Skocz do zawartości
Nerwica.com

lula30

Użytkownik
  • Postów

    73
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez lula30

  1. nerwa, oczywiście, że trzeba znać umiar, ale jeśli ktoś - tak jak ja - ma dolegliwości żołądkowe to sorry, ale przyczyny organiczne trzeba wyeliminować zanim zacznie się leczenie psychiatryczne. Jak lekarz zleca badania to źle, bo drąży. Jak nie zleca badań to źle, bo olewa temat. No trochę rozsądku!
  2. wg mnie robienie badań ma sens, bo to udowadnia pacjentowi, że problem tkwi w głowie, a nie w ciele i myślę, że to bardzo odpowiedzialne i poważne potraktowanie sprawy przez lekarza.
  3. nefretis, pogadaj szczerze z tym lekarzem i pozwól, żeby Cię pokierował. To jakiś psychiatra z polecenia?
  4. krzosl, wiemy jak się boisz, my też się boimy, naprawdę. I nie bluźnij z tymi innymi chorobami - na świecie są choroby przewlekłe, nieuleczalne, okropne i wyniszczające to "a ja się z tym duszę już pół roku" no wybacz, ale bardzo mi Ciebie szkoda, faktycznie masz najgorzej na świecie.
  5. krzosl, tak, też tak mamy - poczytaj forum a dowiesz się, że poranek to koszmar nerwicy/depresji - wielu ludzi ma wlaśnie wtedy znacząco nasilone objawy lękowe. Poza tym chłopie, masz typowe natręctwa, nad którymi musisz pracować. Nie uleczy Cię z tego pigułka (choć Mili dobrze mówi - nie ma poprawy to trzeba zmienić lek skoro już chcesz polegać na farmakoterapii) ani terapeuta, który "cię z tego wyciągnie" bo to się tak nie odbywa - im szybciej to do Ciebie dotrze, im szybciej zrozumiesz, że nie masz pecha ale szczęście, że dopadło Cię jedynie coś takiego tym szybciej będziesz mógł wziąć byka za rogi i zacząć rozwiązywać problem.
  6. Mili89, aleś skoczyła na chłopaka nie uważam, żeby krzosl reprezentował zdartą płytę bardziej, niż inne osoby aktywne w tym wątku. Może mówi jednozdaniowo, może nie odnosi się do tego, co mu się odpowiada, może nie ma takiego barwnego zasobu słów i dolegliwości jak my, ale wszyscy tu zachowują się raczej podobnie :) i żeby nie było - mnie też to wkurza i mam ochotę przewijać te posty, ale czemu nefretis, nerwę, aleksandrę czy kogokolwiek tu można miesiącami głaskać po głowie i czytać wciąż to samo, a zagubionemu chłopakowi się obrywa. Poza tym Mili strasznie się cieszę, że tak u Ciebie dobrze, że się z Ciebie taki odważny harpagan zrobił i w ogóle! To wielki sukces :) krzosl, jeśli chcesz się tu po prostu wygadać to powiedz to od razu, bo niektórzy userzy poświęcają Ci sporo czasu na rady, pomoc, interpretację, a Ty nawet nie zająkniesz się w tym temacie tylko stale swoje i swoje. Bubu77, mnie takie duszenie od żołądka, niemożność wzięcia oddechu są dooooskonale zdane. Czasem nawet mówię do męża, że mnie dusi żołądkowo. nefretis ja jak zaczynałam terapię to na wstępie powiedziałam, że "i tak nic mi to nie da". Na jej zakończenie terapeuta uściskał mi dłoń i powiedział "brawo, dopięła pani swego, założyła pani że sobie nie pomoże i to zrobiła. ależ determinacja!" - antydepresanty to nie magiczne tabletki, mogą nie zaskoczyć, może to być zła dawka, no wiele róznych rzeczy, ale już wiesz, że jak nie pomogą, to znaczy, że dzieje się coś złego - czyli zostajesz w swoim bezpiecznym kołowrotku strachu. Wiem, że ludzie w różnych stanach sięgają po tabletki. Wiem, że mogą one wyciszyć lęki i uspokoić somatykę - i super! Ale jestem na 100% pewna, że jak nie zmieni się swoich sposobów myślenia to wszystko kiedyś wróci. Ja mam mnóstwo ćwiczeń