Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    858
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Odpowiedzi opublikowane przez minou

  1. 17 godzin temu, mrNobody07 napisał(a):

    Wtedy nawet się uśmiechnie i powie miłe słowo😂 U mnie 350 może dlatego 🙃

    Ja też płacę 350 za każda wizytę, ale warto. Mój lekarz nie jest typem marketingowca, który traktuje pacjenta jak klienta i skacze koło mnie, bo płacę. Jest profesjonalny, jest miły, ale od razu powiedział, że nie wypisuje recept, które uważa za bezpodstawne, tylko dlatego, że wizyta w jego przychodni jest droga. To mi się spodobało, bo chciałam specjalisty a nie receptomatu. Mam lekarza, który mnie słucha, jest otwarty na moje sugestie, zawsze omawia ze mną opcje leczenia, ale ostateczna decyzja należy do niego. Mówi też uczciwie, kiedy np uważa, że jego zalecenie wydaje mu się najlepsze, ale oczywiście jest ryzyko, że się nie sprawdzi. 

  2. Porozmawiaj z lekarzem, czasem można przepisać jakieś leki, które działają od razu, ale można je brać krótko, bo uzależniają. Coś na sen i coś na lęki. I zwykle można to połączyć z lekiem, który potrzebuje trochę więcej czasu na zadziałanie, ale można go brać wg potrzeb, kilka miesięcy czy nawet lat. 
    Ale musisz też się dowiedzieć co Ci jest i dlaczego tak się czujesz. 

  3. No niestety, klasyfikacja różnych problemów psychicznych jest dość niejasna i nie zawsze logiczna, bo wiedza na ten temat ciągle ewoluuje i ICD też jest na bieżąco aktualizowane.

    Ciągle pokutuje wiele stereotypowych określeń i podziałów i minie pewnie jeszcze dużo czasu zanim poznamy wszystkie mechanizmy, które wywołują dane symptomy. 
    Z mózgiem jest ten problem, że z jednej strony to organ jak każdy inny. A to oznacza, że wiele czysto fizjologicznych czynników ma wpływ na jego funkcjonowanie. Najprostszym przykładem jest np związek chorób tarczycy z problemami psychicznymi. Tak samo niedobór wielu witamin i minerałów daje często objawy „psychologiczne” (spadki nastroju przy braku wit D, niepokój i nerwowość przy braku magnezu itd). A z drugiej strony nasze bardzo ogólnie rozumiane wzorce myślowe mają ogromny wpływ na to, jak funkcjonuje gospodarka neuroprzekaźników i hormonów. Więc to, jak myślimy, jak radzimy sobie z problemami, jak nawiązujemy relacje, wpływa na czysto fizjologicznie procesy w mózgu i często prowadzi do zaburzeń równowagi chemicznej - a w konsekwencji do nerwicy i depresji, ale nie tylko. Jeśli z jakiś powodów nie umiemy w prawidłowy sposób radzić sobie np ze stresem, to zachoruje nie tylko nasz umysł, ale i ciało, bo stale podwyższony poziom kortyzolu i noradrenaliny powoduje nie tylko nerwicę czy depresję, ale też np nadciśnienie, zgagę, a wreszcie rozregulowanie systemu immunologicznego, co może doprowadzić do szeregu chorób, od autoimmunologicznych jak np reumatyzm, po nowotwory (w uproszczeniu, bo to są bardzo złożone procesy, np połączenie ciągłej zgagi ze spadkiem odporności może stworzyć sprzyjające warunki do rozwoju nowotworów przełyku, bo komórki są ciągle drażnione przez kwas żołądkowy a osłabiony układ immunologiczny może nie wyłapywać sprawnie mutacji).
    Z tego powodu do problemów psychicznych trzeba podchodzić holistycznie i brać pod uwagę zarówno czynniki fizjologiczne jak i środowiskowe. 

  4. Zaburzenia lękowe, czyli potocznie nerwica, pojawia się czasem jako jedyne zaburzenie np w sytuacji długotrwałego narażenia na silny stres. Jest to wtedy naturalna reakcja na to, że system nerwowy był przez dłuższy czas zalewany hormonem stresu - kortyzolem. Kortyzol w nadmiarze na dłuższą metę rozregulowuje wiele procesów w ciele, wpływa na odporność, insulinę i masę innych rzeczy, ale też na neuroprzekaźniki i nadmiar kortyzolu na dłuższą metę zwykle wywołuje objawy nerwicowe. W takim przypadku można zastosować leki, ale najlepiej w połączeniu z psychoterapią, żeby zapewnić trwałe efekty. Na psychoterapii np można nauczyć się więcej asertywności, dojść do wniosku, że trzeba zmienić pracę lub odciąć się od toksycznych osób w otoczeniu, ale też poznaje się techniki na opanowanie codziennego stresu, relaksację, rozpoznawanie nadmiernego obciążenia, sposoby na świadome zarządzanie swoimi neurotransmiterami itd. Poprzez różne techniki i sposoby człowiek może świadomie wpływać na obniżenie poziomu kortyzolu czy noradrenaliny, a podniesienie poziomu np oksytocyny, dopaminy czy serotoniny.
     

    Ale często zaburzenia lękowe pojawiają się jako objaw towarzyszący innych problemów. Mogą to być problemy fizjologiczne, szczególnie z zakresu przemiany materii (np. tarczyca), ale też wiele innych rzeczy, niedoborów witamin i minerałów, które mogą być spowodowane przez złą dietę, ale mogą też być spowodowane poważnymi chorobami zaburzającymi wchłanianie, czy wadami genetycznymi. 

    Zaburzenia lękowe często też towarzyszą innym zaburzeniom lub chorobom psychicznym. Np. około 80% osób ze zdiagnozowanym ADHD ma też zaburzenia lękowe. 
    W takich wypadkach kluczowe jest znalezienie i leczenie przyczyny, inaczej szanse powodzenia terapii czy to farmakologicznej czy psychologicznej są niewielkie. Choć trening tzw. self management, czyli świadomego zarządzania nastrojem, i tu ma dobre efekty. 
    Co do psychiatrów to naprawdę dziwne. Ja trafiałam na różnych, ale jazdy jeden zawsze pytał o wyniki badań np krwi, pytał, czy badałam tarczycę itd. 
     

    Godzinę temu, mała_mi123 napisał(a):

    Przykro mi że na takich dr trafiasz.

    Są różne przyczyny stanów lękowych.

    Ładowanie w ciemno leków to takie hmmm..

