Skocz do zawartości
Nerwica.com

prozac_nation

Użytkownik
  • Postów

    86
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez prozac_nation

  1. Mi się wydaje że raczej małe prawdopodobieństwo że to po upadku, zwłaszcza jeśli nastąpiło sporo później...chociaż wiadomo, że na 100% wykluczyć się nie da. Możliwe też że to co ma na głowie to właśnie jakiś węzeł od zębów etc Na Twoim miejscu bym na spokojnie jutro poszła do lekarza tak jak planowałaś. Możliwe że te zęby mu dają tak popalić...no albo ucho właśnie, bo przy katarze może dojść dość łatwo do zatkania ucha i zapalenia
  2. Mili raczej malutkie są szanse że coś mu pękło moje dzieciaki miały już strasznie dużo wypadków z głowà w roli głównej a tylko dwa razy pojechałam z tym na sor (raz jak syn w nocy po upadku zaczął wymiotować - okazało się że zbiegĺo się z przeziębieniem i po prostu katarem się zalewał, drugi raz to teraz jak przydzwonił głową w kaloryfer i musieliśmy jechać na szycie), latem moja niespełna dwuletnia córka tak trzepnęła głową o płytki że pół czoła jej urosło ale kompletnie nic jej nie było...jakbym miała jeździć z każdym upadkiem z łóżka (albo z kanapy) to bym pewnie musiała na sorze zamieszkać W którym dokładnie miejscu ma to coś twardego? Po drugiej stronie głowy tego niema? Może to być węzeł chłonny? (Mój syn ma jeden taki poinfekcyjny już od ok 2 lat ale to na szyi). Ma jsjakieś objawy infekcji teraz? Takie łapanie się za głowę to mi trochę problemy z uszami/ uchem przypomina, chociaż u córki uszy zawsze szły w parze z wysokimi gorączkami, no ale pewnie każde dziecko reaguje inaczej
  3. U mnie pewnie przyczyny też drzemią w dzieciństwie i składa się na to suma wszystkiego, nawet rzeczy których pewnie nie dostrzegłam...ale generalnie o ile kiedyś wydawało mi się że znalezienie przyczyny da mi jakieś rozwiązanie problemu o tyle teraz wydaje mi się że bardziej przydaje się zaakceptowanie tego wszystkiego co było nie do końca takie jak być powinno. Bardziej chyba powinnam skupić się na sobie i na nazywaniu oraz wyrażaniu swoich emocji w sposób adekwatny do sytuacji, wiem że mam ogromne problemy z odczuwaniem/ okazywaniem np. Smutku...tego niestety nijak nie udało mi się póki co rozwiązać a pewnie dużo energii pochłania nieokazywanie tego uczucia :/ Co do depersonalizacji/ deralizacji to nie lubię tego porównania alewłaśnie najbardziej przypomina mi to coś jak znalezienie się w filmie o samym sobie, jakb ktoś wystawił mnie z mojego umysłu i ciała i wszystko działo się jakby z boku, świat dookoła w ogóle zmienia bodźce, totalnie inna równoległa rzeczywistość
  4. nefretis no właśnie nie mam żadnej konkretnej przyczyny, na terapiach próbowałam łapać się wszystkiego po kolei ale jednak nie mam przekonania że któreś z wydarzeń w moim życiu jakoś szczególnie przeważyło...dlatego chyba przestałam już szukać a skupiam się nad tym jak poprawić swój obecny stan i przyszłe życie mnie w pewnym momencie depersonalizacje/ deralizacje dopadały całkowicie z nienacka i w totalnie różnych sytuacjach, tzn zarówno w samotności w domu jak i na świetnej imprezie ze znajomymi...kompletnie nie było w tym żadnej reguły więc nie umiałam temu zapobiegać...uczucie to okropne i nigdy nie chciałabym do niego wracać. W obecnym nawrocie nerwicy na szczęście się nie pojawiło
