Skocz do zawartości
Nerwica.com

NoLajf

Użytkownik
  • Postów

    78
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez NoLajf

  1. A mówiłeś szefowi ze masz ta chorobę i musisz mieć odpowiednie warunki do normalnej pracy,czyli właśnie nie wytykanie błędów i ciągły stres tylko komfort psychiczny? Mi choroba strasznie przeszkadza w wykonywaniu swoich obowiązków. No dzisiaj na uczelni na zajęciach komputerowych doktor tłumaczy jakieś podstawy programu a ja w pewnym momencie myślę ciągle nad jedną rzeczą która i tak zrozumiałem i siedzę i powtarzam to sobie w głowie jak to w nerwicy natręctw i nie potrafię się skupić na jego dalszych tłumaczeniach. I potem mnie zaczyna od tych myśli boleć głowa i dzień na straty przez tak głupia sprawę. Codziennie powtarzam sobie ze jutro nie będę tak postarzac w kółko tych myśli a wraz robię swoje. Chce normalnie funkcjonować mimo tej choroby Ale może czasem zapominamy ze to poważna choroba i nie możemy na siłę z nią walczyć tylko zaakceptować ze przez nią jesteśmy ograniczeni i równie dobrze należy nam się za to socjal, a mimo to chcemy z nią walczyć i dobrze. I ostatnio się zastanawiam czy jak będę się starał o pracę to czy mam mówić pracodawcy o mojej chorobie i wtedy może mnie przez to niezatrudnic czy nie mówić Ale mieć świadomość ze przez ta chorobę możemy spowodować jakiś wypadek, np jak ja miałem praktyki na lotniskowej stacji meteorologicznej i przez moje myśli mógłbym podać źle dane pilotowi i sprawdzić katastrofę. Nie wiem jak radzisz sobie z tą chorobą Ale jeśli ci przeszkadza To wytykanie błędów to spytaj się innych pracowników co o tym sądzą a jeśli jest tak samo to powiedzcie wszyscy razem żeby tak nie robił żeby nie zwalić całej kary na siebie. Bo wszystkich raczej nie zwolni.
  2. http://wiadomosci.tvp.pl/34407155/metoda-na-zycie-bez-nerwicy-natrectw Tutaj prawie identyczny artykuł, jednak pojawia się rozmowa z inną pacjentką cierpiącą na NN. Mi osobiście pomagają leki (i kiedyś terapia), najczęściej jednak nie mam myśli natrętnych jak mam czym się zająć. Funkcjonuje w 80% normalnie jak reszta osób. I bardzo zaciekawiła mnie właśnie ta pani mówiąc, że ona nie ma życia towarzyskiego. Trochę mnie to zdziwiło, bo wyglądała na taką która może funkcjonować normalnie w społeczeństwie i dlaczego ona nie ma znajomych? Macie podobne doświadczenia jak ta pani? Czy to jest związane tylko z wykonywaniem rytuałów, czy z nadmiernym pobudzeniem, rozdrażnieniem czy przygnębieniem (chodzi o brak znajomych)? Bo sądzę, że ludzie są przeważnie tolerancyjni na różne zaburzenia, zwłaszcza takie, które im nie szkodzą.
  3. Powinnaś jak najszybciej zgłosić się do lekarza. Skoro miałaś próbę samobójczą i ten stan sie dalej utrzymuje to żadne odpowiedzi nie będą w stanie ci pomóc co bezpośredni kontakt z lekarzem. Ja również miałem silne myśli samobójcze, ale dobrze dobrane leki + dobra opieka medyczna (terapia) mi pomogła i teraz funkcjonuje jak normalny człowiek. Oczywiście, czasem mam okresy w których dalej myślę o samobójstwie, ale dzięki lekom i rozmowami z ludźmi w trudnych chwilach daje sobie z nimi rade. Życzę ci, żebyś znalazła osobę, która cie nie skrzywdzi i dała ci chęci do życia. :)
  4. No to właśnie tak robiłem, ze po akapicie czasem kilku dawałem w nawiasie źródło. Każdy wydział i uczelnia ma inne zasady i u mnie jest tak jak napisałem, że nie daje się przypisów tylko podaje nazwisko autora i rok. Dzięki za pomoc i wyjaśnienie tego, ale wiesz jak to jest w tej chorobie. Nawet twarde dowody nie mają żadnego znaczenia przeciwko pojawianiu się natretnych myśli (definicja urojeń tu pasuje) i odczuwania lęku. Myśli cię oskarżają i chcesz ich się pozbyć więc pytasz się ludzi czy to co robisz jest uczciwe. Jak powiedzą ci ze tak, to i tak im nie wierzysz i idziesz w zaparte. Nawet gdyby cię sądził sam Bóg to byś miał wątpliwości czy słusznie cię ocenia.
