Skocz do zawartości
Nerwica.com

minou

Użytkownik
  • Postów

    891
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia minou

  1. Właśnie nie. Benzo zaczęłam dostawać już jako nastolatka, bo lekarze nie wiedzieli co zrobić z moimi lękami. Pierwsze dni to była senność i totalne zamroczenie, a potem ta ulga tylko, ze organizm szybko się przyzwyczaja, więc efekt „nic mnie nie obchodzi” szybko zniknął, a ja nie zwiększałam dawek powyżej maksymalnych dozwolonych. Poza tym benzo wyciszało u mnie ataki nerwicy, a jak spełniło swoje zadanie, i lęki się uspokajały, to ja zwykle po prostu zaczynałam zapominać brać tabletkę. Zawsze byłam roztrzepana i branie regularnie jakichkolwiek np witam czy coś było niewykonalne. O benzo pamiętałam dopóki czułam lęk, więc miałam powód i motywację żeby wziąć tabletkę, ale jak czułam się już lepiej to zapominałam o następnej. Jak się orientowałam, że np już 3 czy 4 dni w ogóle nie pamiętałam o leku, to go odstawiałam. Benzo brałam w różnych cyklach, od 2 tyg do ok 3 miesięcy, zwykle co 2-5 lat. Nigdy nie miałam problemów z odstawieniem z dnia na dzień, niezależnie od dawki i czasu brania. Myślę, że po prostu mam jakąś wyjątkową odporność na uzależnienia, bo tak samo było ze wszystkim, co brałam, np Tramalem. Zwykle mam w apteczce kilka paczek diazepamu lub alprazolamu, ale w ogóle nie ciągnie mnie do nich na codzień. Biorę w razie potrzeby, np nie lubię latać samolotem i wtedy biorę.
  2. Mam tak samo, sen to w zasadzie moje hobby zwykle mogę zasnąć na zawołanie, jeśli po prostu się nudzę. Problem w tym, że oprócz tego potrzebuję też min 7 godzin snu żeby jakoś funkcjonować, a najlepiej więcej, i musi być to sen dobrej jakości. Wiem, dla większości osób, które śpią po 5-6 godz na dobę, albo cierpią na bezsenność, albo zdarza im się zarwać noc i pomimo to wypełniać swoje obowiązki może to brzmieć jakbym cackała się ze sobą. Ale u mnie brak snu naprawdę powoduje duże problemy. Wystarczy jedna zarwana noc (poniżej 5 godz) i czuję się jak na mocnym kacu. Pali mnie twarz, pieką oczy, serce mi wali, jest mi słabo, niedobrze, plącze mi się język itd. Zazdroszczę ludziom, którzy mogą spać np 6 godz na dobę i czują się w miarę normalnie. Ile ja bym mogła zrobić mając dodatkowe 2 godziny na dobę! Toż to 14 godzin na tydzień, czyli prawie 2 dni robocze! To tak, jakbym pracowała tylko 3 dni w tygodniu, a pozostałe 2 mogła poświęcić na swoje sprawy. Sprzątanie, gotowanie, maseczki, manicure, książki, samorozwój, różne projekty! Zresztą, nawet połowa z tego byłaby super. Gdybym mogła spać regularnie 7 godzin i nie czuć się źle, to już by było super. Ale próbowałam wiele razy. 8 godzin to takie minimum i tylko jeśli sen jest dobrej jakości, tzn nic mnie nie budzi, nie mam pełnego żołądka, nie piłam ani grama alkoholu, nie jest za gorąco, nie mam kataru itd. W każdym innym przypadku potrzebuję raczej ok 10 godzin. A nadal mam przecież pracę na cały etat, dzieci, zwierzęta, dom do ogarnięcia. Masakra.
