
polanka_
Użytkownik-
Postów
31 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Treść opublikowana przez polanka_
-
Illi, to już było. To się nie dzieje teraz. To ból fantomowy. To było, przeżyłaś. Jesteś duża, silna, bezpieczna. Pooddychaj, skup się na tu i teraz, ugruntuj się (policz książki na półce, żarówki, cokolwiek, byle mocno skupić uwagę na TUTAJ). Teraz się nie dzieje, to tylko wspomnienie. Przetrwałaś to. Jesteś w innym miejscu. Masz mini człowieka pod opieką. Samookaleczenie Ci nie pomoże, stary mechanizm, który się uruchamia gdy wraca. Spróbuj się skupić na tym co TU i TERAZ.
-
Trzymam kciuki i kibicuję Ci, żeby ten czas minął jak najbardziej łagodnie.
-
Wiesz, to wcale nie jest najgorsze, że widzisz zaburzenia, całe szczęście, że widzisz. Świadomość i wgląd są koniecznym warunkiem, żeby była możliwa zmiana, modyfikacja tego. Na razie te emocje są silniejsze, zalewają i wymykają się spod kontroli, ale jeżeli będziesz pracować terapeutycznie, to jest możliwe je ogarnąć. To nie jest tak, że ja teraz nie odczuwam nigdy już impulsów i nie włączają mi się borderowe jazdy, ale jestem na takim etapie, że wychwytuje to już natychmiast i modyfikuję od razu, na zasadzie: ok, to jest mechanizm z zaburzenia, biorę kilka głębokich wdechów, liczę w głowie do dziesięciu i się zatrzymuję, bo wiem, że jeśli przeczekam, to te emocje osłabną, mogę je już skontenerować i wytrzymać i zawsze kiedy mi się uda samej ogarnąć w takiej sytuacji, to jestem dumna z siebie, że nikt nie oberwał rykoszetem, że nie plułam jadem, że nikogo nie zraniłam, że nie byłam agresywna i autoagresywna. Naprawdę wyobrażam sobie jak trudne emocje i przerażenie i wściekłość, budzi w Tobie ten urlop. Ale ona wróci. Kiedyś przeżywałam urlop terapeutki tak, jakby miała nie wrócić już nigdy, jakby umierała, jakbym miała jej nigdy już nie zobaczyć. Ale ona zawsze wracała, dzięki czemu mój lęk stopniowo słabł. Zaufałam jej w końcu, że wróci.
-
I jak Ci z tym?
-
Bardzo dobrze Cię rozumiem, Nieprzenikniona. Przez pierwsze lata mojej terapii, tej właściwej, umierałam dosłownie, gdy moja terapeutka szła na urlop. Z tego co Cię czytam, to mamy podobne doświadczenia (domyślam się z Twoich wpisów traumy wskutek wykorzystywania seksualnego). Zaczęłam jako 16-latka, z wstępnym rozpoznaniem borderline i epizod depresyjny o umiarkowanym nasileniu. Mam na koncie 11 hospitalizacji psychiatrycznych, liczne próby samobójcze, masakryczne samookaleczenia. Moja terapeutka jest ze mną odkąd miałam 19 lat (mam 35 teraz), jest psychiatrą i psychoterapeutą, superwizorem, konsultantem wojewódzkim, ordynatorem oddziału psychiatrycznego. Pierwsze jej urlopy były dla mnie piekłem, sypałam się na amen, zupełnie nie umiałam sobie poradzić z lękiem separacyjnym, z uczuciem porzucenia, przez te kilka tygodni niszczyłam siebie maksymalnie, żeby zobaczyła jak bardzo mnie swoim urlopem "skrzywdziła", oczywiście nie na poziomie świadomym, ale to robiłam. Nie wierzyłam, że wyzdrowienie jest możliwe, że może być stabilnie, że mogę nie pragnąć śmierci, nie unicestwiać się wciąż. Jestem w głębokiej, długoterminowej psychoterapii rekonstrukcyjnej, spotykamy się nadal, miałyśmy od początku bardzo silną więź, ale najpierw z mojej strony było to patologiczne przywiązanie, nie umiałam bez niej żyć, jak to często w traumie relacyjnej i borderline. Teraz to dobra, zdrowa, bliska, budującą relacja. Nie mam już borderline w diagnozie. PTSD wyleczone. Zostały zaburzenia depresyjne nawracające, ale pod kontrolą, leki mam ustawione i funkcjonuję całkiem dobrze. Spotykamy się podtrzymująco, rzadziej. Nie walczymy już o moje życie, tylko pracujemy nad jakością. Gdy idzie na urlop, to tęsknię za nią, brakuje mi tych spotkań, ale nie jestem już pełna lęku i rozpaczy, tylko czekam na kolejne spotkanie, umiem już czekać i radzić sobie sama. Bardzo rozumiem, że Cię ten czas urlopu przeraża, rzadko się tu uzewnętrzniam, ale pomyślałam, że może dodam Ci trochę nadziei i otuchy, że może być inaczej, że możesz to wytrzymać, że jesteś na dobrej drodze. Pozwól sobie pomóc, skorzystaj z tej zastępczej psychoterapii, z możliwości kontaktu mailowego. Ten urlop minie. Wszystko mija w końcu. To jak teraz jest ciężko, też minie. Wytrzymaj.