z terapii, całe zeszyty i teraz do nich wróciłam. Wiadomo, myśli - okropne, natrętne, męczące - pojawiają się i nie można założyć, że nie będzie się myślało o niebieskim słoniu. To się nie uda, bo wiemy, co od razu pojawiło wam się przed oczami. Złe myśli można próbować zamieniać, w łatwy sposób odpowiadając sobie ma pytania: czy ta myśl mnie wspiera, czy dołuje? czy w jakiś sposób mi pomaga? jakie są przesłanki, że jest racjonalna? czy mogę zmienić ją na mniej przykrą? Małe kroki! Ps. co do libido - ja mam w drugą stronę. Mnie seks rozładowuje, uspokaja, pozwala się oderwać więc mam ochotę uprawiać go kilka razy dziennie. Mój mąż czasem ma mnie dość
  7. a co mają powiedzieć osoby leżące teraz na onkologii? albo czekające na przeszczep, na który moga się nie doczekać? One czymś zasłużyły, mają lepiej niż Ty? Licytowanie się i użalanie nad sobą to najgorsze co może sobie nerwicowiec, serio. Weź dwa wdechy, poobserwuj swoje myśli, poczytaj co Ci tu wszyscy pisali i zamiast tracić czas na pytanie "dlaczego" pomyśl co możesz z tym zrobić. Ja też nigdy nie szczepię się na grypę. Moja mama zaszczepiła się raz kilka lat temu i tak chorowała w sezonie, że masakra. Nikt mnie nigdy nie przekona do tej szczepionki.
  8. nefretis, wczoraj sobie popłakałam lekko, popanikowałam, ale nawet niczego nie zażyłam i przespałam całą noc. Póki co nie dzieje się nic nowego. I trochę źle mnie zrozumiałaś - ja też mam lęk stały. Ale wyznaczam sobie czas w którym mu się poddaję i pozwalam mu szaleć jak tylko mu się podoba. I ja też mam stałe dolegliwości.. idę na spacer z psem, rozmawiam z ludźmi mając takie ataki mdłości, że blednę, ściska mi szczękę, w momencie mam albo Saharę w buzi, albo taki ślinotok że muszę tę ślinę wypluć, ale mimo tego robię to co sobie zaplanowałam. Odwracam uwagę od tych mdłości kaszląc (Mili też o tym pisała, ja robię identycznie). Albo idę przez Rynek, szarpie mnie na wymioty, nogi mi się plączą, ale stwierdzam, że dam radę. Czasem daję i przejdę cały dystans, czasem zawrócę po 200m, ale przestałam się tym pałować i cieszę się, że jestem 200m ponad swoim lękiem. Męczy to, ale nie wycofuje się z życia. W tamtym roku każdego wieczora postanawiałam, że "jak jutro będę dobrze się czuła to zrobię to i to" - wstawałam ze starymi dolegliwościami, wkurzona, zrozpaczona i odkładałam to znów na jutro. A teraz po prostu żyję tyle, że z objawami. Nie nastawiam się, że będę się dobrze czuła. Nie postanawiam sobie, że nic mi nie będzie, ale obiecuje sobie, że bez względu na okoliczności wyduszę z tego dnia ile się da. Czasem to 5% normy, czasem 80%. Widzisz, dziś np. dopiero wstałam, choć miałam ochotę żeby łóżko mnie pochłonęło na wieki wieków amen. Nic nie przejdzie nagle, samo, ot tak pewnego dnia. Z góry da się spaść w kilka sekund, ale wyjście na nią wymaga pracy, wysiłku, zaciśnięcia zębów. I nie jestem odważna, ani pewna siebie. Jestem zdeterminowana, bo ja nie chcę tak żyć. Czemu nie spróbujesz metody małych kroków? Drętwieje mi ręka - no ok, drętwieje, ale idę na spacer, pogapię się na drzewa. Chcę googlować objawy - dziś sobie odpuszczę, jeśli jutro nadal będę chciała to to zrobię. Mam ochotę wypytywać wszystkich, czy nic mi nie jest - nie zrobię tego, bo wcale nie muszę i pogadam z rodziną o czymś innym. - to są małe rzeczy, na początku mega trudne, ale niosą postępy. I wiesz, to działanie powinno dawać nadzieję, a nie czekanie. Nie oczekuje się zmian robiąc wciąż to samo.