  5. Ehhh to ja średnio pasuję do obrazu nerwicowca bo miła dla ludzi nie jestem raczej tzn jak mnie ktoś/ coś wkurzy to to komunikuję bez problemu...no i w interakcjach z ludźmi też idzie mi nieźle, mam spore grono dobrych koleżanek, staram się podtrzymywać kontakty (chociaż z tym miewam czasem problemy)...ogólnie lubię towarzystwo innych osób i zdecydowanie od niego nie stronię :) Za to u mnie w największym stopniu leżą kontakty fizyczne z drugim człowiekiem (pomijam tu moje dzieci i męża) - np. Nienawidzę przytulania...w życiu chyba bym nie była w stanie tak po prostu przytulić kogoś np. Żeby go pocieszyć...nie wiem skąd mi się to wzięło ale absolutnie nie umiem tego zmienić
  6. Ja pierwsze objawy miałam chyba już w dzieciństwie ale w sumie objawy nasiliły mi się najbardziej wraz z początkiem łykania tabletek antykoncepcyjnych. Wyjechałam wtedy min do pracy za granicę (w to samo miejsce co rok wcześniej) i po tygodniu wracałam na łeb na szyję bo nie byłam w stanie wytrzymać. A potem nasiliły się lęki, stany depresyjne, depersonalizacje i derealizacje...pierwsze leki, które położyły mnie na kilka dni do łóżka bo nie byłam ze strachu w stanie się podnieść...w pewnym momencie stwierdziłam, że jeśli mam tak żyć to chyba wolę wcale....no a później to już szpitale i intensywne leczenie... Ponieważ byłam ponad 4 lata bez leków i bez objawów to doskonale pamiętam jak to jest nie myśleć ciągle o zbliżającej się wielkimi krokami śmierci...było cudnie i liczę że to wróci :) nawet jeśli nie na zawsze to wg mnie dla okresów remisji warto walczyć :)
  7. Wątpię aby ktokolwiek odbierał to, że inni nazywają jego objawy hipochondrią - słodzeniem totalnie nie brzmi zjadliwie To jeszcze raz wspomnę, nerwica to choroba, w stanie nasilenia daje popalić jak niejedna choroba somatyczna (o ile nawet nie bardziej), nikt tego nie robi dla zabawy czy zabicia czasu i tak samo nie da się po prostu wyzdrowieć na zawołanie, trzeba po prostu się leczyć w ten czy inny sposób (tabletki/ terapia)
  8. ja mam tak przy spadkach cukru chyba (nie mam cukrzycy ale mój mąż ma glukometr więc czasami sobie mierzę) i wtedy zaczyna mnie lekko telepać, dlatego też muszę dość regularnie jeść...a jak mam takie stany lękowe, że nie mogę nic przełknąć to po kilku dobach czuję się w ogóle fatalnie, więc jak najbardziej głód może powodować takie dolegliwości :/
  9. Pholler u mnie lokalnie podawali czasem pacjentom w karetkach Pavulon, no ale on zwiotczał aż za bardzo
  10. bez recepty to pewnie nie, ale duże prawdopodobieństwo, że to skutek uboczny leków, ja miałam masakrę z napięciem mięśni po trittico i coś mi na to podawali w szpitalu ale nie pamiętam za chiny co. Może lekarz by Ci wypisał?
  11. Co do zaczepnych pytań trolla internetowego, to mnie takie strasznie wkurzają, ale chyba nawet nie ma co na nie odpowiadać i się tłumaczyć bo jeśli ktoś nie doświadczył nerwicy lękowej to i tak nie zrozumie jak to jest No i chyba nigdy nie zrozumiem, po co ktoś specjalnie rejestruje się na forach, żeby wylać nieco jadu na innych, albo się ludziom nudzi albo mają gorsze zaburzenia od hipochondrii Mi w sumie ostatnio jakoś dolegliwości wszelakie się zmniejszyły, chyba zdecydowanie bardziej odczuwam skutki uboczne Seronilu niż dotychczasowe objawy wynikające ze stanów lękowych...z dwojga złego wolę te skutki uboczne Co do posmaku krwi w ustach to też czasami miewam, w sumie się na szczęście jakoś nad tym nie skupiam, chociaż kiedyś przeczytałam jedną mrożącą krew w żyłach historię a propo metalicznego posmaku w ustach, ale się nie będę nią z Wami dzielić bo wiadomo mi trochę siedzi w głowie niestety, jakoś w takich kwestiach pamięć działa nadzwyczaj dobrze