-
Tak jak pisałam, u mnie działanie leków antydepresyjnych, w ogóle jakichkolwiek, jest znikome. Na Reboxetynie funkcjonuje najlepiej, ale to nie oznacza tryskania energią ani super nastroju, na żadnym leku nie miałam takiego efektu.
-
Biorę reboksetynę już masę lat. Wcześniej brałam już wszystko, co było dostępne na polskim rynku i na niej najlepiej się czuję. Na żaden antydepresant nie było u mnie oczekiwanej odpowiedzi, bo moje nawracające zaburzenia depresyjne w przebiegu PTSD słabo reagują na leki, są tylko wsparciem dla psychoterapii, ale o ile przy SSRI i TLPD właściwie w ogóle nie było reakcji w postaci wywindowania nastroju do poziomu, który umożliwiałby jakieś w miarę normalne funkcjonowanie, o tyle przy Edronaxie jest znośnie, nadal bez szału, ale da się żyć. Chyba z 10 lat to biorę i było kilka prób zmiany w gorszych momentach, ale zawsze po kilku miesiącach, wracałyśmy do reboksetyny. Teraz od tygodnia biorę znów, po nieudanej próbie ponownego leczenia sertraliną. Nie mam i nie miałam skutków ubocznych żadnych właściwie. Także kwestia indywidualna bardzo - dla mnie to jest lek, na którym mimo wszystko najlepiej funkcjonuję.
-
Na izbę przyjęć najbliższego szpitala psychiatrycznego
-
Johnn - rozumiem, że te wszystkie spotkania, które odbyłeś z różnymi specjalistami nie sprostały Twoim oczekiwaniom, zawiodły, nie pomogły. Czy zastanawiałeś się, czego byś potrzebował, żeby czuć się zaopiekowanym przez specjalistę we właściwy sposób? Jak Ty sobie to wyobrażasz? To nie jest atak - gdybyś tak to odebrał - to nie pytanie: co Ty sobie wyobrażasz?! Pytam, jak według Ciebie takie spotkanie z terapeutą powinno wyglądać? Jak powinien zareagować na to, co mówisz? Co zrobić, żebyś nie miał poczucia, że nie jest wystarczająco kompetentny, by z Tobą pracować? Czego zabrakło i czego potrzebujesz?
-
Dlaczego teraz Illi? Co się stało?
-
Cały czas bierzesz? Czy teraz po prostu na trzeźwo jest źle? Jeśli bierzesz, to Monar lub oddział psychiatryczny jest właściwą sugestią. Jeśli nie bierzesz, to psychoterapia i być może jakieś leki. Co w domu było nie tak? Brak uwagi ze strony rodziców rekompensowany kasą? (bo skąd nastolatka ma kilkaset złotych na narkotyki?). Czy więcej złego?
-
Nie chciałam byś poczuła się zaatakowana, ale chciałam Ci pokazać coś, czego być może przez wyryte w Tobie schematy, jeszcze nie możesz dostrzec, a co może być ważne w kontekście myśli o posiadaniu dzieci. Myślę, że nie chciałabyś by Twoje dzieci cierpiały.