    Czemu nie patrzą w oczy, nie wiem. A jak mówią 300 zł za wizytę na koniec to patrzą w oczy? Czemu zastraszeni. Może sami mają nerwice lękowa 🍀

    Haha w punkt 😁

  5. 13 godzin temu, Relfi napisał(a):

     

    Właśnie, też tak myślę, że samorozwój to wcale nie chodzi o jakieś wielkie rzeczy, czy takie jak sobie je czasami wyobrażamy albo by inni widzieli.
    Nawet takie zwykłe sprzątanie też może być dobrą nauką, by pomóc pewne rzeczy w sobie samym lepiej uporządkować.
    Wiadomo przecież jak na samopoczucie wpływa, gdy jest dookoła bałagan, a z drugiej  strony kolory zwłaszcza jasne i przyjemne, czy rzeczy które nam poprawiają nastrój mogą być pomocne by lepiej funkcjonować i lepiej się czuć.
    Tak tylko mogę polecić książkę „Tokimeki. Magia sprzątania w praktyce”
    Od razu mówię, nie mam z tego profitu, nie podaje linka i nie jestem autorem, po prostu mi się spodobała.
    Pozdro ;)


    Mi książki o życiu dorosłych z ADHD pomogły trochę poukładać sobie w głowie sens wykonywania tych nudnych, codziennych czynności.

    Np żeby nie krytykować samego siebie za bałagan, tylko okazać sobie troskę. Np zamiast myśleć „ale mam syf”, powiedzieć sobie, że moja przestrzeń życiowa straciła swoją funkcjonalność i trzeba ją przywrócić 😉

    Patrząc na naczynia i garnki w zlewie nie krytykować się, że „znów zostawiłam taki burdel po gotowaniu”, tylko pochwalić się „dobrze, że miałam energię żeby przygotować jedzenie dla siebie i rodziny” oraz zmotywować „a teraz kuchnia wymaga pewnych zabiegów, żeby korzystanie z niej znów było przyjemne”.

    Takie postawienie sprawy pomaga znaleść chęci do tych nudnych codziennych obowiązków, ale też je priorytetować. Np czy muszę puścić pranie, w sensie czy mam wystarczająco czystych rzeczy? Czy jeśli nie puszczę prania, to potem się tyle nazbiera, że będzie ode mnie wymagać dużego wysiłku? I czy to jest problem czy nie? No bo np mogę sobie zaplanować, że w sobotę włączam 4 prania, a w niedzielę rzucam całe suche pranie na sofę, puszczam serial i składam, czy tam prasuję. I mam odwalone na długo 😊 

  6. Przede wszystkim nerwica lękowa to nie jest samodzielna diagnoza, tylko zaburzenie, które pojawia się w przebiegu wielu różnych chorób czy problemów. Więc leczenie zależy od przyczyny nerwicy.

     

    Jeśli np nerwica jest „tylko” konsekwencją stresującego okresu w życiu, niezdrowego trybu życia itd, to zwykle wystarczy terapia behawioralno-poznawcza, zmiana wzorców myślowych, zdrowszy tryb życia i już. W ok. 40% przypadków prawidłowa psychoterapia powoduje, że pacjent nigdy nie ma nawrotu nerwicy. 
     

    A pozostałe 60% osób, u których nerwica jest przewlekła, to zwykle jest brak leczenia powodu nerwicy, a tych jest wiele. Od zupełnie prozaicznych niedoborów magnezu, wit B12 i D spowodowanych złą dietą i stylem życia, poprzez zaburzenia wyniesione z dzieciństwa (DDA, DDD), bardzo stresujący tryb życia (np ciężka choroba własna lub w rodzinie, duże problemy finansowe, mobbing w pracy bez możliwości łatwej zmiany zatrudnienia, przemoc psychiczna lub fizyczna od najbliższej osoby itd, czyli codzienne silne czynniki stresogenne, których wyeliminowanie jest trudne, czasochłonne lub niemożliwe), na wrodzonych zaburzeniach kończąc (zaburzenia osobowości, autyzm, adhd). 

     

    W zależności od powodu nerwicy może być potrzebne powtarzanie leczenia farmakologicznego np co kilka lat wg potrzeb, ale z tego co wiem, we współczesnej psychiatrii już się praktycznie nie stosuje leków przeciwdepresyjnych bezterminowo (z bardzo małymi wyjątkami).
     

    Nie wiem za bardzo skąd przyszło Ci do głowy, że do końca życia będziesz musiał brać leki? Ja kiedyś 25 lat temu usłyszałam coś takiego od starszej psychiatry będącej zaraz przed emeryturą, ale już następną lecząca mnie lekarka w ogóle nie chciała przepisać mi leków, jak spytałam o to, co usłyszałam od poprzedniej lekarki, powiedziała że tego się już w ogóle nie praktykuje i kazała mi iść na terapię.

     

    Teraz od kilku lat biorę leki, ale celowane w przyczynę nerwicy (Elvanse i gabapentyna) i nie mam nawet śladu nerwicy, a miałam ją od dziecka z małymi przerwami przez praktycznie całe życie. Tych leków nie będę brać do końca życia, ale może będę do nich wracać.

  7. 21 godzin temu, bei napisał(a):

    Ja nie napisałam, że napisałeś, że to jest pierwsze przykazanie. Napisałeś że:

     

    A ja napisałam, że to przykazanie tego nie mówi. Może zdanie mówiące o tym że "Pierwszą, najważniejszą i obowiązkową miłością jest miłość do SAMEGO SIEBIE" jest twoją opinią, a nie stwierdzeniem, że to przykazanie o tym mówi, ale tak zinterpretowałam twoją wypowiedź. Po prostu chciałam sprecyzować, że przykazanie to nie mówi o tym, że miłość do siebie samego jest najważniejsza. 

    Nie wnikam w to jakie masz poglady bo każdy może mieć swoje, ale może nie każdy będzie wiedział jaka jest geneza tego przykazania dlatego chcialam to sprostować. Gdybyś powołał sie np. na tekst jakiej książki w której byłoby napisane że "Pierwszą, najważniejszą i obowiązkową miłością jest miłość do SAMEGO SIEBIE", czy poprostu napisałbyś, że ty tak uważasz, nie czepiałabym się.

    Masz rację, ważne jest doprecyzowanie co się miało na myśli 😊 

    To jest jak najbardziej moja osobista interpretacja tekstu biblijnego, i zgadzam się, że nie jest ona spójna z interpretacją Kościoła Katolickiego, gdzie miłość do Boga jest zawsze na pierwszym miejscu.