  12. Nie śpię od 3 :/ kurcze mam wrażenie że za pierwszym razem po fluo nie miałam takich problemów z wybudzaniem, chociaż chyba wtedy większość okresu początkowego byłam dodatkowo na przeciwlękowych więc pewnie dlatego poszło gładko... po cudnej pod względem samopoczucia sobocie przyszło oczywiście kiepskie samopoczucie w niedzielę...jakoś brakuje mi punktu zaczepienia chociaż chyba ogólnie jest nieco lepiej niż przed braniem leków. Psychiatra dopiero pod koniec listopada, zobaczymy co doradzi (tzn. Pewnie znowu będzie mnie namawiać na terapię)
  13. nefretis to właśnie może jakiś dzienny oddział byłby dla Ciebie idealny? Bo z tego co wywnioskowałam (może błędnie) to nie pracujesz chyba czynnie zawodowo, więc to zawsze mniejsze ryzyko niż ew wyjazd...z drugiej strony właśnie chyba odległość od rodziny pozwala złapać pewien dystans i spojrzeć na wszystko z inne perspektywy...ale rozumiem, że to bardzo duży krok. Jedno co jest pewne to że musisz znaleźć jakieś rozwiązanie swoich problemów bo nerwica wykończy Cię bardziej niż jakakolwiek somatyczna choroba. Trzymam kciuki
  14. Mili89 rozumiem wkręt na zapalenie opon ale wierz mi że katar i drapanie w gardle to kompletnie nie te objawy teraz sezon przeziębieniowo grypowy i po prostu Cię dopadło
  15. nefretis byłam tam 3 miesiące ale wcześniej 3 miesiące w moim rejonowym szpitalu, w którym jedyne co robili to pchali we mnie prochy :/ Wiesz ja wtedy byłam jeszcze młodą "gówiniarą" bo miałam 23 lata, więc jedyne co zawaliłam to rok studiów (tzn wzięłam dziekankę)...mój obecny mąż był wtedy moim chłopakiem, dzieci nie miałam więc podjęcie decyzji o hospitalizacji było łatwiejsze Ale na oddziale było parę dorosłych, całkiem normalnych kobiet (właśnie typowo nerwicowych), które miały rodziny i małe dzieci...mimo wszystko zdecydowały się na taką formę leczenia i z tego co wiem nie żałowały...tam było wtedy o tyle fajnie, że na każdy praktycznie weekend można było brać przepustki i spędzać go w domu, także jak ktoś potrzebował to w sumie miał ciągły kontakt z rodziną Kurcze u mnie na szczęście fluo po raz drugi najwyraźniej daje radę a bałam się jak to będzie bo też słyszałam że z antydepresentami jak ze związkami - lepiei nie wchodzić dwa razy do tej samej rzeki
  16. nefretis daj sobie trochę czasu z lekiem, nie wiem po jakim czasie Twój powinien zacząć działać ale jeśli nie będzie to nie ma się czym martwić tylko spróbować czegoś innego...mi dopiero zaskoczył 8-my lek z rzędu. Po seroxacie (który tak na prawdę jest dobrym lekiem) wylądowałam w psychiatryku z chęcią usunięcia się z tego świata...nawet różne leki z grupy ssri działały na mnie różnie i np cital wcale nie pomógł za to seronil bardzo... niestety wiem po sobie że zanim trafi się na odpowiedni lek może to trochę potrwać i nieźle dać w kość :/ Masz może jakieś szanse na oddział dzienny w Twojej okolicy? Jak nie to może warto pomyśleć o wyjeździe nia terapię? Mi pobyt w Tworkach (na oddziale leczenia zaburzeń nerwicowych) dał w sumie bardzo dużo, miałam po nim prawie 6 letnią przerwę od objawów, udało się odstawić leki na 4 lata i na prawdę było przez ten czas super jeśli chodzi o objawy (a raczej ich brak)
  17. Mili no ból karku a objawy oponowe to zdecydowanie dwie różne rzeczy także spokojnie :) Tukaszwili mnie tam Twój pomysł wcale nie dziwi, moja siostra dwa razy przez nerwicę miała rezosnans głowy także mnie już niewiele jest w stanie zaskoczyć Zresztą u każdego nerwicowca chyba podobnie z leczeniem...ja ostatnio u proktologa też wymyśliłam że objawy mam od dwóch tygoni bo jakoś głupio by zabrzmiało gdybym powiedziała że objawy mam odkąd o nich przeczytałam w necie;) A u mnie dzisiaj wyjątkowo dobry dzień...chyba fluo zaczyna działać bo czuję przypływ energii....dzisiaj wykorzystałam go nader dobrze- posprzątałam cały dom