  9. nefretis, ja staram się Ciebie pocieszyć, zmotywować, a Ty chcesz mnie dobić? :) Rok temu wpadłabym w płacz, panikę i nie jadłabym przez tydzień. Dziś stres trwał pół godziny i wróciłam do swoich zadań. Nie mam na wszystko wpływu. Właśnie zjadłam obiad, zażyję większą dawkę leków na odporność. Mdli mnie i boli mnie brzuch, pewnie, że mnie to wkurza, ale robię swoje. Staram się podchodzić do tego spokojnie, nie mówię, że stres w skali 0-10 wynosi 0, ale przez chwilę było to 7, a teraz ustabilizował się na 3. I nie chodzi o to, żeby to wypierać. Akceptacja na zasadzie "akceptuje, akceptuje, wtf czemu to nie znika skoro to akceptuję" nie jest żadną akceptacją. Ja przyjęłam sobie strategię, że daje sobie pół h dziennie na moje chore jazdy, wyszukiwanie alertów o ogniskach norowirusa, na czytanie forum, na trzęsienie się i użalanie nad sobą. Pozostały czas nawet gadam z tymi myślami, wyobrażam sobie, że siedzą mi na ramieniu i po prostu idziemy przez świat razem. Nie jest idealnie, ale dla mnie to o wiele lepsze niż uleganie każdego dnia. No, bo wolisz żeby było chu*owo, ale stabilnie, a zdrowienie wymaga wejścia na szersze wody. Wiesz, "statki najbezpieczniejsze są w portach, ale nie zbudowano ich by w nich stały". Przyjmij do wiadomości, że nie masz wpływu na objawy, na myśli, ale masz 100% wpływu na to jak na nie reagujesz - i od tego zacznij.
  10. leniek644, informuj co z psiakiem! Sama jestem psiarą do kwadratu, wiem jaki strach ogarnia, gdy coś z czworonogiem jest nie tak. Na pewno nie zaszkodzi, gdy tego guza obejrzy weterynarz. W każdym razie - informuj i trzymam kciuki! nefretis, nic Cię nie opętało. Ani Ciebie, ani mnie, ani żadnej z osób, które szargają tu sobie nerwy. nefretis, robisz coś co mi uświadamiano na terapii - uzależniasz swój stan od czynników zewnętrzych, a to od dzieciństwa, a to od lekarki, która się myli, a teraz od opętania. Przez to masz wrażenie, że nie masz nad tym kontroli tylko, że wszystko dzieje się Tobie, a nie że sama to sobie robisz. To co nas spotyka to zwyczajne nawyki i schematy, które mimo swojej beznadziei dają nam jakieś chore poczucie bezpieczeństwa. Dlatego obracamy się wokół ciągle tych samych myśli, czynności, rytuałów. Bardzo tego nie chcemy jednocześnie wciąż to robiąc. Niestety to jak z alkoholikiem - żeby przestać pić musi przestać pić i właściwie jakie tu ma znaczenie, że bez procentów cierpi, że go mama nie kochała, żona zostawiła? To są usprawiedliwienia, jeśli się chce to trzeba podjąć kroki. Pewnie, że łatwiej zniwelować czynność niż schematy myślowe, no ale kurde trza o to zawalczyć! Nawyki kształtują się w ciągu 21 dni - kiedyś terapeuta dał mi zadanie, żebym nie wchodziła na forum przez 3 tygodnie. Za pierwszym razem złamałam się i weszłam. Za drugim nie weszłam - przez kilka dni czułam mega pustkę i kuszenie, potem ciekawość, po jakimś czasie w ogóle przestałam o tym myśleć. To miało mi pokazać, że to o czym i jak myślimy jest kwestią wyboru. Głowa ma parszywą skłonność do wchodzenia na dobrze znane ścieżki, a wierz mi - ja wiem jaką żałością pachnie błędne koło. Mam prawie 30 lat a jeszcze rok temu potrafiłam płakać nad połówką kromki z dżemem, która kazał mi zjeść mój mąż bo nie jadłam już 3 dni. Błagałam go, żeby mi