  3. U mnie to było tak nasilone, że nawet podejrzewałam u siebie narkolepsję. Zaczęło się w wieku nastoletnim, spałam w nocy powiedzmy od północy do 7, ale potem po szkole zawsze kładłam się na „drzemkę” i przesypiałam kolejne 2-3 godziny lub więcej. W niektóre dni spałam nawet po 14 godzin. Czasem nachodziły mnie takie ataki senności, że utrzymanie otwartych oczu było torturą a nie mogłam zasnąć bo np siedziałam na lekcji albo jechałam pociągiem. Wyjaśnienie, w każdym razie częściowe, okazało się banalne - przewlekłe odwodnienie. Ja rzadko odczuwam pragnienie i dopiero przy powtarzających się zapaleniach pęcherza zdałam sobie sprawę, że czasem wypijam tylko 1 kubek herbaty na dobę. Zaczęłam więcej pić, a szczególnie przy napadzie senności brałam butelkę pół litra i małymi łyczkami piłam i to pomagało. A druga część wyjaśnienia to ADHD. Mój mózg nie filtruje bodźców i po prostu potrzebuje sporo czasu na regenerację i przetworzenie tego, co działo się za dnia. Zwykle śpię nie mniej niż 8 godzin, ale często w dzień ok 15-16 łapie mnie duża senność. Nauczyłam się drzemać po 15 min, tak że tylko w zasadzie faza zasypiania i chwila płytkiego snu, taki bardziej pół-sen, ale super odświeżający jeśli pośpię dłużej i zdążę wejść w fazę snu głębokiego, to budzę się skołowana, zmęczona, a na dodatek w złym humorze (zastanawiam się czy to może mieć związek z zależnością serotonina-melatonina).
  4. Całe szczęście że pojawił się chatGPT A tak na serio to standardowy model pedagogiczny w Polsce raczej nie uczy rozpoznawania i nazywania uczuć, ani jak sobie z nimi radzić. I rodzice i szkoła skupiają się na tym, żeby uczucia trudne natychmiast zastąpić czymś „społecznie akceptowanym”, czyli spokojem, czy radością. Frustracja, zdenerwowanie, smutek, nie są mile widziane. Trzeba albo szybko sobie z nimi poradzić, albo je ukrywać. Więc tak w zasadzie nawet mnie nie dziwi, że wcześniej nie zastanawiałeś się, co dokładnie oznacza to uczucie, które często Ci towarzyszy.
  5. No i myślę, że trochę odwrotnie podchodzisz do problemu. Niezdecydowanie i przejmowanie się opinią innych może mieć wiele przyczyn, od naturalnych do różnych zaburzeń: 1. Zwykła… niedojrzałość masz 26 lat, ale to nie musi być jeszcze wiek, kiedy człowiek jest bardzo zmotywowany, zdyscyplinowany i pewny siebie. Może środowisko, w którym dorastałeś, nie dało Ci też wsparcia w wykształceniu tych cech (w grę wchodzi zarówno nadopiekuńczość jak i lekkie zaniedbanie). 2. Trochę gorsza wersja nr. 1 - wychowanie w środowisku szkodliwym, w domu przemocowym, lub z chorym psychicznie rodzicem. To może powodować niską samoocenę i szybkie poddawanie się przy najmniejszej przeszkodzie. Wprawdzie często osoby DDD i DDA (dorosłe dzieci z rodzin dysfunkcyjnych/alkoholików) mają niską samoocenę, ale zwykle są wręcz nadmiernie odpowiedzialne i zdyscyplinowane. To dlatego, że zwykle musiały szybko zacząć dbać o siebie, no i dbać o rodziców, zajmować się domem, gotować. Ale zdarza się też tak w rodzinach dyskusyjnych, że rodzic jednak coś tam ogarnia dookoła siebie i domu, za to dziecku wmawia, że jest nic niewarte, nic nie umie i lepiej niech za nic się nie bierze. 3. Zaburzenia osobowości, np osobowość unikająca. To jeszcze poważniejsze, bo zaburzenia osobowości ciężko się leczy. Ale da się potrzeba terapii, być może dostosowania na jakiś czas życia zawodowego do potrzeb, np jakieś spokojne miejsce, z mniejszą ilością ludzi. 