    Dlatego też zaznaczyłam, że interesują mnie teksty religijne jako źródło filozofii życiowej i całe tło społeczne i historyczne, w jakich powstawały. 
    Nie neguję niczyjej wiary - wręcz zazdroszczę osobom, które wierzą głęboko i szczerze i znajdują w tym pocieszenie, sens życia i drogowskaz moralny. Ja bardzo bym tak chciała, ale nie umiem. Mam autyzm i przez to pewne abstrakcyjne pojęcia są dla mojego rozumienia niedostępne. Ale nie skreślam z góry przykazań i nakazów zawartych w religiach jako nielogicznych wymysłów nieopartych na faktach. Wręcz przeciwnie, uważam, że religie są skarbnicą ogromnej mądrości i źródłem zrozumienia sensu życia, po prostu są ubrane w pewną metafizyczną otoczkę, żeby lepiej trafiać do ludzi i nadać im większą moc. Odwołanie do siły wyższej, wszechmocnej, jako źródła zasad życiowych nadaje im wyższą rangę i powoduje, że ludzie są bardziej skłonni przestrzegać opisanych zasad. 
    Uważam, że jeśli się zanalizuje teksty religijne pomijając kwestie czystej wiary i obecności siły wyższej, to opisują one pewne uniwersalne wartości moralne, które są spójne z ludzką naturą rozumianą w sensie praw biologicznych. 
    W takim rozumieniu wiele przekazów religijnych, które dziś wydają nam się dyskryminujące i ograniczające, w zamyśleniu miało po prostu nas chronić. Np religia katolicka jest postrzegana jako skrajnie patriarchalna, deprecjonująca kobiety i uwłaczająca ich godności. Jeśli jednak popatrzy się szerzej na kontekst społecznym, w jakim te zasady powstały, dostrzega się, że miały one funkcję ochronną, nie dyskryminującą. Np w społecznościach, gdzie podstawową jednostką społeczną była cała wioska, seks pozamałżeński nie był tabu. Najważniejsze było zapewnienie przyrostu naturalnego, dzieci się rodziły i były wychowywane przez starszyznę, były jakby dobrem wspólnym. W takich kulturach stosunki z większą ilością partnerów były nie tylko dozwolone, ale wręcz pożądane, żeby zapewnić różnorodność genetyczną, czy po prostu wystarczającą ilość dzieci. Jeśli jakaś wioska straciła wielu mężczyzn np w polowaniach, wysyłało się kobiety do zaprzyjaźnionej wioski, żeby mogły zajść w ciążę i wrócić, urodzić chłopców, którzy zapewnią wiosce przetrwanie w następnym pokoleniu. Starsze osoby, które już nie były w stanie pracować ciężko fizycznie, polować czy uprawiać ziemię, przejmowały opiekę nad najmłodszymi podczas gdy ich rodzice np polowali, chodzili po wodę, sprawiali zwierzynę i ogólnie zabezpieczali byt całej wioski. Tak było (i jest) w plemionach indiańskich czy afrykańskich.

    Za to w społecznościach, gdzie podstawową komórką społeczną była rodzina, zasady moralne były dużo surowsze. I nie ma co się dziwić. Kobieta w ciąży i połogu była osłabiona i potrzebowała opieki i ochrony. Jeśli nie mogła liczyć na pomoc swojej społeczności, to była w niebezpieczeństwie. Monogamia w religii katolickiej miała na celu chronić kobietę, zanim została wypaczona. Mężczyzna, żeby choć raz móc spędzić z kobietą noc, musiał obiecać przed Bogiem i księdzem, że będzie się do końca życia opiekował tą kobietą i wspólnym potomstwem. To chyba dość duża cena za seks, nieprawdaż? 😊 To była konieczność, bo skoro nie było zwyczaju wspólnego wychowywania dzieci przez całą wioskę, wspólnego polowania i dzielenia się jedzeniem, to musiały powstać zasady, które chroniłyby kobietę przed tym, żeby ktoś po prostu ją zapłodnił i umył ręce od odpowiedzialności. Co wtedy by się stało? Bez opieki społecznej, szpitali, policji, żłobków, samotna matka w ciąży pewnie by umarła, a z nią jej dzieci. Dlatego w takich warunkach zakaz kontaktów intymnych bez ślubu, bez oficjalnej umowy, że mężczyzna bierze odpowiedzialność za tą kobietę, to była po prostu konieczność, żeby zapewnić kobietom bezpieczeństwo. 
    Teraz czasy są inne, jest antykoncepcja, jest system społeczny wspierający samotne matki i ta zasada nie ma już większego sensu, ale KK nie jest znany z elastyczności. To już Islam jest bardziej życiowy w tych sprawach, np antykoncepcja nie jest grzechem, a Imam może udzielić narzeczonym pozwolenia na kontakty fizyczne przed ślubem. Wystarczy, że potwierdzi, że narzeczeni są dla siebie „halal”, czyli dozwoleni w sensie religijnym (w przeciwieństwie do „haram” czyli wszystkiego tego, co jest zabronione). W KK przymyka się oko na kontakty przedmałżeńskie, ale nie ma oficjalnej procedury zatwierdzenia w świetle wiary takich kontaktów w okresie narzeczeństwa. 
    Trochę długa dywagacja, ale naprawdę ciekawi mnie ten temat 😊

  8. W dniu 26.05.2025 o 23:12, bei napisał(a):

    To przykazanie pochodzi z Pisma Świętego i jest drugie, nie pierwsze. Wiec nie,ono nie mówi o tym że pierwsza, najważniejszą miłością jest miłość do siebie samego.

    Oczywiście miłość do siebie samego jest jest bardzo ważna. 

     

    @robertina ja mieszkam sama i nie chce mi się gotować, sprzątać itd. Myślę że to trochę wynika z mojego stanu psychicznego, że jakbym była w lepszej kondycji to może bardziej bym sie starała dla siebie.

    Chociaż jestem introwertyczka to też potrzebuje kontaktu z ludźmi, czuć że jestem doceniana.


    Nie napisałam, że to pierwsze przykazanie, tylko, że to nasz główny obowiązek. Oczywiście pierwsze przykazanie mówi o tym, że będziesz miłował Boga swego, ale przecież musi być jakaś nadrzędna „instancja”, która ma za zadanie nadania mocy kolejnym przykazaniom. Żeby to, co naucza Biblia, mogło stać się performatywem, coś musi nadać temu moc sprawczą, inaczej byłaby to jedynie konstatacja. 