obiecał, że nie będę rzygać. - to był mój przykład zewnętrznego umieszczenia poczucia kontroli, oddanie odpowiedzialności komu innemu. Ja teraz też niepokojąco wracam na stare śmieci, dziś mój tata wrócił z pracy chory, z biegunką i mdłościami czyli mój największy koszmar. I mi powiedział, że oby to nie była kolka nerkowa, bo coś dawno nie miał i wiesz co powiedziałam? OBY TO BYŁA KOLKA, A NIE WIRUS ... taka jestem żałosna, że wolę, żeby mój tata męczył się w bólach niż żeby to był durny wirus i żebym - broń Boże - nie zaraziła się sraczką. No trochę mi siebie żal szczerze mówiąc...
  11. nefretis, to co Ty wyprawiasz to jakiś obłęd przecież te wyniki to jakieś minimalne odstępstwa, człowiek to nie jest idealna maszyna.. wyniki badań zawsze interpretuje się obrazowo, a nie przez pryzmat pojedynczych parametrów. Skoro nie ufasz lekarce, bo rzekomo Cię olała, nie chcesz chodzić do lekarzy, bo jeszcze coś znajdą, nie zaufasz psychiatrze, bo to na pewno coś innego to kto i jak może Ci pomóc? Nie widzisz tego błędnego koła? Kręcisz się jak w kołowrotku. Odpuść trochę, zatroszcz się o swoją kondycję psychiczną, zaufaj komuś... I tak, ja też mam czasem super humor i i tak mam dolegliwości fizyczne. Wróciły mi permanentne mdłości, ale wiem, że można z tym żyć i sukcesywnie pokonywać tylko, że to jest cholernie ciężka praca. "Chodzenie na terapię", magiczne pigułki to trochę za mało. Trzeba coś postanowić, zacisnąć zęby i zapie*dalać. Nie myślisz sobie czasem, że w sumie czym różniłoby się Twoje życie, gdybyś faktycznie na coś chorowała? I tak czujesz się źle i tak nie korzystasz z życia mimo, że masz ku temu super możliwości. Podejrzewam, że Twoje cierpienie jest teraz większe niż w przypadku wielu tych chorób, których tak się boisz.
  12. Hej hej :) stale Was podczytuje (miałam kiedyś tylko zerknąć na forum i oczywiście co? zostałam. Mąż się na mnie złości i ma rację) i kibicuje sukcesom, współczuję gorszych chwil. Mam tak samo jak Wy - jestem przekonana, że jak przestanę się bać to TO (Czyli rzyganie) mnie spotka. Nie mogę uśpić czujności. Paradoksalnie, od kiedy tu wróciłam jestem na lekkiej równi pochyłej, oczywiście w dół. Pewnie, że to nie taki paraliż jak w zeszłym roku, ale jest dużo gorzej niż np. 2 miesiące temu - muszę się mocno wziąć za pracę nad sobą! Wiecie, teraz taki sezon, że co chwilę słyszę o grypie żołądkowej. Ja wszystkie choroby niezwiązane z wymiotami mogę mieć, śmiało, ani mi nawet oko nie zadrży. Ale te wymioty to nadal mój mentalny horror. nefretis - jak czytam jak Ty się odżywiasz to wow, ja powinnam nie żyć. Potrafię zjeść: rano nic, potem o 15:00 bułka z dżemem, o 20:00 makaron z pesto. Albo rano bułkę z masłem orzechowym, a wieczorem kanapkę z łososiem. Nie wiem jak mój organizm to ciągnie
  13. Ło kurde, dziewczyny, współczuję ale! czy to ma być wsparcie? "u mnie w regionie panuje grypa żołądkowa", "u mnie w domu już wszyscy chorzy", "co chwilę słyszę, że ktoś rzyga" - no masakra! dla kogoś w gorszej formie to atak paniki gwarantowany... u mnie też ostatnio gorzej, wkurza mnie ten sezon i ta pogoda i jakoś czuję po kościach, że tym razem nie będę miała tyle szczęścia i mnie to nie ominie ale trudno, może po prostu czas się z tym zmierzyć Psychotropka, a jak z Tobą?
