Skocz do zawartości
Nerwica.com

dzikaskarpeta

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez dzikaskarpeta

  1. Hej, ja czasem zaglądam. U mnie na razie poprawa, ale nie wiem co będzie, gdy skończę z lekami.Pozdrawiam
  2. @garry7853 Gdy psychiatra przepisała mi Setaloft, powiedziała że pacjenci odczuwają różne dolegliwości żołądkowe, ale są one zdecydowanie słabsze, gdy lek przyjmuje się z posiłkiem. Ja się do tego stosowałam od początku leczenia i nie zauważyłam nic niepokojącego.
  3. Cześć Miałam się odezwać jakoś rok temu, ale nie wyszło. Zawsze trochę lepiej wiedzieć, że nie jest się jedyną osobą, która ma taki problem, więc pomyślałam że napiszę i opiszę swój przypadek - może komuś doda to choć trochę otuchy. Jeśli ktoś to czyta, proszę się uzbroić w dużą kawę albo popcorn ;) Trądzik dręczy mnie od końcówki liceum / początku czasów studiów, więc już około 10 lat. Oczywiście próbowałam walczyć u trzech różnych dermatologów, początkowo maści rożnorakie, potem kuracje anybiotykiem i na końcu dwie półroczne kuracje izotetrynoiną. Miałam nadzieję, że izotek pomoże, w końcu to chyba najpotężniejsza broń w tych czasach. Faktycznie, pod koniec każdej kuracji twarz była jak nowa, gładziutka - mimo iż nigdy nie potrafiłam się powstrzymać przed wyciskaniem, a raczej srogim wydrapywaniem. Ale po obu kuracjach to samo - około pół roku po zakończeniu był nawrót. Po ostatniej kuracji w 2018 poddałam się i tak trwam sobie z wiecznie powydrapywaną twarzą i plecami, doprowadzając się do płaczu czasami. Nie pomaga fakt, iż pracuję przed komputerem (do tego teraz 100% zdalnie), więc okazji do obmacywania jest mnóstwo i wcale nie potrzebuję lusterka - moje palce szaleją, gdy tylko wyczują jakąś najmniejszą grudkę. Najciekawsze jest to, że mam hopla na punkcie mycia rąk przed jedzeniem, ale już takiej higieny przy torturowaniu twarzy nie dotrzymuję. Często gęsto krew leję się strumieniami, bo gdy trafię na strupka po poprzedniej rozwalonej kostce i czuję, że w tym miejscu coś się tam "odradza", to nie ma zmiłuj i wbijam pazury, żeby tylko wydobyć to, co mnie interesuje (zupełnie jakby tam miało być złoto - białe złoto ;) ). Często zdarza się, że śpię krócej, bo czas wieczornej kąpieli wydłużył się o pół godziny, które spędziłam na samookaleczaniu się. Co za idiotka ze mnie. Z racji tego, że biorę ślub w tym roku, zaczęłam kombinować wcześniej jakby tu się opamiętać z wiecznym obmacywaniem sobie twarzy. Miałam różne pomysły, również te dziwne : - próba zajęcia czymś rąk, np. kupiłam antystresową silikonową zabawkę (taką którą palcami wciska / wyciska się wypustki) - problem jest taki że to tylko chwilowo zajmuje ręce - siedzenie w bawełnianych rękawiczkach w domu - trochę lepsze, ale musiałabym chyba przez cały dzień nie jeść rękami, nie myć rąk, nie korzystać z telefonu itd. Raz zdjęte rękawiczki bardzo łatwo zapomnieć żeby założyć z powrotem ;) - a teraz hicior : kupiłam cienkie, bawełniane kominiarki pod kask motocyklowy, takie z otworem na oczy i nos i siedzę sobie w nich w domu - no chyba że zapomnę włożyć (oczywiście). Rozwiązanie lepsze od rękawiczek, można w tym jeść, choć czasem jest niewygodnie ale wolę się pomęczyć niż zdjąć. Zdarzyło się jednak, że sięgnęłam ręką pod kominiarkę, żeby zeskanować żuchwę. Nie znalazłam zatem jeszcze idealnego sposobu, a pomijam już fakt że to tylko sposoby mające sprawdzać się przy biurku - dużo przestępstw popełniam przecież w łazience przy lustrze - i to nic, że ciągle obiecuję sobie ze będę zasłania czymś lusterko, żeby nie patrzeć przy porannym/ wieczornym myciu. Dodatkowo, w zeszłym roku: - zrezygnowałam całkowicie z kakao na pół roku - zrezygnowałam z glutenu (a przynajmniej starałam się ograniczyć do minimum - nie byłam aż taki ortodoksem, że jak na opakowaniu był napis, że produkt może zawierać gluten, pomimo braku mąki itp. w składzie, to nie brałam) - też na około pół roku - zrezygnowałam z mleka i produktów z mleka - na tej samej zasadzie co z glutenu - też na pół roku Niestety, jakiejś spektakularnej zmiany nie dostrzegłam. Brak glutenu i mleka oznaczał poniekąd brak słodyczy, ale jak tak myślę teraz to na śniadanie pałaszowałam cornflakesy z kokosowym jogurtem, owocami i płatkami migdałowymi - a więc sporo cukru było. Ostatnio tak sobie rozwaliłam pół twarzy, że płakałam przez 3 dni. Planuję wybrać się jeszcze raz do dermatologa - nie chcę jednak już faszerować się izotekiem - nie chcę ryzykować, możliwe że po ślubie będą jakieś plany na dzieci itp. Być może jest coś jeszcze, na co można zwrócić uwagę, może rozważę endokrynologa - już kiedyś chodziłam do endokrynologa/ginekologa w związku z brakiem miesiączki. Były delikatne przejawy insulinooporności i lekko podwyższony androstendion, ale ciekawa jestem jak wygląda to teraz. Niemniej jednak najpoważniejszym problemem dla mnie jest to, że nawet te prawie niewidoczne, ale zdecydowanie wyczuwalne krostki zamieniają się w krwawe dziury jak po bombach w Hiroshima i Nagasaki. Straciłam kontrolę nad tym, co robię że swoją twarzą, ramionami plecami. Myślę więc też o jakiejś psychoterapii, jestem więc na etapie szukania jakiegoś psychologa który zajmuje się DDA (mam ojca alkoholika - może być to jakiś czynnik) oraz autoagresją (bo chyba to co robię podpina się pod autoagresję?). Nie jestem jakoś super pełna nadziei, ale zobaczymy. Jestem za pomysłem jakiejś grupy wsparcia albo chociaż osoby wsparcia, ale widzę, że tu rzadko ktokolwiek zagląda - jeśli ktoś byłby chętny kontaktować się w inny sposób, komunikator, FB czy coś takiego (wiem, że tu się jest bardziej anonimowo, ale coś wymyślić można) - dajcie znać. @Alchemiczka, @karanfil, @Pattona, @patkis, @wTymTygodniu - jak sobie radzicie?
×