    W dniu 26.05.2025 o 21:50, robertina napisał(a):

     

    Jezu... masz rację. 100% racji. Nie patrzyłam na to od tej strony i chyba podniosę ten temat na następnej terapii. Tak teraz przeanalizowałam sobie swoje życie i ja dosłownie wszystko robiłam w nim dla innych a nigdy nic dla siebie. Ja się czuję spełniona tylko, jeśli ktoś mnie docenia, inaczej jestem nieszczęśliwa i dosłownie w porywach kwestionuję zasadność swojego zjawienia się na tym świecie. Czy może to zazębiać się z tym, że żeby odczuwać pozytywne emocje i czuć się szczęśliwa i zmotywowana potrzebuję zewnętrznego bodźca, który ten stan pobudzi? Przeważnie to jest tak, że pojawia się coś - zazwyczaj nowe hobby, które mnie wciąga bez reszty i przez parę miesięcy czuję się mega zmotywowana i pełna energii ale później, kiedy już zaczynam przywykać, że to hobby jest i pierwsze emocje opadają a ono staje się codziennością a nie ekscytującym nowym, to uczucie energii i motywacji wygasa aż do momentu, kiedy znajdę następne, równie ekscytujące. I tak żyję, czekając a w gorszych okresach aktywnie takiego hobby szukając, żeby wreszcie poczuć jakieś pozytywne emocje. Ale wewnętrznie w taki nastrój samodzielnie wejść nie umiem. Ale, wracając do twojego poglądu na sprawę - TAK! Kiedy tylko myślę to nawet to, co lubię robić, wszystko prawie wiąże się z dzieleniem tego z innymi. Lubię pisać różne rzeczy, ale robię to głównie z myślą o zamieszczeniu tego gdzieś dla czytelników, jeśli ich nie mam, tracę motywację w kontynuowaniu danej serii tekstów. Lubię robić filmiki typu sceny z filmów + muzyka - na youtube, bo tam obejrzą i polajkują. Ja nawet filmów nie umiem oglądać sama - tylko z rodziną, bo oglądanie, jak się nim nie dzielę uważam za stratę czasu. Nawet książki ciężko mi czytać, jeśli nie czytam ich na spółkę z kimś albo przynajmniej nie mam komu dokładnie streścić każdego rozdziału. Robienie czegoś stricte "dla siebie", to dla mnie abstrakcja. Jakbym np. miała rodzinę, jadłabym zdrowo, bo musiałabym być zdrowa dla nich, ale gdybym nie miała... to wyszłabym z założenia, że na nic innym moje zdrowie. Lubię kiełbasę. I nie musiałabym jej sobie odmawiać, wiedząc, że nie mam dla kogo być zdrowa. Zastanawiam się teraz skąd mi się to wzięło. I od kiedy tak mam. Ale nie wiem... czy dałoby się to jakoś zmienić, bo samą mnie to teraz kompletnie zbiło z tropu. Ja dosłownie teraz chciałam założyć kanał na yt gdzie mówiłabym o książkach tylko po to, żeby z innymi się dzielić tym, co czytam. Już sama nie wiem o co tu może chodzić i dlaczego tak jest...

    Zwykle wynika to z braku tzw. „bezpiecznych modeli przywiązania” i zbudowania zdrowej pewności siebie we wczesnym dzieciństwie (w zasadzie od niemowlęctwa). I nie jest to nic wyjątkowego - niestety w naszych polskich realiach osoby, które z domu wyniosły zdrowe poczucie własnej wartości i prawidłowe wzorce relacji i zachowań to raczej wyjątek niż reguła. Większość osób uczy się tego sama jako dorośli, albo musi to ogarnąć na terapii. 
    Na pewno da się nad tym aktywnie pracować, wiem po sobie. Dopiero teraz widzę, jakie braki miałam w zdrowym, świadomym poczuciu własnej wartości i jakie to miało konsekwencje (np można było mną manipulować za pomocą poczucia winy). A przecież moi rodzice byli kochający i się starali. Po prostu nie było tej świadomości jak wychować odpornego psychiczne, empatycznego człowieka i rodzice popełniali mnóstwo błędów nieświadomie. Plus moje ADHD i autyzm zrobiły swoje, bo ciągłe poczucie bycia „inną” raczej nie pomaga. Ale teraz już jest dobrze. Moje poczucie własnej wartości i miłość własna zależy tylko w małym stopniu od innych ludzi i okoliczności. 

  9. Z moich doświadczeń wynika, że do worka „nerwica” wrzuca się praktycznie wszystko, badając pacjenta w kierunku poważnych chorób, ale pomijając podstawowe, holistyczne aspekty.

    Skurcze mięśni, odczucia kłucia na skórze, niepokój, to podstawowe objawy np niedoborów witamin i mikroelementów, na które pacjentów rzadko się bada. Sam piszesz, że żyłeś w ekstremalnym stresie, bez odpoczynku i pewnie bez odpowiedniej diety, regularnego snu i ruchu. Schudłeś, straciłeś apetyt. 
    Twoje objawy „nerwicowe” mogą być niedoborami magnezu, cynku, wit B12 czy wit D. Czyli w sumie jednymi z najpowszechniejszych niedoborów w społeczeństwie. Na dodatek stres i np nieregularne żywienie bardzo sprzyja wyczerpywaniu zapasów magnezu, co daje uczucie zmęczenia, skurcze i mrowienie kończyn, niepokój, problemy ze snem. Niedobór wit D dotyczący 80% społeczeństwa daje objawy zmęczenia, depresji, obniżonej siły mięśniowej i lęków. Jeśli brakuje Ci wit B12, to już masz całe spektrum objawów neurologicznych. 
    Często zapominamy, że mózg to organ jak każdy inny, choć wyjątkowy. Regulacja chemiczna mózgu zależy w dużej mierze od prawidłowych, pozytywnych wzorców myślowych, ograniczania stresu i regulowania bodźców zewnętrzych, ALE równie ważne dla mózgu są po prostu te substancje, które musimy uzyskać poprzez dietę, sen i ruch. Mózg nie może funkcjonować prawidłowo jeśli brakuje nam witamin i innych niezbędnych pierwiastków, w tym prekursorów neuroprzekaźników z których organizm wytwarza kluczowe związki jak serotonina (tryptofan) czy dopamina (L-dopa). Mózg nie może też funkcjonować bez odpowiedniej ilości dobrej jakości snu, bo podczas snu trwa proces zapamiętywania, uczenia się, przepracowywania trudnych emocji, a także biologiczne „sprzątanie”, usuwanie produktów ubocznych przemiany materii itd. Na dodatek mózg potrzebuje różnego rodzaju stymulacji, która jest po prostu naturalna dla naszego gatunku - np ruchu, który stymuluje wyrzut endorfin, dotlenia mózg jako organ i poprawia w nim krążenie krwi. Poza tym mózg czerpie ogromne korzyści z przebywania na zewnątrz, regulując gospodarkę melatoninową, która zapewnia nam dobry sen. Melatonina jest syntetyzowana z serotoniny, więc równowaga pomiędzy tymi substancjami jest kluczowa dla nastroju. Jest udowodnione, że przebywanie na zewnątrz i obcowanie z naturą aktywuje procesy w mózgu, które obniżają poziom hormonu stresu - kortyzolu. Widok drzew, zieleni, nieba, aktywuje różne obszary w mózgu i zwiększa ich aktywność z ogromną korzyścią dla nastroju i samopoczucia.