  18. To ja przez moich bliskich też miewam stany lękowe i napady paniki ale właśnie bardziej wynikające z wyimaginowanych problemów niż rzeczywistości. Np. Potrafię obudzić się w nocy z panicznym lękiem że przez to że nie zaszczepiłam córki na pneumokoki to dostanie sepsy, albo jak mąż gdzieś jedzie w trasę to wizualizuję sobie że ma wypadek i że dzwonią do mnie że zginął etc. Np. Całe dzieciństwo (pewnie to jeden z pierwszych objawów nerwicy) miałam jazdy że mam atak wyrostka...potrafiłam nie spać pół nocy bo wydawało mi się że brzuch mnie boli tam gdzie wyrostek itp. Faktycznego ataku wyrostka dostałam 6 lat temu (ból brzucha w miejscu wyrostka męczył mnie drugi dzień ale bez szału, więc wygooglałam sobie że to może być wyrostek ) to się nawet sama na izbę przyjęć autem zawiozłam no i generalnie przed operacją luzik totalny, zero czarnych scenariuszy. A co do tego po co mi nerwica to wydaje mi się że w moim przypadku po prostu wychodzą emocje, które na codzień tłumię...przeważnie ich nagromadzenie się w czasie w końcu znajduje sobie jakiś sposób aby ze mnie zejść
  19. Mi bardzo pomógł epiduo, skutków uboczny nie zaobserwowałam za to poprawa diametralna
  20. To ja mam tak, że najbardziej boję się chorób, których nie mam i których nawet nikt u mnie nie podejrzewa (tzn. lekarz). Potrafię przez nie przestać jeść, spać i funkcjonować w trybie zombie... Za to jak np. chorują dzieci i mają po 40 stopni niezbijalnej gorączki to wcale nie myślę od razu o najgorszym i nie załamuje się. Podobnie rok temu jak wylądowałam z niespełna roczną córką na diagnostyce w szpitalu i na rutynowym rtg płuc wyszedł jej jakiś wielki cień w śródpiersiu, lekarze (pulomonolodzy), debatowali nad nim kilka dni, codziennie przychodziło kilkoro lekarzy osłuchiwać i oglądać (czekaliśmy na usg 3 dni bo było w innym szpitalu a musieliśmy wpasować się w grafik transportu medycznego)...oczywiście stres ogromny ale nie załamałam się, dawałam radę - finalnie po usg okazało się, że była to grasica, która na zdjęciu wyszła jak wyszła bo mała się trochę "bujnęła" w jedną stronę...a już mniejsze stresy typu praca etc. to wcale mnie nie ruszają
  21. Co do przyczyn nerwicy to ja chyba też się nie dokopałam, pomimo 4-ech lat ciągłej terapii...tzn. wiadomo, że suma wszystkich ew wydarzeń/ relacji mogła na jej rozwój wpłynąć ale nigdy nie znalazłam jakiegoś konkretnego punktu zaczepienia, więc i szukać i drążyć mi się nieco odechciało U mnie na pewno w dużej mierze to czynnik genetyczny (bo moja babcia miała nerwicę, połowa rodzeństwa ojca również, z tego pokolenia mam ja i moja siostra oraz spora część kuzynostwa, do tego np. widzę, że mój syn jest w kwestiach emocjonalnych bardzo podobny do mnie z dzieciństwa i obawiam się, że w przyszłości będzie miał podobne problemy do moich...także jeśli już coś bym miała "leczyć" to najchętniej właśnie spróbować "uratować" dzieci...ale z drugiej strony nie wiem czy pakować się w kolejnych psychologów i kolejne terapie) Oczywiście w rozwoju nerwicy pomogły pewnie też czynniki środowiskowe, niektóre zdarzenia etc. ale pomimo przepracowania tego na terapii i tak w dużej mierze nadal objawy nerwicy się pojawiają i dają mi nieźle w kość, więc ja osobiście trochę straciłam do tego wszystkiego chęci, chociaż nikogo zniechęcać nie chcę, bo to jak z antydepresantami, na jednego podziała jedno a na drugiego drugie... A najbardziej w mojej nerwicy wkurza mnie to, że ja tak na prawdę w sytuacjach stresowych w codziennym życiu doskonale daję sobie radę, natomiast kompletnie pokonują mnie moje wyimaginowane lęki
