Skocz do zawartości
Nerwica.com

mercymona

Użytkownik
  • Postów

    61
  • Dołączył

Treść opublikowana przez mercymona

  1. Hej. Chciałam zapytać tych, którzy skutecznie odstawili benzo czy konsekwencją tego jest drżenie rąk? Jeśli tak, to jak długo utrzymuje się taki stan? Akurat zawsze miałam z tym problem, a wybrałam sobie precyzyjny zawód, w którym takie rzeczy nie wchodzą w grę. No i ratowałam się benzo :/
  2. Od 3,5 roku jestem uzależniona od Alprazolamu. Mój lekarz naciska na detoks w warunkach szpitalnych "bo marnujemy czas". Słyszałam już trzy różne wersje długości mojego odwyku od trzech różnych osób- 6 tygodni, 4 tygodnie, 2 tygodnie. Skoro tak naprawdę nie jestem w stanie ustalić ile miałoby to potrwać, tym bardziej nie mam pojęcia na temat całej reszty dotyczącej takiego detoksu. A wiadomo, że to co nieznane- przeraża. Zwłaszcza jeśli chodzi o odstawienie mojego "parasola ochronnego" przed całym złem tego świata i przede wszystkim chyba własnymi myślami... Czy ktoś przechodził taki odwyk i może napisać swoje wrażenia oraz odpowiedzieć mi na kilka pytań? Byłabym ogromnie wdzięczna. Aktualnie przyjmuję 6mg na dobę.
  3. Tak, czytałam. Czytałam też że 10% społeczeństwa jest uczulona na tę substancję. Znalazłam również artykuł, gdzie dziewczyna przez wyżej wymieniony lek straciła włosy, paznokcie i wzrok w dużej mierze, a także zeszła jej cała skóra. Moja rodzina mówi, że tragizuję, bo mam tylko czerwoną wysypkę, a nie pęcherze, jak w schorzeniach z linku. Czyli mózg mam wyprany i nie wiem co robić... Może ktoś spotkał się z reakcją alergiczną w lekkiej postaci lub sam ją przeszedł? Może trzeba to po prostu przetrzymać? Czy ewidentnie odstawić? Wizytę u psychiatry mam dopiero w czwartek.
  4. Nie miałam siły pojechać do szpitala, położyłam się i zasnęłam z tego wszystkiego. Do tego mam stan podgorączkowy- o 18 było 37,2. Teraz nie mierzę, bo brałam leki przeciwgorączkowe więc będzie przekłamanie. Dodatkowo biegunki, dzisiaj to już kilka razy w ciągu dnia no i ten masakryczny ból głowy... Czy to normalne skutki uboczne tego leku (po Asertinie np. włosy wypadały mi garściami więc nie jestem wybitnie przewrażliwiona co do skutków ubocznych tego typu leków), czy ewidentnie coś jest nie tak? Odstawianie na własną rękę chyba też nie jest najrozsądniejsze?
  5. Przepraszam, internet się zawiesił i wysłało się dwa razy.
  6. Hej, od półtora tygodnia przyjmuję lek Lamotrix, obecnie w dawce 50mg na dobę (2 x wieczorem). W nocy kilka godzin po wzięciu leku strasznie zaczęły swędzieć mnie stopy. Dzisiaj pojawiła się swędząca wysypka- około 100 czerwonych plamek rozsianych na stopach, po wewnętrznej stronie rąk i po bokach nad biodrami. Róźnej wielkości, największa jest wystająca, jakby coś się tam zbierało. Czy ktoś z Was miał coś takiego? Co robić? Brać kolejną dawkę dziś wieczorem? Jest sobota, nie mogę skontaktować się z przychodnią...
  7. Hej, od półtora tygodnia przyjmuję lek Lamotrix, obecnie w dawce 50mg na dobę (2 x wieczorem). W nocy kilka godzin po wzięciu leku strasznie zaczęły swędzieć mnie stopy. Dzisiaj pojawiła się swędząca wysypka- około 100 czerwonych plamek rozsianych na stopach, po wewnętrznej stronie rąk i po bokach nad biodrami. Róźnej wielkości, największa jest wystająca, jakby coś się tam zbierało. Czy ktoś z Was miał coś takiego? Co robić? Brać kolejną dawkę dziś wieczorem? Jest sobota, nie mogę skontaktować się z przychodnią...
  8. mercymona

    Chcę umrzeć!!!