  14. Psychotropka - no mnie tego tłumaczyć nie musisz! Walcz o siebie, naprawdę można to pokonać! I tak, wierzę, że można pozbyć się emeto w 100%, mi na razie udało się w jakiś 70%, sporo walki przede mną, ale to co jest teraz a było rok temu to niebo, a ziemia...
  15. Mili, Kochana, szalejesz! Super Cię czytać, bo pamiętam, że było nieciekawie. Te dzieciaczki chyba dają Ci sporą motywację, no nie? :) Wiem jaka to radocha, ja jakiś czas temu wyszłam z centrum handlowego, po zakupach, na luzaku i się popłakałam ze szczęścia :P Nerwa. widzisz? Nasze głowy są mega przewrotne, ja akurat objaw w postaci nieustających mdłości znam aż za dobrze. Nie wiem czy śledziłaś moje wpisy, ale rok temu potrafiłam funkcjonować o połówce bułeczki z dżemem dziennie, na wymioty brało mnie ciągle, zamykałam się w domu bo byłam pewna, że rzygnę, a to moja największa fobia, największy lęk. Potem w myśl zasady push it zaczełam wychodzić ze strefy komfortu i - mimo tragicznych, stresujących i pełnych objawów początków - to dało efekt! Parę miesięcy temu jechałam malować pannę młodą, na rynku głównym. No kurcze, koszmar agorafobika i co? Od rana mdłości jak masakra, ale jak dojechałam na miejsce to już był dramat. Robiło mi się słabo, kręciło w głowie, po plecach płynął pot, żołądek podjeżdżał do gardła, kaszlałam tak, że aż mnie szarpało Poszłam do apteki po Validol, a farmaceuta się mnie pyta czy nie potrzebuję pomocy bo źle wyglądam (serio, własnie takich słów wtedy potrzebowałam). Nie mogłam wystawić dziewczyny, po prostu nie mogłam. I poszłam. O dziwo nic mi się nie stało, po godzinie byłam uśmiechnięta, objawy minęły, przyszedł głód (dla mnie uczucie lepsze niż orgazm). Ależ mi to dodało skrzydeł!! Teraz chodzę do sklepów, na zakupy, do urzędów. Czasem coś mnie ściśnie, organizm sobie przypomni ale whatever, pozwalam mu robić co mu się podoba, nie walczę, bo wcale nie muszę się dobrze czuć, by np. wyjść z domu :) nefretis, bardzo mi przykro, że u Ciebie tendencja taka mało optymistyczna. Nie weź mnie za psychiczną, czy za stalkera, ale serio, wchodzę tu, żeby poczytać co u Ciebie, że może jest lepiej, rzucić Ci jakąś moją złotą radę (wiem, nikt nie prosi, nie będę się wychylać, luzik :) ) Po prostu mimo naszych zgrzytów jesteś mi jakaś bardzo bliska, nawet nie wiem z czego to wynika. Mocno trzymam za Ciebie kciuki!! A ja we wtorek pojechałam do Warszawy, pociągiem! Sama :) Byłam na 3 spotkaniach, w restauracjach, hotelach. Jadłam przy ludziach, w obcych miejscach, załatwiłam wszystko, co miałam załatwić. Jaka ja się po tym czułam spełniona! Wg zauważyłam, że umawiając się z ludźmi już nie uprzedzam faktów profilaktycznym komunikatem: "ok, oczywiście jeśli będę dobrze się czuła" - po prostu o tym nie myślę. Widzę w sobie duże zmiany, ale nadal mam rzecz jasna zjazdy. Dziś wstałam z bólem gardła, co mnie mocno nie pocieszyło, bo skoro mnie boli tzn. że mam obniżoną odporność, a to z kolei znaczy, że mogę złapać grypę żołądkową, nie? Wiadomo, stare mechanizmy próbują znów być górą. Nie daję się!
