Chodzę na psychoterapię. Niby terapia nie pomogła mi bezpośrednio w leczeniu ale ... terapeuta otworzył mi oczy. Odkryłem, że całe życie nie robiłem tego czego chcę, tylko to co chcą inni. Wiecznie dawałem sobą kierować i manipulować. Kompletnie nie spodziewałem się takiego odkrycia w sobie. I tutaj zaczyna się błędne koło, bo mam pracę, której nie cierpię. Próbowałem się przekwalifikować, ale z uwagi że na naukę potrzeba czasu i kasy nie udało mi się, bo nie mam ani jednego ani drugiego (mam żonę i dziecko). No właśnie żona też mnie blokuje. Chciałem wyjechać dorobić za granicę i oczywiście mnie nie puści. Ogólnie nie pochwala mojej psychoterapii, gdyż stałem się teraz człowiekiem, który domaga się swoich praw i więcej od życia. Boli ją to, bo ona lubi mieć wszystko poukładane i wyjaśnione oraz lubi dominować. Z drugiej strony bardzo kocham nasze dziecko, a ona jest bardzo (aż za bardzo) pracowita - w domu jest błysk, pranie, prasowanie, gotowanie perfekt. Byłem pokornym trybikiem w tej maszynie, aż udałem się na psychoterapię i za którymś spotkaniem po prostu przejrzałem na oczy. Dodam, że poznałem żonę jak jeszcze moja fobia była słaba, a ślub brałem na benzodiazepinach.