Skocz do zawartości
Nerwica.com

Pysiamisia07

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Pysiamisia07

  1. To nieprawda, że terapia psychodynamiczna prowadzona jest tylko w prywatnych gabinetach. Mam za sobą taką terapię, trwała 2 lata, na NFZ. Dużo mi pomogła przy lękach i panicznym lęku. Pozwoliła mi wydobyć i przeżyć uczucia, wyparte w dzieciństwie, znaleźć konflikt wewnętrzny i zrozumieć siebie. Na tej terapii prawie tylko ja mówiłam. Psychoterapeutka zadawała mi krótkie pytania typu: "co wtedy pani czuła"? Prawie każda psychoterapia u certyfikowanego terapeuty przynosi poprawę, poczucie pewności siebie i radzenia sobie z emocjami. Na terapię na NFZ czekałam w kolejce ponad rok. Odbywała się ona raz w tygodniu, po 45 minut.
  2. Mnie również depresja dosięgła pierwszy raz wtedy, gdy nawarstwiło się kilka poważnych problemów w życiu. Pojawił się smutek, potem czarnowidztwo, lęk. Jesteśmy osobami bardzo wrażliwymi, dlatego to nam się przytrafia. Po I depresji przeszłam psychoterapię, przerobiłam dzieciństwo, zadbałam o siebie i stanęłam na nogi. Stałam się szczęśliwa, cieszyłam się życiem. Byłam sobą. Trwało to prawie 30 lat. Byłam przekonana, że depresja już mnie nie dotknie. Depresja umiarkowana pojawiła się u mnie ponad pół roku temu, również wtedy, gdy problemy zaczęły nawarstwiać się. Znowu długotrwały smutek, zamartwianie się, czarnowidztwo, zamykanie się w sobie, brak aktywności... oraz napady paniki i silny lęk. Poszłam do lekarza, jestem na 1 tabl. antydepresantu i wszystko powoli wróciło do normy. Moim zdaniem - depresja pojawia się, gdy nie przeżywamy trudnych uczuć, lecz wypychamy je w podświadomość. Gdy nagromadzi się tam zbyt dużo wypartych uczuć - zawór bezpieczeństwa "puszcza" i depresja gotowa. Na tym skupiłam mój powrót do zdrowia: dbam o siebie, o higienę psychiczną, staram się przeżywać na bieżąco trudne emocje (nie jest to łatwe, bo wypieranie ich stało się przyzwyczajeniem i robię to mechanicznie, bez udziału umysłu). Marku, zastanów się, czy warto utrzymywać kontakt z rodzeństwem, dla którego najważniejszy jest pieniądz, a nie brat ? Czy nie lepiej postawić granice i zobaczyć, jaka będzie ich reakcja ? Warto kupić jakieś wartościowe książki na temat emocji, depresji, by zrozumieć, jak działa nasza psychika. Warto pójść na psychoterapię, by pod okiem specjalisty lepiej poznać siebie. Z całego serca życzę Ci, byś stanął na nogi, odnalazł radość życia, otaczał się tylko osobami, w towarzystwie których dobrze czujesz się, którzy Cię szanują. Życie mamy tylko jedno. Warto zadbać, by przeżyć go spokojnie i szczęśliwie
  3. Rodziców i teściów nie zmienisz. Możesz zmienić tylko swoje podejście do tego, że Twoi rodzice więcej czasu poświęcają Twojej, dużo młodszej siostrze (często tak jest), a teściowie bardziej pomagają swojej córce. Trzeba im jasno i otwarcie powiedzieć, co Ciebie boli. Uczucia trzeba wyrażać i artykułować werbalnie to, to masz swoim bliskim do powiedzenia, by rozumieli Ciebie. Jeśli im tego nie powiesz, to mogą nie domyślić się. Nie walcz, bo to kosztuje Cię dużo energii. Najwyższa chwila zadbać o siebie, o czas dla siebie, o wyjścia samej z domu, o odpoczynek. Nie zakładaj z góry, że synek podczas Twojego wyjścia do lekarza dostanie histerii. Idź do lekarza, zadbaj o swoje zdrowie. Jeśli synek dostałby histerii - to wtedy będziesz martwić się tym. Nie martw się na zapas. Żyj tu i teraz