4. Wrodzone zaburzenie funkcjonowania układu nerwowego, np ADHD. Przy ADHD człowiek bardzo szybko się nudzi, często zmienia pracę, ma niską samoocenę, bo czuje, że różni się od „normalnych ludzi” i nie wie, co jest z nim nie tak. Poza tym obszary mózgu odpowiedzialne za ogólną dojrzałość (np panowanie nad impulsywnością, przewidywanie konsekwencji) rozwijają się wolniej niż u ludzi bez tych diagnoz. Wyleczyć się tego nie da, ale są metody kompensowania w obszarach problematycznych, są leki, a dojrzałość przychodzi z czasem. Zwykle wymaga dostosowania życia zawodowego na stałe, np poprzez znalezienie zajęcia dającego odpowiedni poziom bodźców i poczucia sukcesu. W przypadku 3 i 4 czasem wyjściem jest zakład pracy chronionej, potwierdzenie problemów zdrowotnych od lekarza dla pracodawcy itd. No i nerwica - w każdym z tych 4 przypadków nerwica bardzo często pojawia się jako zaburzenie towarzyszące, które tylko pogłębia pierwotny problem. Także to nie jest ta kolejność, o której myślisz: nerwica -> niezdecydowanie, niska samoocena. Nie, to raczej wygląda tak: przyczyna -> niska samoocena -> niezdecydowanie -> nerwica
  6. Stawiać granice a nie rozpieszczać. Brzmi brutalnie, ale przy nerwicy nie ma innego wyjścia. Ja sama miałam nerwicę od dziecka, m.in. bałam się ciemności i nie chciałam sama chodzić do łazienki. Moja mama w dobrej wierze chodziła ze mną, pozwalała mi spać w swojej sypialni itd. Dopiero jako dorosła dowiedziałam się, że leczenie nerwicy polega przede wszystkim na nieunikaniu tego, czego się boimy. Kiedy moje dziecko w wieku ok 5 lat zaczęło wykazywać objawy nerwicy lękowej, porozmawiałam z psychologiem i postępowałam zupełnie inaczej niż moja mama. Mówiłam córce, że jest bezpieczna i może iść sama do toalety. Na początku tam biegła, nie spuszczała wody, a ręce myła w kuchni. Potem powoli czuła, że nie musi biec. Potem, że może umyć ręce w łazience. Najdłużej zajęło spuszczanie wody bo ten nagły dźwięk był jednak stresorem. Spanie też trenowałyśmy powoli. Siedziałam z nią, najpierw przy lampce, potem już bez. Potem siedziałam w korytarzu itd. Zajęło to ok rok i córka całkowicie pozbyła się lęku przed ciemnością w wieku 6 lat. Ja bałam się ciemności jeszcze jako dorosła i nawet na studiach potrafiłam w stresujących okresach kiedy np były egzaminy i nerwica się nasilała, spać z małą lampką…. Twój chłopak musi zrozumieć, że Ty jesteś żeby go wspierać w pokonaniu lęku a nie utrwalaniu go. I że to on ma pracować nad sobą i związkiem. To nie jego wina, że ma te problemy, ale to Ty masz „prawidłowe” podejście nie-lękowe i to on ma pracować nad swoim, z Twoją pomocą. To on ma obowiązek podjąć terapię i wysiłek. Oczywiście gorsze dni są dozwolone, ale prawda jest taka, że problemy psychiczne partnera mogą Ciebie doprowadzić do nerwicy i depresji i musisz chronić siebie. To jest częste w nerwicy, że osoba nią dotknięta czuję ogromny dyskomfort i próbuje dopasować codzienność o rzeczywistość żeby unikać tego dyskomfortu. Ale wtedy on się tylko utrwala i pogłębia, a na dodatek Ty żyjesz w stresie. Musisz postawić granice i nie zgadzać się na dostosowanie Waszej codzienności całkowicie pod jego potrzeby, musi być kompromis i musi być praca z jego strony. On musi wiedzieć, że jesteś tu, wspierasz go, ale wspierasz go w rzeczach dobrych i zdrowych dla niego, a nie w unikaniu problemów. I nigdy przenigdy nie pozwalaj na manipulację i szantaż emocjonalny. Niestety osoby z nerwicą często czują taki lęk że nawet nieświadomie wymuszają na bliskich pomoc w zachowaniu swojego bezpiecznego otoczenia.
