że Setaloft mi pomoże. Napiszę jak zacznę go już brać, czyli w przyszłym tygodniu i opowiem co się dzieje.
-
Ja od kilku miesięcy skutecznie odkładam pisanie pracy inżynierskiej. Wcześniej miałem wymówkę, pracowałem. Od piątku już nie pracuję, ale dalej nie potrafię się zebrać, żeby cokolwiek napisać. Wszystko jest mi obojętne. Nie mam dużych lęków. Normalnie mogę wyjść do sklepu i pojechać na konsultację do psychoterapeuty. Głównym moim problemem jest teraz to, że czuję się jak robot, który nie ma uczuć. Na ostatniej wizycie dowiedziałem się, że nie mam kontaktu z niektórymi swoimi emocjami, m.in. ze złością. Poświęcam mnóstwo energii na tłumienie tego wszystkiego w sobie i już nic więcej nie czuję. Nie chcę tego, chciałbym to wszystko puścić, ale nie potrafię. Mam tylko nadzieję, że leki niedługo zaczną działać. Wierzę też w działanie kolejnej psychoterapii, którą sobie szykuję. Niestety będzie bardzo droga. Na szczęście odłożyłem trochę pieniędzy, gdy pracowałem. Jak leki zaczną działać, zacznę szukać nowej pracy. Też nie potrafię utrzymać się w jednej pracy dłużej niż kilka miesięcy i zdaję sobie z tego sprawę, ale może najbliższa psychoterapia to zmieni. Szkoda tylko, że psuję sobie cały dorobek dotychczas wypracowany na studiach. Niby mogę jeszcze przedłużyć studia i przesunąć tym termin pisania pracy, ale już to raz zrobiłem i nie chcę przeciągać, żeby wogóle kiedykolwiek tą pracę napisać. Jutro znowu spróbuję usiąść do pisania. Czasami chciałbym, żeby moje życie przeżył za mnie ktoś inny. Chciałbym przestać się już z nim (ze swoim życiem) męczyć. Czy macie też takie myśli?
-
Chodzi o to, że żadna praca mnie nie satysfakcjonuje, bo życie dla mnie nie ma sensu, więc praca też. Szefowi powiedziałem przez telefon, że ta praca jest dla mnie zbyt wymagająca psychicznie i nie daję rady. Był miły i wyrozumiały. Zadzwoni do mnie, żebym oddał rzeczy. Czuję się troszkę lżej, że nie mam już tego obowiązku. Jak leki zaczną działać będę szukał nowej pracy, tym razem mniej odpowiedzialnej, żeby znowu nie wpaść w taki stan.
-
Problem w tym, że ja nie potrafię wypełniać obowiązków w pracy. Nic nie idzie mi jak kiedyś (kiedyś szło lepiej, ale nigdy nie byłem ze swojej pracy zadowolony tak naprawdę). Po prostu nie robię tego, co powinienem, bo nie potrafię się na tym skupić. Nie widzę rozwiązania, nie wiem jak to robić. A przy tym boję się kogokolwiek o cokolwiek spytać. I nawet, gdy już to zrobię to spotykam się z niezrozumieniem, bo przecież "to proste". Czuję się jak niepotrzebny kawał mięsa w pracy, który zabiera powietrze (choć najczęściej w pracy jestem sam, a kontaktuję się z innymi telefonicznie). Dzisiaj podjąłem już decyzję, że powiem szefowi, że sobie nie radzę, że ta praca mnie przerasta. Zacząłem ją na początku roku, zaraz po zakończeniu terapii i od początku była trudna. Myślałem jednak, że sobie poradzę. Niestety - nie poradzę sobie. Za mało jeszcze umiem. Za bardzo mnie ona obciąża psychicznie. To nie jest tak, że praca jest dla mnie lecząca. Praca jest dla mnie męką, z którą początkowo potrafiłem się zmierzyć. Teraz jednak mnie ona przerosła i chcę o tym powiedzieć, zanim będzie za późno... [Dodane po edycji:] Nie poszedłem do pracy. Siedzę w domu i czytam to forum. Próbowałem zadzwonić do szefa, ale miał wyłączony telefon. Teraz boję się zadzwonić jeszcze raz. Boję się, że on zadzwoni. Nie wiem, co mam robić. Tak bardzo chcę uciec od tej odpowiedzialności.