  5. Też tak kiedyś miałem. Nawet nie wiem jak to się stało że teraz się tym w ogóle nie przejmuje i nie mam natretnych myśli z tego powodu. Na tej sferze życia mi nie zależy. Wolę postępować według własnych odczuc nawet jeśli to zrani druga osobę. Wiesz dlaczego tak myślę? Bo życie jest zbyt ciężkie żeby tego nie robic, a dzięki temu pozbywasz się złych emocji. Prawie codziennie zdarzy mi się sytuacja w której poczuje się urażony. Np ktoś mi zwróci uwagę, coś skomentuję, powie coś niemilego i owszem przejmuje się tym Ale krótko. Ciężko jest mi to wytłumaczyć słowami, ale chodzi mi o to że ja się z tego wyleczylem właśnie poprzez robienie tego co inni mi robią. Wiem że tak się nie zmienia świata, ale sam i tak go nie zmienisz to czy nie lepiej się przystosować i mieć uspokojone nerwy? Pomyśl też tak ze jesli myśli ci mówią że zrobiłeś coś złego to tak naprawdę tego nie zrobiłeś i jesteś dobry. Teraz zauważyłem że każdy musi przez to przejść i musi minąć odpowiednia ilość czasu zanim wyleczysz się z tego. Ale niestety co w nn nie budzi już lęku i niepokoju to ta choroba uderza w inne sfery życia. Ja już miałem kilka takich zmian, a wszystkie myśli skupialy się na tym na czym mi najbardziej zależało.
  6. Nie sądzę by ta choroba była tylko powodowana przez niedobory jakichś hormonów. Widzę po sobie ze ta nerwica jest skutkiem moich zachowań, myśli, które spowodowały tą chorobę. To tak jakby mówić o otyłości. Nie pojawia się nagle tylko jest spowodowana przez zle nawyki żywieniowe i tryb życia. Aby się wyleczyć z nn należy zniszczyć jej źródło czyli zmienić sposób myślenia. A to że jest to niemożliwe, to już inna kwestia xd. Co noc sobie myślę, że jutro nie będę wykonywał tych ciągłych analiz, ale i tak to robię. Jakbym był uzależniony normalnie. Ciężko jest zmienić myślenie, zwłaszcza jeśli cale życie tak myślisz.
  7. Ja. Chociaż może nie tyle na tle religijnym co związanym z wyrzutami sumienia. Od pewnego czasu mam pewną obsesje na punkcie uczciwości. A ostatnio to sięgnęło apogeum. W ostatni czwartek obroniłem prace licencjacką. Wszystkie prace są teraz sprawdzane przez program antyplagiatowy. Bardzo się tego bałem, ale mi praktycznie nic nie wykazało (moi znajomi mieli wyższy procent ode mnie), ale mimo to ciągle mam wyrzuty sumienia, że popełniłem plagiat. To trochę dziwne bo męczy mnie jeden akapit, który antyplagiat mi nie wykrył, ale ja czuje ze to ściągnąłem. To jest strasznie głupie bo ja praktycznie większą część pracy pisałem w taki sposób jak ten akapit, a męczy mnie tylko on, bo wzrok mi na tym utkwił. Prace pisałem w taki sposób, że miałem przed sobą podręcznik i zmieniałem szyk zdań i nie wiem czy to jest plagiat, czy powinno się bardziej czytać i własnymi słowami pisać. Niby oczywiste jest, że trzeba własnymi słowami pisać, ale niektórych pojęć się nie da napisać własnymi słowami tylko zmieniać szyk zdań. Sam już nie wiem. Może po prostu boje się przyznać ze popełniłem plagiat, chociaż program go nie wykrył, ale przecież wiecie że można oszukać maszyne. To natręctwo urosło już do skali obsesji, ponieważ żadna logiczna argumentacja moich myśli ich nie powstrzymuje. Zamiast się cieszyć, to się męcze. Straciłem jedyną rzecz, na której mi zależało, mianowicie na studiach. A teraz przez całe życie będzie to za mną chodzić, że w nielegalny sposób zdobyłem wykształcenie. Już przed obroną miałem myśli że to plagiat ale nie chciało mi się go zmieniać (tego akapitu) i nie wiem czy mógłbym w inny sposób to napisać, a jakbym usunął to popsuło by mi cały rozdział. P.S. W sumie to głupie są te prace licencjackie bo skoro trzeba pisać z książek i nic od siebie, to po co sprawdzać przez program antyplagiatowy. Moim zdaniem plagiat to jest użycie tego samego kontekstu i szyku pracy, a nie tylko przepisywanie słowo w słowo.