    Łatwo jest powiedzieć, że masz nerwicę. Pewnie masz tą nerwicę, ale to praktycznie zawsze jest skutek, a nie przyczyna. Nerwica jest jedną z chorób cywilizacyjnych, tak jak cukrzyca czy nadciśnienie, i ma ścisły związek ze stylem życia. Leki w pewnym stopniu są w stanie kompensować skutki niezdrowego stylu życia - tak jak insulina w pewnym stopniu reguluje cukier nawet jeśli codzienne jesz batony i drożdżówki. Ale jeśli chcesz być zdrowy, musisz się przyjrzeć przyczynom i działać na poziomie przyczyn, zamiast tylko maskować objawy. 
    Niestety podejście holistyczne nadal jest uważane za jakieś hipisowskie hokus pokus. Lekarze badają to, co obejmuje ich specjalizację i są przygotowani do leczenia patologii, chorób, zaburzeń, najczęściej za pomocą leków. Proste spostrzeżenie, że przyczyną wielu zaburzeń jest brak zaspokojenia kluczowych potrzeb organizmu takich jak odżywianie, sen i ruch, jest postrzegane jako „metody alternatywne”, a niesłusznie, bo często odpowiedź na problem jest właśnie tak prosta. Jeśli np masz w domu kwiatek, który potrzebuje częstego podlewania i słonecznego stanowiska, ale ustawisz go w cieniu i podlewasz raz na dwa tygodnie, to kwiatek więdnie, proste. Ludzki organizm jest bardziej skomplikowany, ale zasada jest taka sama. Na poziomie czysto biologicznym mamy jako gatunek określone potrzeby i optymalne warunki przyżyciowe. Jeśli te warunki nie są spełnione, to „więdniemy”, proste i logiczne. 

  10. Dobre pytanie, ale zła perspektywa.

    Nie jestem osobą wierzącą, ale interesuje mnie filozofia życiowa, której bardzo dużo można znaleźć w religijnych tekstach, takich jak Biblia czy Koran. Jeśli pominąć kwestię wiary i zrozumieć kontekst historyczny (to jednak są teksty sprzed paru tyś lat), to znajdziemy tam bardzo dużo uniwersalnych prawd, które ludzie od dawna intuicyjnie wyczuwali.

    Np przykazanie „kochaj bliźniego swego jak siebie samego”. Co ono nam mówi? Coś o czym kompletnie zapominamy! Pierwszą, najważniejszą i obowiązkową miłością jest miłość do SAMEGO SIEBIE. I ta miłość ma stanowić drogowskaz do tego, jak traktować innych. 
     

    Piszesz czy warto starać się dla nikogo? Czyli piszesz, że jesteś nikim. A przecież tak najbardziej warto starać się dla samego siebie. Słuchać swoich potrzeb. Piszesz, czy warto ugotować pyszny obiad tylko dla siebie, skoro nikt tego nie doceni, więc lepiej kupić kiełbasę. No więc, jeśli Ty sama docenisz pyszny, pięknie podany posiłek, a ugotowanie go Cię odpręży, to jak najbardziej warto! Natomiast jeśli jedzenie nie jest dla Ciebie jakoś szczególnie ważne, to nie warto, proste. Gotując wykwintny posiłek dla kogoś, tak naprawdę spełniasz swoją potrzebę, nie czyjąś. Nie jest to potrzeba okazania komuś uwagi i troski, rozpieszczenia kogoś, ale - i przede wszystkim! - potrzeba bycia docenionym, pochwalonym, czucia się potrzebnym. Gotujesz dla kogoś, ale zaspokajasz tym własne emocjonalne i psychologiczne potrzeby.

    A czy jeśli nie lubisz gotować, nie czerpiesz przyjemności z jedzenia samej nawet najlepszego obiadu i nie masz dla kogo gotować, to czy lepiej jest kupić kiełbasę? NIE! Dlaczego? Dlatego, że Twoje ciało zasługuje na szacunek i troskę i na to, żebyś dostarczyła mu zdrowego paliwa. Lepiej kup kilka prostych i zdrowych składników, nawet jeśli miałaby to być marchewka z hummusem, i zjedz coś zdrowego. 
     

    Jeśli, nawet nieświadome, piszesz o sobie „nikt”, to jak oczekujesz, że będziesz mieć przyjaciół? Jak chcesz znaleźć partnera i co masz mu do zaoferowania? Żeby dać komuś miłość, zarówno tą przyjacielską i romantyczną, musisz najpierw kochać siebie. Inaczej nie będziesz w stanie nikomu dać prawdziwego uczucia a w relacjach będziesz szukać kompensacji - na przykład gotować dla innych obiadki nie po to, żeby okazać czystą troskę, ale po to, żeby dostać od kogoś wdzięczność i się dowartościować. 

  11. W dniu 4.04.2025 o 14:08, powerade33 napisał(a):

    Oczywiscie super sie czuje przeciwdepresyjnie . No kop

    niesamowity , no ale mieszankę leków mam ładne combo , esci , trittico , pręga i coaxil  , no ale chyba znalazłem combo które wkoncu na mnie podziałało krótko mówiąc tego mi było brak w mózgu 😀 mogę śmiało stwierdzić że mam remisję wszystkich objawów , jak i napięciowych lękowych , jak i depresyjnych 

    W wątku o lekach jest niestety dużo postów od osób, które miały naprawdę pozytywnego kopa po nowych lekach/nowej kombinacji a potem przychodzi dół. Więc radzę wykorzystać tą zwyżkę nastroju nad pracą nad sobą na poziomie psychologicznym, żeby utrzymać ten dobry stan i w razie jakiegoś dołka mieć narzędzia, żeby sobie polepszyć nastrój.

  12. W dniu 28.03.2025 o 11:32, zoom napisał(a):

    Pytanko - jak zmieniacie leki w sensie ssri a na ssri b od razu czy jednak np zmniejszacie dawkę przez tydzień. Chodzi o szybkie przejście bo esci przestał działać a dostałem serte, mozna z dnia na dzień czy jednak lepiej zejść z 20mg na 10mg na tydzien i wtedy zacząć serte?