    Nie, zamierzam zacząć. Chodziłam na NFZ ale to był dramat. Tylko jedna pani ze szpitala psychiatrycznego do mnie trafiła, chcę zapisać się do niej prywatnie ale ciągle to odkładam (finanse).
  9. mercymona

    Chcę umrzeć!!!

    Sama prosiłam o coś na pobudzenie ale trochę inaczej je sobie wyobrażałam. Jedyny lek, który na mnie zadziałał- Symfaxin, właśnie zdjął kurtynę czarnych myśli i zamiast sama się nakręcać, po prostu robiłam, co miałam do zrobienia. Humor też mi się podniósł o 200%. Teraz czuję się jak taki typowy czubek z psychiatryka, pogrążona we własnym świecie, z własnymi myślami, zamiast działać, to 120 razy muszę najpierw przeanalizować sytuację. Dziwne trochę, bo niby otępiała i otłumaniona- 2h muszę analizować czy najpierw się umyć, czy wstawić pranie, a z drugiej strony ten natłok myśli. Boję się żeby nie dali mi teraz jakiegoś całkowitego zamulacza, po którym nie będę wiedziała jak się nazywam. Studiuję informatykę... Może jednak te prochy są dobre (coś mi się chce), tylko teraz powinnam z psychologiem przepracować priorytety? Wczoraj zauważyłam jeszcze duże rozdrażnienie, w myślach modliłam się żeby moja mama już sobie poszła, mimo że sama ją zapraszałam, przewrażliwienie na dźwięki i od dłuższego czasu codzienne bóle głowy. Teoretycznie można to zepchnąć na deficyt kaloryczny wynikający ze wstrętu do jedzenia. Już zgłupiałam czy tak ma być, czy te leki jednak mocno mieszają. PS. Wiem, że teochę niespójnie piszę, teraz jest ten krótki okres dobrego samopoczucia, za 3h "myślenia" znowu będę chciała umrzeć od tego natłoku myśli.
  10. mercymona

    Chcę umrzeć!!!

    Nie mogę sobie ze sobą poradzić. Od kilku dni dzieje się ze mną coś dziwnego. I to już chyba nawet nie podchodzi pod depresję. Mając ją, leżałam w łóżku miesiącami i oglądałam TV od rana do nocy, bez sił na cokolwiek. Teraz powiedzmy, że względnie nawet mam siłę, chciałabym coś robić ale nie wiem co. Kompletnie nie umiem ustalić sobie priorytetów, mam kilka spraw, które się "palą" ale nie wiem od której zacząć więc nie robię nic. Strasznie dziwne i dołujące uczucie. Zaczynam coś robić, po dwóch minutach stwierdzam, że co inne jest ważniejsze. Po 3 godzinach jestem już tak sfrustrowana, że nachodzą mnie już tylko myśli o śmierci. Przecież to nie jest normalne. Najgorszy jest natłok myśli o tym wszystkim, czuję że zaraz wybuchnę- np. wyskoczę przez okno. I pewnie tak by było, gdyby nie Alprazolam. Ale już nawet jego bardzo duże dawki (8mg na dobę) niewiele pomagają. Od kilku dni nie mogę spać i jeść, gdzie benzo do tej pory działało na oba te obszary i już po dwóch tabletkach wciągałam wszystko z lodówki. Dzisiaj wypiłam tylko jogurt pitny, wczoraj zjadłam tylko sałatkę. Nie mogę uwolnić się od tej gonitwy myśli, mam wrażenie że wariuję już tak na poważnie... Sprawdzałam dzisiaj nawet objawy schizofrenii ale większość się nie zgadza. Co to może być??? Co z tym zrobić?! Może ten wstręt do jedzenia do podświadome dążenie do autodestrukcji? Pierwszy raz od dawna nie rozumiem sama siebie i o co w tym wszystkim chodzi... Czy to możliwe żeby Mozarin 15mg dawał takie skutki? Biorę go od około dwóch miesięcy
  11. mercymona

    Chcę umrzeć!!!

