Jestem wypity, chce mi się ryczeć. Kończą się ferie, trzeba wracać do szarej rzeczywistości, gdzie trzeba jeszcze bardziej udawać, że wszystko jest ok. Sylwestra spdziłem ze łzami w oczach, teraz oglądam zdjęcia znajomych z tego dnia i znów mi się robi przykro. Dlaczego ja nie mogę być takim człowiekiem, który potrafi się zabawić, który potrafi podjąć jakąś decyzję, który potrafi ŻYĆ? Moje życie jest do dupy, dłużej tak nie chcę żyć.
Byłem dziś u Babci - rozgryzła mnie w kilka sekund - spytała "co cię gryzie". Odpowiedziałem, że nic, Ona powiedziała, że nie będzie mnie ciągnęłą za język (za co Jej dziękuję). Bo w sumie nie potrafię podać jednej konkretnej rzeczy, która jest przyczyną moich problemów. Nie wiem czy to alkohol (a może alkohol jest tylko skutkiem tego wszystkiego), czy coś innego. Wiem tyle, że nie mam pomysłu na życie. Mam niby jakieś plany, ale nie wiem czy warto dążyć do ich realizacji. Nie wiem czy kocham to co robię.
Wiem tlyko, że chcę, żeby to się skończyło. Albo w jedną albo w drugą stronę. Jak najszybciej.