-
Postów
3 027 -
Dołączył
Osiągnięcia Dryagan
-
No nie do końca - ja mam ChAD - u mnie to aktualnie wygląda tak górka - stabilnie, tylko że w dłuższym przeciągu czasu niż kilka dni
-
Niepełnosprawnosc intelektualna oraz autyzm
Dryagan odpowiedział(a) na Wentyl1996 temat w Kroki do wolności
@Wentyl1996 niepełnosprawność intelektualna to zaburzenie rozwoju, które objawia się trudnościami w uczeniu się, zapamiętywaniu, rozwiązywaniu problemów i funkcjonowaniu społecznym. Diagnozuje się ją zwykle, gdy IQ wynosi poniżej 70 i gdy trudności te pojawiły się przed 18. rokiem życia. To nie znaczy, że ktoś jest „gorszy” – tylko że potrzebuje więcej czasu, wsparcia i odpowiedniego podejścia. Są osoby z autyzmem i niepełnosprawnością intelektualną, które – dzięki systematycznemu wsparciu – nauczyły się funkcjonować samodzielnie. Każdy ma inny rytm i inne możliwości, ale to naprawdę możliwe. Nikt nie powinien mówić Ci, co „musisz” osiągnąć – ale dobrze, że chcesz coś zmienić. To znaczy, że jeszcze nie powiedziałeś ostatniego słowa. @acherontia styx teoretycznie masz rację, IQ 70–75 to tzw. graniczne funkcjonowanie intelektualne (borderline intellectual functioning) – nie jest to jeszcze formalnie niepełnosprawność intelektualna, ale może wiązać się z trudnościami w uczeniu się, adaptacji i funkcjonowaniu społecznym. Czyli IQ 75 nie kwalifikuje się do niepełnosprawności intelektualnej per se, ale osoba z takim wynikiem może mieć realne trudności – zwłaszcza jeśli występują inne zaburzenia, jak spektrum autyzmu, zaburzenia funkcji poznawczych, itp. W praktyce orzeczenie o niepełnosprawności może być wydane nie tylko na podstawie IQ, ale też całościowego obrazu funkcjonowania – w tym społecznego, emocjonalnego i zawodowego -
@Duży7 @mała_mi123 proszę o zachowanie wzajemnego szacunku w wypowiedziach. Forum to przestrzeń do dzielenia się doświadczeniem, wspierania się i konstruktywnej wymiany zdań – nie do obrażania się nawzajem, ironizowania czy eskalowania konfliktów osobistych.
-
@rachelrowallan Cześć Romuald (albo jak wolisz ) – witaj na Forum! Fajnie, że się odezwałeś i tak szczerze opisałeś swoją sytuację. To naprawdę niełatwe, ale daje dużą szansę, że znajdziesz tu zrozumienie i może kilka sensownych podpowiedzi. Wiesz, na Forum mamy jedną ważną zasadę – nie stawiamy diagnoz i nie polecamy konkretnych leków, bo od tego są lekarze. Serio. Każdy organizm reaguje inaczej, a leczenie (szczególnie przy zaburzeniach lękowych czy objawach fizycznych, jak pocenie) powinno być dobrane indywidualnie i z głową. Ale możemy się podzielić swoim doświadczeniem, tym co komu pomagało (lub nie), no i po prostu – być obok. Pisz, dziel się, pytaj – jesteś w dobrym miejscu.