    Nie mam już siły do samej siebie, własne myśli zabijają mnie od środka. Do niczego się nie nadaję, nie czuję się nikomu potrzebna, wręcz przeciwnie- uważam, że moja śmierć byłaby tylko z pożytkiem dla moich bliskich. Czuję się jak opóźniona w rozwoju (a nie jestem)... Wstaję, trzy godziny siedzę i myślę od czego by tu zacząć ogarnianie życia, idę się umyć, ewentualnie porobić coś innego przez jakieś pół h i jestem już zmęczona, sfrustrowana. Padam na łóżko i kolejne kilka godzin myślę o tym, ile dałabym za koniec tej udręki i śmierć. Cztery razy próbowałam zatruć się lekami (dwa razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy)- nic z tego. Skok z wysokości nie zawsze daje gwarancję więc myślę o torach, ewentualnie wjechaniu pod TIRa. Niestety samochód mam dosyć masywny, tu też nie ma gwarancji, że się uda. Kiedy już mówię sobie, że dość tego, że to się nigdy nie skończy i najwyższa pora pójść na te tory, to biorę duże dawki alprazolamu i jakoś się wyciszam. Do następnego dnia... I tak żyję już równo 3 lata. Sześć ostatnich prób leczenia farmakologicznego nie dało kompletnie żadnych efektów, zresztą nawet teraz jestem na Mozarinie 15mg i kompletne dno. Nie mogę zmusić się do najprostszych czynności, prawie wcale nie wychodzę z domu i wegetuję tak kolejne dni, miesiące, lata. Nie czuję żadnego sensu życia, nic mnie nie cieszy, nie widzę już dla siebie szansy na wyleczenie i jakąkolwiek przyszłość. Zrozumiałam też, że leżenie i czekanie na zbawienie (śmierć) też nie ma najmniejszego sensu, bo nikt tego za mnie nie zrobi.
  12. Zastanawiam się czy tylko mnie ten problem dotyczy- zupełny brak siły fizycznej przez pierwsze dwa tygodnie brania antydepresantów. Wszystkich ^^ Symfaxin, Asertin, Anafranil, Mozarin... Zawsze po kilku dniach brania leków mam ochotę je odstawić, bo przypominam sobie, że w depresji miałam jeszcze energię na zrobienie czegokolwiek, na prochach już nie. Biorę prysznic i jestem zmęczona zanim skończę, o większych "życiowych luksusach" nawet nie wspominając. Psychicznie czuję się nawet nieźle, chciałabym coś robić dlatego ten zupełny brak sił jest jeszcze bardziej irytujący. Na ulotkach jest, że najpierw włącza się "napęd", a dopiero później pozytywne myślenie- stąd możliwość popełnienia samobójstwa w pierwszych tygodniach leczenia. U mnie jest kompletnie odwrotnie :| Aktualnie jestem na Mozarinie 10mg i Fluanxolu (mój pierwszy neuroleptyk, lekarz zasugerował, nie kłóciłam się) 1 mg w dwóch podzielonych dawkach.
  13. Gdybym mogła zmienić jedną rzecz? Szczerze? Eutanazja na życzenie... Kompletnie nic nie stało się półtora miesiąca temu. Tak samo jak nic nie stało się przed próbą samobójczą. Żyjesz, nic cię nie cieszy, odwalasz po prostu to co musisz ale jakoś to wszystko funkcjonuje. Do pewnego momentu... Aż coś pęknie. A później już tylko systematycznie staczasz się na dno. Właśnie przeżywam to trzeci raz.
  14. Tylko że ja choruję od 2012 roku. Zdążyłam "zwiedzić" już pięciu psychologów, siedmiu psychiatrów, a nawet szpital psychiatryczny :) Farmakoterapię również podejmowałam siedem razy- dwa pierwsze skuteczne, pięć ostatnich kompletne zero...