  7. Suplementy to tylko mała część leczenia, ale problemy psychiczne mogą wynikać z niektórych niedoborów i dobrze jest zrobić badania w tym kierunku. Np najbardziej powszechny jest brak Wit D i magnezu i to warto sprawdzić. Dwa pozostałe suplementy, które mają udowodniony związek ze zdrowiem psychicznym to kwasy omega-3 i probiotyki. Ale te dwa badania nie są zbyt popularne. Można zbadać mikroflorę jelit i zawartość kwasów omega 3 z krwi, tylko że to chyba prywatnie tylko w Polsce
  8. Nerwica sama w sobie jest objawem, więc nie jest to pytanie, na które da się odpowiedzieć. W skrócie, zaburzenia nerwicowe pojawiają się jako objaw towarzyszący przy wielu innych problemach - od wrodzonych (autyzm, adhd), poprzez nabyte we wczesnym dzieciństwie (dda, ddd, zaburzenia osobowości), aż po traumy w wieku dorosłym (choroba własna lub w najbliższej rodzinie, przeżycie katastrofy, napadu, straty bliskich lub całego majątku, długotrwały mobbing itd). Zupełnie Ci się nie dziwię, że przez pół roku brałaś silne leki. To musiało być naprawdę straszne natomiast nie jest to do końca zalecane. Leki, szczególnie te silne, przytępiają emocje, co pomaga jakoś wytrzymać najgorszy ból. Ale to rozmowa jest kluczowa. Najpierw powinien być psycholog kryzysowy, a potem najczęściej dłuższa terapia, chyba że masz wokół siebie grono ludzi, którzy nie boją się trudnych rozmów. Przytępianie bólu miesiącami, a potem powrót do w miarę normalnego życia bez przepracowania traumy zwykle powoduje różne problemy psychiczne i fizyczne. Teraz już się wprawdzie odchodzi od sztywnych klasyfikacji etapów żałoby i czy faktycznie każdy etap musi się pojawić itd. Natomiast badania pokazują, że stratę trzeba z kimś dzielić. W społecznościach, gdzie są silne więzi, np rodzinne czy plemienne (obecnie to w krajach dużo słabiej rozwiniętych niż nasz) żałoba jest okresem, który przeżywa się razem. W różnych kulturach i czasach były też różne narracje na temat żałoby, jak np radość i świętowanie, że ktoś bliski odszedł do lepszego świata, czy np zwyczaj nienadawania imion małym dzieciom, bo była tak wielka śmiertelność, że człowiek nie chciał za szybko się przywiązywać. Wszystko to miało na celu zapobieganie ciężkim konsekwencjom emocjonalnym po stracie. W naszym obecnym społeczeństwie zostaje się z żałobą samemu. Świat się szybko zmienił, odrzuciliśmy stare tradycje jako zabobony, ale nie mamy nic w zamian, oprócz silnych leków i usystematyzowanej terapii. Strata to temat tabu, niewygodny, ludzie w otoczeniu się odsuwają, albo ze źle zrozumianego poszanowania prywatności, albo po prostu z dyskomfortu, jaki czują patrząc na czyjeś cierpienie. To, co czujesz, jest zupełnie normalne. Po stracie bliskich i wypadku Twoje poczucie bezpieczeństwa, sprawiedliwości, sensu i celu życia zostało całkowicie zachwiane. Ten świat, który znałaś, się zawalił, a Ty musisz na nowo go zbudować. Tylko, że to wymaga też nowych podstaw. Zwykle ludzie uznają obecny stan rzeczy za coś oczywistego i kiedy nagle przydarza im się coś traumatycznego, muszą na nowo zdefiniować swój światopogląd. Teraz już wiedzą, że bliscy ludzie mogą w każdej chwili umrzeć. Że ktoś może ich np bez powodu napaść. Że mogą z dnia na dzień stracić cały majątek. Przede wszystkim muszą przeżyć swoją żałobę. A potem muszą nauczyć się czerpać radość z życia wiedząc, jak ono jest kruche. Muszą zaakceptować brak kontroli, brak gwarancji i brak wpływu na to, co ostatecznie szykuje im los, a pomimo tego cieszyć się dniem, robić plany, mieć nadzieję. Zależy od nasilenia depresji, cech charakteru, wzorców wyniesionych z dzieciństwa. Jeśli np z natury nie jesteś radosnym, otwartym optymistą, u Ciebie w domu mało było śmiechu, radości, to możesz rozwijającą się depresję przeoczyć. Możesz myśleć, że brak energii to efekt przybywania lat i obowiązków, że negatywne podejście do życia to po prostu doświadczenie życiowe, które pozbawiło Cię złudzeń. Brak inicjatywy i motywacji możesz tłumaczyć zdrowym rozsądkiem, w końcu po co się starać, skoro zawsze i tak wychodzi jak zwykle? Możesz sobie wmówić, że oczekiwanie czegoś więcej to zwykła naiwność. Wiele osób żyje z taką zadawnioną, nieuświadomioną depresją.