-
Witaj z o. o. Nie trzeba być dzielnym, można płakać, zwłaszcza jak się jest dzieckiem, jak się nie rozumie tych wszystkich zasad i mechanizmów rządzących światem dorosłych, jak czegoś pragniesz najbardziej na świecie a nie możesz dostać, jak robisz coś źle, bo po prostu jeszcze nie wiesz jak powinno się zrobić. Mały człowiek jest bardzo chłonny i sensytywny, można mu wiele zaszczepić i wpoić, również złych rzeczy, krzywdzących, ale można nauczyć własnym przykładem (bo dzieci zawsze naśladują) jak wybierać dobro, jak być dobrym człowiekiem, że można płakać, że można się złościć, że dziecko też zasługuje na szacunek, że ma swoje prawa tak samo jak dorosły, nie trzeba bić, wyzywać, karać, upokarzać. Rodzice nie zasługują na szacunek tylko dlatego, że są rodzicami, nie wolno im bić, czy słowem ranić dzieci, tylko dlatego że są rodzicami. Dzieci też zasługują na szacunek i mają swoje prawa. I wymagają ochrony, bo są małe i bezbronne i zupełnie od nas - dorosłych - zależne. P. S. Będąc dorosłym też można płakać. To żaden wstyd. Nie trzeba być zawsze dzielnym. Płacz pomaga, oczyszcza,przynosi ulgę.
-
Kto mówi o banie? W żaden sposób nie chciałam Cię zaatakować ani skrzywdzić. Martwię się tylko, bo widzę, że powielasz schemat, który Ci wpojono. Twoi rodzice popełnili dużo błędów, które Ty postrzegasz jako coś słusznego w wychowaniu. Czytałam w innych postach, że bijesz się z myślami z decyzją o dzieciach, mąż bardzo chce... Jeśli jeszcze ich nie masz, a już planujesz traktować, karać tak jak byłaś karana i traktowana, to martwię się o te dzieci hipotetyczne, bo będą cierpieć, jak Ty wielokrotnie cierpiałaś. Bo wychowasz kolejnych zranionych ludzi. Tradycyjny = przemocowy. Badania, historie wielu ludzi pokazały, że to nie jest właściwy model. P. S. Płacz nie jest dla głupich bab. Płacz to naturalna reakcja, naturalny sposób rozładowania całej gamy emocji. Pewnie jako dziecku mówili Ci, że nie wolno płakać i to powód do wstydu. Kolejny krzywdzący schemat.
-
Nie jest, to prawda. Złość jest uczuciem jak każde inne, normalnym, zdrowym i potrzebuje być wyrażana - inaczej przepoczwarza się w coś innego, np. w smutek, lęk, poczucie winy, autoagresję. Bycie złym (odczuwanie złości) nie oznacza, że jest się złym człowiekiem, a jej wyrażanie nie jest tożsame z agresją, można złość wyrażać konstruktywnie, nie krzywdząc przy tym innych ani siebie. Bardzo ważne w rozwoju dziecka jest by miało prawo do złości, by mogło ją bezpiecznie przeżywać i wyrażać, jeśli tego nie ma, jeśli to uczucie jest tłamszone, jeśli za wybuchy złości dziecko jest karane, szykanowane, to potem w dorosłym życiu trudno sobie z tą złością radzić.
-
Żaden rodzic nie ma prawa stosować przemocy wobec dziecka, ani fizycznej, ani psychicznej, ani seksualnej. Nie ma prawa bić, wyzywać, znęcać się czy gwałcić tylko dlatego, że jest rodzicem, że jest większy i silniejszy. Dziecko nie jest własnością rodzica, jest odrębnym człowiekiem, który też ma przyrodzone prawo do miłości i szacunku, jest słabsze i zależne od dorosłego, co dorośli często niestety wykorzystują. Gwarantuję Ci, że można wychować dobrego, zdrowego psychicznie i szczęśliwego człowieka, nie bijąc go, nie poniżając, nie wyzywając, nie każąc non stop. I taki dzieciak wtedy prawdziwie tego rodzica kocha i szanuje, a nie tylko rodzica się boi i siebie przy okazji nienawidzi.
