Skocz do zawartości
Nerwica.com

justi791

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez justi791

  1. Witam Wszystkich! Chciałabym się z Wami podzielić moimi doświadczeniami z Parogenem. Biorę go 9 miesięcy. Początek był naprawdę ciężki. Zaczynałam od 1/2 tabletki, potem po tygodniu zaczęłam brać całą. W pierwszym tygodniu (1/2 tabl) odczuwałam tylko nudności i ból głowy ale prawdziwy komos zaczął się gdy wzięłam całą. Nie mogłam usiedzieć w miejscu, czułam obezwładniający lęk, nie mówiąc już o nocach kiedy to łapały mnie takie skurcze mięśni, że nie mogłam ustać na nogach. W końcu byłam już tak zmęczona, że zadzwoniłam do mojego lekarza i powiedziałam, że dłużej nie dam rady, On jednak przekonał mnie, że mam wytrzymać bo taki jest mechanizm działania leku. Na początku nasila objawy. Z zaciśniętymi zębami wytrzymałam 2 tygodnie i potem faktycznie z dnia na dzień zaczęłam odczuwać poprawę. A było naprawdę źle, bo oprócz nasilenia się mojej nerwicy lękowej, na którą choruje już 15 lat wystąpił u mnie epizod depresyjny. Byłam tak słaba fizycznie, że nie umiałam już na końcu funkcjonować. Nie interesowało mnie kompletnie nic. W środku cały czas czułam straszny niepokój. Po prostu koszmar. Po około miesiącu parogen przywrócił mnie do życia, zaczęłam wychodzić z domu, co wcześniej było nierealne. W tej chwili też czuję się w miarę dobrze, choć bywają momenty słabsze a najbardziej przeszkadza mi to, że rano czuję się często senna, niewyspana i ciężko mi się zmotywować do działania. Wolę jednak ten stan od poprzedniego. Niedługo też przyjdzie czas na zmniejszenie dawki, bo już lekarz o tym wspomniał i trochę się obawiam jak to będzie. Wiem jednak, że ten lek okazał się dla mnie wybawieniem i naprawdę warto było się przemęczyć do czasu aż zacznie działać. Pozdrawiam Was Wszystkich:)
  2. Witam! Właśnie znów zaatakowała mnie ta cholerna choroba.Przeżyłam ostatnio ogromny stres i po długim czasie spokoju nerwica powraca w jeszcze gorszym wydaniu. Dostaje ataków paniki i wtedy odczuwam coś podobnego co opisała lee88, tyle że na kręgosłupie szyjnym. Jakbym miała tam jakiś kamień. Nie wiem czy to też kręgosłup może dawać takie objawy, bo kiedyś miałam z nim problemy czy to przez nerwicę. Cała trzęsę się w środku. A najgorsze jest to, że raz dopadł mnie atak z zaburzeniami widzenia.Dużo nie brakowało do omdlenia. Przestraszyłam się strasznie. I teraz się głowię czy od nerwicy mogą takie rzeczy się dziać bo wcześniej nigdy aż tak nie było??. Nie mam już sił. Nie wiem co robić?? tak długo nie brałam już leków. Teraz boję się znów wychodzić z domu a było już dobrze.(((( Biorę w tej chwili atarax, ale jakoś nie czuje poprawy. Koszmarna choroba:((((
  3. Uczucie ucisku na głowę,napięcie szyi i takie wewnętrzne roztrzęsienie towarzyszy mi na co dzień, bywają dni lepsze i gorsze, ale też się z tym zmagam i strasznie mi to dokucza. Leczyłam się u kilku specjalistów bo męczę się z tym od dawna, brałam leki, od których się uzależniłam i potem sama postanowiłam z nich zejść bo czułam , ze już mi nie pomagają i wtedy zaczęłam walczyć sama metodą " na siłę" ( która działa do dziś) i tłumaczeniem sobie, że bałam się tego czy tamtego a jednak przeżyłam i nie zemdlałam itd. A ty jak sama mówisz też chcesz walczyć i to jest najważniejsze!!! Już sama Twoja obecność na tym forum jest formą walki, szukaniem wyjścia bo musimy go szukać.To że idziesz do tej przykładowej apteki choć czujesz się fatalnie to też przejaw walki. Kto nie walczy nie ma nawet szans na wygraną dlatego MUSIMY. Jestem ciekawa co Ci powie psycholog. Czytałam też o tej książce "Oswoić lęk" i opis jest bardzo interesujący, między innymi opisane jest jak walczyć z lękiem w konkretnych sytuacjach np, w kościele, w markecie, w pracy itd. Chyba się za nią rozejrzę. [*EDIT*] Wiesz, zawsze to jakaś metoda i ważne, że działa. Połowę sukcesu osiągamy wówczas gdy dochodzimy do tego