-
@Duży7 piszesz dużo o seksie, swoich potrzebach, o tym, że żona Cię kontroluje i że masz dość. Ale w całym tym wywodzie nie padło ani jedno słowo o tym, co w tym wszystkim czują Wasze dzieci. Bo one są. I one widzą, czują i słyszą. Nawet jeśli nie mówisz nic przy nich, one czują napięcie między rodzicami lepiej niż Ci się wydaje. Małżeństwo to nie jest tylko kwestia tego, ile razy w miesiącu ktoś ma ochotę na seks. To nie jest kontrakt z paragrafem o obowiązkach łóżkowych. To relacja dwojga ludzi, która powinna opierać się na wzajemnym szacunku, trosce i dojrzałości emocjonalnej. I to nie tylko między Wami, ale też wobec dzieci – bo dajecie im przykład na to, czym jest bliskość i czym jest związek. To, co opisujesz, wygląda nie jak związek, tylko jak przeciąganie liny: kto bardziej sfrustrowany, kto mniej „zdominowany”, kto komu bardziej „dowali”. A dzieci w tym wszystkim to statyści? Przypadkowi pasażerowie w zderzających się czołowo pojazdach? Jeśli już naprawdę nic między Wami nie zostało – to uczciwiej byłoby się rozstać w cywilizowany sposób, niż trwać w związku opartym na wzajemnym żalu, frustracji i kalkulacjach. Bo dzieci bardziej niż nieszczęśliwe małżeństwo rodziców, potrzebują spokoju, stabilności i atmosfery, w której nie słyszy się, że „została mi tylko dziwka albo rozstanie”. Małżeństwo się czasem rozpada – to prawda. Ale nawet wtedy można się rozejść z godnością. Albo zostać – i wspólnie coś zmienić. Ale to wymaga dwóch dorosłych ludzi. Nie tylko w metryce.
-
Nie daję już rady z natrętnymi myślami, mam naprawdę dosyć. Od tego można zwariować
Dryagan odpowiedział(a) na robertina temat w Nerwica natręctw
@robertina – to musi być naprawdę męczące i przykre, że coś, co kiedyś sprawiało Ci radość (muzyka), teraz uruchamia taki kłębek niechcianych myśli. I nie, nie jesteś jedyna, choć wiem, że w takim stanie można się tak właśnie czuć – jakby nikt inny nie miał podobnych doświadczeń. Nie jestem specjalistą, ale to, co opisujesz, przypomina coś w stylu natrętnych myśli – i to, że są abstrakcyjne, czasem pozornie absurdalne, wcale nie czyni ich mniej uciążliwymi. Bywa, że nasz umysł łapie jakiś bodziec (melodię, rytm, skojarzenie) i potem wchodzi na zapętlony tor, który trudno przerwać. To nie jest kwestia „nie radzenia sobie” – po prostu tak działa mechanizm, z którym wiele osób zmaga się na różne sposoby. Nie wiem, czemu Twój terapeuta to zbagatelizował – moim zdaniem, jeśli coś realnie rozwala Ci dzień i noc, to jest istotne. Może warto spróbować konsultacji u innego specjalisty, zwłaszcza kogoś, kto zna się dobrze na zaburzeniach obsesyjno-kompulsyjnych lub natrętnych myślach. Nawet jeśli nie masz takiej diagnozy – znajomość tych mechanizmów może pomóc. Forum jest od tego, żeby wyrzucić z siebie swoje myśli. I choć nie zawsze od razu ktoś odpisze, to nie znaczy, że jesteś mniej ważna. Czasem po prostu ktoś potrzebuje więcej czasu, żeby coś mądrego napisać. -
@mała_mi123 Twoja odpowiedź to trochę jak zimny prysznic – niby szok, ale człowiek się budzi. Trafiłaś celnie z kilkoma spostrzeżeniami, choć forma rzeczywiście mocno pikantna. I chociaż można się uśmiechnąć przy żartach o listonoszu i operowaniu gruszką, to między wierszami jest sporo gorzkiej prawdy o relacjach, które się rozjechały. Bo to nie chodzi tylko o brak seksu – tylko o to, że jak brakuje wzajemności, szacunku i zwykłej, codziennej bliskości, to potem się już nic nie klei. A wtedy i rozmowa boli, i milczenie boli jeszcze bardziej. Może warto zacząć od prostego: mniej siłowania się, więcej szczerości. Nawet jeśli nie zadziała – przynajmniej będzie wiadomo, że człowiek próbował po ludzku. @Duży7 Rozumiem, że jesteś rozgoryczony i masz poczucie, że przez lata dawałeś z siebie więcej, niż dostawałeś w zamian. Ale sposób, w jaki dziś mówisz o żonie – to nie jest już tylko rozczarowanie. To pogarda. A pogarda to gwóźdź do trumny każdej relacji. Jeśli naprawdę jesteś już tak rozżalony, że nie widzisz sensu, by z nią być – rozstańcie się. Zrób to po ludzku, a nie jak mściciel w wersji live. Bo przy całej Twojej złości – to, co teraz robisz, nie jest siłą. To słabość. I chyba sam najlepiej wiesz, że nie tędy droga. Nie musisz jej już kochać, nie musisz z nią zostać. Ale możesz wybrać, czy zamkniesz ten etap jak człowiek, który zna swoją wartość – czy jak ktoś, kto do końca musi dobić drugą osobę, żeby udowodnić, że miał rację.
