Skocz do zawartości
Nerwica.com

nvm

Użytkownik
  • Postów

    2 356
  • Dołączył

Treść opublikowana przez nvm

  1. @anemon, a jak to się w praktyce robi?
  2. Dziękuję, @Korkociąg i @oka22 Wygląda zatem na to, że mam w sobie jakiegoś złego ducha, a cierpliwe trwanie w bezruchu to egzorcyzm. Ale to jest strasznie trudne i frustrujące. To jest bardzo powolny i bolesny proces. Lubię jego efekty, ale sam proces jest dla mnie strasznie męczący i nieprzyjemny. Proszę o jakąś pomoc.
  3. @eFF, Ważne jest to, czy w chwili obecnej masz wybór. Bo są 2 opcje (odnośnie konkretnej doświadczanej chwili czasu): 1) Nie masz wyboru. To się dzieje mimowolnie, automatycznie. A zatem nie ma problemu, jest tylko pewna bezwładność . To nie Ty się wówczas kierujesz lękiem, a jedynie Twoje uwarunkowania. Ty jesteś tylko tego świadom. Jesteś tego obserwatorem. 2) Masz wybór. Wtedy możesz wybrać, czy pójść za impulsem do ucieczki i schować się w sobie, uciec w mikro-porwanie emocjonalne czy też wytrwać w prawdzie :)
  4. Czuję się jakbym miał 2 osobowości: jedna spontaniczna, a druga kompulsywna. Proszę o wstępną diagnozę i/lub jakąś pomoc. I interesuje mnie czy ktoś z was ma podobnie.
  5. Mam problem z ubieraniem tego co doświadczam w słowa. Jest na to jakiś sposób? Mogę liczyć na jakąś pomoc? Odczuwam coś w rodzaju dezorientacji, niezdecydowania, pomieszania, mdłości, frustracji, wewnętrznego konfliktu, ale to tylko bardzo odległe przybliżenia, bo nie wiem jak to lepiej opisać. Miotam się w te i we wte. Gdzie skierować swoją uwagę? Wgłąb? Na zewnątrz? Skupić się, rozluźnić? A może zostawić to wszystko w spokoju i tkwić pośrodku? Paraliżuje/blokuje mnie jakiś lęk.
  6. @eFF, lęk to jest coś co przychodzi, co nas spotyka. Ale ja mówię tutaj o prostej intencji, aby nie kierować się tym odruchowym impulsem do ucieczki, lecz zamiast tego pozwolić sobie doświadczyć to, od czego lęk chce uciec.
  7. Bardzo pomocne jest dla mnie jedno proste postanowienie: aby po prostu nie kierować się lękiem. Kierowanie się lękiem jest uciekaniem od prawdy, od chwili obecnej.
  8. Przymus co chwila wraca i chce mnie porwać. To taka wewnętrzna presja.
  9. To jest też pewien fundamentalny wybór: czy bazować swoje życie w przeszłości czy w teraźniejszości. Mam wrażenie, że wybór teraźniejszości jest jednak bardziej prawdziwym wyborem.
  10. Odczuwam mikro-żałobę, że nie wypiłem tego wspaniałego smoothie i rozpaczliwe, potępieńcze, jęczące pożądanie ku temu cudownemu napojowi.
  11. Przymus mówi: "Musisz to przeanalizować, bo inaczej będzie źle! Szybko, szybko!". I wywiera taką presję. Tworzy dyskomfort. Staram się jednak po prostu robić swoje i nie ulegać mu. Moim zdaniem to zjawisko można zakwalifikować jako obsesyjno-kmpulsyjne, ale jeśli się mylę, to czujcie się wolni do wykazania mi ewentualnego błędu (lub do potwierdzenia, że mam rację). Mam wrażenie, że takie coś raczej nigdy mnie tak naprawdę nie opuści, ale za to może bardzo mocno osłabnąć. Zawsze będę miał możliwość uwstecznienia się, niczym ten anonimowy alkoholik. Natomiast jeśli wytrwam w nie-uleganiu temu, to dojdzie do pewnej transcendencji i stanę się silniejszy. Nie będę może w 100% wolny, ale wolność może dojść nawet do 99%.