etapu, że sami p r ó b u j e my walczyć z tym okropieństwem. Też często przebywam sama w domu i dopadają mnie myśli, co będzie jak coś mi się stanie itd. Wtedy znajduje sobie szybko jakieś zajęcie i staram się nie myśleć. Nie zawsze przechodzi, ale często się udaje. Natomiast gdy wychodzę sama z domu tłumaczę sobie, że jak zemdleję to trudno najwyżej. Trudne to wszystko, ale cóż. Pozdrawiam serdecznie:) [*EDIT*] Wiesz, zawsze to jakaś metoda i ważne, że działa. Połowę sukcesu osiągamy wówczas gdy dochodzimy do tego etapu, że sami p r ó b u j e my walczyć z tym okropieństwem. Też często przebywam sama w domu i dopadają mnie myśli, co będzie jak coś mi się stanie itd. Wtedy znajduje sobie szybko jakieś zajęcie i staram się nie myśleć. Nie zawsze przechodzi, ale często się udaje. Natomiast gdy wychodzę sama z domu tłumaczę sobie, że jak zemdleję to trudno najwyżej. Trudne to wszystko, ale cóż. Pozdrawiam serdecznie:)
  4. Droga koleżanko, jak ja dobrze rozumiem to co opisujesz. Twoje odczucia są mi bardzo bliskie. Problem polega na tym, że przerastają nas sprawy, które dla innych są zwykłe, naturalne jak pójście do sklepu czy do dentysty itd itd. Również tak jak Ty niczego tak nie pragnę jak normalnego życia, bez paraliżującego lęku i strachu w sytuacjach, w których być go nie powinno a przynajmniej nie powinien być tak silny. Wiem jednak , że musimy walczyć z tym szukając wszelkich możliwych sposobów. Musisz cieszyć się na początek z małych sukcesów jak to wyjście do apteki , ja też tak robię i to dodaje siły bo sobie myślę że wyszłam ,wróciłam i żyje jakoś i to tylko ta cholerna nerwica mnie hamowała a nic się nie stało. Wiem jakie to trudne, ale nie ma nic gorszego jak się poddać temu paskudztwu. Pozdrawiam cieplutko:)
  5. Witam wszystkich serdecznie! Niedawno znalazłam to forum i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczona, że tak wielu ludzi zmaga się z ta okropną, rujnującą życie chorobą. Moja choroba zaczęła się ponad 10 lat temu a jej objawy były tak silne, ze sparaliżowały całe moje dotychczasowe życie, Wszystko zaczęło się po wypadku samochodowym,najpierw zemdlałam w kościele, a potem było już tylko gorzej- lęk przed pójściem do sklepu ( bo zaraz zemdleję) , supermarkety w ogóle odpadały bo na samą myśl robiło mi się słabo, nie mówiąc już o pójściu do kościoła. Różni lekarze, różne leki a efekt był właściwie nie odczuwalny. Jedynym lekiem, który na mnie dział był lorafen, dzięki któremu mogłam chociaż pójść do szkoły i wytrzymać. Byłam także u dwóch psychologów, ale jakoś do mnie nie potrafili dotrzeć choć byłam otwarta na ich pomoc. Leki brałam wiele lat, aż w końcu doszłam do momentu , w którym stwierdziłam, że jeśli sama sobie nie pomogę to będę tak wegetować w nieskończoność. Zastosowałam metodę, o której wspomniał ferrariowner czyli na siłę. Mimo, że paraliżował mnie lęk nawet przed wyjściem z domu wychodziłam na siłę tłumacząc sobie, ze jak zemdleję to ktoś mnie chyba pozbiera z ulicy i tym sposobem skończyłam studia już bez leków. Łatwo nie było jednak. W tym wszystkim wspierał mnie mój chłopak i jakoś się uspokoiło. Nigdy jednak nie było idealnie czyli tak jak przed chorobą. Bo najgorsze jest to, że wcześniej byłam pełną życia, aktywną osobą. Niestety od pewnego czasu moje objawy znów powracają. Jakiś nieuzasadniony lęk przed ludźmi, strach przed wyjściem z domu ( choć tu nadal stosuje metodę na siłę, która nie działa już jednak we wszystkich przypadkach), do tego wszystkiego czuję się ciąglę zmęczona i senna. No a co za tym idzie zaczynam sobie wmawiać, że ta senność i wyczerpanie mogą być objawami jakiejś innej cieżkiej choroby i czuję paniczny lęk przed zrobieniem badań bo to byłoby już chyba nie na moje siły. Nie mogę sobie z tym poradzić. Choć wyczytałam że wmawianie sobie chorób i obawa o własne zdrowie to kolejny symptom nerwicy. Ciężko żyć z takim jarzmem …... Pozdrawiam wszystkich!
×