  9. Masz rację, pewność siebie lub jej brak jest tak ważna, że aż często zakłamuje obraz rzeczywistości. Np osoba pewna siebie może dostać pracę nawet bez wymaganych kwalifikacji, a osoba nieśmiała może sprawiać wrażenie niekompetentnej. Dlatego obecnie często używa się różnych testów, zadań do rozwiązania itd, a nie po prostu CV, które niewiele mówi, list motywacyjny (napisany przez chatGPT), czy rozmowa podczas której ludzie mogą się różnie zachować. Czasem chodzi o nieśmiałość, a czasem po prostu o zły dzień, niewyspanie, zaczynającą się grypę itd. Testy kompetencji i osobowości nie są nieomylne, ale dają pełniejszy obraz.
  10. Współczuję niestety zwykle nie jest to droga do celu, tylko po prostu droga, z górami i dołami. Mam nadzieję że niedługo Ci się polepszy
  11. Zależy. To naturalna potrzeba jak sen czy jedzenie, ale używana kompulsywnie do rozładowania napięcia i jako źródło „szybkiej dopaminy” działa tak, jak kompulsywne jedzenie na przykład. Daje chwilową ulgę, ale potem spadek nastroju.
  12. Ja mam wrażenie że efekt przeciwlękowy to działa bardziej przez otępienie i obojętność niż przez realny efekt terapeutyczny, ale mam nadzieję że niektórzy mają lepsze doświadczenia A znasz (i leczysz) przyczynę zaburzeń lękowych? Zwykle lęki są tak trudne do leczenia, bo one są tylko objawem towarzyszącym, na dodatek pojawiającym się w wielu różnych zaburzeniach a wiadomo, że leczenie objawu bez zajęcia się przyczyną jest mało skuteczne. Niestety lekarze idą po najmniejszej linii oporu i na podstawie objawów mówią „ma Pani zaburzenia lękowe, proszę tu jest recepta”… Ja miałam lęki odkąd pamiętam, fobie, potem hipochondrię i lęk wolnopłynący, ani terapia ani leki nie działały, w każdym razie nie na długo. Dopiero jak zostałam poprawnie zdiagnozowana kilka lat temu z ADHD i autyzmem i zaczęłam brać leki na ADHD, nerwica zniknęła zupełnie.
  13. Zależy, jakie się ma oczekiwania i potrzeby. Ja dostałam sertralinę na zadawnioną depresję i ostre zaburzenia stresowe, do tego mam ADHD i autyzm. Przez ADHD nie mogłam uspokoić gonitwy myśli, to przypominało PTSD z ciągłymi retrospekcjami i ani chwili wytchnienia. Leki to wyciszyły. Pierwsze 2-4 tyg to były ciągłe mdłości, w zasadzie tylko leżenie w łóżku, a potem dopiero przyszedł względny spokój. Ale nie poczucie szczęścia czy jakiejkolwiek radości, tego nie było w ogóle. Po kilku miesiącach brania psychiatra zasugerował, że powinnam jak najszybciej zejść z tego goooofna. Gonitwa myśli się uspokoiła, a samopoczucie wyjściowe po lekach było w zasadzie gorsze niż bez. Też brałam 100 mg dziennie, po powolnym zwiększaniu od 25 mg, bo ja zawsze mam paranoję że umrę od jakiś skutków ubocznych i nie chcę żadnych leków, a jeśli już to minimalną dawkę na początek. Nie wiem nawet czy przejście z np 50 na 100 w ogóle zrobiło różnicę teraz jak patrzę z perspektywy. Ogromną ulgą było otępienie i zatrzymanie tych myśli. Ale jeśli chodzi o humor, samopoczucie, to wręcz było gorzej.