-
z o.o. - wklejam coś co niedawno przeczytałam, głównie myśląc o Twoich wypowiedziach w tym poście, choć może to coś wnieść wielu osobom. „Moi rodzice bili mnie gdy byłem dzieckiem i nie doznałem traumy” - powiedział mężczyzna, którego była partnerka oskarżyła za stosowanie wobec niej przemocy fizycznej. "Kiedy byłem dzieckiem, zostawiono mnie samego. Płakałem dopóki nie usnąłem. To było takie okropne, że wtedy nie wyszedłem" – powiedział człowiek, który spędza długie godziny w mediach społecznościowych, co zakłóca jego sen. „Karali mnie gdy byłem dzieckiem i nic mi nie jest” - powiedział mężczyzna, który za każdym razem, gdy popełnia błąd, mówi do siebie z pogardą stosując to jako formę samoukarania. „ Gdy byłem dzieckiem wychowywali mnie twarda ręką nazywając to „ edukacją ”- powiedziała kobieta, która wciąż nie rozumie, dlaczego wszyscy jej partnerzy są agresywni wobec niej. „Kiedy jako dziecko stałam się kapryśna, mój ojciec zamknął mnie w pokoju samą, żebym się uczyła, a dziś to doceniam” - powiedziała kobieta, która cierpiała z powodu napadów lęku i nie potrafi wyjaśnić, dlaczego tak bardzo boi się zamknięcia w małych pomieszczeniach. „Moi rodzice, kiedy wpadałam w złość, powiedzieli mi, że mnie porzucą lub oddadzą obcej osobie i jakoś nie pozostawiło to żadnych traum” - powiedziała kobieta, która modliła się o miłość i wybaczała powtarzające się zdrady, aby nie czuć się porzuconą. „Moi rodzice kontrolowali mnie samym spojrzeniem i zobacz jak mi to wyszło na dobre” - powiedziała kobieta, która nie potrafi utrzymać kontaktu wzrokowego z osobami „autorytatywnymi” bez poczucia zawstydzenia. „Jako dziecko radziłem sobie nawet z tym, że bito mnie kablem od żelazka i dziś jestem dobrym człowiekiem i mam dobry zawód” - powiedział mężczyzna, którego sąsiedzi złożyli doniesienie na policję, że będąc pod wpływem alkoholu niszczył mienie i wrzeszczał na żonę. „Moi rodzice zmusili mnie do robienia kariery, która przyniosłaby mi pieniądze i zobacz jak mi się powodzi" - powiedział człowiek, który codziennie marzy o piątku, ponieważ jest zestresowany swoją pracą, w której musi robić coś, co nie jest tym, o czym zawsze marzył. „Kiedy byłam mała, zmuszali mnie do siedzenia przy stole dopóki nie skończę posiłku, a nawet karmili mnie siłą, nie jak inni pobłażliwi rodzice” stwierdziła kobieta, która nie rozumie, dlaczego nie mogła mieć zdrowego stosunku do jedzenia, a w okresie dojrzewania rozwinęły się u niej zaburzenia odżywiania. „Moja mama nauczyła mnie szacunku, bijąc mnie klapkiem po tyłku” - powiedziała kobieta, która pali 5 papierosów dziennie, aby opanować swój niepokój. „Dziękuję mamie i tacie za każdy cios i każdą karę, bo jeśli by mnie nie bili, to kto wie, co by się ze mną stało” - powiedział mężczyzna, który nigdy nie był w stanie mieć zdrowego związku, a jego syn ciągle go okłamuje, bo się go boi. I tak idziemy przez życie, słuchając ludzi, którzy twierdzą, że są dobrymi ludźmi bez traumy, ale paradoksalnie żyjemy, w społeczeństwie pełnym przemocy i poranionych ludzi. Czas przełamać pokoleniowe cykle traumy. ~ David Bradbury Tłumaczenie z języka angielskiego Matryca Życia-Ewa. (https://www.facebook.com/matrycaEwy). Jeśli kopiujesz ten tekst to proszę podaj autora tłumaczenia.
-
Czy ktoś wie co się dzieje z doi? Była mocno aktywna i zniknęła z dnia na dzień, co mnie niepokoi.