  8. Ok. Ja też przepraszam, ale w takich sytuacjach wole coś odpisać niż czekać aż mnie złość zje od środka dlatego że komuś nie odplacilem.
  9. jesteś z bogatej rodziny, studiujesz, masz znajomych, ergo: masz kasę, perspektywy, ludzi wokół siebie, więc o co jęczysz? nie wkurwiaj kogoś takiego, jak ja, który pochodzi z biednej rodziny, nie ma uzdolnień ani możliwości przyzwoitego kształcenia i ludzie nie chcą mieć z nim nic wspólnego. I co myślisz że kasa, studia i znajomi dają szczescie? Kasa- może źle napisałem że mam bogatą rodzinę, kiedyś było lepiej, teraz się przeprowadzilismy i ledwo się spłaca rachunki, ale nie ma tak ze jest bida, średnia rodzina. Studia- na moim kierunku bylo mniej chętnych niż limit osób i przyjęli wszystkich, więc nie mów mi że studia to super awans, jeśli sam nie studiujesz to może jesteś zbyt głupi żeby nawet zdać mature. Znajomi- można mieć 100 znajomych, a żadnego przyjaciela Mam swój problem i jak go nie rozumiesz to nie pisz takich postów więcej.
  10. Nie wiedziałem, że tacy dobrzy ludzie są na tym forum, heh. Już wam mówię o co mi chodzi. Otóż, na codzień jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, wiadomo zdarzają się dolki ale czas je leczy. Ale najbardziej nurtujące mnie pytanie to: czy człowiek musi przejąć inicjatywę żeby jego życie się zmieniło? I nie chodzi mi ze tak, bo to logiczne ze żeby być np. piekarzem to trzeba samemu się na ten kurs zapisać, wiadomo. Chodzi mi bardziej o relacje między ludzkie i damsko-męskie. Wszyscy w mojej ekipie są w związkach, albo zrywają albo się godzą albo poznają nową dziewczynę. A ja? Nul, zero, nic a nic. I jak jeżdżę trolejbusami(jak coś fajna atrakcja turystyczna w Lublinie xd) to się przyglądam wszystkim dziewczynom, albo teraz jestem na zajęciach terenowych ze studiów i jest ognisko, disco polo itp. Tak sobie siedzę i myślę przysiasc się do koleżanki? Lepiej nie bo nie umiem podrywac a i też wiem że dziewczyny od razu to wyczuwaja a raczej powinno się zacząć od normalnych rozmów. I dochodzę do wniosku, że to wszystko i tak o du.. potluc, porozmawiam o czymś a i tak każdy wróci w swoją stronę. Już tak z resztą miałem na studiach. Podobała mi się dziewczyna i ona tak jakby mnie kokietowala, ciągle o mnie mówiła itp albo jak się patrzyłem to się rumienila. Aż w końcu nie wytrzymałem tego niepokoju i powiedziałem że przyjaźń damsko męska nie istnieje a ta ze to nieprawda. I już wiedziałem że chce mnie złapać do friendzona, a ja już nie daje sobą pomiatac jak kiedyś. I tak w cale nie rozmawiamy. I tak jest kurde cały czas, nie umiem interpretować czyichś emocji, koloryzuje je, biorę do siebie wszystko. Też mam mało pewności siebie, niby nikt mi nie powiedział że jestem brzydki a wręcz przeciwnie, ale ja ciągle się przeglądam w lustrze, że się garbie, że mam powiększenie sutki co jest bardzo krepujace u facetów , trochę mam cialka więcej Ale nie za dużo, brat mi mówi że wyglądam normalnie. No i chodzi mi o to czy będę miał dziewczynę jeśli nie będę robił tych głupich podrywow, albo nie zakochiwal się na siłę tylko będę normalnie żył i rozmawiał z dziewczynami jak z kolegami?
  11. Dokładnie. Gadanie na forum nic nie da, więc sam nie wiem po co tu wracam i pisze co mi dolega. Wiem, że każdy ma swoje problemy i pewnie większe od moich. Chyba liczę na to, że poznam jakąś nową osobę. Trochę mnie zaskoczyłeś, że mój stan jest poważny. Chyba masz rację, mogę wpaść w jeszcze większego doła, albo targnąć sie na zycie. No ale co powiem rodzicom, że źle się czuje, to powiedzą, żebym wziął sie do roboty, albo wezmą mnie na rozmowę z kolejnym lekarzem i znowu będę musiał setny raz wracać do przeszłości i opowiadać swój życiorys. Sądzę, że przydałaby mi się psychoanaliza, bo ja sam nie wiem co mi dolega, ale te porady Freudowskie nie cieszą się dużą aprobatą ze strony lekarzy.