  15. Jak w temacie... Nie mam siły na nic. Jedynie pomysł pójścia po wódkę, żeby wymieszać ją z dużą ilością Alproxu wzbudza we mnie jakiekolwiek siły witalne. Żeby to się wreszcie skończyło... A że samozwańczą samobójczynią jestem nie od dziś- obawiam się, że skończyłoby się "tylko" na długim pobycie w szpitalu. A przecież nie do tego dążę... Zaczęłam rozważać inne sposoby, które do tej pory zbyt mnie przerażały. Skok z jedenastego piętra lub pociąg (mieszkam obok torów). Od półtora miesiąca tkwię już w totalnej pustce. Wszystko przekładam na jutro, mam nadzieję że jakimś cudownym sposobem jutro nie nastąpi, następuje... Tym sposobem nawarstwiło mi się mnóstwo rzeczy. Dla normalnego człowieka do nadrobienia w tydzień, dla mnie chyba już nigdy. Wychodzę z domu maksymalnie dwa razy w tygodniu- po jedzenie. Czasami nie jem po 3 dni, bo nie mam siły umyć się i wyjść. Nie chcę się spotykać z nikim, nawet mamą i chłopakiem. Nie chcę żeby ludzie widzieli mnie w takim stanie. Właśnie leżę i zawalam bardzo ważne sprawy (ważne- gdybym miała żyć), np. sesję na uczelni. Skoro do niczego się nie nadaję, nie mogę się pozbierać, każda czynność sprawia mi ogromny ból psychiczny, to może pora pójść w prawo albo w lewo, przestać odkładać wszystko na jutro? I popełnić wreszcie samobójstwo (daj Boże skuteczne, chociaż w Boga nie wierzę)... W innym przypadku co zrobię jutro? Znowu powiem sobie "jutro"? Ile tak można? Nie mam siły już dłużej cierpieć. Ogarnąć swojego życia też nie mam siły. Pozostaje chyba tylko jedno rozwiązanie...
  16. O kurcze, a po porodzie nie było lepiej? W końcu masz wreszcie sens życia! :) Jak długo stosowałaś mix wenla+mirta? Odstawiłaś, bo było już tak dobrze czy sam przestał działać?
  17. Zdziwiła mnie opinia szpitala "zaburzenia osobowości", jeśli przez 4 lata X psychiatrów leczyło mnie na zaburzenia depresyjno-lękowe. Ktoś zatem musi się mylić... Kilku różnych psychiatrów z różnych miast albo szpital psychiatryczny... Bardzo napawa mnie to optymizmem Od ilu lat Wy chorujcie? Ilu różnych leków już próbowaliście? Ile z nich zadziałało? Czy w Waszych rodzinach są jakieś choroby psychiczne? Próbuję jakoś rozgryźć temat "na logikę"...
  18. Za pierwszym razem zaufałam psychiatrze, efektem czego jest uzależnienie od benzo. Metoda eksperymentalna z różnymi lekami też była przez 4 miesiące, wyleciałam tylko ze studiów i nic więcej
  19. Po jakim czasie wenla przestała na Ciebie działać?
  20. No właśnie zdziwiła mnie opinia szpitala "zaburzenia osobowości", jeśli przez 4 lata X psychiatrów leczyło mnie na zaburzenia depresyjno-lękowe. Ktoś zatem musi się mylić... Kilku różnych psychiatrów z różnych miast albo szpital psychiatryczny... Bardzo napawa mnie to optymizmem Od ilu lat chorujesz? Ilu różnych leków już próbowałaś? Ile z nich zadziałało? Czy w Twojej rodzinach są jakieś choroby psychiczne? Jak teraz stoisz ze studiami? Próbuję jakoś rozgryźć temat "na logikę"... Ja właśnie zaczęłam wątpić czy z tego w ogóle da się wyjść Mój ojciec leczy się psychiatrycznie na podobne zaburzenia od wielu lat, jego siostra również, moja przyrodnia siostra (ten sam ojciec) od 16. roku życia zaczęła pielgrzymki po psychologach. Może to po prostu geny i tak musi być? Tylko, że dla mnie takie życie nie ma już zbytnio sensu :/ Ile lat jeszcze mam czekać, żeby poczuć kiedyś znów chociaż namiastkę szczęścia? Pół roku, rok, dwa, pięć, dziesięć? Póki co to nie jest życie, to jest pieprzona męczarnia każdego dnia (