-
Cześć. Jestem w podobnej sytuacji. Nie wiem, co mam napisać. Mam taką nerwicę, że mam mętlik w głowie i nie potrafię się na niczym skupić. Od kilku tygodni przeżywam kolejny kryzys (było już ich kilka). Zacząłem terapię lekami (seroxat) oraz psychoterapię w połowie 2005 roku. Od tamtego czasu wiele się w moim życiu zmieniło. Terapia (dwie trzymiesięczne grupowe i jedna prawie półtoraroczna też grupowa) i leki pozwoliły mi zmienić swoje życie, ale teraz kilka miesięcy po zakończonej terapii i dwa miesiące po zmniejszeniu dawki leków znów przeżywam kryzys. Nic mi się nie chce. Poranki są najgorsze - nie potrafię wstać z łóżka. To cud, że jeszcze nie wyrzucili mnie z pracy - moja praca nie daje żadnych efektów. Nie potrafię się na niczym skupić. W konsekwencji w rzeczywistości nic nie robię. Czuję, że coś się zmieniło, że terapia pomaga zrozumieć i wyjść z impasu, ale teraz gdy w życiu nastąpiło wiele istotnych zmian, nie potrafię sobie z nimi poradzić. Czuję się wyrzucony na głęboką wodę życia, a jeszcze nie potrafię pływać. Duszę się i męczę każdego dnia. Kilka dni temu byłem u swojego psychiatry. Biorę znów normalną dawkę leku. Niestety efekty jego działania będą po miesiącu lub dwóch. Do tego poszedłem na konsultacje do psychoterapeutki, która prowadziła jedną z krótkoterminowych grup, w których uczestniczyłem na przełomie 2005/2006 roku. Powiedziała mi, że jestem zdrowy. A ja nie potrafię rano wstać z łóżka. Do wszystkiego się zmuszam. Nie widzę sensu życia. Ledwo daję radę robić dobrą minę w pracy, ale już chyba niedługo wytrzymam i powiem, że mam nerwicę i nie daję rady przychodzić do pracy ani robić w niej czegokolwiek. Na szczęście to praca na czas określony i może wytrwam do końca czerwca, a później zwyczajnie nie podpiszą ze mną dalszej umowy. Czuję, że cofam się w rozwoju. Zrobiłem dwa duże kroki do przodu podczas ostatniej długoterminowej terapii, a teraz czuję, że robię krok w tył. Dzięki terapii właśnie udało mi się znaleźć pracę i stanąłem na nogi. Dzięki terapii też wyprowadziłem się od rodziców. Niestety teraz niszczę wszystko, co udało mi się osiągnąć. To jest silniejsze ode mnie. Moje lęki przed życiem są tak silne, że powoli cofam się do punktu wyjścia. Nie potrafię poradzić sobie z pozytywnymi zmianami, które zaszły w moim życiu. Na dodatek psychoterapeutka mówi, że jestem zdrowy. Działam autodestrukcyjnie, nie potrafię poradzić sobie ze zmianami w swoim życiu. Nie potrafię rano wstać z łóżka. Mam pustkę w głowie. Jestem zdrowy? Moje problemy nie zaczęły się w 2005 roku. Od dziecka borykałem się z nerwicą, tylko nie potrafiłem tego nazwać, a nikt nie był w stanie nazwać tego za mnie i pójść ze mną do lekarza. W okresie wczesnoszkolnym miałem kilka ataków padaczkowych, po których leczono mnie lekami przeciwdrgawkowymi. Myślę, że one w dużym stopniu tłumiły objawy nerwicy. Po wielu latach, po skrajnym załamaniu nerwowym trafiłem wreszcie do psychiatry, a od niego na grupę terapeutyczną. Jedną, później drugą. Potem był rok przerwy i trzecia - tym razem długoterminowa grupa psychoanalityczna. Teraz po tych kilku latach zmagań przy jednoczesnym zażywaniu leków oraz kilku próbach odstawienia, znów czuję się jak na starcie. Tak, jakby wysiłek włożony w terapię nie przyniósł żadnych efektów. Mój lekarz tylko przepisuje mi leki i czeka, a ja cierpię w samotności. Psychoterapeutka mówi mi, że jestem zdrowy, a ja cierpię i nie potrafię tego dobrze wypowiedzieć. Czuję się lekceważony. Nie wiem, gdzie mam szukać pomocy. Wierzę już tylko w leki, które ponownie zaczną działać. Może wtedy nabiorę sił, żeby szukać pomocy na kolejnej psychoterapii. Czy to będzie trwało do końca życia? Czy wśród Was też są osoby, które borykają się z nerwicą od wczesnego dzieciństwa? Jak wygląda Wasze życie z nerwicą? Co Wam pomogło? A może jest ktoś, kto się wyleczył??? Czy wogóle z nerwicy można się wyleczyć?