  12. Leki psychotropowe biore od 9 lat. Taki fajny lekarz mi powiedział, że w moim przypadku leki nie pomogą i nawet nie ma sensu się w to bawić, bo une zrobią ze mnie warzywo, a normalnie funkcjonuje tylko męczą mnie pytania na które nie znam odpowiedzi. W kazdych natręctwach jest ten sam schemat. A pojawiają się z rzeczami, które wywołuja silne emocje, szczęśliwe jak i negatywne. Mieszkam obok szpitala psychiatrycznego i ostatnio lekarz prowadzący mi polecił taka psycholog i to jeszcze za darmo. Tylko strasznie mi sie nie spodobała ta osoba i już mam wrażenie, że wszyscy co się zajmują psychiatrią są porąbani. Nie chce się oszukiwać, że to mi pomoże, to po prostu wyrzucanie pieniędzy w błoto. Porozmawiać to moge sobie z kolegą i za darmo.
  13. Nie chce nadużywać terminu "depresja", bo możliwe, że mam jakieś chwilowe stany depresyjne, ale właśnie tak się czuje. Nie mam ochoty na nic, nic mnie nie interesuje, na wszystko patrzę z niedowierzaniem. Chciałbym poznać jakąś dziewczynę, która by była taka jak ja. Ale w relacjach społecznych jestem dosyć kiepski, nie umiem odczytywac prawdziwych intencji nadawcy. A poza tym myślę, że związek by mi jeszcze bardziej zaszkodził, bo bym musiał myśleć gdzie z nią pójść, utrzymywać kontakt itp. Natrętne myśli dotyczą tego co wywołuje emocje, np. oglądam sobie mecz i 10 minut analizuje która drużyna gra w jakich koszulkach, a przecież to wiem, albo np. że nie jestem w 100% uczciwy, bo pisząc pracę licencjacką pisałem akapit po akapicie autora jednej książki, tylko zmieniałem szyk zdań, używałem synonimów. Z tymi natręctwami jest jak z uzależnieniem, wiesz, że ci zaszkodzi ale i tak musisz wziąć kolejną dawkę, a tutaj przeanalizować problem, żeby móc normalnie funkcjonować. A co do psychologów. Chodziłem do wielu i trafiłem na dobrego. Uczyła mnie właśnie, żeby tych myśli nie analizować, ale co z tego jak to uzależnienie jest silniejsze ode mnie, i doszedłem do wniosku, że ja tam tylko opowiadam jak mi minął tydzień albo daje mi rady, które znam. Najgorsze jest to, że nikt ci nie pomoże, bo lekarz nie będzie się tobą opiekował 24h bo przecież on też ma swoje problemy i innych pacjentów. Wychodzi na to, że trzeba udawać, że żyjesz.
  14. Witam. Mam 22 lata, nerwice natręctw i studiuje- w sumie nic specjalnego. Ostatnimi czasy, gdzieś całe życie, nie czuje się jak inni ludzie. Mam bardzo ciężka osobowość, tzn. duża neurotycznosc, własny pogląd na rzeczywistość, znieczulica na inne osoby. Jestem strasznie przygnebiony mimo że śmieje się prawie ze wszystkiego (takie są chyba objawy depresji, że człowiek chce rozweselic się byle czym, albo leki też robią swoje w tej dziedzinie). Cały czas czuje niedosyt i nigdy nie jestem spełniony. Cała swoją energię poświęcam na przerobieniu, przeanalizowaniu natretnych myśli. Nic mnie nie interesuje oprócz spania, bo wtedy tracę świadomość. Chce nie istnieć Ale boję się zabić , bo czekam jak głupi ze moze los się do mnie uśmiechnie. I w tym jest cały mój problem, niby powinienem być szczesliwy, mam dobra rodzinę, nie biedną, studiuje to co chce, wychodzę ze znajomymi, ale ciągle to ale. Czegoś mi brakuje, czyje pustkę i wiem że nic nie jest w stanie jej wypełnić. Wiem że pisze od rzeczy i już mam dosyć kogoś obarczac moimi wywodami, ale chciałbym poznać jakąś osobę co mnie rozumie, bo jeszcze takiej w życie nie spotkałem. Ogólnie mam wrażenie że jestem przegrywem, cały czas się sztucznie uszczesliwiam myślami, w sensie natretnymi. Nie żyje tylko wegetuje i czekam aż uschne. Nie chcę chodzić do psychologów bo to tylko ciągły proces wyzalania się. Mnie już nic nie zmieni, więc po co płacić komuś żeby leczył objawy a nie przyczyny. Mógłbym tak pisać 10 godzin a i tak by to nic nie pomogło, dlatego chce znalezienia partnera do wspólnych rozmów nad tym nudnym światem. Jeśli choć trochę mnie rozumiesz i chcesz o tym porozmawiać to napisz.
×