-
@Duży7 rozumiem Twoją frustrację i rozczarowanie sytuacją w małżeństwie, ale sposób, w jaki piszesz o swojej żonie, naprawdę budzi niepokój. Porównania do „dziwek”, uwagi o „kupowaniu uwagi” czy określenia typu „lady muchy w nosie” – to nie język miłości ani szacunku. A przecież to właśnie szacunek i uczucia powinny być podstawą każdej relacji. Seks to nie nagroda, waluta ani obowiązek – to wyraz bliskości, zaufania i emocjonalnej więzi. Kobieta, która czuje się kochana, widziana i wysłuchana, będzie pragnęła tej bliskości – nie z przymusu, tylko z potrzeby serca. Dlatego w zdrowym związku równie ważne są czułość, rozmowa, przytulenie i codzienne gesty. Małżeństwo to nie układ z paragrafami o „świadczeniach obowiązkowych”. Jeśli chcesz coś w tej relacji naprawić, warto zadać sobie pytanie nie „co mi się należy?”, ale „co mogę dać, żeby druga osoba poczuła się kochana?”. Bo inaczej to już nie jest związek dwojga ludzi – tylko lodówka i mikrofalówka stojące obok siebie w kuchni. Niby razem, a jednak każde osobno. I wtedy można uczciwie powiedzieć: tego małżeństwa już w zasadzie nie ma. Pozostała tylko wspólna skrzynka na listy i rachunki. I nawet najlepszy seks tego nie poskleja – jeśli jedna strona czuje się traktowana jak sprzęt obsługiwany według instrukcji.
-
@Cień latającej wiewiórki próbuj tutaj na Forum napisać pw. - czasem zagląda jak Wielki Brat, chociaż się nie udziela
-
@Paula Bratek mania psychotyczna ma wiele podobieństw ze schizofrenią
-
@Dalja "Para jednoosobowa" brzmi trochę jak promocja w sklepie: „Kup jedno, udawaj, że to komplet!” miłość kompaktowa – cała relacja w jednym człowieku. A tak serio – czy chodzi Ci o taki układ, gdzie tylko jedna strona daje, zabiega, dzwoni, przytula, gotuje rosół i pyta, jak minął dzień... a druga strona głównie odbiera i mówi „aha”. Czyli związek, w którym jedna osoba robi za cały duet – emocjonalnie, organizacyjnie i serduszkowo (w sensie czułości). No i owszem, jeśli obie strony są szczęśliwe – nawet jeśli jedna robi za dwie w tym związku – to może i nie ma co tego tykać. Ale czasem to „szczęście” jednej strony jest po prostu cichym pogodzeniem się z brakiem wzajemności. A wtedy taka "para jednoosobowa" to bardziej smutny monodram niż romantyczna komedia. Ale hej – dopóki nie noszą wspólnie jednej kurtki i nie mają wspólnego telefonu, może nie jest jeszcze tragicznie.