  4. Droga Martusiaaisutram, Bardzo dobrze Cię rozumiem. Dziecko z autyzmem, które potrzebuje dużo uwagi oraz maleńka córeczka to już bardzo wiele, a do tego jeszcze gotowanie, sprzątanie, brak czasu dla siebie samej, brak snu, brak wsparcia ze strony męża i jeszcze kłótnie rodzinne. Za dużo, jeśli rozdzieliłybyśmy to na dwie, trzy osoby, a Ty sama borykasz się z tym. Moim zdaniem - powinnaś mówić jasno do męża, do rodziców, teściów, to co myślisz, co czujesz. Nie starać się grać, zakładać maski, by być miłą dla innych. Nie warto. Po prostu mężowi powiedz, że już "wysiadasz", że nie masz siły. Powiedz, czego od niego oczekujesz. Nawet w złotej klatce ptak czuje się nieswojo... Dbaj o siebie, wychodź sama, spotykaj się z przyjaciółką poza domem - słowem: miej czas na to, co lubisz i co odpręża Cię; rób to, co pozwala Ci złapać oddech. To dla Twojego zdrowia fizycznego i psychicznego. Szanuj samą siebie. Co do teściów i rodziców: Moi rodzice też nie brali moich dzieci na ręce, nie zajmowali się nimi. Było mi bardzo przykro z tego powodu, ale milczałam, bo nie chciałam ich urazić. Dzisiaj tego bardzo żałuję. Minął szmat czasu. Było tylko gorzej. Od młodej mężatki choruję na ciężką, nieuleczalną chorobę, bolesną. Rodzice nie interesowali się mną, nie pytali mnie, jak sobie radzę, czy czegoś potrzebuję. Potrzebowałam tylko, żeby byli ze mną i moimi dziećmi, potrzebowałam wsparcia, zainteresowania, słów otuchy. Dopiero, gdy rozszalała się u mnie nerwica zrozumiałam, że nie mam co dalej na nich liczyć, bo oni tacy są i nie zmienią się, pojechałam do nich (gdy dojrzałam do tej rozmowy), powiedziałam, co tłumiłam w sobie. Poczułam katharsis i niesamowitą ulgę, że wyrzuciłam z siebie to wszystko. ALE nic się nie zmieniło w naszych relacjach. Więc odsunęłam się od nich. Dzisiaj żałuję, że powiedziałam im o tym, co czułam ta późno, że dusiłam tyle emocji w sobie. Nic nie zmieniłoby by to, ale ja sama czułabym się zdrowsza, bo nie wyrażone emocje, wypierane muszą znaleźć ujście czy w panicznym lęku czy chorobach psychosomatycznych. Poszłam na psychoterapię, przerobiłam moje dzieciństwo, znalazłam konflikt wewnętrzny i odżyłam. Zaczęłam nowe życie... Bardziej bolało to, że rodzice nie interesowali się mną NIŻ życie bez nich. Dzisiaj mam wewnętrzny spokój. Odzyskałam radość i siłę życia. Mam przyjaciółkę, mam swoje hobby, jestem aktywna. Czasami w życiu trzeba powiedzieć "dość" i zacząć stawiać granice. Ja nie umiałam tego robić. Kochana, jeśli zrzucisz z siebie ten codzienny stres, będziesz mówić otwarcie, co w danej chwili czujesz i przeżywasz - będzie Ci lżej żyć. Stres potrzebuje rozładowania, na basenie, w kinie, na spacerze z koleżanką... Trzeba nabrać dystansu, odpocząć. Mąż nie może decydować za Ciebie, że on zrobi zakupy, bo wtedy benzyna mniej kosztuje. Ty potrzebujesz wyjść z domu, pobyć sama, nawet tylko na zakupach, na kawie, na którą wstąpisz do kawiarenki... Benzyna mniej kosztuje, ale powrót do zdrowia, gdy zachoruje się fizycznie czy psychicznie - kosztuje krocie, a czasem nie można go mieć z powrotem za żadne skarby. Życie masz tylko jedno - TYLKO od Ciebie zależy, jakie ono będzie. Do przodu Kochana. To doda Ci siły. Życzę Ci wewnętrznego spokoju i radości z całego serca
