oaza, bardzo jestem ciekawa Twojej pracy nad sobą i efektów. Jeśli tu zagladasz, napisz proszę jak potoczył się Twój los.
Szczerze pisząc, nie radzę sobie sama ze sobą. Muszę się wygladac więc napiszę to tutaj. Od pewnego czasu zrobiłam się okropna. Bardzo. Zaczęłam czepiać się partnera o pierdoły, gadać mu o tym jak mnie kto traktuje i próbowałam wymusic na nim to, żeby coś z tym zrobił. Do furii doprowadzają mnie porozrzucane skarpetki, ręczniki, kurz, okruszki no wszystko. Denerwuje mnie to, że nie chce ze mną spędzać czasu, rozmawiać (ale jak spędzać czas z kimś takim jak ja? Nic dziwnego...). Kiedy ma dzień wolny, kiedy jest szansa na to, żebyśmy razem coś zrobili to on wybiera piwo z bratem. Często. Nigdy nie robi rzeczy, o które go proszę. A seks... Praktycznie przestał istnieć. Czasem wyrzucam jego zapalniczki, usuwam gry z konsoli lub robię inne dziwne rzeczy bo jestem zła, wściekła. Mamy dziecko, ktorym opiekuje się wyłącznie ja. On nie robi przy nim niczego. Ja pije, myje się , jem w pośpiechu i z bylejakim efektem. Nie potrafię "zmusić go" do opieki, ponieważ syn (5 miesięcy) przy nim praktycznie leży i płacze a on tylko mu się przygląda. Nie próbuje go nawet bawić... Serce mi pęka gdy syn patrzy na niego i nawołuje, gaworzy a on jest wgapiony w tv i nie reaguje. Moje życie nie istnieje, nie radzę sobie ze swoimi emocjami, z agresja... Czuję, że spadam na dno, że jestem gdzieś na granicy szaleństwa i zdroworozsadkowej normalności. Boję się, że zrobię coś strasznego... On chodzi na wieczory kawalerskie a ja uspokajam wrzeszczace niemowlę, on pije piwko a ja proszę o 3 minuty na szybki, zimny prysznic. Przy tym wszystkim przestaje mi się chcieć zmieniać na lepsze. Nie chce mi się tego ciągnąć dłużej, nie widzę sensu w tym wszystkim. Czy ktoś może mi doradzić co mam zrobić? Zwlaszcza z emocjami.