  12. Od dziecka miałem skłonności do "histeryzowania". Od dziecka miałem też trudności z zaakceptowaniem, że coś poszło nie po mojej myśli. Początkowo wciągałem w to odpowiedzialne za to inne osoby. Chciałem, żeby wytłumaczyły mi się dokładnie, dlaczego postąpiły w sposób A, skoro dla średnio inteligentnego szympansa było oczywiste, że "powinny były" postąpić w sposób B Później już tylko sam siebie męczyłem w ten sposób. I mam takie skłonności do dzisiaj - różnica polega na tym, że teraz już nie chcę temu ulegać. Męczy mnie ten przymus, oj męczy, ale pozwalam mu tylko być i staram się nie wchodzić w niego. 10 lat temu z podobnego powodu wpisałem w Google; "Jak sobie radzić z poczuciem żalu". I co znalazłem? Jakieś forum internetowe, gdzie ktoś cytował fragment "Potęgi teraźniejszości". Ten fragment od razu zrobił na mnie wrażenie. Tak właśnie trafiłem na Eckharta Tolle.
  13. Ok, wygląda na to, że włącza mi się następujący schemat: Nie wypiłem smoothie (a uwielbiam truskawki, więc byłoby super, byłbym w stanie sattwicznym) ------> Przestawię się na gorszy, bardziej depresyjny tryb (w tym: żywieniowy) -----> Będzie gorzej i nie ma żadnej gwarancji, że później będzie lepiej, że nastąpi powrót do bardziej sattwicznego trybu (w tym: żywieniowego) ; pewnie w końcu nastąpi, ale żadnej gwarancji nie ma, więc muszę przyjąć, że nie nastąpi, bo inaczej to nie będzie autentyczna akceptacja stanu rzeczy ----> Będzie gorzej i ominęła mnie lepsza ścieżka; bezpowrotnie utraciłem możliwość fajnego, sattwicznego, radosnego życia -----> Rozpacz ------> Brak akceptacji od rozpaczy -----> Chęć ucieczki od niej -----> Przymus uciekania w skupianie się na przeszłości i kompulsywne analizowanie jej, aż usunę wszelkie wątpliwości, aż pozbędę się wszelkich związanych z tym dyskomfortów -----> Wrażenie, poczucie, że jest to niemożliwe, bo nie mam wystarczającej jasności umysłu, by zrozumieć dokładnie swoją decyzję/decyzje -----> Frustracja
  14. Hej, dzisiaj taka trywialna sytuacja: Pojawił się we mnie radosny pomysł: chciałem udać się na małą wyprawę. Do określonego sklepu w malowniczym, magicznym, fajnym miejscu. Tam kupić sobie do picia pewne wspaniałe smoothie, które uwielbiam. A następnie udać się do innego, pobliskiego sklepu, by kupić sobie cudowne produkty spożywcze, które niedawno odkryłem. Wspaniały plan. Następnie chciałem się udać w niedalekie fajne miejsce i tam może się trochę pobawić na siłowni na świeżym powietrzu. Później, wracając, wpaść w takie jedno miejsce, które lubię, może coś tam przekąsić, porobić parę ciekawych rzeczy. Jednakże gdy jechałem do tamtego pierwszego sklepu, już gdzieś na początku trasy, naszła mnie spontaniczna myśl, aby jednak już wysiąść i zmienić plan. Udać się do innego sklepu i wybrać inny plan, też całkiem fajny. Ten nowy plan wydał mi się bardziej świeży i delikatnie bardziej ekscytujący na jakimś poziomie, więc go spontanicznie wybrałem. Cały relaksacyjno-wypoczynkowo-rozrykowo plan dzisiejszego dnia zatem uległ zmianie. Wszystko potoczyło się inaczej. Generalnie było fajnie, ale... Ale teraz męczy mnie to, że nie zrealizowałem tamtego pierwszego planu. I odczuwam przymus skupiania się na tym i analizowania, czy rzeczywiście musiałem wybrać tak jak wybrałem, a może gdzieś jednak popełniłem błąd?