  5. Gosiaaaa, Nie wyobrażałam sobie, że można żyć bez rodziny (która żyje). Nie zasłużyłam sobie na takie traktowanie. Rodziny nikt nie wybiera, po prostu rodzisz się w niej. Nie szanowano mnie, nie liczono się ze mną. Przed odejściem powiedziałam, co mi leży na sercu. Postawiłam granice. Nikt mnie nie zrozumiał, nie pocieszył. Przeżyłam to odrzucenie, żal i smutek. Teraz jestem w innym miejscu. Od tamtego czasu minęło ponad 7 lat. Od tamtego czasu żadna z sióstr nie skontaktowała się ze mną, nie złożyła świątecznych życzeń. Czasami (przy okazji Świąt) pomyślę o nich, ale szybko sprowadzam się na ziemię i tłumaczę sobie, że "takimi" ludźmi nie ma co się zajmować. Szkoda mojego czasu i emocji. Zawsze pochylam się nad historiami ludzi, którzy nic nie zawinili w życiu, a są odrzuceni. Wiem, jak to cholernie boli, jak człowiek czuje się wtedy. Dzisiaj z podniesioną głową i czystym sumieniem mogę popatrzeć na siebie w lustro. Polubiłam siebie. Są obcy ludzie, którzy mnie doceniają, lubią ze mną przebywać, rozmawiać, dla których jestem ważna.
  6. Witaj gosiaaaa, Rozumiem Twój problem, bo miałam bardzo podobnie. Jestem najstarsza z rodzeństwa (2 siostry). Odkąd pamiętam, byłam traktowana jak dorosła, byłam (musiałam być) mamy powierniczką. Nie miałam dzieciństwa, tylko straszenie, wciąganie mnie w problemy rodziców przez moją mamę. Czułam się niekochana, nie odczuwałam akceptacji i nie miałam poczucia bezpieczeństwa. To wszystko sprawiło, że czułam się samotna w mojej rodzinie, niezauważana, niepotrzebna. Stałam się bardzo wrażliwa. Dopiero w dorosłym życiu, gdy mierzyłam się z natręctwami, depresją i lękiem, zrozumiałam, że moje dzieciństwo wywarło duży wpływ na moją dorosłość. Po wielu latach zdecydowałam się na psychoterapię na NFZ (terapia psychodynamiczna), dzięki której dotarłam do konfliktu wewnętrznego, przerobiłam emocje wyparte w dzieciństwie. Zadbałam o siebie. Już nie byłam pomocnicą dla wielu, dbałam o swoje samopoczucie. Odżyłam, stanęłam na nogi, odżyłam. Zerwałam kontakt z mamą i siostrami, bo wykorzystywanie mnie nie było mi potrzebne. Przez długi czas wiodłam spokojne życie, aż na wiosnę tego roku umiarkowana depresja odezwała się znowu. Jestem na jednym antydepresancie i czuję się lepiej. Pracuję nad sobą: nad zamianą automatycznych negatywnych myśli na pozytywne, nad zmianą przekonań, nad przeżywaniem trudnych emocji, by ich nie wypierać, bo to pcha nas w depresję. Mimo traum, które przeszłam w dzieciństwie jest mi łatwiej wychwytywać wyuczone schematy myślowe, jest mi łatwiej mówić 'nie'. Otaczam się osobami, które mnie szanują. Nie kontaktuję się z rodziną, z której wyszłam. Wolę mieć przyjaciółkę niż siostry, które wyciągnęły od mamy majątek, pomijając mnie. Gosiaaaa, zadbaj o siebie, bądź dla siebie ważna. Wyrażaj emocje, nie za trzymuj ich w sobie, bo to nas niszczy. Znajdź dobrą przyjaciółkę, bądź aktywna fizycznie, spaceruj, miej kontakt z przyrodą. Rodzina, w której nie masz zrozumienia, zainteresowania i wsparcia nie jest Ci do niczego potrzebna. Idź na psychoterapię, przerób wyparte emocje, znajdź konflikt wewnętrzny, a poczujesz ulgę, szczęście i wolność Życzę Ci wszystkiego najlepszego. Otaczaj się tylko tymi, w towarzystwie których dobrze się czujesz i czujesz się wolna