  22. To ja mam taką pracę że muszę pracować 8-16 ale mogę zdalnie z domu więc jak nie mam weny to zostaję, chociaż mam wrażenie że wychodzi mi na lepsze jak jednak jeżdżę do biura a już w ogóle bosko jest jak w pracy zapierdziel bo zapominam o stanach lękowych niestety najczęściej mam dużo wolnego czasu a że cały dzień przed kompem to tylko czytam i czytam Wczoraj za to mój pierworodny zapewnił mi dzień pełen andrenaliny- spadł z krzesła na kaloryfer tak nieszczęśliwie że skończyło się na wezwaniu karetki i szyciu na sor bo z moją mamą nie mogłyśmy mu zatamować krwawienia :/ dodatkowo to ja byłam tą bardziej opanowaną osobą, bo moja mama płakała razem z moim synem a ja na biegu szukałam czegoś do zatamowania krwi (byłam z dzieciakami u mojej mamy w domu) i dzwoniłam na pogotowie...później jeszcze na sor musiałam oglądać całe szycie bo trzymałam małego żeby się nie wyrywał... na szczęście skończyło się tylko na szyciu, dzisiaj dziecko zadowolone już w ogóle i najważniejsze co pamięta to że jechał karetką
  23. nefretis to żeś sobie pospała trochę zazdroszczę, ja pomimo hydroksyzyny obudziłam się przed 6:00 i kicha z dalszym spaniem, chociaż to i tak nieźle bo bez hydro budziłam się ostatnio o 4:00 btw. ja też mam drętwienia nocne, najczęściej dłoni...ale jakoś o dziwo mnie to nie przeraża wcale, myślę, że to kwestia napięcia i spania w pozycjach, które powodują drętwienia (np. z ręką pod głową etc) A u mnie znowu dzisiaj ból tyłka jak na Polaka przystało heh...a już dwa dni miałam spokój
  24. Pholler też myślę, że ew problemy mogą pojawić się przy zbyt dużej ilości dłuższy czas i zbyt gwałtownym odstawieniu. U mnie była taka kicha bo zupełnie nie byłam na to odstawienie gotowa i nie tak nagle (brałam 3 razy dziennie cloranxen chyba plus na noc coś jeszcze - u mnie w miejscowym szpitalu niestety faszerowali wszystkich jak leci benzo w dużych ilościach), no i lekarze powinni to zrobić bardziej stopniowo a nie wypuścić mnie do domu (tzn do innego szpitala w sumie, bo wiedzieli, że się przenoszę) bez recepty na benzo :/ Ja dodatkowo na początku kompletnie nie powiązałam jednego z drugim (tzn mojego okropnego stanu z odstawieniem benzo) więc zanim się zorientowałam minęło trochę czasu i niestety samopoczucie dało mi nieźle w kość, bez kitu myślałam, że zaraz zejdę z tego świata Także mam nauczkę na przyszłość a że przy okazji benzo mi się odechciało to już inna sprawa...nawet wolę przebujać się z całym tym bałaganem z początku brania SSRI bez benzo (na jakiś minimalnych dawkach hydro) niż wziąć coś z tej grupy leków :/
  25. Ja z benzo mam złe doświadczenia, ale to przez uzależnienie właśnie - faszerowali mnie tym dzień w dzień w szpitalu przez 3 mc a później z dnia na dzień odstawili (w dniu wypisu), miałam takie silne objawy z odstawienia, że chodziłam po ścianach :/ do tego przeokropny ból głowy i wymioty :/ dobrze, że miałam w domu jeszcze jakieś resztki Afobamu więc mogłam wziąć i jakoś przetrwać noc. Następnego dnia jechałam na 3mc oddział terapeutyczny i tam znowu te same objawy z odstawienia, lekarz dał mi relanium - wszystko przeszło...na szczęście później ordynatorka tego oddziału rozpisała mi sensowne odstawienie benzo suplementowane dużą ilością wit B i jakoś poszło Od tego czasu nie wzięłam więcej nic z benzodiazepin, jak coś wspomagam się hydroksyzyną bo ona nie uzależnia Co do skutków ubocznych leków to nie ma się co nimi martwić na zapas, faktycznie najlepiej nie czytać ulotek ale ja sama też pierwsze co to czytam o skutkach ubocznych także rozumiem
×