    Chyba najlepiej oprzeć się na decyzji lekarza i znajomości własnego ciała. Ja np wiem, że boję się nowych leków i przez sam strach mam większe ryzyko skutków ubocznych. Za to w zasadzie nigdy nie mam efektów odstawiennych (a brałam i benzo i tramal i gabę). Dlatego zawsze powoli wchodzę na nowy lek i jak lekarz mi zaproponował zaczęcie od 50 mg sertry to ustaliłam z nim przynajmniej tydzień na 25 mg, a dopiero potem 50. Teraz sobie schodzę z sertry po 25 mg na 2 tyg najpierw, zeszłam już ze 100 do 50, ale na tym 50 chcę pobyć trochę żeby zobaczyć czy depresja nie wraca.

    Szybkie przejście z leku na lek ma ten minus, że mogą Ci się skumulować efekty uboczne z nowego leku z efektami odstawiennymi starego. Ja jak pisałam, efektów odstawiennych nie mam, ale ponieważ bałabym się efektów ubocznych nowego leku, to przechodziłabym stopniowo, najlepiej przez jakiś czas będąc na niskich dawkach obu jeśli lekarz by nie widział przeciwwskazań. W ten sposób stary lek jeszcze by utrzymywał swoje działanie a nowy miałby czas, żeby łagodnie „wejść”. Ale niektórzy wolą przemęczyć się krótko a intensywnie i mieć to szybko za sobą. W każdym razie lekarz zawsze musi zatwierdzić Twój plan wchodzenia czy schodzenia z leku, żeby uniknąć przykrych niespodzianek.

  13. @bei czyli masz odpowiedź na przyczyny problemów Twojej siostry, to nie fobia, tylko pewnie połączenie utrwalonej depresji, nerwicy i DDD. Oczywiście nie diagnozuję tu ze szklanej kuli, ale jeśli w domu było Wam z jakiegoś powodu źle, to jest to prawdopodobne. Tobie udało się o siebie zawalczyć a siostrze nie. Ona prawdopodobnie jest w takim stanie, w którym nie ma energii, wiary w siebie i nawet minimalnej siły psychicznej, żeby coś w swojej sytuacji zmienić, pewnie już całkiem zwątpiła, że może być inaczej. Chyba powinna zacząć od psychiatry i leków przeciwdepresyjnych żeby wyrwać ją z tego stuporu a dopiero potem terapia. 

  14. Godzinę temu, bei napisał(a):

    Mieszka z rodzicami i oni ja utrzymują. Mama ostatnio mówiła mi, że się martwi co będzie jak umrą, że jak tak dalej nie będzie szukać pracy to odetnie się od ludzi. Tylko, że ona już sie odcięła.

     

    Terapeuta powiedział, że on spotkał się też z przypadkiem pacjenta ktory wycofał się z życia gdy trzeba było być dorosłym. Wychodzi na to, że są ludzie którzy nie chcą próbować żyć dorosłym życiem. U niej wszystko się posypalo od obrony na studiach do której nie podeszła. Napisała prace, miała nanieść poprawki i tyle. 

    Dopóki ona sama nie powie, że potrzebuje pomocy to pewnie nic nie wskóram. Ja sama podjęłam decyzje żeby o siebie zawalczyć, chyba że tekst na forum w stylu idź do psychiatry potraktujemy jako działanie osób trzeci, to nie do końca sama. Ale też mi to dlugo zajęło, wiec jak wdała się we mnie to przechlapane.

    Więc niestety jest tak, że Twoi rodzice w dobrej wierze pozwalają jej utrwalić fobie i nadal nie rozwiązywać swoich problemów. Tu chyba tylko terapia rodzinna by pomogła, bo rodzice muszą zacząć stawiać wymagania. Terapeuta by najlepiej ustalił plan małych kroczków, ale to rodzice muszą „przykręcić kurek”.

  15. 54 minuty temu, Grouchy Smurf napisał(a):

    Mam dokładnie to co opisujesz od zawsze dlatego moje życie zawodowe wygląda skromnie. W dodatku nigdy nie wiedziałem co chcę robić i nie jestem specjalistą w żadnej dziedzinie. Co gorsza, często szybko się nudzę czynnościami w pracy i szybko się wypalam a jednocześnie już mam atak lęków na myśl o szukaniu innej. Ale to wynika u mnie z osobowości unikającej i poczuciem nieadekwatności w odniesieniu do innych.

     

    A Ty rozumiesz na czym polega ergofobia?

    Rozumiem. Mam nerwicę lękową od dziecka, przerabiałam różne fobie.

    Szybko się nudzę, bez zastanowienia pakuję się w różne projekty, na szczęście zwykle je kończę, choć z trudem. Mam gruntowne wykształcenie, licencjat, magistra, podyplomówki, kursy. Byłam dobra we wszystkim i w niczym, każda praca nudziła mi się max po 6 miesiącach. Dopiero jak miałam jakieś 35 lat znalazłam coś, co mnie interesuje, ale też nie na dłużej. Nie walczę już z tym, nastawiłam się na pracę opartą na projektach lub consulting. Zwykle wytrzymuję w jednym miejscu średnio dwa lata. 

    20 minut temu, bei napisał(a):

    @minou tlumaczysz czym jest fobia osobie ktora od jakiś  20 lat ma bakteriofobie, ktora dostała 11 lat temu diagnozę OCD. Więc spokojnie wiem czym jest fobia 😉.

     

    Moja siostra ma 31 lat. Najprawdopodobniej nie jest nawet zarejestrowana w urzędzie pracy bo jak raz ją wysłali na staż to już wolała sie nie rejestrować. Widac panikę na jej twarzy jak tylko ktoś wspomni o pracy. Ona nie ma problemów w utrzymaniu sie w pracy, bo jej po prostu nie podjmuje.

     

    Moje pytanie było inne. Jak moge zareagować żeby jej pomoc? Czy ktoś wie albo sam doświadczył jaka postawa jest w tym przypadku odpowiednia. I nie napisałam, że moja siostra ma ergofobie tylko ze podejrzewam ze moze ja mieć (do niedawna nie miałam pojęcia o istnieniu takiej fobii), bo tego nie wiem i nie jestem odpowiednią osoba do stawiania diagnozy.

    Jedyne co możesz zrobić, to zapewnić siostrę, że może na Ciebie liczyć jeśli zdecyduje się szukać pomocy. 

  16. 25 minut temu, acherontia styx napisał(a):

    @minou nie prościej jakby lekarz wystawiał receptę transgraniczną? Możesz wtedy zrealizować w dowolnym kraju normalną e-receptę transgraniczną (o ile kraj w którym mieszkasz umożliwia to, ale większość krajów w Europie to umożliwia).

     

    Kwestia ustawień w IKP i wyrażenia zgody na realizację recepty w wybranych przez siebie krajach.

    Sprawdzałam. Mój kraj uznaje w takim wypadku tylko recepty fizyczne (papierowe) ale i tak nie na 5 grupę. 

