Czuje ogromna potrzebe, zeby sie podzielic tym co przezylam dzis i przez ostatnie kilka tygodni. Teraz w efekcie wszystkich wydarzen, ktore mialy miejsce zostalam tylko ja, moje lozko i xanax. Perspektywa nie za piekna.
Pare tygodni wstecz zamowilam wakacje z moim chlopakiem, w planach byla wyprawa gdzies dalej, w piekne egzotyczne miejsce (tak jakos sie trafilo, ze oboje dalismy z siebie wszystko, zeby uzbierac na to pieniadze). Jednak biorac pod uwage moj strach przed lataniem, wybralismy Rodos, chyba trzy godziny lotu - niewiele. Pomyslalam, ze jakos wytrzymam. Oprocz tej fobii przed lataniem, mam tez nerwice natrectw i generalnie chyba wszystkie jej odmiany. Oczywiscie odwiedzam psychiatre, psychologa w ramach terapii. Staram sie walczyc jakos.
Przed lotem mialam zalecane wziac xanax (czyli dzis) oczywiscie nie wzielam go (nerwica natrectw), bo czulam, ze napewno cos zlego sie wydarzy.
Lęk mna zawladnal, ataki nerwicy mialam juz regularne od dwoch tygodni, zylam w ciaglym napieciu. Dzis rano stwierdzilam, ze uciekne z domu i nigdzie nie polece. Tak tez zrobilam. Wyszlam z domu i nie wrocilam. Wylaczylam telefon, ominal mnie lot. Cala rodzina przezyla szok moim zachowaniem, rodzice Piotra maja mnie za psychopatke (w zasadzie chyba sie im nie dziwie). Piotrek przez lzy pyta sie mnie, jak moglam mu to zrobic, nie chce ze mna utrzymywac kontaktu. Jak juz wczesniej wspominalam moj stan jest taki, ze lyknelam xanax (bo przeciez juz katastrofy nie bedzie) samolot do naszego zajebistego hotelu dolecial szczesliwie, a ja zaszokowana tym faktem (bo przeciez bylam pewne, ze zgine, ze to wlasnie ten samolot zawiedzie) utknelam w jeszcze gorszym stanie, wszyscy sie ode mnie odwrocili. Bo kto chcialby byc z kims tak nieobliczalnym. Kims kto spierdala przed cudownymi wakacjami na rodos w pieciogwiazdkowym hotelu. Nie chce mi sie zyc - a tak panicznie boje sie smierci. Co za paradoks.
Jesli chcecie cokolwiek napisac na ten temat to bede wdzieczna, za kazde slowo, to zle i dobre. Moze ktos z Was mial podobnie i chce o tym porozmawiac. Bo ja bardzo.
To oczywiscie ogromny skrot tego co przezywalam, ale musialabym chyba napisac ksiazke, zeby wszystko dokladnie zobrazowac.