  16. Psychotropka, o kurcze aż tak źle? Mega współczuję Masz jakiś plan co dalej?
  17. nefretis, przykro mi, że czujesz się dotknięta, ale nie wycofam się ze swoich słów. Musisz mieć ogromny komfort posiadania wokół siebie ludzi bardzo wyrozumiałych. Nie, nie mam dzieci, w życiu nie chciałabym przekazać komukolwiek takiego shitu z jakim sama się zmagam. Wiem, że bardzo chcesz i w ogóle wszyscy bardzo chcemy, ale nie jest chcenie - to kur*a ciężka praca o odzyskanie życia. Jak ja przestałam mierzyć temperaturę? Ano wstawałam, mierzyłam i wyznaczałam sobie godzinę, o której zmierzę znów. Takie małe wyzwanie. Najpierw to była godzina po godzinie, potem później i później, aż zapomniałam i stopniowo wygasł we mnie ten nawyk. Ale dobra, nic na siłę. Trzeba mnóstwo siły i uporu, żeby ruszyć z martwgeo punktu, a najlepsze ku temu jest porządne wkur*ienie się. Też mam dni, że prędziutko wracam do znanych schematow, ale wtedy pieronem się pacyfikuje, bo za żadne skarby nie chcę wrócić do takiego stanu w jakim byłam. A wyrozumiałość przy zaburzeniach lękowych - wg mnie - nie polega na poklepywaniu się po ramieniu, sorry. I nie, nie gardzę ludźmi z forum, wręcz przeciwnie, dlatego nadal przeżywam wasze historie, cieszę sukcesami i naprawdę martwię jak jest u Was źle. Mówię tylko, że to co tu się dzieje to nie jest grupa wsparcia, a budowanie spirali objawów i obaw. I może miałam cichą nadzieję, że fakt, że da się i można komuś doda siły i odwagi.
  18. nerwa, nie chcę nikogo wpędzać w poczucie winy, może i moje słowa były ostre, ale wg mnie są granice zachowań, których nie powinno się przekraczać. Nie można wszystkiego usprawiedliwiać swoim stanem. Wiem, że córka nefretis ma emetofobię i WIEM jakie to jest PIEKŁO Poza tym tak jak mówi (mądrze!) Mili - choćby nie wiem co się działo człowiekowi pod kopułką to zwykła chęć ochrony tych, których się kocha powinna wygrać. Poza tym OK, nie moj cyrk, nie moje małpy, nie mnie oceniać, ale skoro już ktoś się wypowiada i prosi o komentarz to zechciałam się wypowiedzieć i ja.