  15. "Innym ważnym pojęciem w taoizmie filozoficznym jest wu wei. Dosłowne tłumaczenie to niedziałanie, a raczej działanie bez wysiłku, działanie w harmonii z dao. Jest to proces akceptowania i harmonizowania swego działania z nurtem wszechświata. Doświadczając dao i w ten sposób poznając je człowiek nabywa naturalnej cnoty de, która pozwala na osiągnięcie harmonii wu wei. Pod tym względem taoizm jest podobny do filozofii głoszonej przez stoików, owa zasada wu wei polega na tym, iż istnieje jakiś plan (zdaniem stoików był to plan boski, taoiści uważali, że było to Dao). Stąd też niechęć do ingerencji w odwieczne prawa świata, gdyż takowa byłaby sprzeczna z Dao." ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Taoizm )
  16. W sumie to mogę dodać zasadę numer 6: 6) Nie przejmować się, dokąd prowadzi mnie ta droga. Pozwolić sobie na niespodziankę. Cieszyć się drogą i antycypować z ekscytacją (adwent - czyli radosne oczekiwanie) tę niespodziankę w przyszłości. To jest zaiste radosne i ekscytujące.
  17. Bentinho Massaro mówi podobnie - rozprawia np. o istocie zrównoważenia miłości i mądrości, ale mówi że najpierw należy wybrać ewentualną nierównowagę na rzecz miłości (podobnie jak według niego np. Jezus), a dopiero później równoważyć to mądrością. Jak widzicie, jestem eklektykiem.
  18. Na czym polega gwałtowność? Gwałtowność polega na oderwaniu się od swojego wewnętrznego spokoju i wejściu w emocjonalne porwanie, dla osiągnięcia jakiegoś celu. Na zatraceniu się, choćby chwilowym. Cóż jednak osiągnie człowiek, który duszę swą straci, aby zdobyć świat? Dlatego też trwanie w spokoju i nie dawanie się porwać gwałtowności wymaga pewnej wiary, ufności.
  19. 1) Porzuć gwałtowność. Wyskakuję różne takie gwałtowne impulsy, chcące popchnąć by coś zrobić. Niech sobie będą, niech sobie są. Ja jestem tutaj, połączony z wewnętrznym spokojem, osadzony w nim. Obserwuję te impulsy i cieszę się tym, że wypływają, bo mogę się dzięki temu bardziej od nich 'odłączyć', uniezależnić, odzwyczaić, odwyknąć. Nie kieruję się nimi. 2) Porzuć inercję Kieruję się tym, co łatwe, co proste, co przychodzi swobodnie, spontanicznie. Tak jak zaleca taoizm. To jest moje Tao, moje Nindo. Po porzuceniu gwałtowności pozostaje już zatem tylko jedna pułapka, w którą mógłbym wpaść. Inercja - czyli tchórzostwo przebrane za niewzruszoność. To jest subtelne, ale można to rozwiązać. Jest to taka łagodna, radosna inspirująca energia. Jeśli się pojawia, to warto podjąć odwagę kierowania się nią. Nie wymaga to gwałtowności, a jedynie lekkiego delikatnego 'wysiłku' i odwagi. To "jarzmo jest lekkie a brzemię słodkie". To jest bardzo lekki wysiłek i towarzyszy mu poczucie unoszenia, bycia unoszonym. Czyli jest jakby - mówiąc językiem religijnym - współpraca z łaską. Większość pracy wykonuje Niebo, Tao, łaska. Ja wykonuję swoją małą część. Po prostu po to, aby działać agere contra i nie wpaść w inercję. 