  14. Brałam ponad 2 lata, teraz przeszłam na Elvanse, ze skutków ubocznych to był tylko efekt przeczyszczający jak po mocnej, porannej kawie. Myślę, że to trochę wpłynęło negatywnie na zdrowie, np przemianę materii czy wchłanianie witamin, plus odezwał mi się hemoroid, którego się nabawiłam po ciążach , ale żadne z tych skutków ubocznych nie były na tyle silne, żebym w ogóle musiała iść z ich powodu do lekarza. Biorąc leki na ADHD, i w ogóle mając ADHD, pilnuję suplementacji, która jest zalecana, w zasadzie to Omega-3 (na układ nerwowy), probiotyki (na jelita) i wit. D3 (jako że w społeczeństwie jest powszechny niedobór a przy ADHD można być bardziej wrażliwym na depresyjny nastrój spowodowany za niskim poziomem). No i z powodu suchości w ustach musiałam częściej odwiedzać dentystę, zrobiły mi się dwa ubytki i dwie starsze plomby też były do wymiany - to zdecydowanie więcej problemów z zębami, niż normalnie mam. Ale tak jest też po antydepresantach. Poza tym nie miałam innych skutków ubocznych, ani problemów zdrowotnych, które by się pojawiły po rozpoczęciu brania Medikinetu. Miałam w pewnym momencie podejrzenie, że może działać immunosupresyjnie, bo często się przeziębiałam, szczególnie w połączeniu z gabapentyną, która też ma ten efekt, ale lekarz tego nie potwierdził. Owszem, łapałam przeziębienia, ale nie rozwijały się one w nic, co by wymagało antybiotyków, badania krwi, CRP, białe krwinki w normie, więc to jednak efekt posiadania dzieci w wieku szkolnym, lockdownu i dwukrotnego zarażenia koronawirusem
  15. Tak też może być. Mam koleżankę, która żyje bardzo zdrowo, zdrowo je, jest aktywna, ma regularny tryb życia, ćwiczy kilka razy w tygodniu po 90 min w tygodniu, uwielbia spacery i naturę. Ale pomimo tego ma duże problemy z nerwicą, z konsekwencjami zarówno psychicznymi jak i fizycznymi. U niej to problem czysto psychologiczny, z korzeniami w dzieciństwie. Zaczęło się od typowego wychowania w tamtych czasach, dziewczynki powinny być miłe i się uśmiechać, dbać o wszystkich, poświęcać się, zapomnieć o swoich potrzebach. Później był związek z narcyzem, chore, niepełnosprawne dziecko, codzienna walka o środki do życia itd. Na pewno nie pomógł jej charakter, jest osobą wrażliwą, empatyczną, bezinteresowną. I teraz po prostu jej poczucie bezpieczeństwa, własnej wartości i sprawczości w życiu w zasadzie nie istnieją. Zamartwia się o wszystko, zadręcza się wręcz o każdą błahostkę, choć jej życie jest bardzo dobre i stabilne. Od lat ma nowego, opiekuńczego partnera, dziecko ma bardzo dobrą opiekę a ona ma satysfakcjonującą i dobrą pracę. Ale deficyty emocjonalne pozostały i powodują ogromne kłopoty w codziennym funkcjonowaniu. Jak napisałam - zdrowy tryb życia daje czysto fizyczne warunki do uregulowania systemu nerwowego. Ale praca nad sobą, nad wypracowaniem zdrowego poczucia własnej wartości, zdrowych wzorców przywiązania, pozytywnego myślenia na pewno jest równie ważna. Jest też inna opcja, tak jak u mnie. Będąc dorosła dostałam diagnozę ADHD i autyzmu i niestety zdrowy tryb życia czy nawet osiągnięcie stabilnego, poprawnego poczucia własnej wartości to niestety za mało. Moje diagnozy wymagają dodatkowych starań, ograniczenia bodźców, unikania przestymulowania, planowania dnia i na razie wspomagania się lekami. Nerwicę lękową miałam odkąd pamiętam, od dzieciństwa. Zniknęła jak ręką odjął ponad 3 lata temu wraz z rozpoczęciem brania leku na ADHD. Somaty wyciszyły się znacząco odkąd biorę gabapentynę, która wycisza nadreaktywność mojego systemu nerwowego. Oba przykłady nie negują ważnej roli zdrowego trybu życia, bo to każdemu wychodzi na dobre. Ale pokazują, że jeśli objawy są uporczywe i nie ustępują, trzeba znaleźć przyczynę i zająć się jej leczeniem. Tak, nasz organizm jest stworzony do ruchu, ale jednocześnie zaprogramowany na oszczędzanie energii. W naturze ruchu mielibyśmy zawsze pod dostatkiem, a pożywienia - niekoniecznie. Natura po prostu nie przewidziała sytuacji, w której możemy się praktycznie nie ruszać, a jednocześnie zaspokoić swoje potrzeby np żywieniowe. Dlatego nasz mózg reaguje wyrzutem hormonów szczęścia kiedy jemy coś słodkiego i tłustego. Dlatego magazynujemy tkankę tłuszczową i nie mamy „wyłącznika bezpieczeństwa” który mówi dość i ogranicza apetyt, kiedy stajemy się otyli.
×