  17. 2 godziny temu, bei napisał(a):

    Podejrzewam, że moja siostra może to mieć. Jak powinnam zareagować? 

    Ale co, fobię przed pracą? To bardzo specyficzne zaburzenie, fobie zwykle nie są umotywowane logicznie (np jeśli masz taki lęk wysokości, że nawet na niski taboret nie wejdziesz, albo przy arachnofobii jak widzisz mini pająka i paraliżuje Cię ze strachu, to są to lęki zupełnie nie odzwierciedlające realnego zagrożenia. W końcu mały pajączek nie zrobi Ci krzywdy).

    A powodów lęku przed pójściem do pracy może być mnóstwo, i zwykle nie jest to fobia, ale np depresja i ogólnie nerwica. Większość ludzi, którzy np mieli kłopoty natury psychicznej, albo przeszli przez jakąś ciężką sytuację, żałobę, albo mają zaburzenia typu DDA czy inne osobiste kłopoty, mają problem z funkcjonowaniem na rynku pracy. Im dłużej było się bezrobotnym tym trudniej wrócić, ale to nie jest fobia. Fobia to problem wyizolowany do jednej rzeczy, której się boimy bez powodu. A stres, niepewność i lęk przed powrotem na rynek pracy to coś zupełnie innego. To się wiąże ze strachem przed byciem ocenianym i odrzuconym, strach przed wchodzeniem w interakcje z obcymi ludźmi na rozmowach o pracę, strach przed utratą resztki poczucia wartości jeśli na swoje aplikacje dostaje się odmowę za odmową. Ale to nie wszystko, przy tym też często jest strach, że jeśli już się dostanie tą pracę, to się w niej poniesie tylko porażki. Czyli niby chcemy pracować, ale boimy się szukać. Boimy się też, że się uda, a potem wszystkich rozczarujemy, bo nie damy rady. 
    To jest dość dobrze poznany i opisany mechanizm obronny, z którym często spotykają się doradcy zawodowi, pracownicy socjalni, psychologowie, pracownicy HR itd. Ale to zjawisko ma zupełnie inne podłoże niż fobia i jest też czymś powszechnym, podczas gdy fobia przed pracą to rzadkość. 

  18. W dniu 29.03.2025 o 11:27, skakunna napisał(a):

    Nie brałem metylo bez przedłużonego uwalniania (mój lekarz boi się, że zacznę ćpać xD), ale mam pewne porównanie z atomoksetyną, którą brałem wcześniej - concerta działa, hm dyskretniej, to znaczy mniej się ją "czuje", może ze względu na skutki uboczne, które są silniejsze przy atomoksetynie - żadnych spadków obrotów nie czuję, jestem na 150mg.

     

    Minus: wersje z przedł. uwaln. są często trudno dostępne - nie chodzi o duży popyt na nie, ale o częste przerwy w produkcji. Już parę razy musiałem się po ten lek wybrać na "wycieczkę" i to po uprzedniej rezerwacji telefonicznej. Nie mieszkam w PL, podobno w Polsce jest jeszcze gorzej z dostępnością, nie mówiąc o refundacji.

    Yyyyyyy, sorry!!! Biorę 18mg, nie 150 - popierpapier się mi z bupropionem, który też biorę :D:D:D

    Ja też biorę o przedłużonym uwalnianiu (Medikinet CR), i dostałam też Symkinet MR, ale zdecydowałam się przejść na Elvanse. Jest dostępny bez problemu, trzeba tylko zamówić bo nie każda apteka ma, ale w hurtowniach jest od ręki. Płacę ok 350 zł za opakowanie na miesiąc w Polsce. 
    Też miałam często problem z dostaniem medikinetu, ale zwykle udaje mi się wykupić na 3 miesiące a jak nie, to i tak mam tego sporo w zapasie bo moje dzieci też biorą. Dzieciom wykupuję tu gdzie mieszkam, nie w PL, a tu nie ma problemu z dostępnością. Dawki miały zmieniane więc jak przechodziły na wyższe to zawsze zostawało z poprzedniej recepty. Ja wolę się leczyć u tego lekarza, który mnie diagnozował w PL, więc co 3 mies jadę i wykupuję recepty. 

  19. To nie jest terapia dla każdego, ale ogólnie trzeba się uzbroić w cierpliwość. Porządna terapia trwa nawet kilka lat, żeby osiągnąć trwałe i znaczące efekty. Ale podejście behawioralno-poznawcze nie jest dla każdego. Ja mam uprawnienia do przeprowadzania terapii tego typu u dzieci na nerwicę lękową. I to pomaga przy lekkich zaburzeniach, spowodowanych jakimś zdarzeniem, albo u dzieci troszkę wrażliwszych niż inne. Ale w przypadku poważniejszych zaburzeń to nie wystarcza. 
    Ja sama korzystałam z tej metody i pomaga na zasadzie trzymania zaburzeń pod kontrolą, ale wymaga użycia ogromu energii i uwagi. Trzyma objawy w szachu, ale ich nie usuwa. U mnie ta terapia była niewystarczająca, potrzebuję terapii „z ciała”, terapii akceptowania i rozumienia emocji, a nie poznawczej. Poznawcza bazuje na logice - a logikę jako autysta mam akurat w małym palcu. Logika logiką, a moje uczucia dalej plątają mi figle. Więc terapia wymagała dopuszczenia tych nielogicznych uczuć do głosu, zrozumienia ich, zaakceptowania…

  20. Masz rentę? 
    Jeśli chodzi o pracę, to autyzm daje pewne możliwości. Jeśli chodzi o dokładność, powtarzalność, prace wymagające oka do szczegółu i przestrzegania zasad, zwykle się to sprawdza. Myślałeś np o pracy stróża nocnego? Siedzisz i patrzysz w ekran czy wszystko gra. Albo skanowanie towarów na magazynie. Jest trochę opcji, tylko muszą być dopasowane do Twoich potrzeb. Pracodawcy też dostają dofinansowanie za zatrudnienie osób niepełnosprawnych, więc warto mieć orzeczenie. 

  21. W dniu 17.03.2025 o 15:58, Czupaczups napisał(a):

    Kurczę nie mam żadnych skutków ubocznych jak biorę ten lek. Czy to oznacza że nie zadziałała? Czy każdy z was miał skutki uboczne na początku? 

    Ja nie miałam kilka pierwszych dni, a potem mega mdłości i pocenie się, suchość w ustach. Ale pierwsze dni były jakbym nic nie brała. 
    Skutki uboczne to rzecz indywidualna, nie przesądza o działaniu. Ja np biorę gabapentynę na nerwobóle i nie miałam od niej ani jednego skutku ubocznego, a działa! Dla mnie jest jak Apap, czyli usuwa ból i nie powoduje innych efektów (oczywiście ten ból, na który biorę gabapentynę niestety nie da się załatwić Apapem, porównuję tylko działanie). Nie mam też skutków odstawiennych jeśli o tej gabapentynie zapomnę. A wielu ludzi mówi, że ich otumania albo uzależnia.