3) Akceptacja i docieranie się Wiadomo, że nie od razu to będzie doskonałe (i nieważne czy kiedyś będzie - wystarczy mi dobre przybliżenie ). Po prostu eksperymentuję i docieram się, odnajdując swoją równowagę, swój złoty środek. Z prawej gwałtowność ("nadmierny zapał" - św. Ignacy Loyola) Z lewej inercja ("oziębłość" - św. Ignacy Loyola). Ja idę drogą środka. Czasem zobaczę, zauważę to i poprawią skoryguję kurs. Iść środkiem. Zintegrować, zharmonizować yin i yang. Iść drogą łagodną, ale jednak delikatnie aktywną, a nie pasywną, popadającą w inercję, bezładność, lenistwo i tchórzostwo. Jeśli najgłębsze jest uczucie spokoju, to wchodzę w to. To jest czas na spoczynek. Ale jeśli pojawia się łagodna, radosna inspiracja, to jest pora aby zdobyć się na tę odwagę i działać. Nie zmuszać się do niczego, ale też nie powstrzymywać :) 4) I najważniejsze - w razie autentycznych wątpliwości wybierać jednak ryzyko zboczenia w stronę yang, nadmiernej aktywności (dla równowagi, bo mam tendencję do zbaczania za bardzo w tchórzostwo, w yin). No chyba, że akurat już się w tym rozkręciłem i teraz boję się wypaść z tej "formy" i już tylko dlatego chcę być aktywny, że boję się popadnięcia w tchórzostwo. Wtedy rozpoznać, że kieruję się taką obawą i powróć na środek, bardziej do yin. 5) Generalnie nie trzymać się żadnych sztywnych schematów, lecz zaufać żywej intuicji - ona jest najsubtelniejsza: Co by zrobiła teraz moja intuicja? Jak postąpiłaby teraz najlepsza wersja mnie?
  20. I teraz kontekst religijny: przyjmijmy na potrzeby dalszych rozważań istnienie szatana. Szatan może istnieć jako: a) Byt rzeczywisty b) Byt wewnątrz-psychiczny (z pewnością doświadczam czegoś, do czego mógłbym taką etykietką dopasować - dla zainteresowanych: odsyłam do książki ("Wewnętrzny świat traumy. Archetypy obrony jaźni." - Donald Kalsched)) Nie widzę sposobu, by to w praktyce rozstrzygnąć, ale dla dalszych rozważań to nie ma w praktyce większego znaczenia. Możemy przyjąć , że szatan jest kimś/czymś, kto/co nie ma racji (w przeciwnym razie odnosilibyśmy się do innego rozumienia pojęcia słowa "szatan" niż to o które mi chodzi). Nie ma prawdziwych racjonalnych i sensownych argumentów na swoją obronę. Dlatego też aby uzyskać swój efekt, musi mącić. Jego bronią jest zatem przymus. Taka presja typu: "Szybko zrób to i nie pytaj czemu!". Generalnie energia typu "MUSISZ". Coś, co wymaga zrzeknięcia się swojej wolności. Mówiąc językiem religijnym: zrzeknięcia się "godności Dzieci Bożych". Dlatego też mogę postawić znak równości między grzechem ("grzech" to inaczej zboczenie z drogi) a kompulsją.
  21. Kompulsja - każdy wybór, który nie jest motywowany racjonalnie, lecz którego celem jest zaspokojenie wewnętrznego poczucia przymusu. Dodam, że taki wybór może być dwojakiego rodzaju: 1) Działanie 2) Powstrzymanie się od działania (co jest samo w sobie również pewnym działaniem, ale bardzo subtelnym, więc może umknąć naszej uwadze) Zgadzacie się? Co o tym myślicie?
  22. nvm

    Konkluzje dnia.

    Na pewno nie w sensie dosłownym. Ale jedzenie ma ogromny wpływ na moje samopoczucie. Łatwo u mnie o dolegliwości pokarmowe. Jestem delikatny i źle znoszę nawet coś tak trywialnego jak ciężkostrawność. Dlatego też bardzo dbam o dietę :)
  23. Kto z was ma przymus powrotu na samiuśki początek/samo dno/fundament rzeczy i poukładania/uporządkowania wszystkiego od podstaw (domknięcia spraw), aby dopiero wtedy móc prawdziwie ruszyć dalej? Albo coś w tym guście?
  24. Czy wy też tak macie, że w sytuacjach kryzysowych jesteście gotów porzucić swoje kompulsje dla wyższego celu, wyższego dobra, wyjścia z kryzysu?
×