  19. nerwa, dzięki :) dłuuugo o to walczyłam, miałam mnóstwo upadków po drodze, nie przyszło to bez bólu i z dnia na dzień. Ale warto było! Kurcze, widzę, że to specyfikacja tego wątku, w jednej chwili mówić o wegetacji i o walce o życie, a za chwilę, że węzeł chłonny to na pewno podejrzany mili, doczytałam kilka stron wstecz i gratulacje!!! i pracy i postępów, super Cię teraz czytać!! :) nefretis, jeszcze tak myślałam o tym co napisałaś i doszłam do wniosku, że Twój mąż to jakiś świety człowiek. I bez względu na to, jak potoczy się Twoje życie to to co robisz dzieciom to skur*ysyństwo, którego nic nie usprawiedliwia, nic. Wychowujesz małych, obsesyjnych ludzi, nie wiem jak tak możesz
  20. Hej! Z tej strony alu, myślę, że kilka osób powinno mnie pamiętać :) Zalogowałam się jakiś czas temu, by zanotować o postępach w moim macierzystym wątku o emetofobii, ale - może błędnie - czuję się zobowiązana wypowiedzieć się też tutaj. Minęło 6 miesięcy od kiedy zniknęłam z forum, w tym czasie zmieniło się wiele. Wzięłam się za siebie, stanęłam twarzą w twarz z tymi cholernymi lękami i objawami. Dla niewtajemniczonych - miałam silną emetofobię, nie jadłam (ważyłam 43kg..), nie mogłam wyjść do miasta, sklepu, parku, bo czułam że mdleję i miałam odruchy wymiotne. Płakałam codziennie, googlowałam, czekałam na najgorsze i wsłuchiwałam się w każdy objaw. Też skończyłam terapię, która "nic nie dała" - terapia to nie jest pstryczek, który przestawi magiczny przełącznik w głowie. Jeśli pacjent jest uparty to nic nie zadziała. Trzeba trafić na ogarnięta osobę, a nie nastawioną na długi proces zbijania kasy. Ja wróciłam po kilku msc do tego samego terapeuty i zaczęłam pracować na serio. Dołączyłam do międzynarodowej grupy wsparcia terapii DARE (polecam!) - dodam, że to prawdziwa grupa wsparcia, a nie licytacja objawów jak tu - niestety. Efekty? Ważę 50kg, wychodzę do miasta, jem w restauracjach, ładnie się ubieram, jeżdżę na wycieczki, zasypiam spokojnie i chce mi się żyć. Moje życie poprawiło się o jakieś 70%. Dalej mam fobię, oczywiście! Ale nie determinuje już ona 100% mojego czasu. Pierwszym krokiem do zmian było skasowanie konta z forum, sporo mi to dało. Nefretis - nie wiem czy sobie życzysz, żebym wypowiedziała się w Twojej sprawie, ale pamiętam, że miałaś już czas, że miałaś chwycić byka za rogi. Ja nie wierzyłam, że wypracowanie nawyku to 21 dni. Serio, 3 tygodnie, by pewne rzeczy weszły nam w krew np. niemierzenie temperatury (sama potrafiłam mierzyć co 20 min przez cały dzień...), nie sprawdzanie objawów, nie kierowanie swojej uwagi w ich stronę. Wiem, że powiesz że łatwo mówić, ale been there seen that. Bylam w podobnym miejscu, ale bardzo chciałam żyć. Nie wegetować, nie czekać na najgorsze. Uciekają Ci najlepsze lata. Jeśli nie dla siebie to zawalcz dla dzieci. Niestety, jesteś jedyną osobą, która może Ci pomóc.
  21. Lolina, poprzednie konto usunęłam - chciałam odciąć się od forum, mojej historii z emeto, zacząć obierać kurs na zdrowienie i w sumie szło mi nieźle (nadal idzie, z pojedynczymi upadkami rzecz jasna:P). Dużo pracuję, nie odwołuję spotkań i zleceń, w maju miałam ślub siostry i było bosko, przytyłam do 49kg. Wdrażam ćwiczenia z programów, o których już pisałam milion razy + dorwałam na amazonie książkę DARE, która mocno zmieniła moje życie no i prę do przodu. Ja nadal wierzę, że można się tego pozbyć w 100%. Miewam ataki mniejsze i większe, ale nie łykam żadnych leków, nie wpadam w płacz i spazmy, lęk staram się zamienić w eksytację :) W jakimś głupim momencie stwierdzilam, że sprawdzę co na forum i widzę, że np. w wątku o hipochondrii siedzą te same osoby z tymi samymi rozkminami co kilka miesięcy temu - masakra Potem napisałam posta i czekałam, aż ktoś mi odpisze więc znów musiałam sprawdzać, hehe :) Michał, alexandra - super, że u Was dobrze! Psychotropka -
  22. Heeeej! Żadnych postów od czerwca? Serio? :) Jak żyjecie, jak forma? Wasza alu :)
×