  7. Ola_00, Jesteś wrażliwą osobą, dla której zdanie innych ludzi jest ważniejsze od Twojego. Warto popracować nad pewnością siebie, uwierzyć w siebie. Nie bierz do siebie słów ludzi, którzy dla Ciebie nic nie znaczą, których nawet nie znasz i którzy są z "innej bajki". 23 lata to bardzo młody wiek. Nie poddawaj się presji rodziny, nie dawaj się przez nich zaszufladkować do tych, które "zajdą w ciążę" i nic nie osiągną. Już zaszłaś daleko w swojej edukacji. Skończysz studia i na wszystko będzie czas. Nawet jeśli zdarzyłoby się tak, że poznałabyś kogoś, zakochalibyście się w sobie i zaszłabyś w ciążę - to przecież nie koniec świata. Najważniejsze, byście wzajemnie się kochali. Nie wywieraj presji na sobie samej. Żyj normalnie, rozmawiaj z ludźmi, spotykaj się z nimi. Ciesz się życiem, młodością. Nic na siłę. Na miłość nigdy nie jest za późno Czasami lepiej jest mieć prawdziwego przyjaciela niż miernego chłopaka, który nie będzie Cię szanował. Możesz powiedzieć ojcu czy wujkowi, że nie życzysz sobie pytań o chłopaka. Jak będziesz sama chcieć im powiedzieć, co u Ciebie w tej sferze - to im powiesz. Teraz coraz więcej osób późno pobiera się, lub nawet wcale. I są szczęśliwi. Bądź wolna, szczęśliwa i ufająca sama sobie
  8. Pysiamisia07

    Wymóg psychoterapii

    Betixa, wszystko zależy od tego, czy potrafisz sama poradzić sobie z niskim poczuciem własnej wartości, negatywnymi automatycznymi myślami i przekonaniami. Czy potrafisz nazywać i przeżywać wszystkie emocje (te trudne też), bo wyparte emocje z czasem prowadzą do depresji. Można kupić potrzebną literaturę, by samej się wzmocnić. Potrzeba na to trochę czasu, pieniędzy na książki. Potem czytanie ich i praca nad sobą. To długa droga. Można też skorzystać z pomocy psychoterapeuty, wtedy droga do zdrowia będzie łatwiejsza i krótsza. Antydepresant pomoże Ci radzić sobie z lękiem, nie czuć smutku i beznadziei. Nad poczuciem własnej wartości, zmianie automatycznych myśli i przekonań na pozytywne, zadbaniem o siebie trzeba popracować. Warto popracować, by w przyszłości wyłapać taki stan, który prowadzi do depresji.
  9. Majowa12345, Pójście do psychiatry i branie lekarstw - moim zdaniem - nie jest to najlepsze wyjście w Twojej sytuacji. Sama wiem, jak to jest, gdy przebywanie w domu "boli", rozstraja nasze nerwy. Ja wolałabym wynająć tylko jeden pokój w Twoim miasteczku lub blisko niego niż żyć w wielkim stresie z ojcem. Szkoda zdrowia. Będziesz miała "święty spokój". Twoje życie i zdrowie będzie takie, jakie chcesz żeby było. Będziesz niezależna. Poczujesz swoją wartość. Czasami ludzie samotni, starsi szukają kogoś na mieszkanie, by mieć towarzyszkę do rozmowy. Bywa tak, że za niewielką pomoc takiej osobie (zakupy, wspólny spacer, itp.) za wynajęcie pokoju będziesz płacić mniej. Z czasem poznasz chłopaka. We dwójkę żyje się łatwiej. Nie "pchaj się" w lekarstwa, by móc egzystować z ojcem. Zadbaj o siebie. Mamy tylko jedno życie. Warto go przeżyć tak, by było nam dobrze i byśmy byli szczęśliwi.