  22. Żeby myśleć o pracy, najpierw trzeba być zdrowym. Ja jestem w domu od niecałego roku i to dla mnie bardzo długo. Ciężko mi sobie wyobrazić powrót do życia zawodowego po takim czasie, ale ten czas był potrzebny.

    Co do wagi, to chyba nie jest łatwo samemu zrzucić kilogramy na tym etapie otyłości. Myślę, że kwalifikujesz się do jakiegoś leczenia, np Wegovy, albo resekcja żołądka. 
    A nerwica i depresja? Jeśli leki i terapia nie działają, trzeba przejść do podejścia holistycznego. Ciało i umysł wpływają na siebie wzajemnie i trzeba po prostu dbać o oba. 
    Ciało potrzebuje snu, ruchu, odżywiania, słońca i odpoczynku. Umysł potrzebuje spokoju, pozytywnego nastawienia, celów, zdrowych relacji społecznych i bliskości z innymi ludźmi, pożywki kulturalnej, rozwoju, rozrywki - niekoniecznie kulturalnej 😉 leki i terapia to tylko dodatek, a żeby być zdrowym, trzeba organizmowi stworzyć optymalne warunki. Zresztą każdy organizm tego potrzebuje, od jednokomórkowych bakterii aż po człowieka, każdy gatunek ma pewne wymagania środowiskowe. Współczesne życie nie zaspokaja zapotrzebowania ludzi na ruch, sen, składniki spożywcze z diety, spokój, relacje społeczne itd - chyba że naprawdę się o to postaramy.

  23. 1 godzinę temu, patrycja03 napisał(a):

    Mam 21 lat, w tym roku 22. Współczuję Ci bardzo tej męczarni jaką musiałaś mieć…Ja swój najgorszy okres przeszłam 5 lat temu i teraz się powtarza także no…Jednym słowem masakra.

    Taak ta terapeutka już mi się podoba więc myślę że moje nastawienie do niej już się nie zmieni:)

     

    Oj to jest całkowita prawda. Takim osobom jest najłatwiej mówić i w ogóle myśleć o tym wszystkim, ale jednak nie wiedzą co przeżywamy w środku, jak bardzo nam jest ciężko…Nawet jeśli próbują pomóc i zrozumieć, to nigdy nie uda im się to w 100% skoro nigdy nie doświadczyli takich stanów.

     

    Wiesz, mi się wydaje że przyczyną tych wszystkich lęków jakie mam, jest moje dzieciństwo. Ja również wychowywałam się w trudnym środowisku domowym (główny problem był z tatą ale teraz wyszedł na prostą) i ogólnie rodzice mi mówili, że ja odkąd byłam mała to już byłam taka lękliwa, już miałam problemy z jedzeniem.

    Ja już sama nie mam pojęcia co mi może pomóc…Zdaje się na pomoc tej mojej Pani psycholog i będę starała się mocno z nią współpracować bo wiem, że bez mojej współpracy efektów po prostu nie będzie.

     

    Ooo a ta książka jest może dostępna też online? W sensie że dałoby się ją przeczytać internetowo? Czy tylko do zakupienia gdzieś? 


    A wiesz od czego masz nerwicę? Od tego trzeba zacząć. Sama miałam silne lęki odkąd pamiętam. Najpierw jako dziecko lęk przed ciemnością, pająkami, owadami ogólnie, potem jako nastolatka irracjonalny lęk przed potworami, duchami itd (najlepsze w tym wszystkim było to, że ja nie wierzyłam w takie rzeczy. A jednak się ich bałam! Tak samo jak pająki, przecież wiedziałam że są zupełnie nieszkodliwe). Potem jako młoda dorosła pojawiła się hipochondria. To była męczarnia, straciłam przyjaciół, pracę studencką, o mało co nie zawaliłam roku i prawie rozstałam się z narzeczonym. I tak doszłam do miejsca, w którym było mi obojętnie. Stwierdziłam, że takie życie to nie życie, nawet nie wegetacja a tortury. Nie jestem typem samobójcy więc jedyną opcją było… żyć! Robić wszystko to, czego się boję, olewać objawy chorób, chodzić do piwnicy po ciemku, złapać pszczółkę w szklankę i wypuścić za okno… obudził się we mnie straszny bunt. Stwierdziłam, że mój własny umysł mnie zdradził, sabotuje mnie. Postanowiłam, że ja tu rządzę, a jak coś mi się stanie, to przynajmniej wcześniej trochę pożyję. Nerwica się wycofała.

    Potem, po urodzeniu dzieci pojawił się lęk wolnopłynący i już nie było tak łatwo, bo swoje bezpieczeństwo i życie mogłam olać, a dzieci? Nie! Terapie, leki, pomagały na krótko. Lęk gdzieś tam był, odbierał radość życia i energię. Aż w końcu kilka lat temu zdiagnozowano u mnie AuDHD (ADHD i cechy autystyczne). Leczę się na ADHD i dostaję środki wyciszające nadreaktywny układ nerwowy. Nerwica zniknęła całkowicie praktycznie w ciągu pierwszych dni leczenia (leki na ADHD działają od razu, nie jak antydepresanty). I nie wróciła. Już prawie 4 lata samopoczucie jak po tych pierwszych dawkach benzo. Nadal walczę z negatywnymi wzorcami myślowymi, bo tak jak Ty nie jestem urodzoną optymistką. Ale to w przeciwieństwie do terapii na nerwicę, działa i efekty są trwałe.

  24. Oddychanie to funkcja automatyczna, więc nie trzeba się martwić że o niej „zapomnisz”. Nie da się też siłą woli przestać oddychać. Ale pewien wpływ na swój oddech masz i Ty świadomie i różne procesy zachodzące w ciele, np stres, napięcie mięśni. 
    Więc owszem, dużo ludzi oddycha „nieprawidłowo”. Wiąże się to z napięciem, zamknięciem klatki piersiowej itd. Świadomym prawidłowym oddechem przeponą można wyciszyć umysł. I na odwrót - siedząc skulonym i oddychając płytko klatką piersiową, nawet nieświadomie, wysyła się do mózgu sygnały o stresie. Powinnaś pamiętać o tym, żeby się rozluźnić i oddychać głęboko aż do brzucha, co najmniej kilka razy dziennie. Albo po prostu się poruszać aż do zadyszki - to naturalnie rozluźnia klatkę piersiową i pogłębia oddech, bo ciało domaga się tlenu

×