-
Jeszcze a propos tej czułości – bo coś czuję (nomen omen), że warto dorzucić kilka luźniejszych słów, zanim ktoś postanowi zagłaskać drugą osobę na poziomie kota tulonego na śmierć. Czułość to świetna sprawa. Jak sól w zupie – bez niej niby da się żyć, ale smaku brak. Tylko że jak się nasypie za dużo… no to już nie czułość, tylko przesłodzona tragedia. A raczej: przesolona. I tak samo działa czułość na turboobrotach – zamiast wzmacniać więź, potrafi drugą osobę przydusić jak emocjonalna kołdra obciążeniowa. Serio, można kogoś zagłaskać tak, że od samego „koteczku, słoneczko, aniołeczku, jak Ci minął dzień?” – będzie kombinował, jak uciec pod pretekstem zakupu ziemniaków i nie wracać. Czułość jest piękna, ale tylko wtedy, gdy daje przestrzeń, a nie przydusza. Bo nawet najłagodniejszy kot ucieknie z kolan, jeśli będzie głaskany pod włos przez trzy godziny z rzędu. Warto też pamiętać o jednej rzeczy: nie każdy okazuje czułość w sposób oczywisty. Nie każdy będzie się przytulał, mówił „misiu-pysiu” i słał serduszka na Messengerze co trzy godziny. Są tacy, którzy miłość pokażą... podkręceniem grzejnika w nocy, żebyś nie zmarzł. Albo zostawieniem ostatniego pieroga na talerzu – a to jest już naprawdę wyższy poziom uczucia. To, że ktoś nie okazuje czułości w klasyczny sposób, nie znaczy, że nie kocha. Może po prostu jego „językiem miłości” jest robienie herbaty, sprawdzanie ciśnienia w oponach albo zapamiętywanie, jaką masz ulubioną piosenkę. Nie każdy musi być romantycznym bohaterem z telenoweli – czasem prawdziwe uczucie siedzi sobie cicho w kącie, pachnie rosołem i przynosi ładowarkę do telefonu bez pytania. A więc złoty środek: czułość jak sól – szczypta czyni potrawę pyszną, ale sypana garściami może ją zepsuć.
-
@Karolin00 nie jesteś słaba – wręcz przeciwnie. Zrobiłaś więcej, niż wielu by potrafiło, będąc w tak trudnym stanie. Poszłaś na studia, utrzymałaś dobre oceny, zdobyłaś stypendium – wszystko to, mimo że w środku toczy się walka z lękiem i poczuciem, że nie pasujesz. I wiesz co? Nie musisz być „obyta” czy „wyluzowana”, żeby coś znaczyć. To, że ktoś się śmieje, mierzy wzrokiem albo nic nie mówi – nie znaczy, że ma rację. Lęk potrafi wmówić człowiekowi, że nie jest wystarczający, że nie zasługuje na miejsce przy stole. A to nieprawda. Jeśli czujesz, że nie dajesz już rady, to może warto nie tyle „zmuszać się dalej”, co poszukać sposobu, żeby dać sobie trochę więcej ulgi – może rozmowa z psychiatrą o lekach, może zmiana terapii. Ale na pewno nie odpuszczaj sobie. Nie dlatego, że „musisz się leczyć”, tylko dlatego, że zasługujesz na to, żeby żyć trochę lżej, z mniejszym ciężarem. I naprawdę – to nie Ty jesteś problemem. Problemem jest lęk. A z nim da się coś zrobić, tylko trzeba dać sobie czas i nie oczekiwać, że wszystko minie od razu. Trzymam za Ciebie kciuki. Jesteś dużo silniejsza, niż Ci się wydaje.
-
@Paula Bratek są osobne wątki o tych lekach, które wymieniłaś - możesz tam zobaczyć wrażenia z zażywania tych akurat leków. Czemu zadajesz pytanie w wątku o latudzie????
-
Kiedy potrzeba czułości staje się patologią? Może wtedy, gdy zaczynamy traktować drugiego człowieka jak „automat do przytulania”, który ma zawsze być dostępny na żądanie. Albo kiedy bliskość staje się obsesją i bez niej nie da się funkcjonować – jakby brak czułości był końcem świata, a nie po prostu chwilą samotności. Czułość to coś pięknego, ale nie może być wymuszona, jednostronna ani traktowana jak plaster na wszystkie emocjonalne rany. Bo wtedy z potrzeby robi się głód, a z głodu – uzależnienie.