  21. U psychoterapeutów byłam trzech. Pierwszy mnie nie zachwycił, państwowo na NFZ, była też u niego moja mama, bo wtedy upatrywałam się przyczyny mojego stanu w sytuacji rodzinnej. Również podzieliła moje zdanie, że nic mądrego jej nie powiedział. Dałam sobie spokój. Drugi raz w maju w szpitalu psychiatrycznym miałam 3 rozmowy z inną panią, kompletnie inne odczucia, powiedziała mi kilka rzeczy, które mnie ruszyły, pomyślałam sobie "kurde trochę nie pasuje mi ta wersja ale ona ma rację", chciałam kontynuować psychoterapię u niej po wyjściu ze szpitala. Odmówiła, tłumacząc że ona pracuje metodą poznawczo-behawioralną, a ja potrzebuję psycho-dynamicznej. Ok, znalazłam taką poradnię. I znów psychoterapeutka mi nie przypasowała... Ciągle niezręczna cisza, rozmowa miała dla mnie charakter wymuszonej. Zapytałam jak taka psychoterapia będzie wyglądać długoterminowo "no będzie pani sobie przychodzić co tydzień i opowiadać o swoich problemach". Tylko że opowiadać o swoich problemach, to ja mam komu i to za darmo. Chodzi właśnie o to, że odsunęłam się od ludzi przez dziwne lęki, mam na Facebooku ~70 wiadomości do odpisania, nie chce mi się, źle mi się robi jak pomyślę, że wypadałoby to wreszcie zrobić. Nie mam siły dbać o siebie, jeszcze nigdy nie byłam tak zaniedbana, jak teraz. Przez to nie mam ochoty spotykać się ze znajomymi, bo po prostu mi wstyd. Pamiętam jak Symfaxin zaczął działać- sterta prasowania, która leżała od pół roku na desce przestała mnie przerażać, po prostu któregoś dnia zabrałam się za to nawet nie wiem kiedy i wyprasowałam, znów zaczęłam czytać, interesować się wieloma rzeczami, mieć plany, odnoszę wrażenie, że koncentracja też mi się wtedy poprawiła. Potrafiłam też pomyśleć sobie "kurcze jak ładnie dzisiaj słońce świeci, ale super, życie jest piękne". Tak chyba żyją normalni ludzie, prawda? Nie wiem już.... Teraz są tylko lęki, zrobienie czegokolwiek wymaga ode mnie maksymalnego wysiłku, najchętniej leżałabym tylko w łóżku pogrążona w swoich myślach. W nocy nie mogę spać, dręczą mnie myśli i lęki, rano nie mogę się dobudzić, a pierwsza myśl jaka mi przychodzi to "k**** kolejny dzień się zaczął, wypadałoby dzisiaj coś konstruktywnego wreszcie zrobić tak dla odmiany". Szukam jeszcze w czymś nadzieji. Psychoterapia, farmakoterapia? Po czym nachodzą mnie myśli, że jestem beznadziejna, nigdy z tego nie wyjdę i najłatwiej będzie skończyć z tym raz na zawsze. Jakieś pomysły jak i czym się ratować?
  22. Kontrast nie wiem czy komplementy od "świra" się liczą ale wydaje mi się, że masz większą wiedzę, niż niejeden psychiatra. Skąd wiesz np. o CRF, jeśli nigdy nie stosowałeś, jak sam wspomniałeś? Ta cała wiedza z forów?
  23. Kontrast o depresji atypowej też nigdy nie słyszałam, przeczytałam właśnie teraz. Niestety mnie chyba nie dotyczy, nie mam "wzlotów" na skutek pozytywnych wydarzeń w moim życiu, odczuwam anhedonię i mam problemy z bezsennością. O lekach typu MAO też nie słyszałam... Ciekawi mnie skąd u Ciebie tak duża wiedza na ten temat? Tak jak pisze Stracona100- czy lekarze kuźwa nie znają tych cudownych leków? Byłam u 6-7 różnych psychiatrów, poczynając od małych państwowych ośrodków zdrowia psychicznego, na prywatnej warszawskiej klinice skończywszy. I jak sam zauważyłeś, ta sama grupa leków, ewentualnie "zaczniemy od tego co ostatnio działało" (raczej kiedykolwiek zadziałało ^^) czyli Symfaxin...
  24. Jeśli chodzi o typowe antydepresanty, to całe poprzednie wakacje spędziłam na "strzelaniu" pani doktor- Symfaxin 75, Symfaxin 150, Asertin 50, Asertin podwójna dawka, Anafranil. Nie ruszyło nic, zawaliłam tylko studia. Stwierdziłam, że widocznie już nic mi nie pomoże i wegetuje sobie na samowolce z benzo. Chętnie bym je odstawiła, gdyby najpierw jakiś antydepresant zaczął działać i miałabym chociaż cień silnej woli...
×