  10. Melodiaa, dziękuję Ci bardzo. Fajnie rozmawia się z kimś, kto wie o co chodzi w oswojeniu lęku i dzieli się swoimi sposobami radzenia sobie z nimi. U mnie poziom lęku jest o wiele mniejszy niż był na początku. Powoli doszłam do lepszego stanu, w którym jestem obecnie. Jednak przede mną jeszcze trochę "drogi", by wzmocnić się i ośmielać się wychodzić bez psa, a potem coraz dalej i dalej. W tym czasie pracuję nad sobą, nad automatycznymi myślami i negatywnymi przekonaniami, nad poczuciem własnej wartości i pewności siebie. Mam nadzieję, że ta praca nad sobą pomoże mi teraz i w przyszłości, jeśli musiałabym się znowu z tym mierzyć.
  11. Melodiaa, bardzo dziękuję za ciekawy wpis. Na pewno nie można przygotować się do końca na utratę kontroli nad sobą. Wiem, że unikanie też nie rozwiązuje problemu radzenia sobie z panicznym lękiem. Czuję, że po covid, który bardzo ciężko przeszłam (mimo szczepień) - wyczerpał się mój organizm: fizycznie i psychicznie. Mój system nerwowy jest też osłabiony i trzeba czasu, by wzmocnił się. Codziennie wychodzę na jeden spacer z psem (resztę spacerów z nim zostawiam mężowi:-), jest to coraz dłuższy spacer. Najbardziej boję się utraty kontroli nad sobą i tego, co powiedzą ludzie. Pamiętam, że przy pierwszym doświadczeniu z panicznym lękiem też bardzo bałam się tego. Po czterech latach w zamkniętych ścianach zaczęłam wychodzić (TPB) z domu. Stopniowo, coraz bardziej wydłużając mój czas pobytu poza domem. Czułam się bardziej radosna i szczęśliwa, że zaczynam sobie radzić. Aż przyszedł dzień, gdy powiedziałam sobie: "Nie będę żyła dla ludzi. Żyję dla siebie i będę robić to, co chcę". Porzuciłam kontrolę i to był początek drogi do wolności.
  12. Też chodziłam na terapię psychodynamiczną i poznawczo-behawioralną. Na psychodynamicznej przerobiłam traumy z dzieciństwa, na TPB szybko pokonałam paniczny lęk. Tym razem jest to paniczny lęk z umiarkowaną depresją. Wiem, że schematy myślowe i przekonania ściągają mnie w dół, powodują brak pewności siebie i odbierają poczucie własnej wartości. Czekam na moment, by poczuć się na tyle silna, by móc poradzić sobie z napadem paniki. Zaczęłam psychoterapię TBT prywatnie, ale po kilku spotkaniach zrezygnowałam, bo przy tamtym tempie psychoterapeuty terapia ta musiałaby trwać ponad rok. Nie stać mnie na to.
  13. Pysiamisia07

    Witajcie nerwuski

    Witam. Już wcześniej borykałam się z nerwicą lękową i napadami paniki. Wróciłam do zdrowia i byłam wolna od irracjonalnego lęku przez 18 lat. Byłam pewna, że mam to za sobą i że ten stan już nigdy nie powróci. Przez ostatnie kilka lat miałam sporo różnych problemów i stresu. Byłam prawie sama z tym. Przy tym nie wyrażałam swoich uczuć, ukrywałam je. Poskutkowało to napadami lęku oraz umiarkowaną depresją. Nie wychodzę sama z domu od marca tego roku. Próbuję sama zmierzyć się z tym problemem. Mój system nerwowy wzmocnił się, nie jestem już taka płaczliwa i smutna jak byłam. Biorę 1 tbl. SRRI od czerwca. Czuję się lepiej, ale nie mam odwagi sama opuścić dom i pójść, gdzie mam ochotę. Jak sobie z tym poradzić ? Znacie jakieś skuteczne sposoby na silny lęk po opuszczeniu domu? Pozdrawiam serdecznie
×